Jakub Kowalski poczuł się zmęczony. Może bardziej niż zmęczony, czuł się znużony życiem pełnym ruchu, obowiązków i odpowiedzialności.
Wiesz, Piotrze, chętnie podzieliłbym się odpowiedzialnością z kimś innym, ale nie znam nikogo, kto mógłby przejąć choćby jej część i potrafił wypełniać moje obowiązki. Wszystko sam wymyśliłem i teraz ponoszę tego konsekwencje. Jestem jak ten rzeźbiarz, który kupił ogromną górę i wykuł w niej wizerunki amerykańskich prezydentów. Teraz musi oprowadzać turystów, pobierać opłaty, opowiadać historię tworzenia rzeźb, pilnować ich przed zniszczeniem, usuwać grafitti i tak dalej. Niekończąca się praca. Ponadto musi słuchać nie tylko wyrazów uwielbienia dla swego talentu i osiągnięć, ale i krytyki. Ludzie potrafią wyrażać niezadowolenie, że muszą iść pod górę dziesiątki stopni, nawet wtedy, gdy mają udogodnienia w postaci elektrycznych wind. Niektórym nie podobają się same rzeźby. Jak widzisz, Piotrze, mam powody, aby czuć się zmęczony. Chyba muszę coś zmienić w moim życiu.
Piotr od dawna był prawą ręką Jakuba, którego ogromnie szanował, wręcz uwielbiał. Nazywał go Drogim Jakubem, Kochanym Jakubem, a czasem nawet Wielkim Jakubem, tak ogromny był jego podziw dla autora dzieł pełnych artyzmu i złożoności, które stworzył na przestrzeni swego wyjątkowo długiego życia. Cóż takiego trapi cię dzisiaj, Kochany Jakubie? Nie wydajesz się być w dobrym nastroju, choć dzień jest taki piękny – zamilkł, aby pozwolić mówić temu, kto był ważniejszy i mądrzejszy.
Niepokoi mnie narastający rozdźwięk między moimi możliwościami a oczekiwaniami tych, którymi się opiekuję i którym pomagam. Dawniej polegali na mnie całkowicie i akceptowali prawie wszystko, co dla nich robiłem. Bali się mnie i szanowali. Teraz tworzą coraz więcej sami, uniezależniają się ode mnie. Co więcej, niektórzy zaczynają mnie ignorować, uważają, że są mądrzejsi. Nie mam ich tego za złe, to bardzo ludzka cecha, tak samo jak niewdzięczność za wyświadczone dobro. Oczywiście uogólniam, nie wszyscy są tacy. Jest wielu wspaniałych ludzi.
Przepraszam cię, Drogi Jakubie, ale nie za bardzo rozumiem, o czym mówisz – Piotr był inteligentnym człowiekiem, jednakże nie zawsze nadążał za myślami szefa. Niekiedy jego wypowiedzi wydawały mu się wręcz abstrakcyjne.
Chodzi o nowoczesną technologię, inżynierię genetyczną, ogólny postęp nauki i wiedzy, za którym wielu nie nadąża. Czy to wszystko może służyć człowiekowi z pożytkiem? Jakub zamyślił się głęboko. Nie wiem – odpowiedział sam sobie po chwili rozkładając ręce. W istocie rzeczy pragnął tylko podzielić się troskami i niepokojami z Piotrem. Miał do niego ogromne zaufanie z racji jego wiary, dobroci i poświęcenia dla ludzi.
Ludzie zaczynają manipulować dobrami, które im powierzyłem. Tworzyłem je przez wieki i tysiąclecia, zostały dopracowane w najmniejszych szczegółach. A teraz oni usiłują – i to obawiam się skutecznie – powielać moje metody produkcji. Nie mają jednak cierpliwości, aby każdy nowy twór, nowe osiągnięcie testować tak długo, jak ja, aby uzyskać pewność, że jest idealny. To, co oni tworzą, obraca się często przeciwko nim.
Na przykład co? – Piotr bezwiednie przerwał Jakubowi, choć słuchał go jak zwykle z uwagą i szacunkiem. Mimo zaawansowanych lat zachowywał się wobec Jakuba jak student wobec uwielbianego mistrza, któremu nikt nie jest w stanie dorównać.
Na przykład elektryczność, samochód, telewizja, bomba atomowa, telefon komórkowy, narkotyki, chemiczne środki ochrony roślin. Wszystko, co zazwyczaj daje ludziom korzyści, ale równocześnie czemuś zagraża, coś niszczy, unicestwia: czyste środowisko naturalne, zdrowie a nawet życie, spokój ducha, poczucie więzi, miłość bliźniego, faunę. Taki telefon komórkowy. Znakomity wynalazek. Ale czy wiesz, jak niektórzy ludzie rozmawiają przez telefon komórkowy: plotą godzinami, co im ślina na język przyniesie, bez żadnego lub ze znikomym pożytkiem. Nie czyni to ich mądrzejszymi, lepszymi czy zdrowszymi. To mnie martwi – podsumował Jakub.
I co zamierzasz w tych sprawach zrobić, Kochany Jakubie? – Piotr starał się delikatnie doprowadzić dyskusję do końca, ponieważ miał jeszcze obowiązki do spełnienia.
Mam kilka pomysłów. Testuję je po kolei. Przede wszystkim wcielam się w ludzką postać i idę między ludzi. Rozmawiam z nimi, uczę się lepiej ich rozumieć, ich czasy i warunki. To daje mi szansę ogarnięcia wszystkiego i minimalizacji zła, które jawi się często niewinnie i niepostrzeżenie. Dobro napotyka nieprzerwany opór. Jak powiedział pewien ojciec trojga dzieci o swoim synu: On jest odporny na wiedzę! Czy to nie pięknie powiedziane? – Jakub zachwycił się skojarzeniem nabywania wiedzy z odpornością.
Gdzie ty ich uczysz, Drogi Jakubie? Sam kiedyś nauczałem trochę, ale były to czasy prostoty – Piotr przypomniał sobie otwarte place i przestrzenie oraz tłumy, przed którymi występował jako mówca i nauczyciel. Dzisiaj to chyba nie wchodzi w rachubę – wyraził wątpliwość.
Nie, raczej nie. Tylko muzycy, piosenkarze, sportowcy i politycy są w stanie przyciągnąć wielotysięczne tłumy. Przeważnie jest to tania rozrywka, niewymagająca wiele myślenia. Zwłaszcza mecze, gdzie kopie się piłkę lub … przeciwnika – odpowiedział Jakub. Ja stosuję inne metody. Chętnie rozmawiam z ludźmi nawet w pubie.
W pubie? – twarz Piotra wyrażała zaskoczenie. Kiedyś to było nie do pomyślenia – dodał w myśli.
A tak, Piotrze. Jesteś zaskoczony, ponieważ za twoich czasów było to nie do pomyślenia – Jakub czytał myśli Piotra, którego ta nadzwyczajna zdolność mistrza zawsze wprowadzała w zdumienie i niepokój.
Wiem, że wielu ludziom nie spodobałyby się moje metody. Ale tradycyjne metody są coraz mniej skuteczne. Ludzie gonią czas i inaczej słuchają. Na kazaniach w kościele słyszą o grzechu, pijaństwie i okrucieństwie wobec bliźnich. Ale czy biorą to sobie do serca? Ilu to mężczyzn znęcających się nad żonami lub dziećmi zmieniło się pod wpływem kazania? Przekaz musi zawierać coś głębszego, zaangażować słuchacza, poruszyć jego wrażliwość. W pubie – kontynuował Jakub – ludzie koncentrują się tylko na dwóch rzeczach: zawartości kieliszka lub kufla i rozmowie. Łatwiej jest przekonywać. Ludzie mają czas i słuchają.
Nie pytają ciebie kim jesteś? – rozmowa tak dalece wciągnęła Piotra, że zapomniał o swoich obowiązkach.
Czasami. Wtedy odpowiadam, że jestem człowiekiem wielu zawodów, a także kaznodzieją. Nie przeszkadza im to. Wiedzą, że każdy ma jakiś talent i musi zarabiać. Tylko jednemu redaktorowi przyznałem się ostatnio, że jestem Bogiem. Musiałbyś widzieć jego minę. Był totalnie zdezorientowany. Nie wiedział, co z sobą zrobić.
Czy nikt, Kochany Jakubie, nie powiedział ci czegoś złośliwego na temat głoszenia nauk w pubie? – Piotr nie był zachwycony metodą mistrza.
Bardzo rzadko. Kiedyś powiedziałem, że Bóg zamyka jedne drzwi, ale otwiera inne. Daje ludziom szansę na coś nowego. Wtedy ktoś skomentował: Czasem są to drzwi do tego samego domu, czasem do piwniczki z dużą ilością alkoholu, a czasem do celi więziennej lub pomieszczenia z mocnym hakiem i sznurem u sufitu.
Jak możesz się domyślić, wszyscy wybuchnęli śmiechem. Też się zaśmiałem, bo to był żart. Była w nim prawda, ale niekompletna. To był ostry żart dobrego obserwatora, poczyniony na pograniczu śmiechu i rozpaczy. Jesteś bystrym i inteligentnym człowiekiem – powiedziałem wtedy autorowi żartu. Musiałem żart skomentować, aby zrozumiano jego pełny sens. Zamykając jedne drzwi, Bóg otwiera inne, ale do człowieka należy wybór, z których skorzysta. Po to Bóg dał mu rozum i serce, aby dokonywał mądrych wyborów. Ponosi ryzyko, ale i osiąga korzyści. Opatrzność czasami, ale bardzo rzadko, dokonuje wyboru za ciebie. W sytuacji, kiedy sam doprowadzasz się do haka u sufitu, sznur potrafi się urwać. Wtedy w bolesnym zderzeniu z podłogą, otrzymujesz lekcję od Opatrzności, szansę głębokiej refleksji i zmian w życiu.