Kwefi

Odc. 1 Wyzwania

W ciągu kilku lat ludzkość ćwiczyła wielki bieg z przeszkodami, efekt niekończących się eksperymentów cywilizacji na przyrodzie i klimacie. Ujawniły one przebogatą kopalnię niezwykłych zdarzeń: epidemię Covid, gwałtowne hamowanie gospodarki, niezdarne początki zdalnej edukacji, wyścigi po opiekę szpitalną, nowe technologie, inflację wielkości wieży, zaburzenia psychiczne u dzieci i młodzieży, burzliwą politykę władz, nieoczekiwaną wojnę na Wschodzie oraz fale uciekinierów, ćwiczących czołganie się pod zasiekami z drutów kolczastych i przeprawy przez bagna. Wszystko ukoronował kryzys klimatyczny, a właściwe jego początek. Przyniósł on fale upałów, susze i powodzie, tornada i podobne potworności w niespotykanej dotychczas skali. Filmy Hollywood i Bollywood zbladły wobec tych wyzwań.

Wyścig z przeszkodami pogmatwał także życie Salomona Irchy, mężczyzny w sile wieku, dzielnie przeciwstawiającego się upowszechniającej się głupocie, mankamentom własnej osobowości i wyrokom losu. Zdał sobie z tego sprawę, kiedy obudziwszy się rano, zauważył, że mam dwie lewe nogi. Nie wyglądało to dobrze – dwa duże paluchy z prawej strony! Szybko jednak pocieszył się myślą, że są ludzie z dwiema lewymi rękami i wszyscy to widzą. W jego przypadku stopy mógł skryć w obuwiu. Wstał więc i nie ociągając się ruszył do wodopoju. Po kilku krokach dostrzegł bezsens swojego zamierzenia i krzyknął:

– Nie, nie! Idę do kawopoju! – Nie potrafił żyć bez kawy.

W dzień osaczyły go wyzwania. Okropnie wyglądały, miały otwarte podobne do wilczych pyski i mocno uzębione szczęki. Największym z nich było zrozumienie otaczającej ludzi rzeczywistości, zmieniającej się jak pijany kalejdoskop; kolejnym – intelektualne i psychiczne dostosowywanie się do szybkich i zaskakujących zmian.

– Mnie to przeraża. Przestaję to wszystko rozumieć – wyznał mu cioteczny brat, tak mu bliski i tak do niego podobny, że uznał go za bliźniaka. Porzucił jednak tę myśl, kiedy mu uświadomiono, że męskie bliźniactwo bywa zarazą dla otoczenia i społeczeństwa.

Notując swoje przeżycia Salomon starał się wyobrazić sobie, jak za pięć czy dziesięć lat będzie wyglądała rzeczywistość, w której umiejscowione będzie życie i jego bohaterowie. Nie usiłował sięgać dalej, ponieważ wkroczyłby w obszary fantazjowania a nie lubił fantazjować. Zdarzało mu się to tylko wtedy, kiedy nie był świadomy, co czyni. Ratował się wówczas wołając:

– Wybacz mi Panie, bo nie wiem, co czynię! Taki już jestem, rozsądnie pogmatwany.

Odc. 2 Sąsiad

Mój sąsiad dzieli się ze mną wszystkim, serem Gouda, winem, myślami i przeżyciami. Spotkałem go ostatnio przy windzie. Wyglądał na przygnębionego. Zapytałem, co mu dolega.

– Nie jest mi lekko. Ziemia nieprzerwanie się kręci, to mnie wyprowadza z równowagi. Uciekam od siebie, wznoszę się, fantazjuję. Tak jest mi lżej. Czasem kurczę się, staję się krótszy, głowę mam wtedy bliżej ziemi. Patrzę na stopy i co widzę? – popatrzył na mnie pytająco, jakby prosząc o pomoc.

Nie umiałem odpowiedzieć; myśli skleiły mi się razem z powodu niedostatecznej ilości wody w organizmie.

– Za mało piję – zdążyłem tylko pomyśleć.

Moje milczenie nie zraziło sąsiada, uśmiechnął się lekko, wybaczająco.  

– Otóż widzę, że pod ciężarem ciała stopy mi się spłaszczyły. Nie wyglądało to estetycznie, więc poszedłem do lekarza, aby się wypowiedział. Mam płaskostopie. Inaczej mówiąc, jestem platfusem. Nie martwię się, bo dzięki temu stoję mocniej na ziemi. Innych, w tym wielu moich rówieśników, zniósł już wiatr historii. Mnie dzięki mojemu uziemieniu nie zniesie. To mnie trzyma przy życiu. Jedyne, co mi zagraża, to sztuczna inteligencja. Na nią nie ma mocnych. Wyjaśnił to przekonująco pewien naukowiec, nazwiska nie pamiętam. Słyszałem go w telewizji. Siedział w fotelu i mówił. Otwarcie, prosto z mostu, nie kręcąc, nie owijając niczego w bawełnę.

– Sztuczna inteligencja każdego wydyma. Nie ostoi się jej ani pojedynczy człowiek, ani społeczeństwo. To dlatego, że jeśli nawet wprowadzi się ograniczenia, prawne lub etycznie, co do zasad jej rozwoju, to ludzie i tak będą je łamać. Pod jej zabójczym wpływem staniesz się zupełnie jak balon. Wystarczy nawet szpilka, aby pęknąć, albo iskra, aby wybuchnąć. To będzie koniec inteligentnego człowieka. Na świecie zostaną tylko głupcy z ustami rozdziawionymi ze zdumienia, oraz politycy, ci rządzący, którzy będą ich okradać.

– Co też, sąsiedzie, mówisz?

– Szczerze?

– Szczerze!

– Mówię prawdę. Widzę to na co dzień. W dodatku jeszcze ci mówią, że to ty kradniesz, nie oni. Bezczelne chamidła! Oczekuję strajku generalnego, aby zademonstrować moją nienawiść do łajdaków.

Odc. 3 Kraj w ruchu

Społeczeństwo jest w ruchu, biegnie. Wszyscy do przodu, przed siebie. Widzę to wyraźnie przez okno na podwórku osiedlowym, także na ulicy, w lesie, w telewizji, nawet w radio słyszę intensywny tupot tysięcy stóp. Kocham ruch, więc serce we mnie rośnie, kiedy obserwuję, jak ludzie przebierają nogami. Mój pobudzony bieganiną umysł, elastyczny jak ugotowane na miękko jajko, pyta:

– Dokąd oni tak biegną? Co ich motywuje?

Słyszę dziesiątki odpowiedzi: Miłość! Naturalna potrzeba ruchu! Polityka! Klimat! Budżet! Wybory parlamentarne! Ubikacja publiczna, każdy musi przecież oddać mocz! Samcze i samicze pożądanie!

Nieco zdezorientowany tym bogactwem odpowiedzi, obserwuję dalej. Największy ruch panuje w drodze na wybory do parlamentu. Ludzie masowo agitują, pędząc w kierunku odległych urn.

– Kto umarł, że oni tak pędzą do urn? – pytają niepewnie staruszkowie, mężczyźni i kobiety o umysłach steranych przeszłością, nie rozumiejący teraźniejszości.

– Nikt nie umarł! Biegniemy po zwycięstwo, po chlubną przyszłość, wyższe pensje, lepsze życie – komentują obserwatorzy „Życia w Pędzie”, najpotężniejszej obecnie międzynarodowej organizacji społecznej, aktywnej także w naszym kraju.

Co mnie zdumiewa, to fakt, że wśród staruszków, gubiących się w teraźniejszości, są także ludzie młodzi, zapatrzeni w telefony komórkowe, liczni jak ławica szprotek w oceanie. Jeden z nich krzyczy w przerażeniu:

– To wyścig szczurów. Znam to z mojej korporacji – krzyczy i pada w omdleniu na ziemię.

– Młodzi żyją na innej planecie, w innym wymiarze – twierdzi w radio autor najnowszego sondażu dotyczącego ludzi w nieustannym ruchu. – Dla nich nie liczą się opcje polityczne, ocieplenie klimatu, wybory i władze rządzące narodem, liczy się tylko miłość, dobra praca, rodzina i rozpałka na grill – wyjaśnia. Nie wiem, co o tym myśleć. Czuję się zdezorientowany, bo rzadko grilluję.

Odc. 4 Pęd wyborczy

W drodze do odległych urn wyborczych obywatele tworzą dwa strumienie. Pędzą w przeciwnych kierunkach, krzycząc „Do celu, bracia i siostry, do celu”. Mijając się, pozdrawiają się serdecznie, przeważnie palcem środkowym podniesionym do góry, w kierunku nieba, wydając z siebie okrzyki: Palancie! Złamasie kutany! Chamie! Zdrajco!

– Naród twardnieje – dochodzę do wniosku. Cieszy mnie to, pierś wypełnia mi duma narodowa tak mocno, że trudno jest mi oddychać. Zaraziłem się nią któregoś ze zwolenników Kwefiego. Zatyka mnie. Czuję się jak podgrzewany szampan.

Na froncie w sąsiedztwie też jest ciekawie. Tam również panuje ruch. Żołnierze mniej biegają, za to więcej strzelają.

– To z radości, bo zabijając przeciwnika, a jak Bóg da, to i opornego cywila, mogą ustrzelić zwycięstwo, którego tak bardzo potrzebujemy. Nie czynimy tego na wiwat, tylko w celu polepszenia świata. Tacy jesteśmy, waleczni i mocarstwowi – wyjaśnia Imperator Uti.

Obserwując, co dzieje się wokół, na ziemi, w wodzie i w powietrzu, cieszę się razem z przyjaciółmi, że świat tak szybko się zmienia. Ludzie lubią zmiany, ponieważ przynoszą one ze sobą żywsze bicie serca, kiedy krew krąży żywiej po organizmie. Każdy potrzebuje odrobinę ekscytacji.

– Idzie ku lepszemu – stojąc w grupce przyjaciół pocieszamy się, ściskając sobie dłonie.

Pęd i ruch wytwarzają masy ciepła. Dziś czterdzieści stopni Celsjusza w cieniu to żadne osiągnięcie. Na Sycylii mamy czterdzieści pięć stopni już od kilku dni. To najcieplejsze lato na świecie od kilkuset lat. Wszyscy to rozumieją i godzą się z tym. Mimo, że ma być jeszcze gorzej, nikt nie bije na alarm.

– Nie będziemy likwidować kopalń węgla kamiennego ani elektrowni, w których ten węgiel spalamy, ponieważ nie emitujemy do atmosfery dwutlenku węgla. Po prostu go wdychamy – wyjaśnia Admin na wiecu zorganizowanym w cieniu wielkich kominów wielkiej elektrowi. Za nim uśmiechają się wdzięcznie starsze niewiasty w ludowych strojach zdobnych obrazami przepiórek, wilg i wiewiórek.

– To panie z koła gospodyń wiejskich, występujące na prośbę Kwefiego i Admina, urzeczone ich poglądami, wiarą w lepsze jutro. W rękach trzymają plakietki z napisem: Równość, wolność, zwycięstwo. Lubią słuchać, jak Kwefi i Admin przemawiają, gromiąc zło i podłość pleniące się w szeregach opozycji. W podziękowaniu za zaangażowanie na rzecz Ruchu Patriotyczno-Narodowego otrzymały od Kwefiego ostrzarki do ołówków w kształcie miniaturowego szafotu, na którym niegdyś ścinano królów francuskich.

Nie wiem dlaczego wieczorem płaczę razem z moim przyjacielem Erazmem i sąsiadem z naprzeciwko, Zdzichem, oraz starszym mieszkańcem osiedla, Iwanem Iwanowiczem, organizującym spotkania informacyjne i dyskusyjne przy krawężniku. Wiemy, że płaczą też kobiety, ale mniej, ponieważ zajęte są nadrabianiem zaległości z przeszłych wieków, kiedy żyły w cieniu patriarchatu.

– Dlaczego ludzie są tak przygnębieni? – ktoś zadaje pytanie.

Sam nie wiem. Ostatnio dociera do mnie tyle pytań, że przestaję słyszeć cokolwiek, nawet jak ktoś puka do drzwi lub dzwoni mój telefon.

Odc. 5 Taniec 

Wraz z pielgrzymką dotarłem na wzgórze katedralne, miejsce ważnej uroczystości kościelnej. Oprowadzał nas po nim dobrze odżywiony, ubrany na czarno przewodnik, z książeczką do nabożeństwa w delikatnej, niespracowanej dłoni.

Najpierw odbyła się podniosła msza, wierni wznosili oczy do nieba, patrząc w dół tylko wtedy, kiedy siadali lub klękali. Zaraz potem rozpoczęła się długo oczekiwana uroczystość tańca pojednania i miłości. Tańczono na wielkim tarasie przed głównym wejściem do monumentalnej katedry.

– W tej katedrze obrazy są wielkości ciężarówki a księża i zakonnicy mają brody po pas. To zachwycające – szepnęła do mnie z zaskakującą ufnością uczestniczka pielgrzymki.

W tańcu brały udział osoby wybrane, stateczne, dobrze usytuowane na drabinie społecznych wpływów i finansowych dochodów. Szczegóły objaśniał nam rzecznik Ruchu Patriotyczno-Narodowego, mężczyzna w miarę młody, o silnym i wyraźnym głosie.

– Mocna pozycja na drabinie społecznych wpływów i finansowych dochodów to najlepsza kombinacja cech współczesnego tancerza cywilno-kościelnego.

Ton tańcu nadawał pierwszy szereg tańczących, rozciągnięty w tyralierę. Tańczący poruszali się na boki, w prawo i w lewo, z powagą i powściągliwą radością, w tak melodii „Szumi dokoła las” oraz „Szła dzieweczka do laseczka”, wykonywanych w oprawie muzyki kościelnej. Tańczono pląsawicę, taniec religijno-patriotyczny, oficjalnie wylansowany kilka lat wcześniej przez Ruch Patriotyczno-Narodowy.

Rzecznik Ruchu kontynuował wyjaśnienia.

– Na samym przedzie, w środku korowodu tanecznego, widzicie państwo najważniejsze postacie: pana Kwefiego, Admina Chudego oraz Ojca Patriarchę, przywódcę największej rodziny religijnej w kraju, a może nawet i na świecie. Pana Kwefiego rozpoznacie od razu; prezentuje się najbardziej nobliwie i najwyżej wznosi ręce w górę. Co do Admina, to wyróżniają go smukła sylwetka, gracja ruchów oraz złote okulary. Ojciec Patriarcha z kolei to postać ubrana w nienaganny biały strój, nieskazitelnie gładki, jakby prosto z magla.

Kwefi, trzymał za ręce z jednej strony Admina Chudego a z drugiej Ojca Patriarchę, rosłego mężczyznę o subtelnie wymodelowanej twarzy. Unosząc wysoko ręce w górę, wyraźnie przeżywał ekstazę. Oczy miał półprzymknięte, wydawało mi się nawet, że łka, a może płacze. Nie byłem pewny. Wytężyłem wzrok, lecz nadal słabo widziałem, więc przetarłem okulary. Zobaczyłem wtedy tańczących jakby w powiększeniu: przywództwo Ruchu Patriotyczno-Narodowego, osoby duchowne, oraz dwie kobiety. Miałem wrażenie, że jedną z nich była Duża Suzi, ubrana w kanarkowy kostium opinający jej sportową, mocną sylwetkę. Udzieliło mi się wzruszenie. Nachodzi mnie ono zawsze, kiedy widzę prawdziwe kobiece piękno, umięśnione, w ruchu, swobodne jak klacz na prerii, sprzężone z wyczuciem taktu.

Odc. 6 Wywiad Admina

Po zakończeniu tańca, poproszono Admina Chudego, aby udzielił wywiadu. Zaczął mówić wciąż lekko zdyszany. Nie czekając na pytania, wyjaśniał z przekonaniem:

– W odróżnieniu od ludzi Zachodu, tych zaprzańców religijnych, jesteśmy zjednoczeni. My, znaczy się Ruch Patriotyczno-Narodowy oraz Kościół Ojca Patriarchy. Jesteśmy uniwersalni, można by powiedzieć stworzeni przez pana Boga „ i do tańca i do różańca, do szabli i do miecza, szklanki mleka i kielicha wina”. A propos zbroi, niedawno odkryliśmy niezwykle cenny miecz, tysiącletni, oszroniony dostojnością, nadal ostry jak brzytwa. To też nas wyróżnia. Naród powinien to wiedzieć.

– Gdzie jest ten miecz? Czy można go zobaczyć, dotknąć, ucałować? – padały niecierpliwe pytania ze strony nie tylko dziennikarzy, ale także wiernych licznie zgromadzonych na placu katedralnym powiewających chorągiewkami z wizerunkiem Kwefiego i Ojca Patriarchy.

– Podarowaliśmy go Ojcu Patriarsze, przywódcy największej rodziny religijnej na świecie. Miecz zostanie zawieszony w katedrze jako wotum w intencji miłosnego zjednoczenia naszego ruchu i kościoła. Nie waham się mówić o naszej miłości w sposób otwarty, odważny, nawet z posmakiem erotycznym, ponieważ noszę w sercu prawdziwe wartości chrześcijańsko-patriotyczne, odróżniające od zdegenerowanej opozycji na czele z Tasakiem, tym notorycznym kłamcą.

– Czy prawdą jest, panie Adminie, że opozycja chce państwu odebrać prymat w kierowaniu narodem, pozbawiając go tego, co najcenniejsze, czyli niepodległości, tradycji i honoru?

– Nie boję się tego. My, prawdziwi Sarmaci, jesteśmy inni. Nie damy zabrać sobie tańca, patriotyzmu, tradycji. Ani pieniędzy, ponieważ jedynie my wiemy, jak nimi obracać dla dobra narodu. To piękne słowa, stale je powtarzam, aby wbiły się w pamięć młodzieży oraz ludzi zdezorientowanych, na kogo głosować.

Odc. 7 Wywiad Kwefiego

Mimo tanecznego zmęczenia Kwefi czuł się lekko i radośnie. Otaczały go osoby proszące o wywiad, dziennikarze i reporterzy mediów krajowych i zagranicznych. W pobliżu zauważył też samochody trzech obcych stacji telewizyjnych. Od dawna czuł niechęć do mediów. Pytany, dlaczego ich nie znosi, wyjaśniał:

– Mówią, że nienawidzę dziennikarzy i reporterów. Nie znoszę tylko tych, którzy są przemądrzali, uważają się za niezależnych i nie umieją uszanować władzy. Często ją krytykują a rzadko chwalą. To ludzie bez zasad i moralności. Taki typ gotów jest rzucić się na biedną wdowę i zerwać jej z głowy ostatnią perukę!

Ostatecznie Kwefi zgodził się na wywiad. Postawił jednak warunek: pytania muszą być przedstawiane na piśmie.

– Pismo to pismo. Słowa mówione można potem przekręcić, inaczej zinterpretować, pisma już nie. Kiedy widzę litery i wyrazy, łatwiej jest mi też skoncentrować się.

Pierwsze pytanie padło ze strony dziennikarza o ospowatej twarzy.

– Skąd u pana zamiłowanie do tańca cywilno-kościelnego?

Kwefi wiedział od razu, że jest to dziennikarz opozycji. Zdradziła to twarz pytającego.

– Żaden uczciwy dziennikarz nie ma takiej twarzy. Ospa, która przeszedł, to dowód, że pan Bóg go pokarał. A Bóg nie karze bez powodu – pomyślał i dyskretnie dał znać, aby ktoś inny zadał mu pytanie.

– Co sądzi pan o tańcach cywilno-kościelnych oraz Kościelnym Zespole Tanecznym? To nowy pomysł, prawda?

– Tańcząc wyrażamy przekonanie, że jesteśmy zdolnym, dumnym i pobożnym narodem. Dlatego popieram ideę stworzenie Kościelnego Zespołu Tanecznego. Ponieważ utrzymanie i prowadzenie takiego zespołu dużo kosztuje, pomożemy finansowo Ojcu Patriarsze. Powiedział mi, że sam nie da rady i pomoc jest nieodzowna. – Te pieniądze zostaną spożytkowane na chwałę bożą – zapewnił mnie. To mnie przekonało. Z wdzięczności chciałem go pocałować w rękę, albo też on chciał pocałować mnie w rękę , nie pamiętam już dobrze, obywaj byliśmy bardzo podekscytowani. Mam nawet pewien pomysł udoskonalenia tańca cywilno-kościelnego. Chodzi o to, żeby trzymając się w tańcu za ręce, przekazywać sobie drobne upominki w postaci zwiniętych w rulonik pieniędzy. To symboliczny akt miłości. Wszyscy lubimy takie upominki, dowody pamięci i troski. Jest też inny ważny aspekt tańców cywilno-kościelnych. Działają one uspokajająco i motywująco, szczególnie na niewiasty poważnie myślące o macierzyństwie. Pewna bogobojna parafianka mówiła mi, że odczuwa a takim tańcu głębokie pragnienie poczęcia i nie myśli o poronieniu jak inne młode kobiety.

