Czyli o Jarosławie Kaczyńskim. Jakiś Amerykanin powiedział, że jest to teraz największy człowiek w Polsce. Ja bym tak nie przesadzał. To co? Tak nagle urósł w ciągu kilku dni? Zamyśliłem się. Dlaczego właściwie o tym piszę?
– Dlaczego w ogóle piszę?
– Piszę, bo jestem. A jestem dlatego, że myślę. To słynne kartezjuszowskie (szkoda, że nie moje) „Cogito, ergo sum”.
Jest to oczywiste łgarstwo, inaczej mówiąc fałsz. Już dawno je obaliłem, tak jak Jarosław Kaczyński obalił poprzedni rząd, któremu się wydawało, że jest silny siłą wielkiego dorobku kraju, wzrostu gospodarczego i inwestycji. Prawdę „myślenia i bycia” zrozumiałem, kiedy uświadomiłem sobie, że „jestem” nawet wtedy, kiedy w ogóle „nie myślę”.
Jarosław Kaczyński stał się centrum władzy w Polsce. Wszyscy mu się kłaniają, jeżdżą do niego, całują go (nie powiem w co), powołują się na niego. To niezwykle ciekawe. Nie zajmując żadnego stanowiska, z wyjątkiem prezesury w zwycięskiej partii politycznej, decyduje o wszystkim. Jest teraz wysoko, gdzieś między społeczeństwem a panem Bogiem. Jest władzą absolutną w Polsce. Ma przewagę w Sejmie, Senacie i ma za sobą pana Prezydenta. Może uchwalić co zechce, może z wyjątkiem zmiany konstytucji, bo do tego trzeba mieć dwie trzecie głosów, czyli jeszcze większe poparcie. Ale to też nie jest niemożliwe, od czasu kiedy do parlamentu weszli Kukiz15 i PSL, gotowi – po tańcu rytualnym i wypaleniu fajki pokoju – współpracować z PiS-em.
Absolutyzm w Polsce stanowi największe wyzwanie dla siebie samego. Wszyscy mogą teraz mieć pretensje do PiS i Jarosława Kaczyńskiego o wszystko, co zostało obiecane. Niekoniecznie o to, że się to nie stanie, ale dlaczego nie od razu i dlaczego takim kosztem.
– Uwaga, teraz będę prorokować! Wstaję z krzesła, prostuję się, wznoszę ręce do góry, patrzę najpierw w niebo czyli w kierunku sufitu, potem na Was, Drodzy Czytelnicy, i mówię potężnym głosem: Kocham Jarosława Kaczyńskiego i nowy układ polityczny! Kocham, ponieważ będę mieć o czym pisać.
– Dlaczego tak sądzisz? – Tym pytaniem-upomnieniem ściągnąłem siebie na ziemię jak …No, nie wiem jak.
– Nie jest ważne dlaczego, tylko jak. Otóż moją odrębność, czyli zboczenie, widzę w tym, że wokół dostrzegam absurd, groteskę, statystykę, cokolwiek się nie dzieje. Groteskowe jest na przykład to, że pomimo niewątpliwych osiągnięć PO społeczeństwo skopało tę partię w wyborach parlamentarnych, i teraz, cokolwiek pozytywnego PiS nie zrobi, to w przyszłych wyborach parlamentarnych (może nie najbliższych, ale tych drugich) społeczeństwo też ich skopie.
Któryś z socjologów powiedział ostatnio, że analizował różne sondaże społeczne i wynika z nich niezbicie, że społeczeństwo, zwłaszcza ludzie młodzi, stało się strasznie roszczeniowe. Zgadzam się z tym. To znamienny fakt. Wielu ludzi młodych ma pretensje do państwa (czyli rządu), że nie mają pracy i żądają, aby im ją dano.
Kto o tym słyszał? Państwo stwarza warunki do wzrostu gospodarczego, poprawy kwalifikacji zawodowych, dba o minimalne warunki zatrudnienia, ale bezpośrednio raczej nie zapewnia pracy z wyjątkiem oczywiście stanowisk państwowych (szkolnictwo, służba zdrowia, wojsko) i aparatu urzędniczego, którego nadmierny rozrost PiS akurat krytykował i teraz będzie musiał zmniejszać, czyli zwiększać bezrobocie.
Nastały trudne czasu do rządzenia. Ogromnie wzrosły oczekiwania społeczne (PiS miał w tym solidny udział), a teraz będzie musiał je zaspokoić. Staną przeciwko niemu zarówno ci, którzy byli i są mu przeciwni, jak i ci, którzy go popierali w oczekiwaniu na spełnienie ich trudnych do spełnienia potrzeb, pragnień, marzeń i wyobrażeń.
Nie oszukujmy się. Potrzeby ludzkie zawsze przerastają możliwość ich zaspokojenia. Czy chodzi o służbę zdrowia, zatrudnienie, pomoc rodzinie, czy o coś innego, obywatele będą mieli pretensje do władzy, prawie wszyscy, chorzy, bezrobotni, wykształceni (zdobyli wykształcenie, ale nie mają pracy), nieposiadający własnych mieszkań (chcą „godnie żyć”). Nawet ja.
Mój przypadek jest równie chorobliwy jak innych roszczeniowców. Mam pretensje do PiS, że jest za bardzo „ideologiczny”, za bardzo „religijny” (przemówienia polityków z ambony”), za bardzo „zaprzeczający faktom” (Polska w ruinie), za bardzo „patrzący do tyłu i na cmentarz” (katastrofa smoleńska), zamiast pod nogi i przed siebie, za bardzo „rozpychający się” (chcemy jeszcze wyższej pozycji, czyli “godne miejsce” w Europie, choć i tak mamy bardzo wysoką).
Jestem zepsuty, ale w dobrym celu: edukacji i rozrywki. Patrzę w sufit i wymyślam rzeczy, prorokuję, prognozuję posługując się groteską i statystyką (np. ile razy Prezydent Duda dziękował i komu w dniu zaprzysiężenia w Sejmie). W ten sposób, lekko i zwiewnie jak kolorowa ważka nad zarosłym stawem, opisuję polską rzeczywistość społeczno-gospodarczą, którą w sumie oceniam bardzo pozytywnie.
– Nie oszukujmy się! – Wołam wielkim głosem. – Nastały czasy „Zbrodni i kary”, „Braci i siostry Karamazow” czyli PiS i pani Premier, oraz Fiodora Dostojewskiego i coś niesamowitego musi z tego wyniknąć.
W przyszłość patrzę z otuchą. Mam pomysły i to jest moja siła. Nigdy nie będę bezrobotny!
Przekaż dalej