Komiks literacki. Profesor Simpletona i dyscyplina. Odcinek 21.

botero-estatua_de_botero_no_jardim_amalia_rodrigues-zdjecie-portuguese_eyses-creative-commons-2

Redaktor prowadzący wywiad zdawał sobie sprawę, że profesor Simpletona jest bardzo ważnym członkiem załogi okrętu. Komandor Jaroszka powierzał jej najtrudniejsze zadania. Była masywna i miała mocną szczękę, potrafiła przegryźć przewód mikrofonu i rozdeptać kamerę redaktora, gdyby tylko usiłował on zaatakować Komandora, choćby nawet słownie. Zachował więc ostrożność. 

– Jest pani profesorem prawa i to nie byle jakim, bo nadzwyczajnym. Mówią też, że jest pani osobą otwartą i prostolinijną. Lubi pani zjeść i wypić oraz wyrażać się dosadnie, jak to na okręcie, gdzie marynarze nie owijają przekleństw w przezroczystą bibułkę. Nazywają panią bulterierem komandora Jaroszki? Skąd ta nazwa?

– Pozwoli pan, że to ja nazwę pana gówniarzem, chyba, że woli pan być nazwany palantem, tyle się pan zna na zoologii. Jestem bulterierką Komandora, nie bulterierem. To zasadnicza różnica.

– Jaka jest pani rola na okręcie?

– Moją rolą jest utrzymać dyscyplinę na sali konferencyjnej. Komandor zatrudnił mnie do pilnowania, aby ta kretyńska opozycja nie nadużywała jego cierpliwości. Opozycjoniści mają obowiązek przemawiać krótko i zwięźle, w dodatku tak, aby podobało się to przewodniczącemu sali. On tu rządzi w imieniu Komandora. Kto się do tych zasad nie stosuje, to morda w kubeł albo wynocha z sali. Osobiście nie pozwalam mówić tej hołocie dłużej niż dwie minuty. Jeśli ktoś przekracza tę granicę, wtedy interweniuję. Mam sprawdzone chwyty: Skończ już, palancie, nie masz pojęcia, o czym mówisz! Albo: To nie jest na temat. Wyłączam pana, chamie!

– To chyba nie wszystko?

– Moja rolą jest też doskonalenie języka i zasad komunikacji załogi. Bez tego będziemy niczym, a z tym, to rzucimy inne załogi na kolana. Niech też doznają upokorzenia tak, jak my doznaliśmy w przeszłości od poprzedniego dowódcy, tego chama, i jego załogi. To były złe czasy. Nasi poprzednicy kradli i oszukiwali bez umiaru. My robimy to dużo lepiej.

– Mówią, że jest pani osobą bez honoru?

– Tak? Kto tak mówi? Pewnie jakiś burak z opozycji. Może ten cymbał z rudymi włosami zamiast przyzwoitej peruki. To tylko częściowa prawda. – Profesor Simpletona niespodziewanie złagodniała. – Tytuł profesorski przyznano mi jeszcze w czasach, kiedy honor, przyzwoitość i poprawny język były mało znane. Dzięki temu nie jestem obarczona błędami przeszłości, mówię, co chcę i komu chcę. Mamy czasy demokracji, wolności. A że język mam dosadny, to zrozumiałe. Nie wypadłam sroce spod ogona.

– Jakie prawo pani studiowała?

Prawo Kaduka w tradycji chrześcijańskiej. Święty Kaduk, Panie, świeć nad jego duszą, wyzwolił ludzi z uczuć ciągnących ich ku ziemi. Normalnie ludzie myślą, że trzeba mówić prawdę i trzeba być wzajemnie miłym dla siebie. Po co komu prawda? Czy ktoś się tym naje? Daj pan spokój. Wynoś się zresztą, prostaku, bo nie mam już cierpliwości! 

Przekaż dalej
0Shares

Komiks literacki. Dance macabre. Odcinek 14.

W kabinie panowała ciemność. Komandor podszedł do bulaja i odsunął zasłonę, aby wpuścić do wnętrza szary dzień. Był poruszony. Nie chodzi o to, że ktoś go poruszył, tylko o widok, jaki ujrzał. Spodziewał się go, a mimo to był poruszony.

Za oknem odbywał się Dance Macabre. Z grobów wychodzili zmarli i wskazywali palcami w jego kierunku, jedni oskarżająco, inni życzliwie. Był przekonany, że większość patrzyła na niego życzliwie, ze zrozumieniem. Za nimi, na dalszym planie, stały rodziny zmarłych, smutne, niektóre wyraźnie porażone cierpieniem. Byli to aktorzy. Komandor zdziwił się, że byli oni smutni i cierpiący, gdyż był to tylko spektakl teatralny zorganizowany w celach rozrywkowych i badawczych. Dowódcę natychmiast otoczyli jego zastępcy i oficerowie, aby wyjaśnić mu niektóre szczegóły dotyczące spektaklu.

Kilka lat wcześniej nastąpiła potworna katastrofa, z nieba spadł na ziemię obiekt kosmiczny i pozabijał mnóstwo ludzi. Pochowani w ziemi, teraz powstawali z niej, aby odbyć makabryczny taniec. Zbrojmistrz Sęp, wybitny znawca teorii nieszczęść, z głębokim przekonaniem i błyskiem w oku przekonywał, że obiekt kosmiczny rozpadł się w powietrzu, a nie rozbił o ziemię, i że osoby wywołane z ziemi to potwierdzą i udokumentują ponad wszelką wątpliwość. Do Zbrojmistrza dołączył Oficer ds. Prawa Morskiego, określając sytuację krótką komendą „Prawo jest prawem” i wyrażając przekonanie, że należy je stosować w sposób bezwzględny, jeśli służy ono dobrym społecznie celom.

– My, załoga statku, dowodzonego przez komandora Jaroszkę, jednoczymy się z wami w bólu. – Wymawiając te słowa oficer zwrócił elegancko nieogoloną twarz do rodzin stojących za wykonawcami makabrycznego tańca i dodał dla pocieszenia: „Prawo jest prawem, nawet jeśli wywołuje w was żal, ból i wściekłość”. Po namyśle, a może i bez namysłu, bo wszystko miał zakodowane w ścisłym prawniczym umyśle, dyskretnie przeprosił komandora, że spektakl nie odbył się po cichu, głęboką nocą, tak, jak powinien, aby nie wzbudzać zaniepokojenia, bo przecież nie ma się czym niepokoić. Komandor i sztab oficerski uznali, że rodziny będące przeciwnikami spektaklu ogarnęła niepotrzebnie gęsta mgła szaleństwa, typowa dla jednostek egoistycznych, dążących po trupach do celu.

Zapadło grobowe milczenie. Nikt nie bił braw, ponieważ wszyscy zachwycali się scenerią Dance Macabre i grą aktorską, jak również oryginalnością pomysłu i wyrafinowaną reżyserią spektaklu. Najwyższe gremia artystyczne, akademie sztuk pięknych i baletu, zgodnie uznały, że Dance Macabre przejdzie do historii tańca i teatru jako jedno z najwybitniejszych osiągnieć artystycznych komandora Jaroszki i jego załogi.

Przekaż dalej
0Shares

Komiks polityczny. Komisja ds Żeglugi. Odcinek 3.

Kapitan Jaroszka nie zdenerwował się, kiedy przyniesiono mu pismo Komisji ds. Żeglugi zawierające ocenę bezpieczeństwa i zdolności nawigacyjnych jego statku. Wiedział, że ocena będzie negatywna, nie będzie w niej nic życzliwego, ponieważ Komisja go prosiła, aby wysłał choćby posługacza kuchennego na obrady, z którym mogliby sobie pokonwersować, a on, kapitan żeglugi wielkiej, wypiął się na nich. Dlatego, jak się domyślał, oni też się zdenerwowali i mówili między sobą: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, wystawmy temu odważnikowi taką laurkę, że mu w pięty pójdzie. Napiszemy mu jednak w przystępny sposób, łagodny, żeby wszystko zrozumiał, bo to człowiek ciężki, uparty i skoncentrowany na końcu własnego nosa. Może nawet i wariat. – Dodawali niektórzy i dyskretnie coś pokazywali na czole, prawdopodobnie dezaprobatę. Nie jest to pewne, ponieważ komisja według opinii Kapitana Jaroszki i całej załogi statku była, jest i będzie oszukańcza i niegodna zaufania.

Ocena sytuacji była prosta. Komisja napisała to w opinii: „Pańska łajba coraz gorzej trzyma się na wodzie, naprawy i zmiany, jakie zostały wprowadzone przez pana w ostatnim roku są do duszy a smołowanie uszczelniające kadłub jest niewystarczające, aby łajba nie zatonęła. Komisja podkreśliła też, że mostek orientacji nawigacyjnej, który Kapitanowi przeszkadza i chce go usunąć, bo zbiera się tam hołota przy kawie, alkoholu i nieświeżych ciasteczkach, aby bajdurzyć o niczym, jest nie do usunięcia, bo żagle zwalą się kapitanowi i jego załodze na łeb w czasie byle zawieruchy. Pańscy załoganci chodzą pijani, to pobożne nieuki, na proste pytania nie umieją udzielić odpowiedzi, ciągle się modlą lub leżą krzyżem w kapliczce pokładowej, zamiast wziąć się za pędzel i malować podkłady i burty”. Tak to odczytał i odebrał Kapitan Jaroszka i jego sztab oficerski.

– Oczywiście pismo jest sformułowane w sposób oszukańczy. – Stwierdziła rzecznika załogi, ni to chłop, ni to baba, mocna w pysku jak twierdza z kamienia. Treść opinii – według niej – jest zwodnicza, pozornie uprzejma, coś w rodzaju: „Cacy-cacy, Szanowny Panie Kapitanie, my tylko Panu sugerujemy i to bardzo ostrożnie, co można by naprawić, do niczego się nie wtrącamy, w ogóle to radzi sobie Pan całkiem nieźle, choć można by troszeczkę lepiej. Zalecamy tylko i to bardzo ostrożnie, aby zechciał Pan łaskawie umieścić wszystkie ważne dla załogi wiadomości w widocznym miejscu na pokładzie, aby ludzie wiezieni przez Pana do krainy wiecznej szczęśliwości mogli się z nimi zapoznać i do nich się stosować”.

Zgodnie z przyjętą zasadą Kapitan Jaroszka kazał wyrzucić ocenę komisji za burtę statku określając ją jako nędzną, nieprawdziwą i wredną. – Oni nie mają pojęcia o statku, załodze i nawigacji. – Grzmiał Kapitan, ciesząc się razem z wiernymi załogantami, że są tacy dzielni i niezależni i mogą robić, co im się podoba i nikt im nie naskoczy. Wierzył też niezłomnie, że są całkiem bezpieczni. 

Nie była to prawda, ponieważ meteorolodzy widzieli od dawna zbierające się czarne chmury za horyzontem, które mogą pokrzyżować kapitanowi plany. Kapitan był człowiekiem niezależnym w myśleniu mocno popieranym we własnych szeregach i uważał, że taka prognoza pogody to bajka wyssana ze środkowego palca, który ludzie podnoszą, kiedy ktoś lub coś ich denerwuje.

Przekaż dalej
0Shares