Odc. 8 Klimat i urojenia

Iwan Iwanowicz wrócił wczoraj z wycieczki do Grecji. Był na wyspie Karidos. Użył tam jak pies w studni z brudną wodą i zatrutą kością. Opowiedział mi swoją historię.

Trwały wielkie upały. Przyniosły pożary, jakich nikt nie widział. Ziemia była spalona na czerń. W hotelu Uroki Karidos wody brakowało już od kilku dni. Kradziono wodę, gdzie kto mógł. Kradli przede wszystkim rolnicy. Po okolicy krążyła specjalna ekipa policyjna, szukająca nielegalnych ujęć wody ze strumieni, rzek, stawów, jezior a nawet zbiorników przeciwpożarowych i ogrodowych. Niektóre ujęcia wody ukryte były w ziemi, inne pod korzeniami drzew, jeszcze inne w domach, do wnętrza których spływała woda rabowana z wodociągów miejskich. Ludzie stawali się coraz bardziej przebiegli i zdesperowani.

Historia opowiedziana przez Iwana Iwanowicza nie zdziwiła mnie, ponieważ czytam prasę i oglądam telewizję. Przyjaciel zaskoczył mnie dopiero wtedy, kiedy wyznał:

– Ostatniego dnia rano byłem bardziej śpiący niż wysuszone na słońcu krowie łajno w Indiach, kiedy nagle poczułem w sobie siłę lwa. Nie wiem, skąd wzięła się ona we mnie. Trwało to nie dłużej niż kilkanaście sekund. Zdążyłem tylko wybiec przed hotel, aby zorientować się w sytuacji. Wszędzie wokół widać było pożary, słyszałem trzask płomieni, w powietrzu fruwały miliardy drobin sadzy. Było potwornie gorąco. Chyba traciłem przytomność, gdyż poczułem w sobie słabość najpierw królika, potem kurczaka, w końcu ważki. W głowie mi szumiało. Czułem się niezwykle dziwnie.

Rozmówca popatrzył mi w oczy, oceniając, jakie wywarł na mnie wrażenie. Nie pokazałem niczego po sobie, kontynuował więc.

– Moi znajomi z hotelu Uroki Karidos mieli więcej szczęścia. Kilka dni wcześniej nad wyspą przeszła monstrualna ulewa. Nastąpiło urwanie chmury. Ja byłem wtedy na wycieczce statkiem na sąsiedniej wyspie. Znajomi uratowali się, spływając tratwą w kierunku oceanu. Straciłem kontakt z nimi. Ktoś wyłączył prąd w całej okolicy, nie działały smartfony, komputery, laptopy ani żadne urządzenie elektroniczne, włącznie z lodówkami i windami.

Nie była to historia opowiedziana mi przez kogokolwiek. Iwana Iwanowicza nie widziałem już do kilku miesięcy. Po prostu tak sobie wyobraziłem kataklizm, jaki będzie w sposób nieunikniony nawiedzać nasz kontynent na skutek zmian klimatu. Moje wyobrażenia zbiegły się z sondażem przeprowadzonym wśród ludzi wchodzących w dorosłość. Wśród wielkich zagadnień klimat interesował tylko siedem procent młodych ludzi. Tematy ośmiokrotnie ważniejsze dla nich to miłość, zdrowie, rodzina i przyjaźń. To mnie serdecznie zakończyło.

Postanowiłem ostrzegać młodych ludzi przed nieszczęściem. Chodziłem po pustoszejących ulicach miasta, wychodziłem nawet w okolice pozamiejskie, i mówiłem o zagrożeniach klimatycznych. Ubierałem się dziwacznie i zachowywałem jak zbuntowany paralityk, aby zwrócić na siebie uwagę. Reakcja napotykanych młodych ludzi mnie zszokowała. Nikogo to nie interesowało. Coś słyszeli o zmianach klimatycznych, ale nie podejmowali żadnych działań. Nawet niespecjalnie się martwili. Niektórzy bagatelizowali klimat i mówili z przekonaniem:

– Od lat mówi się, pisze i ostrzega o topnieniu lodowców. Czy któryś z nich stopił się całkowicie? Czy woda z lodowca zalała komuś dom? To wszystko bzdura, aby naciągać ludzi na wycieczki na obszary lodowcowe.

Idąc dalej przyglądałem się uważnie młodym kobietom i mężczyznom, zadając sobie pytanie:

– Gdzie oni mają oczy?

Większość miała je z tyłu, kilka osób z boku. Nie widziałem nikogo, kto miałby oczy z przodu. Ubrani przyzwoicie, zapatrzeni w smartfony, nie pokazujące już niczego oprócz zdjęć celebrytów, przyjaciół i znajomych, wyglądali jak postacie symboliczne, wycinanki z papieru, istoty wyrwane z życia z korzeniami. Popatrzyłem na ich stopy. Tkwiły na nich resztki obuwia. Zrozumiałem, że oderwali się od ziemi, przestali myśleć samodzielnie. Zapytałem jakiegoś młodzieńca, wiek na oko dwadzieścia dwa lata, nieco zgrabiony, już łysiejący, szczupły z niewielkim brzuchem, okulary w cienkich oprawkach, przypominający męczennika, jak widzi swoją sytuację, i czy to prawda, że ludzie młodzi przestali myśleć. Wzruszył ramionami.

– Po co mi dzisiaj myśleć, skoro mogę do woli korzystać ze sztucznej inteligencji. Ona mi podpowie wszystko: jak przygotować się na egzamin z fizyki, jak znaleźć sobie dziewczynę, obrać i usmażyć ziemniaki, naostrzyć siekierkę, zamówić bilet na nocny koncert, przemycić bombę walizkową, kupić prawdziwego rasowego psa, poprowadzić lokomotywę, napisać raport czy przeprowadzić badanie rynkowe. Po co więc mam myśleć?

Odc. 9 Wyścig z wyobraźnią i czasem

– Susza trwała tydzień, spadł tropikalny deszcz, pogoda jest znowu jak co dzień, w stawiku rzuca się leszcz. Obudzony wilgocią, śni o tańcu z płotką, każdy jest marzycielem, każdy pragnie żyć słodko.

Patrzę na mężczyznę recytującego wiersz. To Marcin W. Recytuje poemat zakwalifikowany do kategorii rubasznie-ekologicznych, dzięki któremu awansował do zwycięskiej szóstki. Znam go tylko z widzenia. Siedząca obok mnie przy stoliku laureatka konkursu mówi po cichu, że to ciekawa postać.

– To człowiek wielu zawodów, dawny bokser damski, poeta, hazardzista, ostatnio dyrektor agencji badań społecznych nad ludźmi zagubionymi w wielkich aglomeracjach. Dużo wie o zagubieniu.

– Skąd w człowieku bierze się takie bogactwo kariery zawodowej? – zastanawiam się, nie ujawniając myśli na zewnątrz.

Siedząca obok mnie dorodna szatynka chyba zgaduje moje myśli, ponieważ kieruje swoją poważną twarz w moją stronę.

– Dzisiaj mamy zwariowane czasy. Abstrakcję społeczno-polityczno-klimatyczną, w której wszystko jest możliwe. Przeskok z góry daleko w dół i z dołu do góry to rzeczywistość, w której wszystko jest możliwe. Takie czasy. Dzisiaj niczym, jutro wszystkim my.

W mojej pamięci niejasno odżywają dźwięczne słowa pieśni bojowej murarzy, tynkarzy i nosicieli cegieł, dawno już zapomnianej.

– Co pani mówi? – pytam niepewnie. – Czy to co widzę i słyszę, to rzeczywistość, czy zjawa?

Kobieta patrzy na mnie spokojnie, z otwartymi oczami, jakby mierząc poziom płynów w moim organizmie oraz stan tkanki tłuszczowej. Takie mam wrażenie.

– To tylko opis rzeczywistości. Dzisiaj rozstrzygnięto wyniki konkursu „Poetycki wyścig z wyobraźnią i czasem” seniorek i seniorów w kategorii wiekowej trzydzieści pięć lat i powyżej. Wyglądamy starzej, ale jesteśmy znacznie młodsi niż wyglądamy. Niektórzy z nas są młodsi od swoich dzieci. Liczy się wiek biologiczny, twórczy, nie kalendarzowy. Kalandrze kłamią, sama się o tym przekonałam, nie mogąc znaleźć dnia urodzin mojej ulubionej kotki.

W głowie mam kołowrót. Coś w niej stuka, sam nie wiem co. Za chwilę jest mi już lżej. To był chyba atak depresji dziennej, w której topię się każdego dnia w zależności od pogody. Po chwili wracam do siebie i uświadamiam sobie, że ja również wygrałem wyścig z wyobraźnią i czasem. Za chwilę otrzymujemy dyplomy i bogate nagrody. Wszyscy fotografują się z wszystkimi, setki zdjęć wyrasta natychmiast w gazetach, czasopismach i mediach społecznościowych. Platformy internetowe usłane są twarzami, tułowiami, rękami i nogami zwycięzców ubranych stosownie ubranych do uroczystości. Nikt dzisiaj nie przegrał. To zwycięstwo całościowe.

– Senior czy seniorka, trzydzieści pięć lat! Co to za wiek? – Pyta siedząca przy dalszym stoliku kobieta. – Mam czterdzieści lat, czuję się stara w tej kategorii!

Ktoś wyjaśnia:

– Dzisiaj ludzie starzeją się szybciej, wbrew logice. Świat i czas mamy poszatkowany nieprzerwanymi zmianami. Żyjemy w ich karbach i to one nas kształtują, oprócz oczywiście sposobu odżywiania się i picia, ruchu i ćwiczeń, oraz relacji z otoczeniem. O smartfonie telewizji i radio nie wspomnę, bo to cisi zabójcy. Każdy z nas żyje w swojej bańce informacyjnej. My też stworzyliśmy tutaj taką bańkę, poświęconą wyścigowi z wyobraźnią i czasem.

Myślę o staromodnej bańce na mleko, jaką dawniej stosowano, kiedy krowy, ich właściciele i mleczarnie nie były jeszcze sterowane sztuczną inteligencją. Odrzucam tę myśl, bo to oczywista bzdura. Chodzi o bańki informacyjne. Ludzie wymieniają się informacjami tylko w określonych bańkach. Teraz na sali mamy taką właśnie bańkę. Wymieniamy się informacjami bezpośrednio, dyskretnie wydychając je na odległość z ust do ust, przekazując oczami słowa uwielbienia lub dłonią pojedyncze całusy. Uroczystość zamienia się w wielką fiestę przekazywania sobie czułości, obejmowania się na odległość i łagodnych spojrzeń, jacy jesteśmy oryginalni, mądrzy i wyjątkowi. Wszyscy czują się wyśmienicie.

Na środek sali do mikrofonu wychodzi lekarka. Jest w białym fartuchu zdobnym w motywy słonecznych wspomnień wakacyjnych, słuchawki stetoskopu ma zawieszone na szyi, uśmiecha się.

– Udział w takich wyścigach i spotkaniach to lek na wszystkie choroby. Sukcesy zdrowotne możemy oceniać siłą uścisku ręki – mówi i wyciąga z torby dynamometr. Zebrani na sali kolejno podchodzą do niej, aby zmierzyć siłę ucisku. Jest przepotężna.

– My, młodzi emeryci i emerytki, jesteśmy kwiatem narodu. To dzięki nam kraj kwitnie nawet zimą. Przecz z innymi kwiatami – rzuca odważnie lekarka. – Nie dorastają nam nawet do kolan.

Następuje radosne zamieszanie.

Odc. 10 Jezioro rozmaitości

Rano zaatakowały mnie radio, telewizja, prasa i Internet. Nie byłem w stanie wyrwać się z ich szponów. Uratowała mnie niezwykła senność po obfitszym niż zwykle śniadaniu. Obudziłem się na tratwie na ogromnym jeziorze. Na północy w oddali widniał brzeg morski, na południu góry. Nie mając nic innego do roboty notowałem wrażenia.

– Słyszę szum falującej wody. To mnie uspokaja. Płynę na północ, w kierunku, gdzie panują mniejsze upały. Z tyłu widzę wysokie góry, kłujące szczytami w niebo. Słyszałem niedawno w radio, że nieostrożni ludzie spadają tam ze skał.

Z prawej strony dobiega z oddali wołanie o pomoc, a potem krzyki: Aborcja!, Aborcja! Wyprzedza mnie policyjna motorówka płynąca w ich kierunku. Pytam ich:

– Dokąd płyniecie?

Z wysokiego pokładu dowódca krzyczy do mnie:

– Szukamy ofiary aborcji. Będziemy wypompowywać szambo.

– Gdzie? Na jeziorze? – zadaję głupie pytanie.

Obok dowódcy na pokładzie motorówki widzę kobietę ze znaczkiem Ruchu Patriotyczno-Narodowego na stroju prokuratorskim. To mnie uspokaja. Po chwili coś zaczyna mnie dusić w piersiach. Leżę na tapczanie i nie mogę złapać oddechu. Czuję się podle. Popadam chyba w omdlenie, bo słyszę chór cywilno-kościelny i widzę tańczących. Widziałem ich już kiedyś, ale nie pamiętam gdzie. Tyle zdarzeń się powtarza, że w końcu człowiek kołowacieje. Znowu tańczą, tym razem chyba kankana. Podoba mi się to. Myślę, że Ruch Patriotyczno-Narodowy powinien zmienić nazwę na Ogólnoświatowy Ruch Patriotyczno-Taneczny.

Przede mną wyrasta wyspa a na niej piknik rodzinny. Uroczysty, przemawiają ważniacy. Poznaję ich: Admin Chudy w okularach oraz Kwefi w starym garniturze. Wygląda grubawo i staro.

– To nie żadna obraza. On taki jest. Ci dwaj są wszędzie oni, Chyba skleili się ze sobą – myślę z podziwem.

Ludzie na pikniku nie jedzą kiełbasek, nie piją piwa ani soków, tylko debatują. Mają nieprzerwanie otwarte usta to przynajmniej zaoszczędzimy na jedzeniu. Jest przecież coraz drożej – staram się myśleć pozytywnie.

– To nic, że drożyzna – mówi Kwefi. – To normalne. Ceny idą w górę a potem spadają. Mamy ważniejsze sprawy. Będziemy zmieniać wszystko, musimy wszystko naprawić. Będziemy zaglądać do sypialni obywateli, co oni tam robią, łajdaczą się czy nie. Mamy wytyczne do oceny ludzkich postępowań, to instrukcje opracowane przez Ojca Patriarchę.

Patrzę na Kwefiego. Ma chyba widzenie, jest jak w transie; jego twarz jest zaczerwieniona, usta wąsko ściągnięte.

– Ty oszuście ciemnowłosy, zdrajco, łajdaku niereformowalny – krzyczy, wygrażając komuś pięścią, po czym spluwa na ziemię.

Odc. 11 Ogień i dym

– To niewiarygodne! – myślę. – Jaki ten Kwefi jest dzielny! Tak odważnie krzyczy na kogoś, nie bojąc się Boga ani sądu. To nie może być patologia, jak niektórzy mówią, tylko wrażliwość na potrzeby społeczeństwa i patriotyzm wyostrzony jak dzida. Razem z Kwefim karci oszusta, zdrajcę i łajdaka Admin Chudy. Używa ostrych słów. Słowa obydwu mężczyzn padają na ziemię i wbijają się w nią jak kamienie rzucone z kosmosu. Uczestnicy pikniku głośno je powtarzają, aby je zapamiętać. Wokół dużo młodzieży. Uczą się głośnego wyrażania gniewu.

Płynę dalej po jeziorze, oczekując nowych przeżyć. Na brzegu pojawia się wysypisko śmieci. Wygląda jak spalarnia, wyrzucająca z wnętrza wysokie jęzory ognia i włochaty dym.

– Okropnie cuchnie – uświadamiam sobie. – Kiedyś czegoś takiego nie było. Stworzyła je nasza cywilizacja dobrobytu, produkująca coraz więcej i więcej.

Wzdłuż brzegu w kierunku płonącego wysypiska pędzi ciężarówka wioząca ładunek ryb. Jest ich tak wiele, że wypadają za burtę pojazdu. Mają zamknięte oczy nie ruszają pyszczkami.

– Chcą je chyba wędzić – myślę, choć nie wydaje mi się to praktyczne. – Po chwili przychodzi mi do głowy inne wytłumaczenie. Kwefi i jego ludzie mają czasem pomysły, które na pierwszy rzut oka wydają się dziwne lub niezrozumiałe, a potem okazuje się, że mają sens. Usiłuję zgadnąć o co chodzi, spekuluję.

– Na pewno chcą coś upiec na tym ogniu. Może chcą uzyskać jakieś odszkodowanie za poniesione straty? Lub coś w nim ukryć, na przykład zbrodnię popełnioną na przyrodzie? Dzisiaj to popularny sposób dochodzenia do majątku. Każda droga do szczęścia jest dobra.

– To wszystko ich wina. Tych, którzy rządzili przed nami! To nie my! – przebija się przez dym i smród męski głos. Poznaję głos Kwefiego.

– Boże! – myślę. – Ile to nadzwyczajnych wręcz cudownych rzeczy dzieje się u nas? Ludzie cieszą się z życia i wakacji. Panuje ogólna radość. To, że tu czy tam jest zamieszanie, trochę zawieruchy, niczego nie zmienia. To nawet dobrze, bo inaczej można by zwariować z nudów.

Nie wiem dlaczego ja sam odczuwam niepokój. Chcę uspokoić się, ponieważ mamy rząd, który nad wszystkim panuje: klimatem, ogniem, atmosferą, wodą, ludzkim szczęściem, publiczną debatą, pieniądzem. Postanawiam pójść do kina na Barbie. To kultowy film, podobno feministyczny. Słyszę zewsząd, że czyni świat bardziej różowym.

– Nie będę musiał zakładać różowych okularów, aby czuć się szczęśliwszym. To mocne postanowienie.

Odc. 12 Osiedlowa konferencja naukowa

Każdego dnia widzę zmiany rzeczywistości. Moi przyjaciele i znajomi również. Aby zrozumieć nieprzerwany ciąg przemian, zwołaliśmy osiedlową konferencję naukową, skromną, powiedziałbym nawet mikroskopijną. Inicjatorem był Iwan Iwanowicz, mający najwięcej czasu ze wszystkich mieszkańców osiedla Aura. Myślę o nim, że to szczęśliwiec, choć on twierdzi, że ma czasu dokładnie tyle samo, co każdy inny człowiek, czyli dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Na konferencji poczuliśmy się świeżo, przebudzeni a zarazem odurzeni atmosferą. Jej przebieg zapowiadał się egzotycznie. W rogach sali stały dorodne palmy kokosowe, od czasu do czasu spadały z nich orzechy. Siedzący w pobliżu chwytali je w locie. Ktoś krzyknął w zachwycie.  

– Niewiarygodne, to prawdziwe kokosy. Jest w tym jakaś symbolika!

W oczach szczęśliwców pojawił się zachwyt i wyobrażenia bogactwa, dobrobytu i piękna: u kobiet – urody osobistej, kariery zawodowej lub muskularnych mężczyzn, u mężczyzn – głównie tańca brzucha, w którym poruszały się w tak muzyki biodra, piersi i uda, bez obecności reszty ciała.

– Jakie tematy będziemy dyskutować? – padło z sali pytanie.

– Każdy ma prawo podać temat, jaki uważa za najważniejszy – oświadczył Iwan Iwanowicz, inicjator i przewodniczący konferencji.

– Wysypiska śmieci! Proponuję ten temat, ale nie rozmawiajmy o nim, bo to ważne ale okropnie śmierdzące zagadnienie.

– Zanieczyszczenie atmosfery, upały, pożary i susze. To wszystko wiąże się ze sobą. Nie wiem, co można w tej sprawie zrobić.

– Topniejące lodowce i powodzie. Dręczy mnie pytanie, co dzieje się z wodą? Poznałem człowieka, który zrobił raz zdjęcia dwóch topniejących lodowców i twierdzi, że nie wywołały one powodzi. To temat trudny do zrozumienia.

– Zdrowie i zanikająca opieka medyczna. To temat tak skomplikowany i beznadziejny, że proponuję porzucić go od razu. Przyniesie mi ulgę, jeśli zgodzicie się z moim wnioskiem.

– O kurwa! Ale tego jest! I to my, nasza cywilizacja, stworzyliśmy to bezbrzeżne bagno klęsk i nieszczęść – krzyknął Iwan Iwanowicz i zakrył twarz, nie wiadomo czy ze wstydu czy z poczucia winy.

– Uważam, że najpoważniejszy ze wszystkich temat to powszechne rozdwojenie jaźni, indywidualnej i społecznej. W skrócie PRJ. To najpoważniejsze zagadnienie – podkreślił z mocą Erazm. – Mogę to szybko wyjaśnić.

