Śmierć urzędnika. Opowiadanie surrealistyczne.

Wieść o nagłej śmierci wysokiego funkcjonariusza państwowego usunęła w cień wszystkie inne doniesienia, zarówno te dobre jak i złe, których nigdy nie brakuje. Zawarta w niej była prosta zapowiedź:

– W ostatnim dniu roku w Dar es Saalam odbędzie się w uroczysty pogrzeb wysokiego urzędnika rządowego Republiki Paiszaru, Izo Sawabiego. Udział w pogrzebie zapowiedziały głowy państw; królowie, prezydenci, premierzy oraz przywódcy największych plemion afrykańskich.

Prasa pisała:

– Odszedł od nas wybitny przedstawiciel Republiki Paiszaru, państwa znanego z poczucia godności, honoru i wiary w Boga, którego władze nadały najwyższą rangę kłamstwu jako podstawie relacji społecznych. Izo Sawabi był jedynym czarnym urzędnikiem w morzu białości demograficznej zdolnym przeciwstawić się utrwalonym poglądom na zarządzanie państwem.

Przełom w mentalności społeczeństwa nastąpił w dniu, kiedy obywatele doszli do granicy zmęczenia prawdą głoszoną przez wcześniejsze rządy. Nastąpiło to po przejęciu władzy w Paiszaru przez progresywną partię „Waleczność i Uczciwość”. Zagadnienia prawdy i kłamstwa dyskutowano trzy dni na krajowej konwencji partii pod przewodnictwem Leona Trybuli. Był on szanowany za to, że stworzył partię polityczną i skutecznie ją utrzymywał na kursie władzy mimo wrogości opozycji.

W trakcie burzliwych dyskusji wyciągnięto wnioski z przeszłości i sformułowano zasady nowej strategii partii.

– Prawda okazała się jałowa i nieproduktywna. Do niczego dobrego społeczeństwa nie doprowadziła. Obywatele nie chcą słuchać prawdy, która z natury jest bolesna: o inflacji, wojnie na pograniczu kraju, zadłużeniu, rachunku strat i korzyści członkostwa w Afrykańskiej Organizacji Familijnej, ochronie środowiska, opiece zdrowotnej, koronawirusie i wywołanych przez niego zgonach, podatkach. Chcą słuchać kłamstw, przedstawiających fakty w sposób ułatwiający ich akceptację. Takie podejście godzi sprzeczność między rzeczywistością a ludzką psychiką, nie znosząca bólu i cierpienia,

Był to początek przemówienia Sawabiego, redefiniującego język polityki i relacji państwo-obywatel. Dzięki nowym zasadom komunikacji z narodem Sawabi stał się postacią popularną. Regularnie pokazywał się w telewizji. Miał swoją godzinę i zawsze coś ważnego do zakomunikowania. Umiał godzić sprzeczności, których żaden rząd nie jest w stanie uniknąć. Dużo cytował klasyków, recytował poezję. Był przystojny i uroczy, uwielbiały go zwłaszcza kobiety. Wysoki, szczupły, ubierał się elegancko w sposób podkreślający jego wyjątkową ciemną karnację. Wyróżniały go okulary w złotych ramkach, gładko wygolona twarz oraz wyrazisty nos. W telewizji zachowywał się jak aktor-celebryta.

– Jest jednym i drugim – przyznawali to nawet jego przeciwnicy polityczni.

Kiedy pojawiał się na plaży w bokserkach, kobiety, młode i starsze, wzdychały:

– Wygląda jak święty lub męczennik. Jest poważny i skromny.

Po konferencji określającej nowe zasady, Sawabi stanął na czele rządu. Popierał go mocą swego autorytetu nieformalny przywódca kraju, Leon Trybula, w niepojęty sposób przedłużający swoją władzę i mit niezwyciężoności własnej partii.

Po otrząśnięciu się z szoku o tragicznej śmierci Izo Sawabiego, obywatele zadawali dziesiątki pytań. Chcieli wiedzieć, jak zachowywał się w ostatnich godzinach swego życia i jak odszedł.

– Dlaczego tak nagle! I jak to się stało? – pytano z niecierpliwością, świadczącą o miłości do zmarłego bohatera.

W sprawie zgonu Sawabiego istniały dwie wersje wydarzeń. Pierwsza wyglądała wręcz absurdalnie: na konferencji prasowej niechętni mu dziennikarze rzucali mu w oczy prawdę w takich ilościach, że nie był w stanie im sprostać. Ich argumenty były rażąco sprzeczne z tym, co Sawabi widział, wiedział i czynił.

– Osaczyli go jak dzikie psy jelenia i atakowali ze wszystkich stron. Tego nie przeżyłby żaden człowiek, nawet najbardziej doświadczony polityk. Jego serce nie wytrzymało. W ciągu kilku minut na miejscu znalazł się lekarz, było już jednak za późno. To było ukartowane, bezwzględne zabójstwo. Już wcześniej usiłowano unicestwić go drobnymi, sączonymi jak trucizna prawdami – komentował rzecznik partii. – Kierujemy sprawę do prokuratury z żądaniem najwyższego wymiaru kary.

Inaczej zejście Sawabiego pokazała stacja telewizyjna Tuba TV. Zainteresowanie zdarzeniem było tak wielkie, że relacjonowano je kilka razy dziennie.

– Sawabiemu uwięzło w gardle kłamstwo z orędzia świątecznego. Znalazło się tam prawdopodobnie razem z kawałkiem tortu, którego próbował tuż przed rozpoczęciem transmisji. Najpierw zakrztusił się, ale nikt nie zwrócił na to uwagi. A było to ostrzeżenie, że coś jest nie tak.

– To krztuszenie się nieczęsto mu się zdarzało. Przeważnie wtedy, kiedy miał do przekazania coś ważnego i nieodpowiednio ubrał to w słowa. Ludzie to źle odbierali. Woleli proste kłamstwo niż niejasność – twierdziły osoby znające bliżej Sawabiego.

Jeszcze inaczej widział sprawę kolega Sawabiego.

– Dla mnie jest to raczej dziwne tłumaczenie, ponieważ my, członkowie partii „Waleczność i Uczciwość”, jesteśmy do kłamstwa przyzwyczajeni. Niejednokrotnie uczestniczyliśmy w konferencjach, spotkaniach, także ze zwykłymi ludźmi na ulicy, którzy dobrze znają różnicę między prawdą a kłamstwem. Sawabi był zaprawiony w boju.

Socjolog komentujący śmierć Sawabiego podkreślał symbolikę zdarzeń.

– Pierwsze zdarzenie, atak dziennikarzy rzucających mu w twarz prawdę, było symbolem szybkiego i gwałtownego odejścia denata bez bólu. Drugie symbolizowało duszenie się, powolne odchodzenie w cierpieniu. Uważam, że Sawabi wybrał pierwsze, jeśli w ogóle miał jakiś wybór, bo to los wybiera człowieka, a nie na odwrót.

Na wniosek Leona Trybuli Sawabiemu przyznano tytuł bohatera narodowego i pośmiertnie nadano Order Odwagi I Klasy.

Kondolencje przychodziły ze wszystkich stron. Pierwsza zatelefonowała przewodnicząca Afrykańskiej Organizacji Familijnej.

– Nie możemy uwierzyć w jego odejście. Miał odebrać od nas wielką nagrodę pieniężną dla Paiszaru, dar za nadzwyczajne osiągnięcia kraju, a tu taka tragedia. Nieprzekazanie nagrody trudno nawet nazwać fiaskiem, to katastrofa na skalę kontynentu.

