Instrukcja rysowania słonia oraz zapowiedź zmian na blogu.

Drodzy Czytelnicy!

Zmuszony jestem zawiesić pisanie powieści “Cezarea”. Mam zbyt wiele obowiązków. Najważniejsze to znalezienie wydawcy dla moich dwóch powieści („Laboratorium szyfrowanych koni” oraz „Cztery portrety cudze i jeden własny”), które ukończyłem już kilka miesięcy temu, i ich przygotowanie do wydania (korekty, edycja, projekt okładki, skład, druk itp.) To mój priorytet. W tej sytuacji będę mógł tylko od czasu do czasu dokonać jakiegoś wpisu na blogu. Tematy mogą być różne. Dzisiaj jest nim „Instrukcja rysowania słonia”.

Pozdrawiam bardzo serdecznie,

Michael Tequila

Instrukcja jest stosowna dla rodziców, których dziecko pragnie narysować słonia. Przedstawia ona uporządkowany sposób tłumaczenia dziecku, jak powinno postępować, aby osiągnąć pożądany efekt. Ważne są też walory wychowawcze. 

  1. Pomyśl, co chcesz zrobić.
  2. Jeżeli wiesz, że chcesz narysować słonia, skoncentruj się, wyjmij ołówek i dużą kartkę papieru lub arkusz brystolu. Połóż je przed sobą.
  3. Zamknij oczy i wyobraź sobie całego słonia. Postaraj się zachować ten obraz w pamięci co najmniej przez kilka minut.
  4. Potem wyobraź sobie słonia w szczegółach. Zastanów się nad każdym szczegółem. Postaraj się jak najwięcej z nich zapamiętać.
  5. Weź ołówek do prawej ręki, jeśli jesteś praworęczny, lub do lewej, jeśli jesteś leworęczny. To już powinieneś wiedzieć. Jeśli jesteś niepewny, zapytaj mnie, to ci podpowiem.
  6. Jeszcze raz się zastanów, czy naprawdę chcesz narysować słonia. Rozważ trzy możliwości: „Tak – chcę”, „Nie – nie chcę”, oraz „Nie wiem”.
  7. Jeśli nie wiesz, to zostaw sobie czas do namysłu. Tylko nie myśl za długo. Jeśli po namyśle nadal nie wiesz, czy chcesz narysować słonia, schowaj papier i ołówek i zajmij się swoim smartfonem. Albo idź na podwórko, aby się pobawić z innymi dziećmi. Tylko pamiętaj, żeby się nie spocić lub pobrudzić.
  8. Jeśli twoja odpowiedź jest „tak – chcę”, zastanów się, czy naprawdę jest ci to potrzebne. W tym celu zadaj sobie pytania: – Po co mi słoń? – Czy ktoś inny rysował przede mną słonia? Jeśli tak, to jakie odniósł z tego korzyści? – Czy narysowanie słonia da mi jakieś korzyści? Konkretnie jakie? Jakie ryzyka wiążą się z narysowaniem słonia? Co będzie, jeśli stanie mi na nogę? Albo wejdzie do składu porcelany i narobi szkód? Kto za nie zapłaci? Zadaj sobie też inne ważne pytania: Jakie koszty wiążą się z utrzymaniem słonia? Co z klatką, wybiegiem, wyżywieniem i higieną? Kto będzie się nim zajmować?
  9. Jeśli twoja decyzja jest nadal na tak, nie przeciągaj sprawy w nieskończoność i narysuj wreszcie tego słonia, bo mnie szlag trafi! Ileż można tłumaczyć, jak narysować słonia!?

Przekaż dalej
0Shares

Myślę, więc jestem. Poradnik dla nieświadomych. Część 3

Rozpoznanie stanu myślenia i zdrowia psychicznego, o którym mówiłem wcześniej, jest ważne także w relacjach z samym sobą. Każdy prowadzi dialog wewnętrzny – Wiktor spojrzał na mnie z uwagą, zapewne chcąc upewnić się, że nie jestem wyjątkiem. Ponieważ nie zaprzeczyłem, kontynuował.

Kiedy mówię do siebie: Ty kretynie, jak mogłeś to zrobić? – twarz Wiktora ożywiła się nadzwyczajnym wglądem we własną świadomość – to podświadomie ostrzegam się przed niebezpieczeństwem zejścia na drogę bezmyślności. Jeśli popełniłem poważny błąd, wybaczam go sobie i notuję w pamięci pobraną od życia lekcję.

Nie wiń siebie za błędy, ale dbaj o rozwagę w podejmowaniu decyzji i pamiętaj, czego się nauczyłeś na błędach! Ale tylko własnych, ponieważ nie można uczyć się na cudzych błędach. Nie są one dostatecznie dotkliwe i wyraziste, aby wryły się w naszą pamięć. Biedni ci rodzice, którzy mają nadzieję, że ich dzieci nauczą się wiele na ich błędach. Trochę, tak. Ale wiele? – twarz Wiktora wyrażała niezmierne zdziwienie, że można tyle oczekiwać od potomka.

Teraz dokończę mój skromniutki wykładzik na temat drugiej kategorii niemyślenia – Wiktor westchnął, jakby mówienie o temacie sprawiało mu przykrość. Używam słów „skromniutki wykładzik” podobnie jak niektórzy Polacy używają dziecinnych sformułowań w rodzaju „pieniążki”, kiedy mówią o 250.000 zł. Nie jest to zdrowe zdziecinnienie. Przypomina ono raczej kurczenie się organu myślowego do poziomu móżdżku sepleniącego przedszkolaka, choć dzisiaj zadbany przedszkolak wysławia się piękniej i bogaciej niż zaniedbany dorosły. Patrząc gdzieś w bok w przestrzeń mój rozmówca krzyknął: Dziadkowie i babcie, potwierdźcie prawdę moich słów!