Uczestnicy konferencji zamienili się w słuch.  

– To rodzaj choroby wirusowej, trudnej do zdefiniowania, przenoszącej się samoistnie z jednego człowieka na drugiego. Jest ona przedmiotem zainteresowania nauk medycznych, zwłaszcza psychiatrii i psychopatii. Powszechne rozdwojenie jaźni atakuje najpierw rozum, wywołując gonitwę myśli, co ogranicza rozumienie rzeczywistości. Potem PRJ atakuje oczy: ludzie widzą podwójnie, potrójnie a nawet poczwórnie. Ich rzeczywistość komplikuje się i przekształca w wielogłową hydrę. Przykładem są śmieci: ktoś je wyrzuca, ktoś inny je kupuje, ktoś inny wywozi, ktoś inny przerabia, wybierając elementy do recyklingu, poddając neutralizacji lub podpalając. Ludzie gubią się w ocenie, nie wiedzą, co robić. 

Odc. 13 Postanowienia

Mała Konferencja Powszechnego Rozdwojenia Jaźni wywołała poruszenie. Jej wnioski okazały się odkrywcze. Kierownictwo Ruchu Patriotyczno-Narodowego zwołało naradę. Otworzył ją Admin, chudszy niż zwykle.

– Konferencja PRJ była imprezą prywatną, bez znaczenia, tym niemniej – jak się okazało – niebezpieczną. Wyrażono tam przekonanie, że nasi zwolennicy błądzą w odmętach rozdwojenia jaźni, nie wiedząc, dlaczego nas popierają, skoro jesteśmy, jak to uparcie powtarza opozycja, złodziejami mienia publicznego, nepotami oraz miłośnikami dyktatury. Wobec tak absurdalnych zarzutów, podjęliśmy dwie decyzje. Pierwsza, zmieniamy naszą nazwę na Ruch Patriotyczny, która jest nazwą prostszą i silniej nas jednoczącą. Jesteśmy jedynymi patriotami kraju i nikt nie może równać się z nami. Po drugie, negujemy rozdwojenie jaźni naszych członków i zwolenników. Mówiąc to, obiecujemy pełne zwycięstwo nad opozycją, jedynym żywiołem, jaki dewastuje nasz kraj. Skandujmy razem, bracia patrioci: Z-w-y-c-i-ę-ż-y-m-y! Z-w-y-c-i-ę-ż-y-m-y!  

Na rzęsiście oświetlonej sali królował Kwefi. Witany oklaskami, chyżo przemykał między szeregami uczestników narady. Od chwili jego ukazania się, brawa nie milkły. Budził zachwyt samą swoją obecnością. Szmer przebiegł po ludziach siedzących najbliżej przejścia.

– To nie Kwefi! To jego sobowtór! Wygląda zupełnie jak nowy. Jacy oni są do siebie podobni! Ta sam siwa głowa, te same usta, nogi, brzuch. Tylko ruchy ma dużo szybsze. Jak on chodzi! Jak on chodzi! – zachwycano się.

Kiedy Kwefi otworzył usta, aby przemówić, zapadło milczenie.

– Bracia Patrioci! Dziś toczymy wielką publiczną debatę na temat Powszechnego Rozdwojenia Jaźni, które zarzuca nam opozycja. To potwarz i wyzwanie. Ukrócimy ten bezmiar kłamstwa. Zorganizujemy igrzyska na wzór rzymski i rzucimy naszych oskarżycieli lwom na pożarcie. Zasługują na to!

Przecieranie okularów zabrało Adminowi dłuższą chwilę. Koncentrował się, aby kontynuować przemówienie Kwefiego.

– Ruch Patriotyczny dotychczas patrzył na niesłuszne oskarżenia z kamienną twarzą grobu Agamemnona. Ale to się kończyło. Nie będziemy więcej pobłażać wrogom narodu. Zawsze pozytywni i wyrozumiali dla ludzkich słabości, zakopaliśmy topór wojenny, dając szansę opozycji do współpracy. Z głosów Konferencji Powszechnego Rozdwojenia Jaźni wyłapaliśmy sens, którego nie dostrzegli sami organizatorzy. Nie potrafili. Oto on: Rosną góry śmieci nie mających właściciela, cuchną i zatruwają otoczenie. Marchewka śmierdzi i naszpikowana odpadami z produkcji prochu wybucha w dłoni. I my to zmienimy. Rozwiążemy nie tylko ten ale wszystkie inne problemy, ponieważ odrzuciliśmy niemoc i imposybilizm. Tylko my, Ruch Patriotyczny z Wielkim Kwefim na czele, jesteśmy w stanie to uczynić. Nie żyje Kwefi! Niech żyją Patrioci! Precz z opozycją!

Odc. 14 Stres informacyjny  

Utrzymując kontakty z rodziną i liczną grupą przyjaciół, Salomon poznawał z bliska historie, które napawały go bólem, zwłaszcza jeśli chodzi o niepowodzenia miłosne i złamane serca. Znał to uczucie.

– Twoje serce jest zimne jak lód – wyznała mu kiedyś kobieta, którą poznał na wakacyjnym turnusie nad Adriatykiem. Przyjął to doświadczenie jako bolesną oczywistość. Kiedy uspokoił się i przemyślał sytuację, wpadł na dziwny pomysł: postanowił ogrzać serce rozpalając w nim ogień. Wyszukał w tym celu miejsce w cieniu aorty, niedaleko krzaka pachnących bzów, nastrajających do zabawy i radości.

– Mam serce jak dzwon. Wielkie, ale zimne, chyba też niedostatecznie głośne i niezbyt aktywne uczuciowo. Serce człowieka musi dawać o sobie znać innym osobom, zwłaszcza najbliższym, oraz tym, które usiłujemy przyciągnąć do siebie lub zatrzymać. Może to i lepiej – pomyślał. – Nie będę służyć za dzwonnicę zwłaszcza osobom duchownym, na których ciąży niejedno grzeszne przewinienie wobec dzieci i młodzieży. Było to karkołomne myślenie, oderwane i dziwaczne.

Na przestrzeni kilku miesięcy myśli tego rodzaju nawarstwiły się w Salomonie w takiej ilości, że coraz częściej widział swoje życie poszatkowane na fragmenty. Wyglądało to na początek melancholii, upowszechniającej się niby agresywny chwast z innego kontynentu, obcy lokalnej florze i glebie. Fragmentyzacja życia była częściowo jego własnym wytworem, przez niego wywołana lub sprowokowana, wynikająca z dezorganizacji i braku charakteru; druga część spowodowana była przez okoliczności.

– Żyjemy w coraz trudniejszych czasach – tłumaczył sobie. Patrząc przez okno starał się dostrzec zmiany w zachowaniu ludzi, potwierdzające jego obserwacje. Widział je wyraźnie: ludzie byli bardziej zamyśleni, zagubieni w sobie, zapatrzeni w smartfon, bez cienia uśmiechu, niedostrzegający piękna otoczenia, pory dnia, czy atrakcyjności świata. Salomon szukał przyczyny tego stanu rzeczy.

Znalazł ją przypadkiem w Internecie, uznał za ważną, ale nie jedyną, domyślając się, że są na pewno jeszcze inne przyczyny.

 – Przeżywam, podobnie jak miliony innych ludzi, stres informacyjny. Ma on formę infekcji, zakażenia podobnego do wirusowego, niemożliwego do uniknięcia. Ale to moja wina, ponieważ nie stosuję higieny informacyjnej. Zdawszy sobie z tego sprawę, starał się zmienić swoje postępowanie, nie potrafił jednak wyrwać się ze niedobrego nawyku wchłaniania płynących ze wszystkich stron scen, obrazów, słów mówionych słów i pisanych, informacji głupich i mądrych, prawdziwych i fałszywych, znaczących i bez znaczenia.

Sprawę te omówił z programem sztucznej inteligencji Autopsychoterapia 2500. Wybrał go, ponieważ podobała mu się jego nazwa, wybiegająca stulecia do przodu. Program potraktował jako spowiednika i doradcę, istotę rozumną zdolną odpowiedzieć na mnóstwo pytań dotyczących myśli, emocji i zachowania, zbiornicę wszelkiej mądrości, kultury i języków. Poprosił program o ocenę swojego zachowania i pomoc w rozwiązaniu problemu.

– „Męczy mnie stres informacyjny. Sam go pogłębiam. Regularnie myszkuję po Internecie, szukając informacji na tysiące tematów: recepty na rosół, adresu sklepu, terminów transmisji meczów siatkówki, rozrywki i przyjemności, wyjaśnień niezliczonych spraw. Cokolwiek przyjdzie mi na myśl, natychmiast szukam na ten temat informacji w Internecie. Siedzę nieprzerwanie z oczami wlepionymi w ekran telewizora, komputera, iPada lub smartfonu, lub słucham przekazów radiowych. W uzupełnieniu tego czego szukam, otrzymuję dodatkowo wiadomości o wojnie, nowych technologiach, kolejnej wpadce rządu, wypadkach i zabójstwach, beznadziejne reklamy lekarstw i suplementów oraz milion innych niepotrzebnych mi informacji. Moje pytanie do ciebie jest takie: Jak zmniejszyć stres informacyjny? Jak się z niego wyleczyć?”

Odc. 15 Inteligencja

Odpowiedź sztucznej inteligencji była natychmiastowa, uporządkowana i przekonująca.

– Zachowała się jak życzliwy fachowiec. Wyobraziłem ją sobie jako kobietę średniego wzrostu, brunetkę w białym fartuchu laboratoryjnym, mądrą i zdecydowaną. Nazwałem ją Irena. Od razu mi wyjaśniła, że nadmierna ilość informacji, niezależnie, co to jest za informacja, powoduje poczucie przytłoczenia, utraty koncentracji i wyczerpania. Udzieliła mi rad. Część zapamiętałem: Korzystać tylko z wiarygodnych źródeł informacji, ustalić porę i czas przeglądania informacji w ciągu dnia, ograniczyć siedzenie przed ekranem, blokować treści niepożądane, wyłączyć zbędne powiadomienia, dbać o zdrowie psychiczne. Łącznie było ich dziesięć. Wszystkie je znałem, tylko nie w tak uporządkowanej formie. Problem jest polega na wiedzy, ale na tym, jak narzucić sobie dyscyplinę przestrzegania zasad nabywania informacji. Irena w tym mi nie pomogła mi mimo swojej życzliwości. Muszę skorzystać z mojej własnej inteligencji – Salomon skarżył się przyjaciołom.

Postanowili wspierać się wzajemnie w rozwoju dobrych nawyków postępowania i dzielić się ważniejszymi informacjami, które już posiadali, także zachęcać się do ograniczania dopływu informacji. Erazm był najbardziej praktyczny:

– W ogóle nie potrzeba nam tyle informacji, ile zdobywamy. To tak, jakby jeść pięć jaj dziennie, kiedy wystarczą dwa.

Nie umiejąc samoograniczyć się w przyjmowaniu informacji, Salomon rozpaczliwie szukał rozwiązania. Patrzył na budzik, jakby to w nim tkwił porządek czasu i informacji. Pomysł przyszedł mu do głowy przypadkowo. Wymagana była koncentracja uwagi oraz świadomość tego, co się robi w każdej chwili. Praktycznym rozwiązaniem było dzielenie czasu na krótsze odcinki; najbardziej praktyczne wydały mu się piętnaście minut. To dawało się kontrolować. Ustalił sobie zasadę, że z nikim nie będzie rozmawiać dłużej niż kwadrans.

Nie szło mu dobrze. Przyznał się do niepowodzenia wobec Erazma, wyrzucając z siebie gorzkie słowa:

– Nie za bardzo mi to wychodzi. Taka jest prawda. Kontrola napływających informacji polega na świadomości tego, co czyni się w każdej chwili i na decyzji, kiedy to skończyć lub przerwać.

Aby lepiej liczyć czas i łatwiej się skupić, zamówił sobie klepsydrę piaskową. Wiele sobie po niej obiecywał. Miała być żywym przypomnieniem tego, co właśnie robi i kiedy to zakończyć. Na tym polega cała sztuka. Imperare sibi maximum imperium est. Starożytni Rzymianie już to wiedzieli.

Odc. 16 Zebranie osiedlowe

Iwan Iwanowicz zachował się nietypowo na zebraniu. Jak zwykle odbyło się ono przy krawężniku, na otwartej przestrzeni, gdzie każdy do woli mógł zachłysnąć się świeżym powietrzem i poczuć chęć szczerej wypowiedzi. W pewnym momencie dyskusja zeszła – zupełnie niepotrzebnie, a może potrzebnie, kto to wie – na temat władzy Kwefiego, rosnącego w siłę samodzierżcy, który swoimi patologicznymi poglądami zarażał coraz szersze szeregi obywateli, przekształcając ich w zwolenników przerośniętych ambicji i zwykłej nienormalności. Jakiś młody człowiek z wąsami, ozdoba raczej niezbyt częsta w wieku wygody, uproszczeń i przyśpieszonych zmian cywilizacyjnych, perorował kilka minut o tym, co wie, i co myśli o Kwefim.

– Kwefi jest rzecznikiem dyktatury, maczyzmu i patriarchatu kościelnego. – Kobieto! Do kuchni! Tam jest twoje miejsce, nie tutaj w salonie, przysłuchując się poważnym rozmowom o ojczyźnie – tak krzyczał wczoraj do swojej gospodyni.

– A co ona na to? Przecież takie zachowanie obraża wszystkie kobiety? – młoda niewiasta w obcisłych getrach i różowej spódnicy patrzyła wyzywająco.  

– Nie pozostała mu dłużna. – Mógłby pan przynajmniej nauczyć się otwierać drzwi przed sobą, odbierać telefon komórkowy i przynajmniej raz w roku wypastować sobie buty.

Pod koniec zebrania uczestnicy przedstawili parodię tanecznego pojednania rządu i kościoła. Połączyli się w tańcu, podrygując i chybocąc na nogach, i uśmiechając się koślawo do siebie. Bratano się, ściskano i obejmowano.

– Podobało mi się to – wyznał przyjacielowi Iwan Iwanowicz. – Chciałbym jeszcze kiedyś zobaczyć uliczny teatr przyszłości przedstawiający pożary, susze, powodzie, ekstremalne upały i tornada. To scenografia, którą nieliczni biorą sobie dzisiaj do serca.

– Słusznie. Te sprawy należy brać jak najbardziej poważnie – oznajmił Salomon Ircha. – Ja już nie umiem inaczej postępować. Za bardzo biorę sobie do serca wszystkie zmiany klimatyczne i cywilizacyjne. Nie myślę tak jak inni ludzie. Ich reakcja jest prosta: Po co się martwić? Czy to mnie dotyczy? Lepiej udawać, że nie ma żadnych kataklizmów, że coś się zmienia na gorsze. Wystarczy do tego smartfon, odrywający od rzeczywistości. Patrząc w smartfon nie widzisz różnicy między światem realnym a wirtualnym.

Odc. 17 Rozróba

Świat przyśpieszał. Wszyscy to zauważali, czując nieuniknioność jak i bezsens takiej sytuacji. Nawet kury, znane z głupawości, kierowane instynktem, szybciej biegały zbierając ziarna. Ziemia kręciła się jak zawsze, jednakże życie na jej powierzchni biegło coraz szybciej. Zmieniał się klimat; w jednej części świata trwały upały, w innych topniały lodowce wywołując powodzie nawet na terenach pustynnych, gdzie deszcz jest niespodzianką przypominającą słonia na obszarach wiecznych śniegów.

Ludzie zachowywali się w sposób zaskakujący, skakali lub biegali wydając głosy gniewu i niepokoju, zrzucając z siebie w ten sposób frustrację szybkich zmian. Dzieci stawały się niepokorne, grożąc buntem a nawet samobójstwem, szalejąc bez kasków ochronnych na wrotkach i hulajnogach po betonowych rampach.

Na tle statystyk o wypadkach drogowych, reklam leków przeciw hemoroidom dla niezamożnych mężczyzn i środków intymnych dla kobiet mających problemy z oddawaniem moczu, najważniejszą informacją dnia okazała się wielka bitwa małp w stołecznym ogrodzie zoologicznym. Jego pracownicy udokumentowali zdarzenie przy pomocy smartfonów i opisów z pamięci. Prym w boju wiodły małpy człekokształtne, które zaatakowały resztę małpiej społeczności i poturbowały kilku swoich opiekunów. Małpy krzyczały na siebie, rzucały w siebie przedmiotami, odgrażały się i zadawały ciosy. Część prasy i mediów cyfrowych twierdziła, jakoby zdarzenia zaszły w jakiejś społeczności ludzkiej, dla której siła jest naczelnym atrybutem.

Admin Chudy zwołał konferencję prasową, na której wyjaśnił, że po uważnym przesłuchaniu i ocenie nagrań oraz zapoznaniu się z zeznaniami świadków, nie zauważył niczego specjalnego, co wykraczałoby poza ramy typowych zachowań zwierząt i ludzi.

– Jesteśmy wobec małp i innych ssaków braćmi, niezależnie od tego, co twierdzi wroga nam opozycja.

Tylko jedno stwierdzenie mediów Admin zdementował.

– W tej zadymie nie brał udziału nikt z rządu ani innych znanych mi osób. To, że rozbiliśmy namioty w pobliżu ogrodu zoologicznego i rozłożyliśmy na stołach jedzenie, które wykorzystały małpy, aby się posilić, nabrać energii i walczyć ze sobą, to przecież normalne zachowanie. Rozmawiałem na ten temat z naukowcami i oni potwierdzili, że małpy zachowują się czasem jak ludzie, którym dalekie jest rozumienie przyrody, a ludzie zachowują się jak małpy, którym obce są kwestie cywilizacyjne. Sprawie tej przyglądamy się, jest ona rozwojowa. W razie potrzeby skierujemy ją do prokuratury ze wskazaniem podejrzenia o przestępstwo.

Odc. 18 Automatyzm

Automatyzm niepostrzeżenie wkradał się także w życie Salomona. Obserwował to zjawisko, czuł jak macki sztywnej rutyny i sztampy obejmują jego ciało i umysł. Widział także coraz wyraźniejszy automatyzm myślenia i zachowań w innych osobach, bliskich mu i dalekich. Mimo starań, Salomon nie potrafił obronić się przed coraz częstszymi automatycznymi zachowaniami. Regularnie przeglądał w smartfonie memy, filmiki z TikToka i inne niepotrzebne informacje, regularnie zasypiał na otomanie, bez zastanowienia i rzeczywistej potrzeby chodził do sklepu, gdzieś telefonował, nie wspominając regularnego oglądania dzienników telewizyjnych czy słuchaniu radia. Także w nocy obserwował swoje automatyczne zachowania, budzenie się kilka razy o tych samych porach czy bezmyślne chodzenie po mieszkaniu. Czuł, że staje się powoli automatem, istotą coraz bliższą robotowi niż organizmowi biologicznemu. Bał się tego.

Zastanawiał się, jaka jest natura zachowań automatycznych. Jej odkrywanie nie było prostym zadaniem. Była w nim kombinacja własnej podświadomości, manipulującej jego codziennymi myślami i zachowaniem oraz – miał coraz mocniejsze wrażenie – także elementy sztucznej inteligencji. Korzystał z niej coraz częściej, tak często, że nawet nie zauważył, kiedy się w nim zakorzeniła. U innych ludzi automatyzm przejawiał się podobnie: wstawali regularnie o tej samej lub podobnej porze, wykonywali te same czynności, nie zmieniając przyzwyczajeń nawet wtedy, kiedy okazywały się one szkodliwe, ponieważ pozbawiały ich charakteru, silnej woli i indywidualności.

Jak Salomon sięgał pamięcią, automatyzm był zawsze obecny w jego życiu, tylko w znacznie skromniejszej, mniej agresywnej postaci. On i jego rówieśnicy bawili się w te same gry, używali tych samych wyświechtanych frazesów i opowiadali te same beznadziejne żarty. Potem, kiedy trochę podrośli i poznali smak piwa, wódki i samogonu, siadali jak manekiny przed oknami domu, na ławce w parku lub na przyulicznej barierce, i automatycznie gapili się w przestrzeń. Jeszcze później, siadali przed odbiornikami radiowymi, telewizorami, komputerami i ekranami kinowymi, i godzinami wpatrywali się w nie jak sroka w gnat, zapominając o bożym świecie.

Było to niekontrolowane zachowanie, podobne do występującego w padaczce psychomotorycznej. To porównanie przeraziło Salomona. Bał się mówić o automatyzmie zachowań nawet z przyjaciółmi, aby nie ulegli przerażeniu, co się z nimi wszystkimi dzieje.

Salomon pocieszył dopiero wtedy, kiedy dostrzegł automatyzm w ludziach władzy. Kwefi, czołowa postać w społeczeństwie, wprost na jego oczach stawał się najpierw półautomatem a potem, coraz wyraźniej, automatem w ludzkiej skórze. Było w nim coś coraz bardziej bezdusznego, odhumanizowanego. Salomon nie zdziwił się, kiedy usłyszał słowa starszego mężczyzny w swetrze i spodniach dżinsowych, stojącego w grupce osób czekających na peronie dworca na pociąg.

– Jest coraz więcej dowodów wskazujących, że Kwefi jest utrzymywany przy życiu przez niewielkie grono najbliższych współpracowników. Trzymają to w ścisłej tajemnicy. To oni wożą go potajemnie nocą do szpitala, by wymieniono mu kolejny organ wewnętrzny, dają mu zastrzyki hormonalne, kiedy brakuje mu energii, jak również odnawiają programy wszczepionej mu sztucznej inteligencji. Słyszałem poufnie od kogoś, niestety nie mogę ujawnić nazwiska tej osoby, dlaczego to robią.

– Kwefi utrzymuje system władzy, w której my partycypujemy, dlatego nie możemy dopuścić do jego upadku. To byłaby powszechna klęska. Musimy więc o niego dbać, aby pozostawał centralną postacią życia publicznego niezależnie od wszelkich zdarzeń, rewolucji, wojen, wstrząsów tektonicznych czy szalonej pogody. Jest naszym fundamentem, niezniszczalnym dzięki nowoczesnej medycynie i technologii.

Odc. 19 Wszechobecność przywódcy

Nadszedł czas, kiedy Kwefi był wszędzie. Wydawało się, że dwoi się i troi, pojawiając się na ulotkach, koszulkach, kalendarzach, kubkach, zabawkach i piłkach, w końcu na większych obiektach reklamy jak afisze, plakaty i billboardy. Spoglądał z nich mocnym spojrzeniem niespożytego starca, czasami obok jego ust pojawiały się chmurki ze słowami, którymi gromił wrogów i zagrzewał zwolenników Ruchu Patriotycznego do miłości ojczyzny i wiary w przyszłość. Regularnie pojawiał się też na wiecach i na spotkaniach, zwłaszcza w remizach straży pożarnej, u gospodyń wiejskich, w szkołach oraz w studiach swojej ulubionej stacji telewizyjnej Nasza Tuba. Raz nawet wygłosił przemówienie na tle płonącego składowiska śmieci, jakby dla podkreślania nadzwyczajności tego zjawiska i swojego sprzeciwu wobec pożarów.

Pojawiły się głosy, że nie zawsze był to on tylko jego sobowtór, o którym wiedziano od dawna. Był to fakt skrzętnie ukrywany przez Ruch Patriotyczny. Nie sposób było ich odróżnić; jeden i drugi ubrany w identyczny szaroczarny garnitur, obciskający sylwetkę osobnika z dużą nadwagą, twarzą wyblakłą od lat przebywania w mroku sal konferencyjnych i rzadkimi siwymi włosami na głowie.

Kwefi kochał przemawiać. Przemowy były dla niego wszystkim: dzieckiem, kochanką, pożywieniem i domem. Tasak wypowiedział się kiedyś na ten temat słowami nie pozostawiającymi wątpliwości, że potrafi być bezwzględny w ocenach politycznych.

– Mój przyjaciel Kwefi jak zwykle marzy i fantazjuje, ostatnio nawet bredzi lub bajdurzy jak mały Jasio. I o czym? – chcielibyście zapytać. O wyśnionym świecie idealnego porządku i ładu, w której władza rządząca może bezkarnie defraudować fundusze publiczne, o diabolicznym charakterze opozycji, o idealnym kościele i ubogich księżach wymagających nieustannego wsparcia finansowego. Najbardziej zaś o mnie, człowieku – demonie z rogami i długim, kosmatym ogonem, którym zamiata podłoże przed sobą, tak bardzo boi się wirusów i zarazków.

Przemówienia Kwefiego osiągnęły w końcu taki poziom dewiacji i uciążliwości, że ludzie oglądający go w telewizji rzucali w ekran jajkami lub padali na kolana, aby przysięgać nigdy nie oglądać wiadomości, czasem nawet niszczyli w furii aparaty telewizyjne. Nie powodowało to spadku zainteresowania Kwefim i jego Ruchem Patriotycznym, ponieważ ludzie go popierający otrzymywali od niego datki, oficjalnie i wzniośle zwane dodatkami życiowymi lub premią za patriotyzm. Jego najzagorzalsi krytycy, osobnicy pozbawieni złudzeń co do skrupułów władzy, mówili i pisali o nim w stylu podobnym do jego przemówień.

– W kraju płoną nielegalne składowiska śmieci, ryby z braku tlenu dusząc się masowo popełniają samobójstwo, skarb państwa jest okradany pod pozorem pomocy najbardziej zasłużonym, szpitale oszczędzają na lekarstwach, z mniejszych miejscowości zniknęły autobusy i pociągi, a Kwefi opowiada wzruszające do łez historie o sierotce Marysi, dziewczynce z zapałkami, podstępnym Wilku, złej Babie Jadze oraz o nieskończonej dobroci Ruchu Patriotycznego, który prosto z nieba zsyła obywatelom tony pozłacanej manny.

Odc. 20 Lew i hiena

W kwestii wyglądu i postępowania Kwefiego społeczeństwo podzieliło się. Jedni widzieli go w postaci lwa, inni jako hienę lub szakala. W telewizji przeprowadzono dyskusję na ten temat. Nikt nie umiał określić w miarę sensownie, jaka jest różnica między hieną a szakalem, w związku z czym przyjęto hienę jako lepszy model prezentacji wizerunku przywódcy.

Opozycja podjęła temat zwierzęcości Kwefiego z nieoczekiwanym impetem i zaangażowaniem. Ogłoszono deklarację:

– Łączymy się razem, wszystkie organizacje, związki i stowarzyszenia opozycyjne, zakopujemy topór wojenny, jaki pojawił się niepotrzebnie między nami, i zwieramy szyki, aby zdecydowanie przeciwstawić się nieludzkiej naturze Kwefiego i ludzi z nim związanych. Jego zezwierzęcenie zagraża naszemu człowieczeństwu.

Deklarację wspólnych działań opozycji najżywiej przyjęli obywatele niezdecydowani, odmawiający dotychczas jakiegokolwiek zaangażowania społecznego i politycznego. Najdobitniej wypowiedziała się organizacja artystów neutralnych i pasywnych „W Bezruchu Wygodniej”.

– W końcu właściwa decyzja! Wreszcie! Żniw nie robi się w pojedynkę. Dla uczczenia pojednania opozycji i powstania wspólnego frontu, wystawimy nowoczesną sztukę teatru ulicznego.

Czołowym bohaterem spektaklu okazał się Kwefi. Najpierw wystąpił w przebraniu lwa z wielką grzywą, niesionego na barkach wiwatujących zwolenników, następnie w postaci zdradzieckiej hieny, samotnej, stojącej na podwyższeniu przed mikrofonem i wyrzucającej z siebie nieprzyjemny, gardłowy ryk zwierzęcia przerażającego wyglądem i zachowaniem.

– Obie role wypadły przekonująco. Teatr zrzeszenia artystycznego „W Bezruchu Wygodniej” niezwykle udanie przedstawił naszą rzeczywistość – odezwały się głosy w tłumie zebranym na ulicy, gdzie odbywał się pokaz. Przechodnie podchodzili do kapelusza rozłożonego przed niewysoką sceną i rzucali datki. Niektórym widzom spektakl tak bardzo się podobał, że wrzucali grube banknoty i podnosili do góry kciuk lub dwa palce rozwarte jako symbol zwycięstwa.

Odc. 21 Tożsamość Kwefiego

Profesor Jonasz Zybe, główny doradca i rzecznik Plenipotenta, wynalazca mierników patriotyzmu, obejrzał spektakl teatru ulicznego na YouTube, lecz nie czuł się w pełni usatysfakcjonowany.

– Kwefi w roli hieny nie był dla mnie przekonujący. Hieny nie są tak otyłe ani tak nieruchawe. Jej głos był w porządku w odróżnieniu od kończyn. Widać było jak sztywno przebiera nogami i porusza rękami. Kwefi to istota automatycznie sterowana.

Spektakl teatralny i słowa profesora Zybe, bliskiego doradcy wpływowego Plenipotenta, oraz automatyczne zachowania Kwefiego, jego drewniany głos i mimika istoty porażonej dziwną chorobą spowodowały, że Kwefi stał się obsesją dla społeczności naukowej. Zjawisko opisywano jako „fenomen Kwefiego”. Pogarszająca się sytuacja społeczna kraju, rosnąca korupcja, nepotyzm, bogacenie się jego dworu, szybko rosnące ceny rynkowe, buntujący się rolnicy – wszystko to budowało negatywny wizerunek Kwefiego. Coraz częściej pojawiały się wątpliwości, kim właściwie jest i jaką rolę odgrywa człowiek znany powszechnie pod ksywą Kwefi. W końcu ustalono jego prawdziwe imię i nazwisko, skrzętnie ukrywane przez Ruch Narodowy rzekomo z uwagi na jego bezpieczeństwo osobiste, jak twierdzili jego najbliżsi współpracownicy. Brzmiało ono: Leon Kukuła.

W księgarniach i kioskach pojawiły się wkrótce jego dwie biografie. Obydwie podkreślały dwie szczególne cechy Kwefiego, mianowicie dwoistość jego postaci i charakteru oraz rosnący automatyzm zachowań. Starsze kobiety, o oczach zamglonych wspomnieniami odległych lat panieńskich, zagubione w namiętnej wierze w kościół raczej niż w Boga, widziały w Kwefim atrakcyjnego mężczyznę, prawie samca wypełnionego feromonami.

– On naprawdę ma rzesze wielbicielek, spijających z jego ust równie namiętnie słowa gniewu na opozycję jak i słodkie obietnice lepszego życia dla nich i dla ich dzieci. Te kobiety śnią po nocach o tym – co tu dużo mówić – starcu, odczuwając wilgoć w miejscach intymnych pod wpływem pożądania. To niezrozumiałe szaleństwo – śmiele podsumował profesor Jonasz Zybe, dotychczas niechętnie wypowiadający się na temat przywódcy pozostającego w bliskiej relacji z wpływowym Plenipotentem.

Odc. 22 Przepis

Przytaczająca wszechobecność Kwefiego i postępujące wypaczenia rzeczywistości  niedobrze wpłynęły na Salomona. Z soboty na niedzielę obudził się w środku nocy przemarznięty do szpiku kości, z zablokowanym nosem utrudniającym oddychanie. Był nagi; tylko na łydce lewej nogi naciągnięty miał ocieplacz a na dłoniach rękawiczki bawełniane, chroniące przed nieoczekiwanym chłodem. Schroniwszy się pod kołdrę, naciągnął jej koniec aż po czubek nosa, aby poczuć przyjemne ciepło rozlewające się po całym ciele. Chwilę potem ogarnęło go tak niezwykłe marzenie, że zapragnął, aby pozostało w nim na zawsze. Były to dwa młode ptaki nieznanego gatunku, podobne do kurczaków pomalowanych w brązowe pasy, gotujące się w wielkim otwartym naczyniu metalowym, nad którym unosiły się opary wybornego rosołu. Ptaki wyglądały jakby były wykonane ze szlachetnej porcelany, połyskliwe, kolorowe, o niezbyt intensywnych, kojących zmysły barwach.

– Co za zdarzenie! – Salomon zapragnął, aby cudowne marzenie utrwaliło się w nim. Uwielbiał rosół, podobnie jak dobroczynny sen. Od lat nie zaznał takiej rozkoszy.

Wzór snu był tak idealny, że Salomon zapragnął go powielać i sprzedawać, najchętniej w we własnej galerii sztuki pełnej wyrobów ze złudzeń i wykopalisk archeologicznych. Galerię stanowiło obszerne pomieszczenie z dużymi, jasnymi oknami i drewnianą podłogą ze szlachetnego drewna, zapewniające spokój i szczęście, uczucia, jakie nosił w sobie od lat. To było jego marzenie, zupełnie jak w poezji poświęconej poszukiwaniu prawdy, piękna i uspokojenia.

Po obudzeniu się posiedział chwilę na krawędzi tapczanu, po czym wstał i trzęsąc się w chłodzie nocy, udał się do toalety. Nie zapalał światła, pozostawił tylko światło w korytarzu, przenikające do wnętrza przez częściowo oszklone drzwi. Potem udał do kuchni, napił się wody z cytryną i wrócił do sypialni. Zapalił w niej wszystkie światła, włączył komputer stojący na biurku w rogu pokoju i zaczął opisywać bajecznym rosół z ptaków malowanych w brązowe pasy i galerię sztuki. Była to instrukcja udanego snu, wspaniałego dania, galerii z eksponatami złudzeń i z wykopalisk archeologicznych, oraz szczęścia.

Odc. 23 Zwichrowana tożsamość

Ujawnienie faktu, że Kwefi, znany powszechnie przywódca Ruchu Patriotycznego, to w rzeczywistości Leon Kukuła, człowiek o pospolitym, prostackim wręcz nazwisku, a zarazem wpływowy milioner, wywołało falę dyskusji, zupełnie jakby chodziło o nieznanego dotychczas człowieka. Na krótki czas Kwefi vel Leon Kukuła stał się pępkiem świata ze względu na dwuznaczną tożsamość. Był to temat tak drażliwy, że Ruch Patriotyczny uznał go za niedopuszczalny w publicznej dyskusji. Salomonowi wydawało się, że każdy ma odrębne zdanie na temat Kwefiego, coraz powszechniej rozpoznawanego jako Leon Kukuła.

– Kukuła to istne kłębowisko sprzeczności. I nie zdziwię się, jeśli wokół jego osoby nie wyniknie medialna burza – głosił z przekonaniem. I miał rację.

Pierwsza do ataku ruszyła prasa brukowa, publikując informacje niekiedy sprzeczne ze sobą. Pisano o Kwefim, że jest zdumiewająco nieporadny w sprawach życiowych, nawet prostych, a przez to złośliwy. Co więcej, żyje samotnie jak pustelnik, jest abnegatem, nie umie niczego, nie ma rodziny. Pisano też o Kukule rzeczy oczywiste, przez to mniej istotne, że jest krótkonogi, ma okrągłą, pozbawioną wyrazu twarz, najczęściej bladą jak księżyc i jest starszy niż znany, zabytkowy dąb Bartek.

– Ostatnia opinia to czysty absurd lub złośliwość, ponieważ nikt nie może równać się pod względem długości życia z dębem – Salomon ani nikt z jego otoczenia nie miał co do tego wątpliwości.

Najwięcej kontrowersji budziła seksualność Leona Kukuły. Krążyły o nim pogłoski, że zmienia płeć wedle swego widzimisię; w dni nieparzyste jest mężczyzną, w dni parzyste jest kobietą lub istotą kobiecopodobną. To miało mu zjednywać życzliwość wielu osób, od małego chłopca do zgrzybiałego starca, od dziewczynki do stuletniej matrony, gdyż każdy jest w stanie współczuć osobie, która niepewnie czuje się w swoim ciele. Wyzwaniem dla Kukuły było to, że mężczyźni mówiący o sobie, że są spragnieni braterskiej miłości, patrzyli teraz z uwielbieniem w jego kierunku.

Leon Kukuła udzielił instrukcji swoim współpracownikom, co mieli głosić w odpowiedzi na pytania dotyczące jego osoby.

– Ślubowałem czystość cielesną, nie jestem z nikim związany ani nie zamierzam być. Jestem osobą publiczną, żyję tylko dla dobra narodu, nie chcę rodziny, nie potrzebuję jej, nie miałbym dla niej czasu. Moją jedyną miłością jest naród – wyjaśniał, przestępując z nogi na nogę, jakby uciskały go pantofle lub potrzebował szybko pójść do toalety.

Mimo swoich deklaracji niezależności i braku uczuciowego zainteresowania kimkolwiek, Kwefi vel Kukuła znajdował pod łóżkiem skąpo ubrane kobiety.

– Trafiają tam, kiedy nie ma mnie w domu, przekupując ochroniarza. Są to zazwyczaj proste kobiety, a to sprzątaczka, a to konduktorka, choć raz pojawiła się u niego pod łóżkiem primabalerina – oświadczyła gospodyni Kukuły.

Socjologowie i politolodzy podkreślali jedną szczególną cechę, jaką ujawniono wraz z nazwiskiem Leon Kukuła.

– Kukuła nie reprezentuje dokładnie tej samej osobowości co Kwefi. Leon jest jakby mocniejszą wersją Kwefiego, gdyż nade wszystko kocha siłę i przemoc, jest urodzonym despotą, tylko z pozoru wrażliwym na ludzkie niedostatki i cierpienia.

Podchwyciła to opozycja twierdząc, że Kukułę interesuje tylko autorytarna władza, dla której gotów jest ludzi więzić, torturować a nawet mordować.

– Dajmy mu tylko szansę umocnić swoją władzę, a już jest po nas. Wiemy z przecieków z jego własnego obozu, że ma plany zbudowania w krótkim czasie baraków więziennych dla tej połowy społeczeństwa, która się z nim nie zgadza. Już dawno byłoby po nas, gdyby Omerni nie łączyły bliskie wieloletnie relacje z Towarzystwem Kontynentalnym, którego jesteśmy członkiem. To nas ratuje.  

Odc. 24 Klimat i warzywniak

Koniec sierpnia przyniósł niespodziewaną zmianę pogody. Nastały chłodniejsze dni, słońce rzadko wychylało się zza chmur. Świadkowie tych zdarzeń mówili, że wyglądało jak uderzone łopatą. Przez dwa dni, w dzień i w nocy, nad krajem przetaczały się burze, jedna po drugiej. Mecze i inne imprezy sportowe odwołano, w miejsce zakładów sportowych bukmacherzy przyjmowały zakłady, jaka będzie pogoda. Polityka zeszła na dalszy plan. Leon Kukuła, rzadziej teraz nazywany Kwefim, przestał pokazywać się publicznie, mówiono, że zszedł do podziemia, aby tam knuć łajdactwa, planować malwersacje i przyuczać członków Ruchu Patriotycznego do pobytu w więzieniu po przegranej w nadchodzących wyborach. W odwecie rzecznik partii Kwefiego nazywał zwolenników opozycji zdrajcami oraz garbusami bez czci i wiary w Boga i w Kościół Patriarchalny, który nazywał jedynym i słusznym.

Rano Iwan Iwanowicz otwartą dłonią zatrzymał Salomona wracającego z zakupami z piekarni, kilka kroków przed szlabanem wjazdowym na osiedle Aura.  Zaledwie przywitał się, od razu zaczął się skarżyć poruszając ustami jak bezdomny żujący świeżo ugotowaną, gorącą kukurydzę.

– Ta pogoda i napięcie społeczne źle na mnie działają. Dosłownie nie wiem, co robić, w co włożyć ręce. Czuję się ogłupiały, a właściwie to chyba coraz bardziej głupieję. Nabrałem złych nawyków, rozmawiam z każdym, kto ma uszy i usta i jest w stanie słyszeć słowa i wydobyć z siebie głos. Bronię się przed takim obłąkanym postępowaniem, ale nieskutecznie. Na przykład wczoraj w warzywniaku kupowałem borówki amerykańskie, pomidory, zielone ogórki i fasolkę szparagową. Odżywiam się teraz jak królik, który tylko od czasu do czasu dorzuca coś mięsnego do diety. W obecności sprzedawczyni, byliśmy akurat sam ma sam, wyraziłem opinię, że mięso czerwone, a jeszcze bardziej karmiony hormonami kurczak, nie są zdrowe.

– Co dzisiaj jest zdrowe? – filozoficznie zapytała mnie sprzedawczyni.

Przyjrzałem jej się. Podobała mi się, była w moim typie. Jestem estetą ceniącym u kobiety proporcje i dostatek ciała. Chudość mnie przeraża. Raz widziałem w pociągu kobietę, wyciągnęła w moim kierunku rękę, była tak chuda, że myślałem, że to kij, którym chce mnie uderzyć.

– Co jest dzisiaj zdrowe, pyta pani? Znam odpowiedź. – Zdrowa baba albo zdrowy chłop, w zależności od tego, co kto lubi. Lub kocha – dodałem niepewnie, zgubiwszy się na moment w złożonej materii bodźców wzrokowych i dotykowych oraz uczuć, emocji i popędów. Do głowy przyszli mi zupełnie niepotrzebnie mężczyźni lubiący mężczyzn i kobiety gustujące w kobietach. – Ależ tego jest dużo! – pomyślałem i uśmiechnąłem się do sprzedawczyni. Nie zauważyła tego, zajęta układaniem na półce słoików z przetworami warzywnymi.

– Ma pan myśli skoncentrowane na sprawach bardzo życiowych. To człowieka odrywa od myślenia o polityce i nieszczęściach, jakie niosą nam zmiany cywilizacyjne, szczególnie polityka, klimat, wojny i masowe migracje – Salomon pochwalił Iwana Iwanowicza, który odwdzięczył mu się solidnym uśmiechem.  

Odc. 25 Wakacje i eksperymenty

Iwan Iwanowicz nie poznawał siebie. Mówił o tym z troską przyjaciołom, choć nie stronił też od dzielenia się swoimi przeżyciami na zebraniach przy krawężniku osiedla Aura. W okresie letnim przychodziło na nie mało osób. Nie mając z kim konwersować, przedstawił swoje przeżycia sąsiadowi Salomona, ten z kolei podzielił się nabytymi wiadomościami z samym Salomonem.

– Powiem ci szczerze, Salomonie, co powiedział mi nasz wspólny znajomy, Iwan Iwanowicz. Ufam panu, zaznaczył na wstępie, ponieważ kręcimy się w tej samej bańce informacyjnej. Cała ta sytuacja przypominała mi kołowrót nakręcany dziwaczną korbą pamięci i wyobraźni Iwana Iwanowicza. Oto jego słowa:

– Ludzie nie przychodzą na spotkania przy krawężniku najprawdopodobniej z uwagi na okres wakacyjno-urlopowy. Cieleśnie są gdzie indziej. Nie zazdroszczę im, ponieważ martwią się,  jaka będzie pogoda następnego dnia i czy wystarczy im pieniędzy do końca wakacji. Niektórzy przed wyjazdem na wakacje oddali swoje psy do schronisk dla zwierząt, udając, że są to przybłędy. Słyszałem też o jednej czy dwóch parach małżeńskich, które myślały o oddaniu na okres wakacji swojego dziecka do ośrodka naprawy wad charakteru. Dzieci słały się nieznośne, są roszczeniowe, żądają nieprzerwanej uwagi, nowych zabawek, smartfonów a nawet dostępu do dziecinnych stron porno. To stało się nie do zniesienia.

Kilka dni później Iwan Iwanowicz miał nowe wiadomości. Przedstawił je na zwołanym doraźnie spotkaniu przy krawężniku.

– Eksperymenty fizyków kwantowych przyniosły zaskakujące rezultaty. W kilku miejscach na świecie grawitacja uległa przemianie. Przestała obowiązywać. Widoki były niesamowite, szczególnie w górach. Wspinacze chodzili po pionowych ścianach jakby przyklejeni podeszwami butów do skały; patrząc z dołu byli w położeniu poziomym. Uśmiechali się przy tym spokojnie, jakby dokonywali czynów tak zwykłych jak pszenna bułka z masłem. Zachowywali się jak króliki, pogryzające marchewkę, spokojne i zrównoważone. Z kieszeni i plecaków wypadały im przedmioty i zawisały w powietrzu. Czasami był to nóż, przedmiot niebezpieczny. Pozostawiony swojemu losowi, tkwił spokojne w przestrzeni czekając na rozwój wydarzeń. Pojawiły się obawy, dokąd prowadzą takie zakłócenia życia na ziemi.

– Czy to wszystko to prawda? – pytano Iwana Iwanowicza.

– Nie umiem na to odpowiedzieć. Dzisiaj prawdę można mieszać w dowolnej proporcji z kłamstwem, łgarstwem i czystym wymysłem, i ludzie w to uwierzą. Przypomina mi to politykę partii rządzącej, ale nie będę o niej mówić, bo od samego myślenia o niej oddech staje się nieświeży. Chyba zauważyliście, że Admin Chudy, czołowa siła Ruchu Patriotycznego, ma rozdwojony język i łże jak najęty. On chyba tym się odżywia. Jest w tym jakaś przyszłość, szansa obniżki kosztów wykarmienia narodu, bo przecież mamy inflację. Tak to tłumaczą naukowcy.

– Im więcej mówisz kłamstw, tym mniej jesz, bo dłużej masz zajęte usta. To jest przyszłość polityki, ale nie tylko. Takie jest moje zdanie – potwierdziła mieszkanka osiedla, znana z obcisłych getrów w różowe kwiatki doprowadzające mężczyzn do szału.

Odc. 26 Eksplozja Kwefiego

W okresie wakacji życie Salomona i jego dwóch serdecznych towarzyszy partyjnych każdego dnia kręciło się wokół niby zepsuta karuzela, której nie sposób zatrzymać. Nastał tropikalny klimat, panowały wysokie temperatury, w południe skwar, przez cały dzień wilgoć. Bali się, że obuwie stojące na dnie szafy zzielenieje, pokrywając się nalotem pleśni.

Każdy dzień wakacyjnego wypoczynku miał swój rytuał. Rano wspólne śniadanie, potem spacer lub jazda na rowerze, zwiedzanie lokalnych zabytków, potem obiad. Na pierwszy obiedni posiłek, bo tak go trzeba nazwać, zjedli pierogi w narożnej pierogarni, w następne dni testowali różne dania w różnych restauracjach, barach a nawet garkuchniach. Wieczorem, po powrocie do domu, oglądali telewizję, głównie mistrzostwa sportowe, stojące na nędznym poziomie.

– Latem jest gorąco, wszyscy rozleniwili się i ruszają się jak muchy w miodzie. To normalne – tłumaczył Salomon sobie i przyjaciołom.

Jedyny ciekawy nurt wiadomości telewizyjnych stanowiły doniesienia o serii eksplozji zanotowanych u znanych ludzi. Było to nowe i zastanawiające zjawisko. Zaczęło się od Kwefiego. W obliczu nadchodzących wyborów parlamentarnych Leon Kukuła czuł wewnętrzne drżenie, efekt nieprzerwanych ataków Tasaka na niego i na czołowe postacie Ruchu Patriotycznego, ich poglądy i postępowanie. W obliczu zagrożenia Kwefi eksplodował pomysłami. Najpierw przezornie usunął się w cień uciekając ze stolicy na prowincję, aby w trakcie wyborów zakwitnąć na poligonie wyborczym niby ogromna, wielkokwiatowa róża. Od tej pory wyrzucał z siebie ładunki entuzjazmu futurysty oglądającego świat w bajecznie słonecznych kolorach. Przeczytał trzy manifesty największych futurystów, odnajdując w nich siebie i swoje marzenia. Zmodyfikowany futuryzm stał się źródłem jego nowej, wybuchowej energii.

– Musimy być na wskroś nowocześni i odciąć się od przeszłości i tradycji. Odrzucamy je z wyjątkiem Kościoła Ojca Patriarchy, z którym będziemy dzielić się jak z bratem naszymi marzeniami, łożem i pieniędzmi. Oni będą nas wspierać swoimi modłami i żarliwością wiary w Boga. Tak głęboka wiara udziela się zwykłym ludziom. Musimy dokonać przełomu w naszym myśleniu, bo inaczej Tasak i jemu podobni będą nas niszczyć.

– Co mamy robić? – rozległy się niespokojne głosy w szeregach Ruchu Patriotycznego. Nie wszyscy rozumieli awangardowe stanowiska starego bądź co bądź wyjadacza politycznego.

– Musimy przeciągnąć na naszą stronę kobiety. Dotychczas widzieliśmy je jako ludzkie automaty rodzące dzieci, aby w przyszłości stały się wyrobnikami produkującymi składki emerytalne dla seniorów. Ja sam tak myślałem, ale zmieniłem zdanie.

Odc. 27 Wyzwania

Ruch Patriotyczny wkroczył w okres podejmowania niezwykle trudnych wyzwań. Wszyscy czegoś oczekiwali, opozycja stawiała żądania, pojawiły się bolesne kwestie obyczajów i moralności. Na pierwszy plan poszły żądania pracownic seksualnych i związany z nimi temat „Seks, praca i marzenia”. Pod przewodnictwem Kwefiego Ruch Patriotyczny określił nowe zasady i hasła. Na konwencji  pierwszy głos zabrał Leon Kukuła.

– Obyczajowość społeczeństwa zmienia się. Tradycyjna kobieta już nie istnieje. Młode kobiety uderzają w szyję do dwudziestego piątego roku życia i to należy uszanować. Piją podobnie jak mężczyźni. To naturalne, ponieważ istnieje równość płci i kobiety starają się im dorównać. Dziś wiemy, że ciąża i alkohol nie kłócą się ze sobą, ponieważ niewiasta pod wpływem alkoholu łatwiej zachodzi w ciążę. To lepsza kombinacja niż in vitro. To także nowy sposób myślenia i postępowania, a my jesteśmy przecież awangardą.

Na wiecach i w telewizji Kwefi oraz Admin Chudy na przemian wygłaszali przemówienia głosząc chwałę kobiet. Wkrótce dołączył do nich Plenipotent, jego doradca profesor Jonasz Zybe oraz Duża Suzi, najwyższa przedstawicielka Ruch Patriotycznego w Bractwie Kontynentalnym. Dla szkół stworzono nowe podręczniki. Wiodącym wątkiem nauczania była edukacja seksualna dzieci i młodzieży. Wprowadzono ją w celu ułatwienia młodzieży dorastania bez gubienia się w niuansach życia erotycznego. Podręcznik zawierał opisy i krótkie filmy instruktażowe, promujące zdrowy seks w różnych okolicznościach i miejscach. Pierwszy film nakręcono w wielkiej ciężarówce stojącej przy drodze w lesie.

– Las i ciężarówka łączą w sobie dodatkowo motywy ekologii i postępu technologicznego – podkreślił minister edukacji narodowej, masywny sportowiec o usposobieniu łagodnego byka. Był uwielbiany przez młodzież i nauczycieli ze względu na swoją spontaniczność, bezpośredniość i zaangażowanie w sprawy młodzieży.

Kwefi atakował dziedzictwo rządów Tasaka i opozycji, wykazując ich jałowość i szkodnictwo w sprawach ważnych dla społeczeństwa.

– Opozycja, szczególnie Tasak, serdecznie nienawidzi nowoczesności. On i jego banda utopili ją w przeszłości i tradycji. Nowoczesność uznali za hamulec, krępujący swobodę twórczą. W swych wystąpieniach porównują nowoczesność do spluwaczki. Mają ją i nas za nic. Uważają, że należy niszczyć pomniki, które budujemy dla przyszłości, ponieważ są one bardziej zaraźliwe niż zaraza. Tak mówią i to jest przerażające! W tych warunkach my, Ruch Patriotyczny, podobnie jak dawni futuryści, wybieramy prostotę, wesołość, zdrowie, trywialność i śmiech. Powtórzę za nimi: Ogłaszamy wielką wyprzedaż starych poglądów, sprzedajemy za pół darmo stare tradycje, przyzwyczajenia, malowanki i fetysze.

Odc. 28 Poparcie

Kilka dni później sondaże pokazały gwałtowny wzrost poparcia społecznego dla Leona Kukuły. Społeczeństwo dostrzegło w nim dobroczyńcę, męża opatrznościowego, zbawiciela chroniącego kraj przed dewastacją narodowej tożsamości w ponurym Bractwie Kontynentalnym. Ostrzegał o tym w licznych przemówieniach Admin Chudy, wykrzywiając usta w grymasie nienawiści i rzucając przy okazji gromy pod adresem opozycji.

– Oni chcą nas wykończyć. Opozycja kojarzy mi się z oprawcami, wojną, beznadziejnością, depresją, nepotyzmem, korupcją, upadającą demografią, milionami ton zboża przemycanego nocą z zagranicy, drożyzną, zmianami klimatycznymi, powodziami oraz gwałtownymi burzami. To lista samych nieszczęść. Tylko nasza wizja przyszłości jest bogata i świetlista. Seniorzy i seniorki, zwłaszcza właśnie dojrzałe kobiety, którzy nas doceniają nasz dorobek społeczny, otrzymają wkrótce od nas, i to bezpłatnie, wszystko, co najważniejsze w ich życiu: leki, węgiel, talony na tańsze paliwo do samochodów oraz na prąd do elektrycznych wózków inwalidzkich, a także senioralne vouchery na okres zimowych wakacji. Zapewnimy im także gwarancje zdrowia i dobrego samopoczucia jeśli tylko wypełnią formularze z pytaniami na temat patriotyzmu.

Ruch Patriotyczny triumfował. W momentach sukcesów niebo otwierało się nad Kwefim, gdziekolwiek się nie pojawił, i spływało tonami manny w postaci dostatków i błogosławieństw. Na spotkaniach i wiecach kolorowo ubrane gospodynie wiejskie, ich mężowie, bracia i kuzyni o twarzach pooranych wspomnieniami minionej umiejętności czytania i pisania, dzieci o twarzach poznaczonych posłuszeństwem wobec dorosłych, aktywiści partyjni w czarnych garniturach oraz pilnujący ich policjanci z pałkami o kształcie czarnych bananów i miotaczami gazu pieprzowego, zbierali mannę w co kto miał, kieszenie, torby, plecaki i worki na zakupy, aby zabrać ją do domu i tam delektować się nią przy wódce, piwie lub kolacji.

Dla uczczenia sukcesu Ruchu Patriotycznego minister do spraw imprez narodowych sprowadził helikopter, aby potężnymi śmigłami rozwiewał entuzjazm społeczny na wszystkie strony świata. Maszyna przerwała linię wysokiego napięcia inicjując burzę iskier oświetlających ziemię aż po horyzont.

– To w miejsce ogni sztucznych – wyjaśniał minister. – Stać nas na to. Opozycja natychmiast skrytykowała to zdarzenie.

– Opozycja jest gorsza niż nieszczęście. Nie umieją się cieszyć. Nic do nich nie dociera. Nie widzą kaszy manny ani dobroci i opiekuńczości jakimi obdarzamy naród. Oni są bardziej bezwzględni niż dzikie zwierzęta – wołał Admin. W nocy przeszły nad krajem dwa huragany i trąba powietrzna; Admin uznał je za znak boży, ostrzeżenie przed wrogami Ruchu Patriotycznego.

W obozie opozycji zapanowała konsternacja. Tasak i jego koalicjanci czuli się jakby skrępowano im nogi i założono kagańce na twarze. Z niepokoju drapali się do bólu po odkrytych częściach ciała. Przedstawiało to smutny obraz.

Odc. 29 Niezwykły dzień Salomona

Sztuczna inteligencja stała się faktem. Po cichu coraz częściej stosowano ją w zastępstwie naturalnej ludzkiej inteligencji, uznawanej za zbyt ograniczoną w warunkach dynamicznych zmian życia. Większość ludzi nie miała pojęcia o tych dyskretnych przemianach.

– Sztuczna inteligencja żeruje na ludzkich uczuciach i słabościach. Niektóre jej programy mogą stanowić zagrożenie większe niż zmiany klimatyczne, wielkie migracje oraz inwigilacja i manipulacja społeczeństwem – było to orzeczenie międzynarodowej grupy naukowców.

Kwefi wykorzystał to przekonanie, aby dokonać zmian w prawie. Wobec pracowników wybranych działów gospodarki i społeczeństwa wprowadzono obowiązek deklarowania, jakie fragmenty ich wypowiedzi ustnych i pisemnych zostały stworzone z wykorzystaniem sztucznej inteligencji, a jakie były ich własnym tworem. Dotyczyło to pisarzy, dziennikarzy, polityków, lekarzy, artystów, prawników, pracowników biurowych, kadry kierowniczej, studentów i naukowców. Określano ich jako twórców słowa.

Ludzie zaczęli się bać sztucznej inteligencji. Coraz więcej osób popadało w depresję, dzieci popełniały samobójstwo, rosła przemoc w rodzinie.

– Co za cholerne czasy! Nic tylko się zastrzelić lub powiesić! – warknął Solomon Ircha po wysłuchaniu porannego dziennika w radio Xeno.

Od kilku miesięcy słuchał tej stacji radiowej regularnie. Było to coraz trudniejsze; jakość nadawania falowała, była raz lepsza, raz gorsza. W pewnym momencie Salomon pomyślał, że pracownicy stacji są pod wpływem alkoholu lub narkotyków.

– To jakaś totalna bzdura – uznał po chwili.

Wkrótce ktoś mu nie powiedział, że Admin Chudy wydał poufne polecenie zagłuszania stacji z powodu przekazywania przez nią informacji, które Ruch Patriotyczny uważał za kłamliwe.

– Nie będziemy tolerować szczekaczek plujących na naród – oświadczył Admin w gronie najbliższych współpracowników.

Odc. 30 Narodziny zaburzeń

Radio i telewizja przynosiły szokujące wieści. Świat się zmieniał w niekorzystnym kierunku jakby szalały po nim żywioły opętane pragnieniem szkodzenia wszystkim żywym istotom. Ludzie nie radzili sobie ze stresem serwowanym w końskich dawkach. Najgorzej wypadali mężczyźni żyjący w luźnym związku z kobietą. Niektórzy z nich popełniali, najczęściej pod wpływem alkoholu lub narkotyków, niespotykane akty okrucieństwa.

Salomonem wstrząsnęły zeznania młodej kobiety w sądzie. Jej partner, sąd nazywał go konkubentem, katował ją fizycznie i psychicznie: bił pięścią po twarzy, kopał, opluwał, a nawet wyrywał jej włosy krzycząc, że nie miała prawa ich przefarbować bez jego zgody. Groził jej także śmiercią, powtarzając, że jesienią ją zabije i wywiezie jej ciało do lasu, aby do wiosny nikt nie był w stanie go odnaleźć.

– To stworzy ci szansę, aby zjadły cię dzikie zwierzęta! – kiedy to powiedział, dostał napadu drżączki alkoholowej; pojawiły się poty i ręce drżały mu tak potwornie, że nie był w stanie utrzymać na łyżeczce nawet kropli kawy.

Potwór szantażował swoją partnerkę także SMS-ami, wyzywając ją i przedstawiając opisy tortur, jakie będzie jej zadawać.

Problemy psychiczne dawały się społeczeństwu we znaki do tego stopnia, że trzy miejscowości Omerni zmieniły swoje nazwy na Depresja. Decyzje te zaskarżono do sądu. Sąd uznał prawo władz miejskich do zmian, ale tylko w miejscowościach, gdzie objawy depresji zaobserwowano u nie mniej niż jednej trzeciej mieszkańców. Decyzję sądu media nazwały Teorią 0.33.

Upowszechniające się zaburzenia psychiczne nie pozostały bez wpływu na ogólny stan zdrowia społeczeństwa. Ludziom wszystko się mieszało: nogi odmawiały im posłuszeństwa, głos zamierał w krtani, energia wyciekała z nich jak wino z przewróconej butelki. Opozycja zaobserwowała to zjawisko u Kwefiego, twierdząc, że to go dyskwalifikuje jako przywódcę partii rządzącej. W odpowiedzi przywódcy Ruchu Patriotycznego wywołali monstrualną awanturę twierdząc, że postępowanie opozycji głęboko narusza godność osobistą Leona Kukuły, ale nie skierowali sprawy do sądu. Opozycja uznała to za potwierdzenie słuszności jej poglądu.

Odc. 31 Rozterki Salomona

Salomon czuł, że i jemu udziela niezdrowa atmosfera zmian zachodzących w kraju i na świecie. Nastała fala upałów, powietrze falowało i drżało jak rozdrażnione stado os. Niektórzy twierdzili, że brzęczenie nie pochodziło od os tylko od dronów w coraz większej ilości pokazujących się na niebie. To tylko pogorszyło i tak już napiętą sytuację. Każdego dnia Salomon pił morze kawy, coraz mocniejszej, lecz nie widział efektów. Wydawało się, że kofeina umiera w nim zanim na dobre wsiąknie do wnętrza organizmu. Intensywnie szukał pomysłów. Potrzebował czegoś innowacyjnego, mocnego, cokolwiek, co poderwałoby go do życia. Gotów był wbić zęby jak bóbr w pień grubej olchy i gryźć ją zmuszając drzewo do upadku i wywołania wstrząsu w otoczeniu.

Od pewnego czasu zazdrościł szczerze autorom powieści literackich, których fabuła pulsowała życiem i energią. Przypomniał sobie najnowszy magazyn literacki. Odnalazł go, aby odtworzyć listę stu najlepszych książek współczesnych. Przestudiował ją tytuł po tytule. Nawet gdyby było ich tysiące, jemu podobały się tylko powieści autorów z dziewiętnastego i dwudziestego wieku. Znajdował w nich natchnioną treść, niebanalną miłość, skomplikowane uczucia, psychologię i napięcie. W najnowszych powieściach widział głównie szybką akcję i bolesne wspomnienia kobiet z okresu wczesnego dzieciństwa. Rozważania literackie niewiele mu pomogły. Potrzebował oderwania się od rzeczywistości.

– Wyjdź! Wyjdź z domu na zewnątrz! – krzyczał do siebie. -Tam jest tyle świeżego powietrza, że zaczniesz krztusić się z nadmiaru!

Kiedy wyszedł, zobaczył tysiące plakatów i banerów. Były wszędzie, na murach, żelaznych bramach, słupach i ścianach budynków. Na każdym z nich widniała ta sama starcza twarz o pomarszczonym czole, bladych policzkach i szeroko otwartych oczach, krzycząca coś do niego. Przypomniał sobie, że Ruch Patriotyczny rozpoczął kampanię wyborczą.

– Ludzie tracą rozum, zdolność rozumienia świata, dają się ogłupić – to było przełomowe odkrycie Kwefiego. Ujawnił je na zamkniętej konwencji Ruchu Patriotycznego.

– To wyzwanie dla nas: jak sterować ludźmi, aby wierzyli w nas kochali i słowa, które my uważamy za prawdziwe, choć inni uważają za kłamliwe.

Odc. 32 Maluch

Pod wpływem ideologii głoszonej przez Ruch Patriotyczny społeczeństwo uległo rozpadowi na segmenty, które zderzały się ze sobą, reprezentując różne, najczęściej pomieszane przekonania. Iwan Iwanowicz popierający opozycję nie wahał się wyrażać radykalnych poglądów na ten temat przemawiając na zebraniu przy krawężniku. Zachowywał się prawie jak rasista.

– Nigdy nie szukałbym porozumienia z Ruchem Patriotycznym, wyznawcami bylejakości myślenia, odpornymi na łajdactwa i podatnymi na jałmużnę. Nie sposób tych ludzi nawet opisać. Jak można to uczynić, jeżeli są bezbarwni w swoich poglądach jak deska klozetowa, sztywni jak kij do odganiania psa lub ociężali jak kamień do podpierania drzwi w oborze? Obserwowałem i studiowałem ich, jednego po drugim, robiłem im zdjęcia, aby odczytać cokolwiek z ich mrocznych twarzy, analizowałem ich gesty i słowa, a nawet momenty zamyślenia. Jaki wyciągnąłem z tego wniosek? Nie sposób jest cokolwiek rozsądnego o nich powiedzieć. To ludzie pomieszani i poplątani w widzeniu świata. Jedyne, co ich łączy, to ich wytrwałość w religijnym umiłowaniu Ruchu Patriotycznego.

Iwan Iwanowicz przerwał i patrzył w zamyśleniu przed siebie, zanim zdecydował się kontynuować.

– Kiedyś w parku poznałem ich przedstawiciela. Nazywał się Maluch. Zaskoczył mnie oskarżeniami wobec Tasaka, przywódcy opozycji.

– Tasak to zdrajca. Gdyby tylko doszedł do władzy – tłumaczył mi Maluch – od razu sprzedałby nas w niewolę władcy wschodu, a ten otoczyłby nas policją i jednego po drugim wysyłał pod byle pretekstem do obozów pracy, abyśmy tam tyrali przez cały dzień a wieczorem obierali ziemniaki i gotowali sobie kartoflankę równie dobrą do karmienia zwierząt domowych jak i ludzi.

Kiedy mu powiedziałem, że to bzdury, wybuchł i prawie mi nawymyślał. To ludzie nieobliczalni w swojej wiedzy, uczuciach i wyobraźni. Dobrze, że nie jest to zaraźliwe – zakończył Iwan Iwanowicz i splunął na ziemię, nie kryjąc swojej dezaprobaty.

Odc. 33 Miesiąc klęsk 

Wrzesień okazał się kolejnym miesiącem klęsk dla kraju. Pod ich wpływem społeczeństwo pękało w szwach niby zbutwiała szalupa, która zdryfowała na oceanie na samotną górę lodu. Pierwszym zwiastunem nieszczęść byli piłkarze drużyny narodowej Omerni. Ich przeciwnik, jedna z najsłabszych reprezentacji narodowych na świecie, bawiła się z nimi jak z dziećmi, a oni biegali po boisku z zamkniętymi oczami twierdząc, że jest to ich nowa taktyka. Bramkarz drużyny Omerni z rozpaczy walił głową w słupek bramki i mógłby się zabić, gdyby go nie odciągnięto i nie podano mu środka uspokajającego. Widownia wyzywała graczy na boisku nazywając ich degeneratami i łajdakami bez honoru. Była to tak rażąca porażka, że dwaj zawodnicy usiłowali popełnić w szatni harakiri korzystając ze scyzoryka i kawałka blachy oderwanej od metalowej szafki. Selekcjoner drużyny, postać znana na całym świecie, widząc nadchodzącą porażkę doznał zawału serca; karetka pogotowia musiała zabrać go do szpitala. Tam mimo zakazu, obficie raczył się alkoholem, twierdząc, że we śnie otrzymał takie polecenie od świętego Huberta, patrona sportowców, myśliwych, leśników, strzelców, kuśnierzy, matematyków i jeźdźców, aby nie zabiła go rozpacz z przegranej z praktycznie nieznaną drużyną z ubogiego kraju.

We wrześniu opozycja zarzucona została oskarżeniami i pogróżkami, w większości o obraźliwej treści, wymyślanymi podobno przez samego Kwefiego. Niektóre były jawne i oczywiste, inne pokrętne jak robota kreta rujnującego ogród owocowo-warzywny Dużej Suzi, matki sześciorga dzieci. Wedle przekazów publicznej Telewizji Nasza Tuba, kreującej Dużą Suzi na bohaterkę Ruchu Patriotycznego, trzech z nich było laureatami nagrody Nobla, jeden arcybiskupem z przysposobionym synem a dwoje wybitnymi alpinistami. Specjaliści wirtualnej komunikacji twierdzili, że oskarżenia, pogróżki jak i przekazy o bohaterstwie pochodziły z ośrodka dywersji ideologicznej Ruchu Patriotycznego, gdyż reprezentowały styl typowy dla komunikowania się tej organizacji ze społeczeństwem.

– Musimy komunikować się tak, aby wszystko, co mówimy, wyglądało na szczere i prawdziwe. Tylko wtedy głupi naród to kupi – miał powiedzieć pewien wybitny ekspert medialny Ruchu Patriotycznego.

Obok Ruchu Patriotycznego i Opozycji aktywna była także organizacja ideologiczna Wspólnota Światopoglądowa, pozycjonująca się w rozkroku między zwolennikami Kwefiego i Tasaka.

– Jedni i drudzy, to znaczy ugrupowania Kwefiego i Tasaka, są siebie warci. To ta sama banda rozmamłańców intelektualnych, marnotrawców i złodziei mienia państwowego. Tylko my potrafimy wyprowadzić nasz ukochany kraj na prostą, w dodatku nie biorąc od obywateli podatków – grzmieli przedstawiciele Wspólnoty Światopoglądowej.

Odc. 34 Zebranie przy krawężniku

Zebranie przy krawężniku wypadło w piękny słoneczny dzień. Przewodniczący zebraniu Iwan Iwanowicz był przeszczęśliwy, ponieważ przewidywano nagłe pogorszenie się pagody.

– W wieku dojrzałym słoneczny dzień to dar lepszy niż pół litra najlepszego alkoholu – żartował. Nie był to szczery żart, ponieważ nie wierzył w to, co mówił.

Na zebranie przybyli głównie starsi mieszkańcy osiedla, aby wziąć udział w dyskusji na temat: „Co nam, społeczeństwu, naprawdę potrzebne jest do szczęścia? Czy aby osiągnąć to szczęście musimy zasypać podziały społeczne?”

Rozmowa szybko zeszła na temat wzrostu napięcia między Ruchem Patriotycznym a Opozycją.

– Czyli zeszła na psy – skomentował potem Iwan Iwanowicz w rozmowie z przyjacielem.

Ruch Patriotyczny skojarzył mu się tym razem nie z Kwefim ale z Maluchem, mężczyzną wyglądającym jak turecki hodowca osłów, spotkanym w parku, który gniewnie przewidywał oddanie kraju we wschodnią niewolę w przypadku zwycięstwa Tasaka i Opozycji w wyborach. Iwan Iwanowicz uznał, że musi zabrać głos w tej sprawie.

– Maluch to człowiek zamknięty w wierze w Ruch Patriotyczny bardziej niż ślimak w skorupie. Nosi w sobie tylko dwa uczucia: miłość do Ruchu Patriotycznego i nienawiść do Opozycji. I widzi tylko dwie postacie: Kwefiego do całowania w usta oraz Tasaka do kopania w pośladek. Kwefi urósł w jego oczach prawie do pozycji bóstwa. Maluch rzeźbi jego popiersia, zdobi je orderami i medalami, a nawet przypisuje mu poezje, jakie rzekomo słyszy w jego słowach. Dla mnie słowa Kwefiego są prostsze, twarde i równie niestrawne jak drut do uprawy chmielu na wysokich tyczkach – dodał sarkastycznie Iwan Iwanowicz.

– Nie zgadzamy się – odezwały się głosy protestu. – Kwefi to bohater narodowy, walczący z Bractwem Kontynentalnym z narażeniem własnego zdrowia, a my to akceptujemy i go popieramy. Też uważamy, że tę organizację należy rozwalić a pozostałe po niej prochy rozsypać po Europie, zaorać i dopiero na tej glebie stworzyć nową cywilizację opartą na chrześcijaństwie, silnym kościele, kobietach rodzących co najmniej trójkę dzieci, tradycji i patriotyzmie.

Miłość ojczyzny nie schodziła z ust zwolenników Ruchu Patriotycznego. Było to uczucie tak intensywne, że niektórym posklejało usta. Nie mogąc ich otworzyć, dawali znaki oczami, jak bardzo ją miłują. Wyglądało to niedorzecznie, ale taka była przedwyborcza rzeczywistość, pełna nonsensów, kłamstw i szarpaniny.

Odc. 35 Niespokojna noc Salomona

W nocy Salomon budził się wielokrotnie dręczony rozwojem sytuacji na świecie. Zdarzenia prezentowały mu się jak psy, szczerzące kły na każdym kroku. Był to widoki odrażające, które nie sposób było zapomnieć. Wczesnym popołudniem Salomon wziął udział w zebraniu przy krawężniku, zorganizowanym przez Iwana Iwanowicza. Dyskutowali o polityce, choć wszyscy zarzekali się, że jej nienawidzą.

– Rośnie poparcie społeczne dla Kwefiego i Ruchu Patriotycznego i to jest dobry znak – niewysoki osobnik zwany przez przyjaciół Rudym hardo uniósł głowę do góry dla podkreślenia swojej satysfakcji.

– Chyba upadłeś na łeb! – odkrzyknął ktoś z drugiego końca. To poparcie to wyraz zaburzenia psychicznego lub niedorozwoju umysłowego. Kwefi skutecznie bełta wam w głowach, a wy mu wierzycie. Ale to nie jest zwykły bełkot, tylko sponsorowany, wyższego stopnia.

– W Ruchu Patriotycznym nie brak ludzi inteligentnych i wykształconych, ale to cynicy i jednostki niemoralne, zepsute do szpiku kości. Usprawiedliwią każde swoje łajdactwo, przypisując winy opozycji – Iwan Iwanowicz nosił się z tą opinia od dłuższego czasu, przeciwstawiając się jednoznacznemu uznaniu zwolenników Ruchu jako prymitywów i prostaków, dających się wieść na pasku przywództwa Leona Kukuły.

– Jest pan przewodniczącym zebrania, powinien pan być bezstronny i wstrzemięźliwy – zaprotestowała zwolenniczka Ruchu Patriotycznego

Iwan Iwanowicz przyznał potem, że krytyka jego postępowania odchodzi go tyle, co dwie nagie stare baby spacerujące po plaży na Wyspach Kanaryjskich.

– Widziałem je na własne oczy. Miały na sobie tylko białe skarpetki. Będę pamiętać ten widok do końca życia.

W niedzielę, której świętość z samego rana głośno podkreśliły dzwony kościelne, Salomon czuł się zdołowany. Nie mając nic lepszego do roboty, przez trzy godziny słuchał radia i oglądał telewizję. Nie było tam dobrych wiadomości. Niepokój dzwonił mu w uszach hasłami i pojęciami: trójkąt bermudzki, gigantyczne moce, ginące samoloty i okręty, dominacja Chin w światowym handlu samochodami elektrycznymi, Rosja i Korea Północna zbroją się po zęby kosztem własnych społeczeństw, Japonia i Korea Południowa zawierają sojusz militarny, monstrualne pożary i powodzie, sztuczna inteligencja zdewastuje niektóre popularne zawody, pracownicy będą masowo zwalniani.

Odc. 36 Męska rewolta

Na popołudniowe spotkanie z Iwanem Iwanowiczem, Erazmem oraz Tadziczkiem, Salomon wybrał boczne skrzydło niepozornej restauracji nad morzem. Nigdy nie spotykali się w tym miejscu w towarzystwie innym niż męskie, na wzór klubu dżentelmenów z wysp brytyjskich. Zamówili sobie po piwie i rozmawiali o sytuacji niepokojącej większość społeczeństwa.

– W kraju dzieje się źle. Kwefi i Admin czując rosnącą szansę porażki wyborczej podżegają do wojny domowej, aby przejąć władzę siłą i zdominować społeczeństwo. Wiem z zaufanego źródła, że założyli tajne bractwo o nazwie ZS. Mój kuzyn, z którym jeżdżę na ryby, podejrzewam go o powiązania z tajnymi służbami, interpretuje ten skrót jako ”Związek Skrytobójców”. Nie wiem, czy to prawda, ale coś w tym jest, ponieważ ta organizacja ma na celu zastraszanie i likwidację przywódców opozycji – Tadziczek zaskoczył przyjaciół niezwykłą wiadomością przekazaną pewnym głosem.

Popatrzyli po sobie, czując to samo: zagrożenie społeczeństwa przekraczające granice normalności. Nie był to temat całkiem nowy. Znane były wcześniejsze plany Ruchu Patriotycznego budowy obozów pracy przymusowej dla wrogów ideologicznych.

– Co robić? – czuli się zagubieni. Stali przed ścianą, której nie sposób było przeniknąć nie mówiąc o zburzeniu.

– To odsuwa na bok moje chrześcijańskie, pacyfistyczne przekonania. Czuję się osobiście zagrożony. Uważam, że powinniśmy zdecydować się na coś konkretnego i skutecznego, odpowiedzieć tym typom czymś równie radykalnym albo i mocniej. Powinniśmy to zrobić dla dobra własnego i naszych rodzin oraz ludzi podobnie myślących i czujących jak my. Tym bardziej, że nikt nie będzie nas posądzał, bo nie jesteśmy już tacy młodzi – Twarz Iwana Iwanowicza, najstarszego w towarzystwie, wyrażała determinację. Zacięte usta i ściągnięte brwi wyraźnie pokazywały, że nie rzuca słów na wiatr. – Załóżmy własny klub odwetowców, odpowiednik ich związku ZS. Trzeba tylko odpowiednio go nazwać. Mówię to poważnie.

– Czy to ma sens? Co taka mała grupa jak nasza może osiągnąć?

– Najważniejsze jest to, że nikt nie będzie nas o nic podejrzewać. Jacyś starsi faceci, łysi i siwowłosi żartownisie, powiedziałby ktoś postronny. Wykończymy tych sukinsynów, wrogów narodu, przede wszystkim Kwefiego, nie ich barbarzyńskimi metodami ale naszą własną bronią. Nie zawsze trzeba mordować, są inne, wredne, równie skuteczne metody eliminacji ludzi z życia publicznego.

Odc. 37 Klub Likwidatorów Zła

Stowarzyszenie walki o lepszą rzeczywistość nazwali Klubem Likwidatorów Zła. Podeszli do sprawy jak spiskowcy, uroczyście i z zachowaniem zasad konspiracji. Była w tym powaga jak i elementy tajemniczości i zmowy. Po dłuższej dyskusji spisali na kartce papieru podstawowe zasady postępowania.

– Przechodzimy do konspiracji, dlatego musimy zaprzysiąc bezwzględne dochowanie tajemnicy – nieoczekiwanie zaproponował Iwan Iwanowicz.

W krótkiej ale gorącej dyskusji ustalili, co zrobią. Każdy z mężczyzn nakłuł serdeczny palec lewej dłoni i podpieczętował się krwią na kartce określającej zasady postępowania. Widzieli w tym absurdalnym geście symboliczną wartość, rodzaj deklaracji wierności i poświęcenia. Wypadło to wyjątkowo nieestetycznie. Zastawiali się, co zrobić.

– Czy my naprawdę potrzebujemy jakikolwiek dokumentu? Przecież doskonale wszyscy wiemy, o co chodzi. Spalmy tę kartkę, bo wygląda obrzydliwe ze śladami rozmazanej krwi. Plusem będzie to, że nie zostawimy żadnych śladów – propozycja Iwana Iwanowicza przyjęta została bez wahania.

Iwan Iwanowicz poczuł dreszcz w ciele i szmer niebezpiecznej ekscytacji w głowie. Nagle obudziły się w nim obawy, że to wszystko wygląda jakoś niepoważnie: starsi faceci zawiązują spisek, decydując się działać podstępnie wobec legalnej bądź co bądź władzy! Przełamał się, uznając, że cel uświęca środki.

– Będziemy działać jak inkwizycja, w imię wyższych celów. Nie możemy już od tego odstąpić. Najważniejsze, że jesteśmy zwykłymi, przyzwoitymi ludźmi walczącymi z nieuzasadnioną przemocą władzy, usiłującej terroryzować społeczeństwo. Sami nie jesteśmy terrorystami – odezwał się Tadziczek, zachowując ponurą twarz. – Męczy mnie tylko ta nazwa: Klub Likwidatorów Zła. Brzmi jak nazwa firmy usług księgowych. Jakoś nie mogę przyzwyczaić się do niej. Może byśmy nazwali się jakoś bardziej egzotycznie, na przykład Bandą Czworga. Na wzór chiński. Oni byli bardziej bezwzględni a nawet okrutni. Mnie to odpowiada.

Popatrzyli na niego. Iwan Iwanowicz myślał po cichu:

– Tadziczek ma w sobie zwierzęcość. Jedna jego część jest pozytywna, druga to okrucieństwo. Zwierzęta nie zastanawiają się, czy zabić w obronie własnej. Zabijanie leży w ich naturze. Tadziczek jest do nich podobny.

Odc. 38 Spiskowe plany i wątpliwości

Plan Bandy Czworga wydawał się być prosty, ale były to tylko pozory. Jego szczególną cechą była bezwzględność: ośmieszyć, wyszydzić, zdegradować Kwefiego w oczach jego zwolenników oraz społeczeństwa. Było to konieczne, ponieważ był niebezpieczny: miał dyktatorskie zamiary gotowy iść po trupach i niszczyć innych w imię własnych ideałów. Był zarazem schorowany i słaby fizycznie, może nawet zaburzony psychicznie. Wykorzystanie jego cech osobowych i słabości zdrowotnych budziło najwięcej wątpliwości Bandy Czworga, jak zwykli już nazywać siebie od pewnego czasu.

– Skończmy z moralizowaniem! On nie ma żadnych zahamowań – tym razem Erazm był najbardziej radykalny. – Potraktujemy go po łajdacku, czyli tak, jak on traktuje innych, szczególnie Tasaka i opozycję.

Doszedłszy do wniosku, że wygląd i zdrowie Kwefiego można i należy wykorzystać, aby z nim wygrać, dziwili się, że nikt na to wcześniej nie wpadł.

– On się do tego idealnie nadaje. Zwróćcie uwagę, że przywódcy, liderzy każdej społeczności zawsze dbali o swoje zdrowie, kondycję fizyczną oraz wygląd, ponieważ decydują one o ich pozytywnym wizerunku. Co to za przywódca, który jest otyły, potyka się na schodach i męczy jak zagłodzona koza nawet po minimalnym wysiłku? Nie daj Boże zasłabnie lub zemdleje i trafi do szpitala, gdzie będą go reanimować! To się może nawet dzieje, ale społeczeństwo o tym nie wie, bo jest pilnowany przez swoich ludzi jak wór cennej biżuterii.

– Mnie się wydaje, że on jest utrzymywany w obecnej kondycji dzięki środkom stymulującym lub narkotykom!

– Tym bardziej powinniśmy to wykorzystać, zanim weźmie pod but całe społeczeństwo – Iwan Iwanowicz powiedział to takim tonem, jakby miał już dosyć jałowych dyskusji. – Weźmy się wreszcie do roboty.

Odc. 39 Dwuznaczności

Po zakończeniu wakacji Kwefi przestał ukazywać się publicznie. Nie pojawiał się nawet w we własnym ogrodzie za domem, gdzie od lat mieszkał. Nie było co do tego wątpliwości, ponieważ dziennikarze go śledzili. Można go było zobaczyć tylko w telewizji.

Banda Czworga podejrzewała, że te wystąpienia były nagrywane albo dużo wcześniej, albo ostatnio z wykorzystaniem sztucznej inteligencji. Przestudiowali uważnie jedno z jego przemówień. Kwefi stał na podwyższeniu, krytykując opozycję jako siłę wrogą wobec państwa i narodu, poruszał głową, gestykulował. Na pierwszy rzut oka zachowywał się bardzo naturalnie. Uważna obserwacja jego twarzy pozwoliła mężczyznom dostrzec niedoskonałą jeszcze synchronizację ruchu jego ust, szczęki i podbródka z głosem, gestykulacją i ruchami ciała.

– Jest także możliwe, że Kwefi ukazujący się publicznie w telewizji jest wpływem środków stymulujących, może być to nawet jego sobowtór. To poszerza nas sposób widzenia tego typa – rzucił Tadziczek.

Po krótkim sporze, Salomon, Erazm, Iwan Iwanowicz i Tadziczek zgodzili się, że prawdziwy Kwefi przebywa gdzieś w ukryciu, a to, co serwują media publiczne i Internet, to tylko jego namiastki. Sprawa była jasna: rzeczywisty stan zdrowia, kondycja fizyczna oraz wygląd Kwefiego były skrzętnie ukrywane przez jego najbliższe otoczenie przed publicznością. Podczas nieobecności Kwefiego kierownictwo Ruchu Patriotycznego wydawało komunikaty, że jest on na spóźnionych wakacjach a potem, że jest za granicą, gdzie uczestniczy w ważnych naradach i spotkaniach z przywódcami innych krajów.

Banda Czworga siedziała w salonie Iwana Iwanowicza, zastanawiając się nad krokami, jakie powinni podjąć.

– Oni bawią się z nami w kotka i myszkę, wykorzystując ten czas na stworzenie warunków do przejęcia władzy i wprowadzenia dyktatury. Największą przeszkodę stanowi podobno trzech wysokich rangą wojskowych, twardych zwolenników przestrzegania prawa i konstytucji – powiedział Erazm. – Sądownictwo i media, podobnie jak i policję, Ruch Patriotyczny już sobie w dużej mierze podporządkował, tak że sytuacja im sprzyja.  

Odc. 40 Zdrowie przywódcy

– Mamy coraz mniej czasu. Ujawniając zły stan zdrowia i kondycji Kwefiego, stworzymy niepewność w szeregach Ruchu Patriotycznego. Kwefi musi stracić poparcie, zanim dokona przewrotu i wprowadzi dyktaturę. Gdyby to uczynił, miałby dobre wytłumaczenie. Mógłby powiedzieć:

– To środek nadzwyczajny, który rząd zmuszony był wprowadzić dla ratowania kraju przed poważnym zagrożeniem. Wymyśleć takie zagrożenie wewnętrzne lub zewnętrzne nie jest trudno. Kiedy dysponujesz mediami, pieniędzmi i gotów jesteś manipulować opinią publiczną, możesz wmówić społeczeństwu prawie wszystko, co tylko sobie życzysz – Iwan Iwanowicz mówił z przekonaniem, mając za sobą doświadczenia dziesiątek spotkań i dyskusji przy krawężniku.

– Na przykład co? – zapytał nieuprzejmie Tadziczek.

– Na przykład to, że to opozycja chce bezprawnie przejąć władzę i wprowadzić dyktaturę. Przecież Tasak dla połowy obywateli to największy wróg narodu. Propaganda w dzisiejszych czasach nie ma granic.

– Można jeszcze obmyśleć kilka innych zabiegów służących osłabieniu Kwefiego i jego ruchu – rzucił Tadziczek. – Ale to nie jest chyba takie ważne w tej chwili. Najważniejsze jest to, że jeśli my go nie wykończymy, to on nas wykończy. Przestańmy gadać, a zacznijmy coś robić – mężczyzna wyrzucił z siebie gromadzącą się w nim od rana niecierpliwość i poczucie frustracji. Był mieszkańcem wsi, przyzwyczajonym do ciężkiej pracy i wysiłku bez dłuższego zastanawiania się, czy warto to robić. Oczekiwał działań, a nie gadania w nieskończoność.

Atmosfera dwuznaczności wokół Kwefiego zagęszczała się. On sam nie ukazywał się publicznie i nie było wiadomo, gdzie jest ani co się z nim dzieje. Opozycja podejrzewała, że Ruch Patriotyczny coś knuje, lecz nie miała pojęcia, co powinna zrobić w takiej sytuacji.

Przełom nastąpił, kiedy w tajemniczych okolicznościach zaginęli dwaj członkowie opozycji; wyjechali razem na weekend na ryby w miejsce, które dobrze znali, i ślad po nich zaginął. Nie było z nimi żadnej łączności telefonicznej. Jeden z mężczyzn był bliskim współpracownikiem Tasaka. Podejrzenia opozycji padły na Ruch Patriotyczny, który zaginieni ostro krytykowali.

Odc. 41 Szpital  

W Ruchu Patriotycznym rósł niepokój. Do sekretariatu zarządu, biur regionalnych oraz punktów informacyjnych napływały dziwne informacje, donosy i plotki. W mediach i na forach dyskusyjnych pojawiła się wiadomość, że w szeregach organizacji są zdrajcy. którzy knują przeciwko Kwefiemu, podważając jego przywództwo. Brzmiało to jak oskarżenie, brak było jednak dowodów potwierdzających jego prawdziwość, nie podano też żadnych nazwisk. Wkrótce sprawa spisku wewnętrznego zmarła naturalną śmiercią, ludzie zainteresowali się natomiast wydłużającą się nieobecnością Kwefiego.

Pierwsze wyjaśnienie było logiczne: Leon Kukuła jest chory i przebywa w szpitalu. Ze strony Ruchu Patriotycznego nikt tego jednak nie potwierdził ani też nie zaprzeczył. To tylko pogłębiło spekulacje na temat zdrowia i miejsca pobytu Kwefiego.

Salomon i Iwan Iwanowicz w pośpiechu zbierali informacje. W czwórkę spotkali się ponownie w mieszkaniu Iwana Iwanowicza. Był ładny dzień, sprzyjający utrzymywaniu się dobrego samopoczucia i humoru. Śmiali się i żartowali.

– Tak naprawdę to nie wiadomo, na co choruje Kwefi. Niektórzy twierdzą, że na nic nie choruje. Ma swoje niedomagania związane z wiekiem, ale to naturalne. To, że jest mało ruchliwy, jest otyły i ma problemy z chodzeniem, to każdy widzi. Podobno w przeszłości przeszedł jakieś operacje, ale nie wiadomo jakie. On sam i jego ludzie zachowują wszystko co dotyczy jego zdrowia w ścisłej tajemnicy. Podobnie jak personel szpitala, gdzie ostatnio przebywał – Salomon popatrzył na kartkę, na której zanotował ważniejsze dane, czy o czymś nie zapomniał.

– To wszystko? – Tadziczek nie krył rozczarowania. – Ja słyszałem, że jest poważnie chory. Nie mówię tego żartem. Nic więcej nie macie do powiedzenia?

– Mamy. Pozwól nam tylko skończyć – Iwan Iwanowicz powiedział spokojnym, chłodnym głosem, jakby chciał uciąć dalsze niepoważne pytania.

– Są dwie opinie na temat zdrowia Kwefiego. Są sprzeczne ze sobą. Jedna mówi, że ma problemy z sercem i poważny przerost prostaty. Druga, że Kwefi cierpi na nadciśnienie tętnicze i miażdżycę. Wyraża się to tym, że chory może mieć skurcze i bóle łydek, ud i stóp, szybko się męczyć, odczuwać duszności oraz zawroty głowy. Niektóre z tych objawów sam widzę w jego zachowaniu, kiedy chodzi lub przemawia. Ta druga wersja, nadciśnienie tętnicze i miażdżyca, jest dla mnie przekonująca.

– Były też podobno próby otrucia go, co mogłoby negatywnie wpłynąć na jego stan zdrowia. Niektórzy dziennikarze kwestionują też jego stan psychiczny. Nie żeby to było coś poważnego, że jest nienormalny czy coś podobnego – uzupełnił Salomon. – Kwefi nie jest nienormalny, ale swoimi zachowaniami przypomina socjopatę. To już poważniejsza sprawa. Rozmawiałem na ten temat z psychologiem, który ma wykształcenie medyczne.  

– Co to znaczy? Ta jego aspołeczność?

– Nie liczy się z uczuciami osób trzecich, lekceważy normy społeczne, nie jest w stanie nawiązać trwałego związku z inną osobą, chętnie obwinia innych ludzi, lubi konfliktować się z otoczeniem. Czy to nie pasuje do niego?

– Dobrze, że to wszystko wiemy. Musimy to wykorzystać – Iwan Iwanowicz podniósł się z fotela, jakby chciał zademonstrować gotowość natychmiastowego działania.

– Oby jak najszybciej, bo już nie mogę się doczekać – cierpko skomentował Tadziczek.

Nikt się nie odezwał. Wszyscy mieli poczucie rosnącego zagrożenia i uciekającego czasu.

Odc. 42 Kwefi w szpitalu

W sieci pojawiło się nagranie video z Kwefim w roli głównej. Był w szpitalu, leżał na wózku do przewozu pacjentów na salę operacyjną, jego głowa była przechylona na bok a oczy półprzymknięte. Wyglądał jak osoba odurzona środkami uspokajającymi lub nieprzytomna. Towarzyszący mu dwaj lekarze wymieniali się uwagami na temat jego stanu zdrowia i ryzyk związanych z wykonaniem operacji. Określali ją jako trudną, pocieszając się, że muszą sobie jakoś poradzić.

W Internecie natychmiast ożywiły się portale, fora dyskusyjne oraz blogerzy. Po godzinie przeżywały już oblężenie. Kwadrans później nagranie znikło z Internetu. Nie zmieniło to nastroju zaniepokojenia ze strony zwolenników Ruchu Patriotycznego. Wpisy pojawiały się jeden po drugim, trudno było nadążyć z ich czytaniem.

– Leon Kukuła jest ciężko chory i leży w szpitalu miejskim. Nie wiadomo, czy ktoś się nim zajmuje, jaką tam ma opiekę. Coś trzeba zrobić!

Decyzja zorganizowania manifestacji solidarności i poparcia dla Kwefiego zapadła bardzo szybko. Podała ją do wiadomości publicznej telewizja Nasza Tuba będąca na usługach Ruchu Patriotycznego. 

– Jutro organizujemy manifestację poparcia dla Leona Kukuły pod szpitalem, gdzie przebywa. Niech wie, że jesteśmy razem z nim!

Manifestacja była liczna i wywołała niepokój. Pojawiła się policja. Uczestnicy zgromadzenia chcieli wysłać delegację do szpitala na widzenie z Kwefim. Zatrzymały ich tylko ostrzeżenia ze strony szpitala, że może to być choroba zakaźna.

W szeregach Ruchu Patriotycznego wzrósł niepokój, kiedy w Internecie pojawiły się dalsze informacje. Internet, ze swoją anonimowością i ograniczonymi barierami komunikacji, stał się główną sceną rozgrywek dla zwalczających się sił politycznych.

– Leon Kukuła jest ciężko chory. Jego stan zdrowia tak się pogorszył, że w kierownictwie jego partii rozpoczęły się walki wewnętrze o schedę po nim. Jest to odrażające, ale prawdziwe.

Odc. 43 Zaburzenia polityczne

Iwan Iwanowicz, Salomon, Erazm i Tadziczek śledzili losy Kwefiego i Ruchu Patriotycznego z wielką uwagą. Jeśli podejmowali jakieś działania, to czynili to ostrożnie i potajemnie. Wkrótce wyszło na jaw, że w kierownictwie Ruchu Patriotycznego zwalczały się co najmniej trzy frakcje, stawiające sobie wzajemnie oskarżenia i zarzuty. Nie przebierano w środkach. Frakcja Admina oskarżyła wysokiego funkcjonariusza Ruchu Patriotycznego o uczestnictwo w orgii pijackiej, zdradę małżeńską oraz podpalenie samochodu dawnego wspólnika w biznesie. Jakkolwiek dziwne lub nieprawdziwe mogły to być zarzuty lub oskarżenia, pogłębiały one zamieszanie i niepokój wokół Ruchu Patriotycznego.

 

Opozycja po cichu zacierała ręce, licząc na to, że formacja Kwefiego sama wyeliminuje się, a co najmniej osłabi, w walce o przejęcie władzy i stworzenie dyktatury w kraju. Aby wzmóc zamieszanie, Banda Czworga skrycie upowszechniała informację, że źródłem przecieków o sytuacji wewnątrz Ruchu Patriotycznego jest osoba ze ścisłego kierownictwa Ruchu, bliski współpracownik Kwefiego.

Komentarze pojawiające się w Internecie stawały się coraz bardziej niewybredne i brutalne, mało kto jednak przejmował się tym.

– Pogubili się, żrą się między sobą, zachowują się jak pies biegający wokół stołu za własnym ogonem – ocenili sytuację członkowie Bandy Czworga.

Wkrótce Kwefi otrzymał zaproszenie z Centrum Medycznego ProPatria do udziału w teście zdrowia psychicznego. Zaproszeniu towarzyszyło wyjaśnienie, że o przeprowadzanie takiego badania wystąpiło kilka organizacji pozarządowych twierdząc, że jest on socjopatą nienawidzącym młodych kobiet, pielęgniarek oraz społeczności LGBT, co uzasadnia zbadanie jego stanu psychicznego. Z kolei sześć organizacji kobiecych twierdziło, że Kwefi jest incelem, mężczyzną pozostającym w stanie bezżennym, niezdolnym do nawiązania normalnych relacji uczuciowych a nawet towarzyskich z jakąkolwiek kobietą. W ich ocenie dyskwalifikowało go to jako osobę pełniącą funkcję publiczną, wiążącą się z podejmowaniem przez rząd decyzji w sprawach kobiet.

Zaproszenie do poddania się testowi zdrowia psychicznego miało postać oficjalnego pisma z zamaszystym podpisem ordynatora Centrum Medycznego ProPatria, znanego i szanowanego profesora medycyny. Ruch Patriotyczny natychmiast się z nim skontaktował. Zapytany o zaproszenie, zdziwił się.

– To niemożliwe! To jakiś wymysł. My takich zaproszeń ani wezwań nie wystawiamy. Ja z pewnością takiego dokumentu nie podpisywałem.

Odc. 44 Incel

Społeczeństwo śledziło rozwój wydarzeń toczących się wokół Kwefiego, Ruchu Patriotycznego i Opozycji z takim zainteresowaniem, jakby był to teatr, w którym wkrótce otrzymają rolę do odegrania i to nie byle jakiej rangi. Ludzie spotykali się w Internecie, kawiarniach, w miejscach publicznych i w domach, i prowadzili ożywione dyskusje. Niewiele osób stroniło od takich spotkań, zwłaszcza po tym, jak Kwefi został w Internecie okrzyknięty incelem i stał się tematem poważnych zainteresowań oraz obrony i krytyki. Zastanawiano się nad tym, jak to jest możliwe, że osoba na tak wysokiej pozycji społecznej może być przekonany o własnej nieatrakcyjności fizycznej i żyć w świadomości, że kobiety mają nadmiernie wygórowane wymagania wobec mężczyzn.

Kwestia osobistej atrakcyjności Kwefiego budziła kontrowersje. Była w tym dawka nieprawości, wyrażającej się w ocenianiu człowieka tak, jak dawniej oceniano niewolnika lub zwierzę, patrząc na jego uzębienie, mięśnie i sylwetkę. Przeciwnicy Kwefiego argumentowali z kolei, że skala jego przewrotności i podłości politycznej jest tak wielka, że nie sposób patrzeć na niego inaczej jak na istotę zezwierzęconą, zimną i bezwzględną. W kawiarni Pod Blachą, gdzie rozpętała się dyskusja na ten temat, prawie doszło do bijatyki, kiedy jeden z adwersarzy Kwefiego powiedział:

– Nie ma i nie może być litości dla człowieka, który ma w głowie dyktaturę, której celem jest podporządkowanie sobie i zastraszenie społeczeństwa korzystając ze wszystkich dostępnych środków. Przypomnę Czerwonych Khmerów, którzy nie wahali się eliminować przeciwników posługując się motykami, łopatami i łomami.

Zwolennicy i sprzymierzeńcy Kwefiego bali się o jego niezdolność kontynuacji przywództwa Ruchu Patriotycznego wskutek degradacji fizyczno-psychicznej organizmu. Blaszka, konfident Kwefiego i jego najbardziej zaufany współpracownik, uważał, że wprawdzie Kwefi postarzał się i podupadł trochę na zdrowiu, ale nadal jest najlepszym i najbardziej skutecznym przywódcą, zdolnym do mobilizacji mas. Wiara Blaszki i ludzi jemu podobnych w przywódcę Ruchu Patriotycznego była niezachwiana. Nazywano ich twardogłowymi. 

Odc. 45 Powrót ze szpitala

Rozpowszechnianie przez osobistych wrogów Kwefiego i opozycję negatywnych informacji na temat Kwefiego, podkopywało jego dobre imię i osłabiało wiarę w jego przywództwo, dlatego też Ruch Patriotyczny zwalczał je na wszelkie możliwe sposoby.

– Kwefi jest nienormalny – uparcie powtarzała opozycja. – Jest zaburzony psychiczne. Ale to nie wszystko, ponieważ jego zdrowie, psychiczne i fizyczne, wisi dosłownie na włosku. Prawda jest taka, że jest niezdolny sprawować jakąkolwiek funkcję publiczną. Jest w tak kruchym stanie, że lada moment rozpadnie się jak konstrukcja ze źle ułożonych klocków. Nawet jego najzagorzalsi zwolennicy nie mogą mu ufać ani wierzyć w niego, ponieważ jest człowiekiem stojącym nad grobem.

Po przyjeździe ze szpitala do domu Kwefi przygotowywał się do spędzenia nocy w sypialni. Wyglądała jak bogato wyposażona separatka szpitalna. Czuł się podle, opuszczony i samotny. Powiedziano mu, że tuż obok, za drzwiami, czuwali ludzie gotowi w każdej chwili wykonać jego prośby i polecenia.

Samotność przygnębiała go tym bardziej, że zaczął dostrzegać, co naprawdę dzieje się wokół niego i w społeczeństwie. Szczególnie boleśnie odczuwał oskarżenia o nienormalność oraz ambicje dyktatorskie. To było zupełnie nowe uczucie. Pomyślał, że coś jest z nim nie w porządku. Czuł wokół mroczne siły, które go osaczały. Za pogorszenie swego stanu zdrowia winił Tasaka i Opozycję. Czuł, że wraz niesnaskami wewnątrz kierownictwa Ruchu Patriotycznego szala zwycięstwa w wyborach przechylała się na korzyść przeciwników.

Przed pójściem spać, zanim zwolnił prowadzącą dom gospodynię, poprosił o przyniesienie mu klatki z ukochaną papugą. Spodziewał się, że ptak wprowadzi go w dobry nastrój. Niewiele to pomogło. Papuga nie reagowała na jego polecenia, ani sama nie wydawała głosu. Kwefi poczuł się zawiedziony.

Mimo przyjęcia środków uspokajających i nasennych, w nocy śnił mu się koń o żelaznej szczęce, żujący z chrzęstem jego ubranie: najpierw marynarkę od garnituru, potem spodnie, następnie koszulę i spodenki, w końcu zapasową piżamę, leżącą z boku na stoliku. Kwefi patrzył z przerażeniem nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Koń podszedł do niego, pochylił łeb i spojrzał mu w oczy. Były przerażające. To był Tasak! Patrzył na Kwefiego przez dłuższą chwilę, po czym zawrócił niezgrabnie w kierunku drzwi i wyszedł z pokoju.

– Na szczęście nie poznał mnie – wyszeptał z ulgą Kwefi.

Odc. 46 Pielęgniarka

Nad ranem nadszedł drugi sen, po którym Kwefi obudził się zlany zimnym potem: wrzeszcząc przeraźliwie, przywódcy opozycji na czele z Tasakiem, rozrywali na strzępy jego papugę. Ich twarze były zaczerwienione, pełne zawziętości i agresji, oczy zimne jak lód. Z papugi nie sypały się pióra ale czarna, puszysta sierść; wielkie kołtuny spadały na jego łóżko, grożąc zasypaniem całego pokoju. Mężczyzna przeraził się i zawołał o pomoc. Krzyczał kilka razy. Odpowiedziało mu głuche milczenie. Dopiero po godzinie do pokoju weszła pielęgniarka.

Kwefi natychmiast wyraził niezadowolenie z braku natychmiastowej pomocy. Kobieta odpowiedziała spokojnie:

– Siedzę tuż obok, za ścianą, ale nic kompletnie nie słyszałam. W pańskim pokoju było cicho. Zachowywał się pan wyjątkowo spokojnie. Proszę się nie niepokoić; jest pan podłączony do czujników i cały czas obserwuję pańskie parametry życiowe na kardiomonitorze: EKG, tętno, częstość oddechów, ciśnienie krwi, temperaturę ciała. W przypadku nagłego pogorszenia pańskiego stanu zdrowia alarm uruchomiłby się automatycznie.

Kwefi patrzył na nią podejrzliwie. Jej oczy wyraźnie uciekały na bok. Przeraził się, że uczestniczy w spisku przeciwko niemu, mającym na celu odebranie mu życia. Postanowił uważnie ją obserwować i nie przyjmować żadnych lekarstw ani wody. Po godzinie poprosił gospodynię o wezwanie najbliższych pracowników, Admina, Blaszkę oraz Dużą Suzi.

– Potrzebuję omówić z nimi sprawy Ruchu Patriotycznego. Niech im pani powie, aby przyjechali jak najszybciej.

– Nie chce pan sam do nich zadzwonić? Mogę wybrać numer telefonu.

– Nie! Nie! Dziękuję. Mój telefon może być na podsłuchu. To zbyt niebezpieczne.

Odc. 47 Delegacja

Duża Suzi przyjechała pierwsza. Była ubrana w obcisły sweter jakby dla zademonstrowania swojego ciała. Wyraźnie przybierała na wadze. Przy lewym ramieniu widniała na swetrze wspaniała czerwona róża. Kwefi popatrzył na nią z niesmakiem, ukrytym pod czymś, co przypominało chwiejny uśmiech. Jej dwaj koledzy byli jej zaprzeczeniem, zwłaszcza Admin, szczupły do granic chudości. W jego oczach krył się niepokój. Wchodząc do pokoju natychmiast oblekł twarz w powagę. Czuł się nieręcznie, bał się, że Kwefi to zauważy. Z jednej strony martwił się o niego, ponieważ pogarszająca się kondycja przywódcy stanowiła zagrożenie dla Ruchu Patriotycznego, z drugiej strony stwarzała realną szansę przejęcia władzy, o której od dawna marzył.

Po omówieniu spraw służbowych, kiedy delegacja miała już wyjść z pokoju, Kwefi rzucił w pośpiechu:

– Aha! Zwolnijcie od razu tę kobietę. Tę pielęgniarkę, która siedzi w sąsiednim pokoju i udaje, że się mną opiekuje. Nie zapomnijcie tylko. Nie chcę jej tutaj.

– Jaką kobietę? Jaką pielęgniarkę? – zdziwił się Admin.

– Nie udawaj głupka. Tę, która dyżuruje w sąsiednim pokoju mojego domu. Taka młoda, blada, wyglądająca jak pijaczka z tymi swoimi zaczerwionymi oczami. Ona chyba pali papierosy!? Myśli, że jak nie pali w mojej obecności, to tego nie zauważę.

– Kwefi! Co ty mówisz? Jesteś w separatce w szpitalu, nie w domu. Tu nie ma żadnej młodej pielęgniarki. Jest tylko starszy wiekiem pielęgniarz, tak jak sobie tego życzyłeś. Powiedziałeś: – Nie znoszę bab, które kręcą się koło mnie nocą. To mnie wyprowadza z równowagi.

Kwefi popatrzył na niego z uwagą. Przez głowę przemknęła mu myśl, że Admin niepokojąco się zmienił.

– Opowiada jakieś bzdury, kręci. Czeka tylko, aby coś się ze mną stało. Chce jak najszybciej zająć moje miejsce. Władza go nęci! – postanowił go obserwować, korzystając z pomocy Blaszki, do którego miał nieograniczone zaufanie, aby w razie potrzeby podjąć odpowiednie kroki.

Po wyjściu gości Leon Kukuła poczuł się spocony i zmęczony. Postanowił odświeżyć się. Mył się pod prysznicem dwa razy dłużej niż zazwyczaj, zanim ochłonął.

Odc. 48 Szał

Walka o władzę przybierała na sile. Ruch Patriotyczny i Opozycja oskarżali się nawzajem, że druga strona stanowi ciemnogród i jest tylko zlewem moralnych brudów.

Na publicznej dyskusji, w wielkiej sali zdobionej bukietami kwiatów w kolorach flagi narodowej, Admin Chudy dostał szału na widok Tasaka. Przypominał gruźlika w przedśmiertelnym ataku kaszlu. Słaniał się na chudych nogach, pluł w kierunku przeciwnika, rzucał rękami, tupał i wydawał z siebie okrzyki. Jego klatka piersiowa podnosiła się z trudem chwytając powietrze, wskazujący palec prawej ręki dziobał powietrze w kierunku oponenta.

– Tasak to niebezpieczny człowiek, bez krzty przyzwoitości. Nie ma w nim nawet tyle patriotyzmu, ile brudu za paznokciem. Gdyby doszedł do władzy, zaorze kraj, wysieje trawę i stworzy pastwiska, które będzie wynajmować obcokrajowcom. Wasze krowy i kozy nie będą nawet miały tam wstępu.

Kiedy Tasak obruszył się na stawiane mu zarzuty, Admin krzyknął wielkim głosem:

– Łajdaku! Zniszczę cię, rozszarpię na kawałki i wdepczę w świętą ziemię – wyrzuciwszy to z siebie, obrócił się w kierunku widowni:

– Strzeżcie się go! On was okradnie nawet ze starych butów i nie pozwoli się poskarżyć, ponieważ wcześniej zaknebluje wam usta. Widziałem w jego teczce specjalne szerokie plastry. To zdrajca i sprzedawczyk! O patriotyzmie słyszał tylko tyle, że istnieje. Jaka kobieta chciałaby pójść z takim jak on złodziejem do łóżka? Okradłby ją z ostatniej sukienki, aby sprzedać ją za bezcen na bazarze, a uciekając zabarykadowałby drzwi i podpalił dom. To potwór!

Po zakończonej debacie, lekko się chwiejąc, Admin opuścił salę i wyszedł na zewnątrz, na chłodne powietrze. Tam wygłosił przemówienie do tłumu czekających na niego zwolenników. Przeżycia dnia tak go wyczerpały, że zemdlał. Wezwano karetkę pogotowia, aby odwiozła go do domu.

– Pani mąż ma w sobie tyle nienawiści…! – skarżył się w obecności żony zdenerwowany ratownik karetki pogotowia, kiedy przed domem podeszli do nich dziennikarze.

– Nienawiść żyje w nim w ukryciu od dziecka. Wystarczy byle iskra, pytanie, spojrzenie drugiego człowieka, a nawet potknięcie się o kamień. Taki jest i już się nie zmieni.

Odc. 49 Trolle

Salomon, Iwan Iwanowicz, Erazm i Tadziczek Spotykali się regularnie, przeważnie w mieszkaniu Iwana Iwanowicza, aktywisty społecznego i organizatora życia osiedla Aura. Ekscytowała ich szybkość i gwałtowność niektórych zdarzeń.

– Wiemy o Kwefim chyba wszystko, co go ostatecznie skompromituje. Możemy go pokonać jedynie tym sposobem. Ten stary dziad jest nienormalny i my to pokażemy. Będziemy to robić sami, ale szukajmy też sojuszników. Razem z ludźmi podobnie myślącymi jak my osiągniemy lepsze efekty.

– Kwefi jest obiektem nienawiści wielu osób. To powinno ułatwić znalezienie sojuszników.

Krytycy Kwefiego i Ruchu Patriotycznego nie zasypiali gruszek w popiele, prześcigali się osiągając szczyty kreatywności w Internecie. Tworzono i publikowano dziesiątki i setki memów, myśli, opinii a nawet króciutkich opowiadań i filmików ośmieszających Kwefiego, jego pomysły i jego zwolenników. Popularne stały się szubienice jako symbol kary za ciężkie przewinienia. W Internecie pojawiły się symbole, obrazy i rysunki tysięcy szubienic. Niektóre z nich trwały tygodniami, inne rozsypywały się jak kawał spróchniałej kłody drzewa, zupełnie jak w realu. Szubienice nazywano pomnikami zbrodni nienawiści i pogardy, prezentowanej i okazywanej publicznie przez czołowych działaczy Ruchu Patriotycznego. Wyglądało to na fantazję, ale fantazją nie było.

Czterej przyjaciele nieprzerwanie analizowali, dyskutowali i tworzyli plany. I działali, organizując – zupełnie jak partyzantka miejska – akcje oporu przeciwko coraz bardziej autokratycznym rządom Kwefiego.

– Staliśmy się trollami walczącymi w szlachetnej sprawie. Powiedzmy to sobie szczerze – Erazm zdobył się na pochwałę także własnej aktywności.

Z satysfakcją obserwowali zapadanie się Kwefiego w ruchome piaski szalonej kampanii wyborczej, prowadzonej dzień i noc, otwarcie i skrycie. W nocy płonęły bilbordy, znikały litery i napisy, w telewizji pojawiały się wykonane w technologii deep fake postacie Kwefiego zadającego i odpowiadającego sobie na własne pytania.

Pozostawiony na chwilę w samotności, Kwefi natychmiast czuł się osaczony. Coraz częściej ogarniał go lęk. Zaniedbał się; jego buty straciły normalny blask, raz i drugi pojawił się na wiecu publicznym z kilkudniowym zarostem i w podniszczonym kapeluszu, którego nie nosił od trzydziestu lat. Siwiejąc w przyśpieszonym tempie, potrafił jednak żartować, że lepiej siwieć niż łysieć. W takich momentach trzymał się go wisielczy humor.  

Odc. 50 Klepsydry

Nocą miasto zostało oblepione klepsydrami pogrzebowymi. Pojawiły się na budynkach, murach, płotach, drzwiach szkół, urzędów i kościołów, a nawet na samochodach. Oprócz tysięcy klepsydr, ustawiono także w stolicy kilkadziesiąt bilbordów. Wiadomość była wszędzie ta sama, szokująca, telegraficzna w przekazie:

– Leon Kukuła zwany Kwefim nie żyje. Pogrzeb dzisiaj. Wymarsz konduktu pogrzebowego spod Katedry Wielkiej punktualnie godz. 12.00. Przyjdź, aby uczcić bohatera i męczennika! Cześć jego pamięci!

Na pogrzeb stawiły się tysięczne tłumy. Na szczęście plac przed katedrą okazał się dostatecznie pojemny. Uczestnicy spotkania, zszokowani nagłością wydarzenia, dyskutowali między sobą, że nie mieli możliwości dowiedzenia się czegokolwiek więcej o śmierci Kwefiego.

Przed tłumem pojawili się przedstawiciele Ruchu Patriotycznego. Zdenerwowani krzyczeli:

– To pułapka opozycji! Leon Kukuła chorował, ale czuje się już dobrze. Jest tylko trochę osłabiony. Jest w domu.

– Kłamiecie, oszuści! Najpierw ukrywaliście, że jest w szpitalu, a teraz zaprzeczacie, że umarł. To bohater a w dodatku męczennik. Nic nas nie powstrzyma, aby wziąć udział w jego pogrzebie! – odezwał się mocny męski głos.

– Dobrze! Jeśli nam nie wierzycie, to połączymy się z nim zdalnie i go zobaczycie na własne oczy!

Na plac wjechała ciężarówka z wielkim telebimem. Kwefi pokazał się na ekranie. Pozdrowił tłum i przemówił:

– Oszukano was. Oni by mnie najchętniej uśmiercili, ale to nie takie proste. Nie bójcie się o mnie. Jestem dobrze pilnowany.

Ktoś z tłumu krzyknął:

– To nie jest prawdziwy Kwefi! To sobowtór albo wytwór sztucznej inteligencji. Popatrzcie na jego twarz, mówi i rusza się jak manekin. Oni nas oszukują. Kwefi nie żyje. Zajrzyjcie do Internetu na forum dyskusyjne „Wielki Kwefi”!

Na forum pokazano obraz Kwefiego, ruszającego się i uśmiechniętego. Komentarz był zaskakujący:

– To tylko sztuczny obraz Leona Kukuły. Jego najbliżsi współpracownicy wykradli go ze szpitala, trzymali go w zamknięciu, a potem pozbawili życia odmawiając mu pomocy medycznej. Zrobili to, aby przejąć schedę po nim. Chcą się podzielić władzą. Pretendentów do władzy po Kwefim jest kilku, teraz negocjują między sobą. To banda złodziei i chciwców, ludzi bez sumienia! Nie ufajcie im!

Odc. 51 Plac ćwiczeń

Czasy były niespokojne: niepewność polityczna, wojny, uciekinierzy, możliwość powrotu zabójczego wirusa i epidemii. Społeczeństwo Omerni odczuwało to na własnej skórze: ludzie byli bardziej niespokojni, upowszechniły się postawy lękowe.

Salomon radził sobie ze zwiększonym stresem poprzez aktywność fizyczną. Regularnie wychodził do parku albo do lasu, aby maszerując, biegając i ćwicząc utrzymać się w dobrej kondycji. W lasku brzozowym, radośnie przepuszczającym tysięczne plamki światła słonecznego, spotkał mężczyznę. Był wysoki i lekko zdyszany wskutek biegu. Obydwaj zatrzymali się jak na komendę przy placu ćwiczeń, jakby jakiś wewnętrzny głos im to nakazał. Rozmawiali o tym,  jak ważne sa wykonywane przez nich ćwiczenia i jak użyteczne przyrządy, na których je wykonują. Nieznajomy opowiedział mu ciekawy fragment swego życia.

– Jestem wrażliwy na punkcie wyglądu i sprawności. Ćwiczę regularnie, aby wyrzeźbić moje ciało. Zapominam wtedy o świecie bożym, szalonym Kwefim, samotności, zmianach klimatu i niszczeniu środowiska naturalnego. Najgorzej jest z brzuchem. Moim marzeniem jest sześciopak, ale mój brzuch z jakiegoś względu nie poddaje się takiemu rzeźbieniu.

– Dlaczego to dla pana takie ważne? – zapytał Salomon uprzejmie, choć znał odpowiedź, która w przypadku wszystkich mężczyzn jest taka sama.

– To dla mnie źródło radości, w którym przeglądam się jak w lustrze. Kiedy dobrze wyglądam, czuję się fantastycznie. Żona mi mówi, że jestem Narcyzem, ale to nieprawda.

Salomon miał ustaloną trasę i rutynę biegania. Raz zatrzymali go chłopcy. Była ich mała grupka, stali koło ławki i rozmawiali że sobą. Mieli poważne miny i poczucie troski wymalowane na twarzach.

– Czy pan wie, że pan biegnie już ósmy raz tą ścieżką?

Salomon odpowiedział im ochoczo.

– Tak! Wiem i czuję się dobrze – Uśmiechnął się do nich. Nie miał wątpliwości, dlaczego go zatrzymali. Chcieli go ostrzec. Myśleli, że tak intensywne bieganie jest niebezpieczne, niepoważne, co najmniej niepożądane dla starszego człowieka.

Bieganie nie stanowiło dla Salomona problemu. Miał inne zmartwienia. Zmierzył swój wzrost i okazało się, że jest niższy o kilka centymetrów.

– Wedle mojego pomiaru skurczyłem się o cztery centymetry. To za dużo – skarżył się Iwanowi Iwanowiczowi, znanemu z utrzymywania się w dobrej formie fizycznej i umysłowej.

– Nie przejmuj się, to każdego czeka. Mówisz, że aż cztery centymetry? To rzeczywiście trochę przesada!

Odc. 52 Wściekli i przegrani

Kiedy wyszło na jaw, że Kwefi sfingował swoją własną śmierć – na ten temat było kilka bardzo różnych wersji – opozycja znienawidziła go jeszcze bardziej. Fałszywą informację o zgodnie Kwefiego uznano za skuteczny sposób mobilizacji osób popierających Ruch Patriotyczny oraz ośmieszenia opozycji. Uznano ją za twórców beznadziejnego pomysłu, określanego powszechnie jako „ponury kawał”.

Wściekli na Kwefiego opozycjoniści życzyli mu jak najszybszego zgonu. Było to nieludzkie, a zarazem bardzo ludzkie uczucie, bo jak można życzyć cokolwiek dobrego łajdakowi, który podstępnie chce unieszczęśliwić cały naród z wyjątkiem legionu swoich popleczników, ludzi równie zdeprawowanych jak on sam. Obmyślano pułapki i sposoby usunięcia Kwefiego z tego świata, nic jednak z tego nie wyszło. Kwefi pozostawał poza zasięgiem życzeń i działań opozycji. Niektórzy sfrustrowani opozycyjności zaczęli go podejrzewać nawet o konszachty z szatanem. Nie miało to żadnego praktycznego znaczenia oprócz tego, że zwolennicy Kwefiego jeszcze bardziej z nich drwili.

Sprawa odejścia Kwefiego z polityki rozwiązała się sama. Niepodziewanie, ku zaskoczeniu wszystkich notabli i zwolenników Ruchu Patriotycznego, ta niezwyciężona dotychczas formacja została zmieciona ze sceny w wyborach parlamentarnych. Dla Ruchu Patriotycznego nastały ciężkie dni. Wszczęto potajemne dochodzenia, nie jedno, ale kilka, kto jest winien przegranej, jaki wkład miały poszczególne osoby i w jakiej proporcji.

Odc. 53 Los przywódcy

Winnych porażki Ruchu Patriotycznego widziano co najmniej kilku. Najpierw był to Tasak, potem stopniowo ciężar oskarżeń przesuwał się w stronę Leona Kukuły. W oskarżeniach przodowali jego najbliżsi współpracownicy. Czując bliskość władzy nosem, dawni towarzysze atakowali go bez pardonu, odmawiając mu zasług i osiągnięć. Zachowywali się jak szczeniaki, które rozszarpują szmacianą lalkę, odrywając jej po kolei ramiona, nogi, głowę, pozostawiając na polu walki tylko pusty korpus. Ostatecznie ustalono, że to Kwefi ponosi największą winę i musi na zawsze odejść z polityki.

Po roku od porażki z Leona Kukuły pozostał jedynie cień. Schudł, policzki mu się zapadły, ubierał się gorzej niż grabarz, któremu skradziono szafę z ubraniami. Skóra mu poszarzała, nogi wlekł za sobą tak, jakby chciał się ich pozbyć, bo mu ciążyły.

Wcześniej opozycja wszczęła dochodzenia przeciwko Ruchowi Patriotycznemu. Kwefi nie dostał wyroku, był jednak często ciągany po sądach. Wpłynęło to obciążająco na jego psychikę. Z natury odludek, zamknął się jeszcze bardziej w sobie, zwolnił gospodynię, odmawiał dostępu do siebie nawet ludziom, z którymi współpracował. Otoczył się papugami.

Po kilku miesiącach miał ich już dwanaście. Latały po mieszkaniu, wrzeszcząc jak opętane i wyrzucając z siebie przekleństwa. Na początku rzucały obelgi na Tasaka, w końcu na samego Kwefiego. Jak to się stało, Kwefi tego nie rozumiał, ani nie dochodził. Papug stale przybywało. Podrzucano mu także ptaki przemalowane na papugi. Wszystkie okazy w jego domowej oranżerii miały upierzenie miękkie jak sierść kota.

– To najrzadsza odmiana papug. Otrzymuję je w upominku od dobrych ludzi. Najwięcej dał mi Plenipotent. To poczciwy człowiek. Był mi posłuszny jak mało kto. Nie za mądry, ale posłuszny. Traktowałem go jak niedorozwiniętego syna. To mu wystarczało. Czując się wyróżniony, dawał się kierować jak koń dorożkarski, mający klepki na oczach i reagujący tylko na głos swego pana i zapach owsa.

Papugi i Plenipotent to były jedyne tematy, na które Kwefi chciał cokolwiek mówić. O wspólnikach w rządzeniu krajem nie chciał rozmawiać. Wydobyto z niego bardzo niewiele.

–  Byli tak głupi, że nie ostrzegli mnie przed opozycją, która otumaniała naród obiecując mu rzeczy nie do spełnienia. Ludzie powinni głosować na nas, a głosowali na opozycję. O czym to świadczy? Że dali się oszukać. Tasak pokazał im marchewkę, a nie pokazał kija. I oni uwierzyli w marchewkę. To prymitywy. Zawiodłem się na nich podobnie jak na współpracownikach.

Ostatniego wywiadu Kwefi udzielił w końcu października i od tej pory nie ukazał się już publicznie, ani nie odzywał się. Przestał interesować się czymkolwiek, oprócz papug, tak że świat wkrótce o nim zapomniał. Uznano go za osobę, która straciła rozum i chęć do życia, zamykając się w domu-ptaszarni na cztery spusty.

– Leon Kukuła sam siebie wykreślił z życia społecznego. Narobił wiele zła i ludzie chętnie o nim zapomnieli – to było najbardziej łagodne podsumowanie wzlotów i upadków przywódcy, zwanego Kwefim, przez lata wyróżnianego przez los.

Koniec

Przekaż dalej
103Shares

  1. Rosół i piękna drewniana podłoga to wspomnienie ciepłego i bezpiecznego dzieciństwa. Piękne i smaczne.
    Pozdrawiam serdecznie
    Aleksandra

  2. Proszę się nie przejmować. To tylko fikcja literacka, która może być równie prawdziwa jak nieprawdziwa. Wszystko zależy od interpretacji czytelników.
    Dziękuję za zainteresowanie i komentarze, to dla mnie pociecha, że ktoś mnie jeszcze czyta -:) Pozdrawiam serdecznie, MTW

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *