Jeśli lubisz zbierać rydze, to zapomnij o polskim lesie. Prawdziwe rydze są już chyba tylko w Australii, a konkretnie w okolicach Adelajdy. Być może także w innych regionach Australii, tego nie wiem.
Pierwszy raz pojechałem na rydze z przyjaciółmi do lasu w Second Valley, ponad 100 km na południe od Adelajdy. To było przeżycie. Rydzów było w bród. Najciekawsze, że nawet wiekowe „kapcie” wielkości małego talerza były zdrowe jak przysłowiowy rydz. Ale kto zbierałby takie wielkie grzyby, jeśli wokół było mnóstwo mniejszych okazów? Najbardziej zdumiewający dla mnie był las, gdzie rosły rydze. Wydawał mi się identyczny jak lasy na Roztoczu Lubelskim: takie same sosny, prawie takie same paprocie i poszycie lasu. Czekałem tylko, kiedy zobaczę zająca lub sarnę. I tu spotkała mnie prawdziwa niespodzianka: w niewielkiej odległości od skraju lasu, gdzie niedawno zrobiono wycinkę drzew, skakały sobie spokojnie dwa małe kangurki!
Co do smaku australijskich rydzów, to nie różnią się one niczym od polskich. Są znakomite do smażenia na patelni i marynowania w occie. Ciekawe, że rodowici Australijczycy grzybów nie zbierają i raczej nie znają. To przysmak Europejczyków, z całą pewności Wschodnich Europejczyków, oraz Chińczyków i prawdopodobnie innych nacji na północ od Australii.
Kiedy zbierałem rydze w okolicach Adelajdy i widziałem ludzi wychodzących z lasu z pełnymi wiaderkami, mogłem być prawie pewny: to Polak, Czech albo Słowak. Australijczycy boją się grzybów, że mogą być trujące. Nie ma tam tradycji zbierania i jedzenia grzybów. Leśniczy mówił mi, że pojawiają się czasem na jego terenie młodzi Australijczycy, ale ci zbierali grzyby halucynogenne. Co kraj, to obyczaj.
To było około trzydziestu lat temu. Od tego czasu rydze zbliżyły się do Adelajdy. Teraz można pojechać dziesięć lub dwadzieścia kilometrów za miasto, aby znaleźć je w obfitości. Najlepszym okresem zbiorów jest kwiecień i maj. Jest wciąż ciepło i coraz więcej opadów.
Jak rydze trafiły do Australii, Bóg raczy wiedzieć. Podejrzewam, że ktoś przywiózł z Polski grzybnię i „zasadził” ją w lesie. Co więcej, jak donosi mój „specjalny korespondent”, przyjaciel mieszkający w Adelajdzie, ostatnio pojawiły się tam również prawdziwki, których przedtem nikt nie widział. Gdzie one rosną, wiedzą tylko wtajemniczeni Polacy, którzy niechętnie dzielą się sekretem z innymi osobami. Typowa polska życzliwość.
Wracam do rydzów. W relacji przyjaciela tego sezonu było ich tyle, że „można je było kosą ścinać”. Dosłownie. Wraz z żoną nazbierał cztery wiaderka. „I nie zbieraliśmy wcale tych dużych, ale tylko średnie i małe”. – Wyjaśnił.
Jeśli na rydze i maślaki, to tylko do Adelajdy! Darz bór! Na wszelki wypadek dodam także: Boże dopomóż!
Przekaż dalej
Сезон грибов. Вы такого не видели…
http://www.liveinternet.ru/users/ceslava2009/post280435671/