Ciało w odbiciu lustrzanym. Część 2.

Przez kilka dni Wiktor chodził jak struty. Niełatwo było z nim rozmawiać. Usiłowałem pocieszyć go, lecz on zdecydował się pozostać niepocieszony. W odpowiedzi mogłem tylko usłyszeć: Tylko jedno może mnie pocieszyć. To, że mi powiesz, że sam wyglądasz podobnie. Nic nie odpowiadałem na takie podstępne sugestie kierując się praktyczną zasadą brytyjskiego dworu królewskiego: ani nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam.

Wiktor zinterpretował moją reakcję na swoją niekorzyść. Wstał z krzesła, dramatycznie uniósł ręce w górę i wykrzyknął: Widzisz, jestem gorszy nawet od ciebie! Jestem niczym! Jestem zerem! Podszedł do wyjścia, popatrzył na mnie z wyrzutem jak zranione zwierzę, otworzył drzwi, przekroczył próg i …wrócił.

Żal mi się go zrobiło, że dbając o pieniądze, rodzinę, ogród, kota, przyjaciół, lokalną społeczność oraz nieskończoność codziennych spraw nie dbał o siebie samego. To niemoralne. Bóg dał mu ciało, a on przez lata traktował je, jakby nic mu się nie należało oprócz karmienia byle czym, byle gdzie i byle szybko. O tempora! O mores! – wyrwało mi się.

Dlaczego niedostatki cielesne tak bardzo wyprowadziły cię z równowagi, Wiktorze? Przecież inni też nie są lepsi.

Co ty wiesz o życiu innych ludzi? – przyjaciel wpadł w nastrój ponurej refleksji. Wiedziałem, co to oznacza. Będzie zaraz wygłaszać poglądy filozoficzne.

Mężczyźni imponują kobietom charakterem, ciałem, intelektem, pieniędzmi, władzą, miłością, a najczęściej jakąś kombinacją różnych składników. Kobieta kocha to, co pozytywne u mężczyzny. Może nie wszystkie walory na raz, bo to niemożliwe, ale wybrane. Ja oprócz ciała i intelektu niewiele posiadam. Dlatego mój korpus cielesny jest dla mnie tak ważny. Chciałbym się nim szczycić, a przynajmniej nie wstydzić się go. I oto obudziłem się z ręką w….

W rynsztoku – domyśliłem się brakującego mu słowa.

No, właśnie. Dobrze to dopowiedziałeś.

No i co teraz zrobisz? – byłem ciekaw dalszego ciągu dramatu.

Powiem ci, co zrobię. Najpierw muszę przyzwyczaić się do myśli, jak nędznie wyglądam. Zajęło to już mi jedną nieprzespaną noc i kilka dni martwienia się. Nie zamierzam jednak poddać się. Byłaby to droga do porażki. Nie możesz sobie powiedzieć: Akceptuję to, że jestem gruby. Albo głupi. Albo wyglądam fatalnie. Bo wtedy już nic pozytywnego nie osiągniesz. Pozostaniesz taki, jaki jesteś. Po drugie, muszę sobie głęboko uświadomić, że to ja i wyłącznie ja ponoszę odpowiedzialność za moje zaniedbanie fizyczne. Nie mogę za to obarczać rodziny, społeczeństwa, postępu technicznego czy cywilizacyjnego. Czy też Boga, że mnie takim stworzył.

Jak mógłbyś obarczyć postęp techniczny lub cywilizacyjny za swój wygląd fizyczny?

Mogę narzekać tak jak inni, że to samochód zwalnia mnie od chodzenia i biegania. Że dużo pracuję i nie mam czasu na sport. Że mam obowiązki wobec rodziny i firmy, gdzie pracuję. Gdzieś jest linia sprawiedliwego podziału między tym, czym jestem dla innych a tym, czym jestem dla siebie. To kwestia moralności i sprawiedliwości – Wiktor popatrzył na mnie z ukosa niepewny wrażenia, jakie wywołała jego spowiedź. Sam wydawał się być nią zaskoczony.

Nie musiał obawiać się negatywnej reakcji. Byłem zbudowany otwartością i zaskakującą bezkompromisowością wobec siebie, rodziny i otoczenia. Nie wciągał też Boga na zasadzie ”Masz mnie takim, Panie, jakim nie stworzyłeś”.

Wiktorze, zaimponowałeś mi swoją postawą. Pozostaję jednak częściowym niedowiarkiem. Pozwól, że będę śledzić, jak te cenne myśli i deklaracje przekuwać będziesz w czyn. Easier said than done – jak mówią Anglicy. Widząc pytający wyraz twarzy Wiktora wyjaśniłem: Łatwiej coś powiedzieć, niż zrobić.

Masz rację – zgodził się nader łatwo. Obserwuj mnie! – Wiktor na pożegnanie uścisnął moją dłoń tak mocno, aż poczułem ból. Zinterpretowałem to jako niemy komunikat: Patrz i oceniaj, mądralo.

C.d.n.

 

 

Przekaż dalej
0Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *