Uczestnictwo w urodzinach bywa ucztą dla ciała i ducha. Przedostatnie zaproszenie na urodziny było dla mnie prawdziwym przeżyciem. Na uroczystość złożyły się: solenizantka z mężem, mieszane towarzystwo gości, znakomita kolacja, wino Shiraz 2009 z czterema złotymi medalami, trzy tematy rozmów i kilka skarg, w tym jedna słuszna.
Przybyłem z poważnym opóźnieniem, czego żałuję. Towarzystwo siedziało przy stole na murawie za domem i delektowało się przekąskami, napojami i rozmową o polskich skrótach językowych. Jedna z pań wyraziła zdecydowaną dezaprobatę z powodu skrótu „sorki”. Wspomniano też „nara”, „do zoba”, „dzięks” i inne skróty, których używa się dla zbliżenia nas do Amerykanów i Anglików mających najwybitniejsze osiągnięcia na tym polu. Może to i lepiej: jeśli masz coś powiedzieć w ciągu trzech minut, powiedz to w ciągu minuty. Przeczuwam, że mówienie skrótami to przyszłość komunikacji międzyludzkiej. Czysta oszczędność czasu i gęby, szczególnie ważna dla tych, którzy mają krzywy zgryz lub wypowiedzieli walkę dentystom.
Pani domu, która była solenizantką, była przeważnie nieobecna wśród gości z uwagi na obowiązki związane z ich przyjmowaniem. Pan domu był obecny i zabawiał gości. Ten podział obowiązków wydawał mi się naturalny, aczkolwiek chyba niesprawiedliwy. Solenizantka wyraziła żal na późniejszym etapie spotkania formułując go mniej więcej tak: Co to za urodziny, jeśli solenizantka nie ma czasu porozmawiać z zaproszonymi gośćmi? Poparłem skargę i przestawiłem sugestię: goście przychodzący na urodziny powinni być już po posiłku, czyli najedzeni. Mówię to poważnie, gdyż sam odczuwam brak czasu na rozmowę z gości w trakcie obchodów moich imieninourodzin.
W momencie żywej konwersacji przy stole dwie panie oderwały się nagle od towarzystwa w poszukiwaniu świerszcza, który głośno hałasował. Był on nie do zniesienia szczególnie dla jednej z nich. Wysiłki zmuszenia owada do milczenia spełzły na niczym mimo tupania i poruszania gałęziami drzewa, pod którym się ukrył. Dla dokończenia walki z potwornym owadem zaangażowano pana domu, który polewał domniemane miejsce zamieszkania intruza strumieniami wody z węża ogrodowego. Chyba nie zaszkodziło to zwierzęciu, ponieważ kontynuowało swą pasję artystyczną.
Rozmowa zeszła na głośno zachowujące się owady, ptaki i ssaki. Padały skargi i oskarżenia. Okazuje się, że australijskie świerszcze, wrony, magpies a nawet niedźwiadek koala potrafią szaleńczo hałasować. Weźmy pod uwagę koalę. Szukając partnerki ma zwyczaj siedzieć nocą na ulubionym eukaliptusie i „ryczeć głośno jak lew”. Wiedziałem wcześniej, że koala potrafi naćpać się liści eukaliptusa, które zawierają olejki eteryczne i poruszać się jak pijany. Teraz wiem, że potrafi ryczeć. Jest przez to bliski gatunkowi ludzkiemu: osobnik mocno pijany też ryczy (nawet bez powodu). W moim odczuciu, koala jest bliższy człowiekowi bardziej niż małpa, którą oddziela od nas tylko 3-procentowa różnica w genach. Nie wiem, co na to powiedzą osoby wierzące w stworzenie człowieka bezpośrednio przez Pana Boga. Nie martwię się jednak, ponieważ według najnowszych teorii Bóg stworzył małpę i zaniechał dalszych eksperymentów. Tak bardzo nie podobało mu się to, co stworzył. Co z tego wynikło opisał kilka milionów lat później niejaki Darwin. Czytajcie Darwina zamiast oglądać dziennik telewizyjny.
Dla udowodnienia moich racji załączam linki do dwóch nagrań YouTube.
http://www.youtube.com/watch?v=F8eyOA5ub8E&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=gs08r8vBlHI&feature=related
Przekaż dalej
Słyszałem, o jeszcze innych badaniach z których wynika, że faktycznie po stworzeniu Małpy pozornie dalej nic się nie działo. Badacze dowodzą jednak, że Stworzyciel z sobie tylko znaną determinacją rozpoczął cały proces tworzenia od początku. Jednak kiedy analizuję postępowanie i sposób myślenia ludzi z pierwszych stron gazet dochodzę do wniosku, że procesu tego jeszcze w pełni nie zakończył. Gdyby na Małpach Jego eksperymenty się zakończyły to…. Małp obecnie już by nie było. Wszystkie w myśl cytowanych wyżej teorii ewoluowały by do postaci bardziej upodobnionych do dzisiejszego Homo Sapiens. Małpy jednak są, niektóre nawet kolorowe ( czerwone ). Ciekawe na jakim etapie rozwoju cały ten proces tworzenia zacznie się znowu od samego początku?
A co do tego sympatycznego Misia….to ja mu się wcale nie dziwię. Dla niego to sytuacja normalna. Jego poprzednie pokolenia odżywiały się tylko takim aromatycznym pokarmem. Dla niego inny świat nie istnieje. On się już taki urodził. Przypomina mi to historię pewnego Człowieka, który według otoczenia był „ wiecznym pijakiem”. Zwalniano go z pracy, płacił mandaty, wylądował w końcu w więzieniu a tam znowu za pijaństwo umieszczono go w izolatce o chlebie i wodzie, a On dalej był pijany. Im dłużej jadł sam chleb z wodą tym bardziej był pijany. Dopiero Naukowcy zainteresowani takim niecodziennym przypadkiem stwierdzili po intensywnych badaniach, że w jego organizmie zagnieździł się pewien rodzaj bardzo rzadkiego grzybka, który bez problemu przetwarzał żyto na alkohol. Niestety nie pamiętam nazwy tego grzyba…
Heniu, dziękuje Ci za ciekawą wypowiedź. Zgadzam się, że proces ewolucji małpy w kierunku człowieczeństwa nie zakończył się. Rozumie to wielu ludzi, zwłaszcza ci, którzy zwracają się do bliźniego “Ty małpo!”. Wypowiedź ta jest tym bardziej znacząca, im bardziej “zwracający się” wierzy w zasadę “Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”.