Powieść. Laboratorium szyfrowanych koni. Cz. 217: Gubernator Blawatsky zapada na zdrowiu.

Gubernator od dłuższego czasu nie widział pozytywnych wyników wojny o prokreację. Opozycja także wytykała mu nieudolność. Niepowodzenia trwały już tak długo, że w końcu opanowało go przekonanie, że rozum go zawodzi. Coraz częściej nękały go natręctwa, wciąż powtarzające się sceny niepowodzeń. Pojawiały się, odchodziły i powracały. Rzeczywistość stawała się fikcją, a fikcja rzeczywistością.

Pracownicy nie poznawali go; gubernator, człowiek niezwykle uporządkowany, nagle, bez potrzeby, wstawał od biurka w czasie narady i wychodził z gabinetu, wzdychając i patrząc pod nogi albo w sufit, jakby tam znajdowało się rozwiązanie dręczącej go gorączki. Chodząc po gabinecie był tak niespokojny, że brakowało mu miejsca, zderzał się z przedmiotami, w związku z czym musiano stale przemeblowywać pomieszczenie.

Zaczęto podejrzewać go o rozstrój nerwowy. Okazało się to prawdą. Stwierdził to lekarz domowy, a wkrótce poświadczył profesor sprowadzony w pośpiechu z drugiego krańca kraju, gdzie walczył z plagą choroby zwanej gorączką błotną. W trakcie badania gubernator był nerwowy, miał zaburzenia mowy, głośno i niewyraźnie krzyczał albo szeptał bardzo wyraźnie, ale tak cicho, że nie można było go zrozumieć. W końcu jego stan pogorszył się do tego stopnia, że przed oczami jawiły mu się czerwone grochy rzucające się agresywnie na niego.

Profesor podejrzewał miazmę, osobliwy rozstrój nerwowy powodujący spadek siły witalnej. Po intensywnych konsultacjach z kolegami, co było nieuniknione, gdyż rzeczywistość była zbyt skomplikowana, aby najprostsza diagnoza była łatwa, uznał, że gubernatora przygniótł ogrom pracy i odpowiedzialności, a dobiła go gorączka błotna. Jak się okazało, gubernator dwukrotnie odwiedzał tereny, gdzie się panoszyła.

– Praca i gorączka uczyniły z niego kukłę miękką jak wata, pozbawioną wigoru, z którego był powszechnie znany – stwierdził z żalem Czarna Eminencja, często odwiedzający chorego, aby nieść mu pocieszenie i opiekę duchową. Po kilkunastu dniach duchowny zrezygnował całkowicie z wizyt uznając nie bez żalu, że lepiej poświęcić czas zdrowym ludziom w potrzebie niż jednemu pomyleńcowi, który sam napytał sobie biedy biorąc na siebie nadmierną odpowiedzialność.

– Sam Bóg, który jest przecież wszechmocny, nie wziąłby tyle na swoje barki. – Podsumował duchowny w obecności ministrów i rodziny gubernatora, którzy wobec beznadziejnego stanu jego zdrowia zaczęli poważnie martwić się o siebie.

Kiedy próbowano zdjąć z gubernatora choćby część odpowiedzialności, odmawiał, upierając się, że ten garb to jego droga krzyżowa, którą musi dźwigać do końca. Dopełniło to przeświadczenia Czarnej Eminencji, że gubernator nosi w sobie ogromne poczucie winy i niespełnienia. Jego przekonanie miało uzasadnienie historyczne. Kiedy społeczeństwo podzieliło się na dwa obozy, Pro i Anty, zwalczające się nawzajem, Gubernator winił siebie za ten podział, ponieważ dysponując pełnią władzy, nic wtedy nie zrobił, aby to ukrócić. Mówił tylko, że łeb trzeba urwać hydrze.

Z troski i zmęczenia gubernator w końcu skapcaniał. Pozostawiony pod opieką pielęgniarki, siostry zakonnej delegowanej przez Czarną Eminencję, popadł w marazm, a następnie w letarg przypominający stan hibernacji. Gdy ciepłota jego ciała spadła o dwa stopnie, przestał poruszać się. Mimo chybotliwej kondycji jego twarz zachowała zdrowy wygląd; rozjaśniał ją czasami tak delikatny uśmiech, że trzeba było skoncentrować się, aby go zauważyć.

– W takich momentach pan gubernator wraca do dzieciństwa i niech mu Bóg błogosławi – szeptała siostra zakonna zachęcając gości do pozostawienia pacjenta samemu sobie.

*****

Tajna policja miała ręce pełne roboty eksmitując z zajmowanych lokali kluby wyzwolonych kobiet, przenikając do ich kręgów kierowniczych, rekrutując donosicieli, prowadząc sabotaż produkcji i dystrybucji materiałów antyprokreacyjnych, rozpędzając akcje protestacyjne kobiet, manifestacje i kontrmanifestacje. Coraz częściej dokonywała też aresztowań aktywistek ruchu.

Czas pokazał, że trzy formy działania rządu były szczególnie skuteczne: eliminacja przywódczyń ruchu wyzwolenia kobiet, edukacja prokreacyjna oraz formowanie duchowe poprzez spowiedź, obrządki i nauczanie religii.

Kiedy gubernator opadł z sił i ostatecznie zanurzył się w letarg, w kraju nastał stan zamieszania i bezładu. Stanowisko premiera, szefa rządu, przejął po nim oficjalnie Czarna Eminencja, nie spełnił się jednak dobrze w tej roli. Duża część społeczeństwa go rozumiała; był przecież duchownym, a nie mężem stanu, który dysponuje giętkim umysłem politycznym i rękami silnymi jak chwytak mechaniczny, aby solidnie ująć ster władzy. Łaskawość obywateli nie cieszyła bynajmniej Eminencji, dlatego przekazał władzę wicegubernatorowi. Ten okazał się jeszcze słabszym zarządcą i gotów był zrezygnować z aspiracji samodzielnego rządzenia.

 

Przekaż dalej
5Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *