Joseph Noel Paton: The Reconciliation of Titania and Oberon
Wirgil Taranta obudził się po nocy snów płochych jak myśl rozbawionej kotki, dzielących czas na dłuższe chwile czuwania i krótsze chwile marzeń. W chmurze odchodzącej senności zauważył kolorową bańkę podobną do mydlanej, wypełnioną po brzegi dziwnymi napisami. Przyjrzał im się bliżej. Wydały mu się świeże i naturalne niczym mleko prosto od krowy. Chwytał je po kolei delikatnie w palce i odczytywał. Udało mu się odczytać co najmniej pięć. Zachęcały go, aby pisał kronikę towarzyską rodzimej Cezarei, obiecując niezwykłą fabułę, żywe wątki, nagłe zwroty akcji oraz bohaterów osadzonych mocniej w rzeczywistości niż kamienie młyńskie.
Napisy były tak przekonywujące, że Wirgil Taranta wziął je za boskie polecenie.
Kiedy jednak przyjrzał się im bliżej, zauważył coś czarnego i kosmatego, jakby gruby potargany sznur. Domyślił się, był prawie pewien, że był to diabeł. To go zdezorientowało. Poczuł się zagubiony. Czerń myliła mu się z bielą a kosmatość z atłasem. Tak go to poruszyło, że skomponował poemat, rodzaj refleksji na temat dobrych i złych obszarów mocy.
Po śniadaniu, smakującym jak jaja w miodzie zaprawione cytryną, zadzwonił do Edwarda Teu, swego przyjaciela i sąsiada z osiedla, aby opowiedzieć mu o niezwykłych przeżyciach.
– Ucieszyłem się, że w końcu się obudziłem z tego snu. Zmartwiłbym się, gdybym tego nie zrobił. Męczyłoby mnie poczucie straconego czasu, a potem poczucie winy. Wolałem o tym nie myśleć, bo negatywne myślenie to najkrótsza droga do depresji. Teraz pozostaje mi tylko zająć się objawieniem. Po tej deklaracji Wirgil wyrecytował swój poemat bez tytułu:
W przepastnej nocy rozpadlinie
sen majakami opornie płynie,
przez skały myśli się przeciska
i świadomością co raz błyska.
Wspomnienie zdarzeń sen wypłasza,
śle od Annasza do Kajfasza,
od pragnień tego, co niespełnione
do żalu po tym, co poronione.
W tumanach cieni jaźni bryzgi
do bogów nocy ślą umizgi
prosząc o senne pokrzepienie;
o nocy, dnia bądź przebaczeniem!
Teu chętnie wysłuchał jego recytacji; była nadawana na jego ulubionej fali. Noc niejednokrotnie również zaskakiwała go swoimi dwuznacznymi zagrywkami.
*****
Kolorowa bańka z przesłaniem przesądziła sprawę. Wirgil Taranta postanowił pisać kronikę Cezarei, reprezentującej wzór idealnego społeczeństwa, nie tylko w Europie. Dzieląc się swym planem, Wirgil poprosił przyjaciela o opinię i wsparcie.
– Chodzi przede wszystkim o to, aby ujawnić wszem i wobec, jacy jesteśmy, co myślimy i dokąd zmierzamy. Pokazać kontrasty: lśniące morze i szorstkie sztolnie kopalniane, ludzi łysych i kosmatych, rudych i prawdomównych. Naczelnika Kukułę jak i prostego wyrobnika obsługującego taśmę produkującą samochody przyszłości z napędem elektrycznym. Mądry rząd i zagubioną w polu opozycję. Zdrowo myślące krowy i psa goniącego własny ogon. Premiera z różańcem w ręku i jego seksualną sekretarkę.
Edward Teu pomyślał, że przyjaciel zapędził się w ślepy zaułek chorobliwego entuzjazmu. Zadał sobie pytanie, dlaczego zwrócił się z tym do niego. Odpowiedź pojawiła się prawie automatycznie. – Byłem na podorędziu, na wyciągnięcie ramion. Gdybym był nieślubnym dzieckiem lub podłym złoczyńcą, też zapewne chciałby wyjawić mi swoją tajemnicę.
Zagubiony w myślach Teu nie zwrócił uwagi, że przyjaciel kontynuuje wywody.
– Cezarea i my, jej mieszkańcy, naprawdę jesteśmy pępkiem świata, a nie jakąś kropką na afrykańskim odludziu, gdzie biały diabeł mówi dobranoc czarnym mieszkańcom. Wiarę w centralne położenie i znaczenie Cezarei trzeba utrwalić i upowszechnić. To będzie moja rola.
Wiedziałem o co mu chodzi z tym pępkiem świata. O wiarę, że to co dzieje się u nas jest znaczące i ważne także dla innych krajów, może nawet i kontynentów.
*****
Decyzja Wirgila nie zaskoczyła Edwarda Teu. Pomysł prowadzenia kroniki od dawna dojrzewał w siwej głowie Wirgila. Była jak rozgrzany tygiel, w którym obserwacje i wyobrażenia właściciela przetapiały się w litery, słowa i zdania.
Wirgil Taranta rozmarzył się.
– Kronika Cezarei! Jej treść i piękno wstrząsną każdym wrażliwym czytelnikiem jak widok osiki siekanej tasakami deszczu przez wiosenny wiatr.
W tych słowach było natchnienie i poezja. Teu uznał, że przyjaciel posiada talent, który pod żadnym warunkiem nie może się zmarnować. Udzielił mu błogosławieństwa. Przyjaciel przyjął je z godnością.
Obydwaj nie zdawali sobie sprawy, jaki krzyż biorą na ramiona.
Przekaż dalej