C.d.n.

Przekaż dalej
0Shares

Dzieci-rodzice-dziadkowie. Komunikacja i moralność.

Dobra dyskusja o komunikacji i moralności nie wymaga niczego więcej niż stół, temat, dyskutanci oraz duża odległość od rodziny. Dobrze, jeśli na stole znajdują się jeszcze cztery kieliszki, których zawartością można schłodzić gardło rozpalone dyskusją oraz orzeszki, których żucie zastępuje gryzienie paznokci w momencie gniewu, w jaki nas wpędzają inni dyskutanci.

Przypadek, który opisuję, obejmuje rodziców, których syn mieszka za oceanem oraz dwoje dziadków, których wnuczki też mieszkają za oceanem (ale innym).

Tematem dyskusji było: Jak kontaktować się z dziećmi i wnukami, które są na tyle niezrozumiałe lub buntownicze, że piszą i pokazują siebie i swoje rodziny na Facebooku, a nie mają czasu, aby przekazać garść informacji i kilka zdjęć emailem lub wykręcić numer telefonu i pogadać z australijską rodziną. Dwie panie uczestniczące w dyskusji reprezentowały pogląd, że dzieci i wnuki mają (święty?) obowiązek podtrzymywać kontakt emailowy lub telefoniczny z rodzicami i dziadkami. Jest to bardziej osobiste, przyjemne i zaangażowane niż komunikacja przez Facebook, który źle się kojarzy osobom dojrzałym bądź konserwatywnym. Wynika to również z obowiązku dziecka (nawet jeśli ma ono 40 lat) wobec rodziców i rodzica rodzica czyli dziadka lub babci.

Mój punkt widzenia był inny. Skoro Facebook jest uniwersalnym narzędziem komunikacji społecznej, to treść i zdjęcia tam zamieszczone mogą być czytane także przez rodziców i dziadków. Warunkiem jest akceptacja takiego poglądu i nauczenie się korzystania z Facebooka. Nie mam oczywiście nic przeciwko temu, aby (niezależnie od Facebooka) dzieci i wnuki traktowały najbliższą rodzinę za oceanem lepiej niż przyjaciół i znajomych (w tym samym wieku) i podsyłały im emaile ze zdjęciami lub łączyły się telefonicznie. Niekoniecznie tak często. Powiedzmy raz na dwa tygodnie.

Argumentu „Facebook czy prywatna korespondencja z rodzicami i dziadkami” nie rozstrzygnęliśmy. Może będę zbyt obcesowy, ale nie liczyłbym w tym zwariowanym świecie na tak wielką miłość dzieci i wnucząt, aby rezygnowały z części czasu poświęconego facebookowaniu na rzecz pisania emaila lub telefonowania do rodziny. Trzeba wykazać własną inicjatywę. Uważam, że „noblesse oblige” (szlachectwo zobowiązuje) jest zasadą ważną i stosowalną. To znaczy, jeśli Bóg dał ci rozum i wykształcenie, to zobowiązuje cię to moralnie do nauczenia się podstaw korzystania z nowoczesnego narzędzia komunikacji jakim jest Facebook (aby m. in. móc łatwo komunikować się z najukochańszą rodziną).

Przyznam, że w tym momencie rezygnuję z argumentu moralnego (dziecko ma obowiązek aktywnie kontaktować się z rodzicami/dziadkami) na rzecz argumentu zdroworozsądkowego i praktycznego, który brzmi: w dobie, kiedy młoda generacja powszechnie używa Facebooka, dziadkowie i rodzice mogliby nauczyć się Facebooka.

Jest to obowiązek człowieka cywilizowanego, niezależny od wieku. Wiek to zresztą niepoważny argument. Jeśli 5-latek potrafi nauczyć się korzystać z komputera, to dlaczego nie miałby umieć to zrobić 50, 60, 70 czy 80-cio latek. Wiek późniejszy niż 80 lat to dla mnie sprawa trudna do rozstrzygnięcia. Jeśli już teraz zdarza mi się nie móc odnaleźć okularów, kluczy czy fragmentu ubrania, to w przyszłości – obawiam się –mogę mieć problemy ze odszukaniem komputera stojącego na biurku.

Z rozważań o komunikacji i moralności wyłączam synowe. Niektóre umieją bardzo dobrze mówić, pisać, czytać i rachować, a nie umieją napisać emaila, choć mają adres emailowy. Ten stan umiejętności przerasta moje wyobrażenie ładu i porządku we wszechświecie.

W podsumowaniu dodam, że najwięcej światła w dyskusji rzucił czwarty dyskutant, bardzo sensowny i wyważony człowiek, przedstawiciel branży inżynierii elektrycznej. Był najbardziej opanowany i rzeczowy w dyskusji, rozważał też uczciwie wszystkie za i przeciw danej sytuacji. Mówiąc żartobliwie, może to nie powinno dziwić, że reprezentantowi tej branży łatwiej jest widzieć jaśniej i oświetlać innych. Choć może to nie mieć znaczenia. Jak mawia pewien mój przyjaciel: Możesz mieć trzy dyplomy inżyniera, dwa doktoraty a i tak liczy się najbardziej doświadczenie (zawodowe). Czasem, jeśli jest w dobrym humorze, dodaje: Wszystko inne to g….o. Mam nadzieję, że dobrze wyraziłem jego rewolucyjny stosunek do rzeczy żywych i martwych. Chyba wszystkim nam po trosze potrzeba rewolucji. Przynajmniej w sposobie, w jaki komunikujemy się między sobą.

 

Przekaż dalej
0Shares