Ciało premiera wystawiono na widok publiczny, aby osoby prywatne, organizacje społeczne i goście z zagranicy mogli się z nim pożegnać. Przez dwa dni leżał na katafalku w pełnym splendorze minionej doskonałości. Niektóre osoby podchodziły, wpatrywały się w jego twarz i całowały go w usta. Kobiety czuwające przy nim, przecierały jego usta chusteczką zwilżoną spirytusem, aby nie doszło do zakażenia wirusem. Pod wpływem spirytusu jego usta ożywiały się, stawały się czerwieńsze.

– Wygląda jakby spał, zupełnie jak anioł, a nie jak zwykły śmiertelnik – mówiły, ciesząc się, że się nie męczył i odszedł z honorem.

– Jak wielki był jego dorobek? Co po sobie pozostawił? – pytali dziennikarze rzecznika miasta, gdzie miał odbyć się pogrzeb.

– Pozostały po nim liczne kłamstwa zebrane w obszerną antologię, wspaniałe kolorowe wydanie albumowe. Tłumaczona na co najmniej dwadzieścia języków wzbudza powszechny zachwyt.

Mowę pogrzebową wygłosił biskup Moranda. Miał na sobie długą sutannę koloru intensywnej czerni zwanej kopalnianą, pelerynkę z różowym wykończeniem oraz białą koloratkę. Ubiór dopełniała różowa piuska oraz długi i szeroki pas tego samego koloru zapinany z tyłu na rzep. Strój wisiał na nim luźno jakby hierarcha chciał okazać zmarłemu ogrom żalu po jego odejściu. O jego uczuciach świadczyły także zaczerwienione z niewyspania oczy i słowa elegii.

– Świętej pamięci Izo Sawabiego znałem osobiście. Był wspaniałym człowiekiem. On i jego partia sowicie wspierali nasz kościół. Wierzyliśmy w tego samego Boga, zachęcającego do udzielania pomocy finansowej także warstwom posiadającym, nie tylko biedakom. Izo cudownie kłamał, jak to się mówi łgał jak z nut. Potrafił to czynić zarówno z otwartymi jak i zamkniętymi oczami. Jego twarz zawsze pozostawała spokojna jak u świętego Mateusza z Maputo. Potrafił wyżąć prawdę jak brudną szmatę, przeinaczyć i zdeformować, pokazać jej podłe oblicze. Podziwiałem go za to, choć sam też umiem nieźle przemawiać. Występował regularnie, najchętniej w telewizji. Dzięki Bogu Paiszaru ma publiczną stację telewizyjną, na której można polegać.

Elegię biskupią nagrodziły tysięczne oklaski. Po biskupie przemawiała przewodnicząca Związku Zniewolonych Kobiet.

– Uwielbialiśmy go. Uczyliśmy się od niego pierwszych słów kłamstwa. Nikt inny nam w tym nie pomagał. Sześć lat jego pracy nie poszło na marne. Sawabi stworzył zasady prawne, dzięki którym możemy teraz godnie żyć w cierpieniu. To on uświadomił nam niezwykłą radość płynącą z podporządkowania się kłamstwu.

Dwa dni po pogrzebie ukazały się informacje mącące ludziom w głowach. Pojawiły się głosy, że wcale nie umarł, tylko zapadł w letarg i nawet mówił kłamstwa, jeszcze piękniejsze i bogatsze, porywając za sobą wyznawców.

– My, społeczeństwo Paiszaru, jesteśmy niezmordowani w szerzeniu kłamstwa. Jesteśmy nadzwyczajni. – podsumował rzecznik partii „Waleczność i Uczciwość”. – Wierzymy głęboko, że niezależnie od tego, czy Sawabi odszedł czy nie, jego dzieło konsekwentnego upowszechniania kłamstwa, nie odejdzie w zapomnienie. Podobnie jak szacunek dla Leona Trybuli, naszego dobroczyńcy. Wierzymy, że to dzieło będzie kontynuowane przez następne pokolenia aż do pełnego zwycięstwa.

Przekaż dalej
0Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *