Opowiadanie: Spektakl. Odcinek 7.

Wywiad trwał już dostatecznie długo i redaktor postanowił go zakończyć. Spojrzał na zegarek i zdumiał się: minęło zaledwie pół godziny. Był przekonany, że wywiad trwał co najmniej godzinę. Nie patrzył wcześniej na zegarek, gdyż mogłoby to być poczytane za niegrzeczność; przecież nie miał potrzeby śpieszyć się. Poczuł się zmęczony, chciał też jak najszybciej przejrzeć materiały z nagrania.

Na zakończenie wywiadu zapragnął zaspokoić „wścibską” ciekawość, która go męczyła. Ośmielała go do tego życzliwość i pogoda starszego pana.

Czy mogę zadać panu na zakończenie bardzo osobiste pytanie?

Bardzo proszę. Ciekawość to droga do wiedzy jak i do piekła. Dokąd zmierzasz, synu? – zaśmiał się zachęcająco znajomy – nieznajomy, jak go w duchu określił redaktor.

Chciałby wiedzieć, kim pan jest. Spróbuję zgadnąć.

Rozmówca skinął głową zachęcająco.

Profesorem uniwersytetu lub jakiejś innej wyższej uczelni?

Nie. Nie zgadłeś.

To może duchownym wysoko postawionym w hierarchii kościelnej? – Tomasz zawahał się zadając to pytanie. Gdyby odpowiedź miała być pozytywna, to powinien znać lub przynajmniej słyszeć o biskupie, arcybiskupie lub kardynale Jakubie Kowalskim. Do głowy mu nie przyszło, że nazwisko mogło być fikcyjne. Ufał rozmówcy.

Też nie – padła odpowiedź. Spokojny ton odpowiedzi i wyczerpywanie się opcji trafnych zaczynały niepokoić Tomasza.

To może przyjechał pan z zagranicy?

I tak, i nie. Bywam wszędzie.

To kim jest pan naprawdę? – Tomasz był już prawie zniecierpliwiony.

Jestem Bogiem.

Jednoznaczność i rzeczowy ton wypowiedzi bardziej niż zdezorientowały redaktora; wprowadziły go w osłupienie. Starszy pan powiedział to tak, jakby mówił, że jest kierowcą autobusu lub kierownikiem sklepu. Tym razem na jego twarzy nie ukazał się uśmiech, jak przy innych odpowiedziach, ale też nie okazywał jakiejś szczególnej powagi. Był opanowany i spokojny. Wiedział, jakie wrażenie wywoła jego odpowiedź i z ciekawością przyglądał się młodym ludziom.

Tomasz zgubił się. Nie miał pojęcia, jak zareagować. Odpowiedź wydawała się być ewidentnie absurdalna, ale nie dałby sobie głowy uciąć, że nie jest prawdziwa. Stanął przed dylematem, którego nie umiał rozstrzygnąć. Nie wiedział nawet, jak do niego podejść.

Rozwiązanie surrealistycznej sytuacji pojawiło się równie nieoczekiwanie jak ona sama.

To co, może na zakończenie miłego spotkania napijemy się czegoś? Wina? Koniaku? Nie proponuję wódki, bo wydaje mi się wulgarnym trunkiem w porównaniu z winem lub koniakiem. Wybór należy do was – padła propozycja.

Starszy pan niczym wytrawny dyplomata rozładował niezręczną dla Tomasza sytuację. Znikła potrzeba zadawania dalszych pytań, snucia domysłów czy oceny ostatniej, zaskakującej odpowiedzi rozmówcy.

Mam nadzieję, że nie gniewacie się, że nazywałem was chłopcami i traktowałem protekcjonalnie jak ojciec – wypowiadając ostatnie słowa Jakub Kowalski przyzywał ręką kelnera, który zaglądał do sali spoza drzwi poruszających się w jedną i drugą stronę zapewne pod wpływem przeciągu.

Redaktor podziękował i przeprosił, że naprawdę nie mogą skorzystać z propozycji, choć jest tak miła.

Drobne kłamstwo – pomyślał starszy pan. Rzecz do wybaczenia.

Musimy wracać jak najszybciej do pracy, mamy jeszcze inne obowiązki. Serdecznie dziękujemy za niezwykle interesujący wywiad.

Zabrali w pośpiechu sprzęt i szybko wyszli z restauracji.

*****

Na dworze ochłonęli z wrażenia.

Co ty o tym sądzisz? – Tomasz zwrócił się do operatora.

Nie wiem, co powiedzieć. Jestem zdezorientowany prawdopodobnie tak jak i ty. To był wywiad jak według najlepszego scenariusza.

Tomasz nie słuchał. Coś sobie przypomniał, gdyż uderzył się nagle otwartą dłonią w czoło. Muszę natychmiast wrócić, aby poprosić o jakiś kontakt. Adres, telefon, email, faks, cokolwiek. Bez tego nie będziemy mogli mieć autoryzowanego wywiadu ani przedstawić gościa telewidzom. Prawie nic o nim nie wiemy. Nie wiem, jak to się stało. Prawie biegiem wrócił do restauracji i skierował kroki do sali, gdzie prowadził wywiad. Nigdzie nie zastał rozmówcy. Przy barze siedziało kilka osób.

Przepraszam, czy państwo widzieli, w jakim kierunku udał się mężczyzna, który około dwóch minut temu wyszedł z tego pomieszczenia? – Tomasz wskazał ręką drzwi obok baru.

Zapytani patrzyli na niego zaskoczeni. Domyślił się, że nie wiedzą, o kogo chodzi.

Jest w wieku około pięćdziesiątki, siwiejący, w eleganckim garniturze, z czerwonym kwiatem w butonierce i muszką tego samego koloru – Tomasz podał rysopis, choć uważał, że nie jest to potrzebne. Nikt nie mógł wyjść z tej sali niezauważony; był o tym przekonany.

Goście spoglądali po sobie z niemym wyrazem twarzy starając się przypomnieć osobę o podanym rysopisie.

Nie. Nikt taki nie wychodził przez te drzwi. W ogóle, oprócz pana i pańskiego kolegi z kamerą nikt nie wychodził stamtąd. Siedzę już od godziny dokładnie naprzeciwko drzwi i widzę doskonale, kto wchodzi i kto wychodzi. Przykro mi, że nie możemy pomóc – wyjaśniła szatynka, która pierwsza zareagowała na pytanie redaktora. Inne osoby w towarzystwie pokiwały tylko głowami na znak potwierdzenia, że zgadzają się z jej opinią.

Przekaż dalej
0Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *