Frank był przyjacielem Polaków, okazał się wrogiem. Nie pierwszy raz. W czasie drugiej wojny światowej w Europie szalał jeszcze inny Frank, ale ten był nazistą.
Sprawa pożyczek we frankach szwajcarskich jest śmierdząca jak na mój gust. Jeśli polskie banki namawiały swoich klientów do zaciągania kredytów w tej walucie, to powinny ponieść konsekwencje. W Australii miało miejsce coś podobnego, ale w łagodniejszej formie. Nie pamiętam, czy waluta była ta sama, ale historia bardzo podobna. Skończyło się to tak zwaną „class action”, co oznacza, że duża grupa klientów zaangażowała firmę prawniczą i wystąpiła zbiorowo przeciw bankowi z roszczeniami o odszkodowania. Banki australijskie – osobiście nie mam co do tego wątpliwości – były i prawdopodobnie są (ogólnie rzecz biorąc) bardziej etyczne niż banki polskie.
Bank nie ma prawa namawiać klienta do wzięcia pożyczki w walucie zagranicznej, a jedynie zaoferować i zachęcić uświadamiając mu plusy i minusy takiej pożyczki (jest ogromna różnica między „zachęceniem” a „namawianiem” – zwłaszcza usilnym – do czego dochodzą jeszcze intencje banku, z jakimi zachęca lub namawia klienta). Tym plusem i minusem jest ryzyko walutowe. Banki australijskie postępowały rozważnie i zapewne uczciwie, gdyż nieliczne przegrane sprawy banków z klientami, jakie miały miejsce wskutek owej class action odnosiły się do tylko sytuacji, kiedy bank rzeczywiście niedostatecznie poinformował klienta o ryzyku walutowym pożyczki.
Podkreślę wyraźnie, że chodzi o uświadomienie klientowi, na czym polega ryzyko pożyczki w walucie zagranicznej, ale nie namawianie do wzięcia takiej pożyczki. Jeśli polskie banki namawiały do tego, to teraz powinny „beknąć”, głośno i boleśnie. Życzę im tego, ponieważ etyka w działalności bankowej przy złożoności spraw bankowych nie może być czczym słowem. Podobnie jak w ochronie zdrowia.
W zaciąganiu pożyczek istnieją zasady, które dobrze jest znać. Mało jest dzisiaj świętości, ale ta jest święta, przynajmniej dla mnie. Jeśli bierzesz pożyczkę, to bierz ją w walucie, w której otrzymujesz dochody. Czyli, jeśli pracujesz w Polsce i masz dochód w złotówkach, to bierz kredyt złotówkowy. Nie ponosisz wtedy ryzyka zmiany kursu waluty. To jest ta sama waluta.
Ryzyko walutowe to sprawa pachnąco-śmierdząca. Taka jest natura ryzyka. Kiedy kurs franka był korzystny, polscy klienci wygrywali, kiedy zmienił się niekorzystnie, przegrywają. To wygrywanie-przegrywanie nie jest równomiernie rozłożone. Oszczędności z tytułu korzystnego kursu waluty przy spłacie pożyczki są miłe, grzeją ci portfel i serce, ale straty mogą doprowadzić cię do zawału serca i ruiny. Inaczej mówiąc, intensywność bólu przegranej może być nieporównywalnie większa, niż intensywność radości z wygranej.
Nie ufam bankom w Polsce. Mała ilustracja. W banku w Polsce możesz otrzymać znaczną pożyczkę lub uzyskać kartę kredytową nie mając pojęcia o istotnych warunkach umowy. Oczywiście, prawnie masz obowiązek wiedzieć, co podpisujesz. Przed podpisaniem umowy możesz zadawać pytania lub przeczytać tekst. Jeśli tego jednak nie zrobisz, to banku to nie zmartwi. Urzędnik (czy raczej urzędas) bankowy potrafi ci wręczyć dokumenty i nawet nie podsumuje w kilku punktach najważniejszych warunków pożyczki lub karty. Może dlatego, że mogłyby cię one przerazić. Po co robić przykrość klientowi?
A mogą być one naprawdę zaskakujące. Podam konkretny przykład. Limit kredytowy na karcie wynosi powiedzmy 10.000 zł, ale jeśli w ciągu jednego roku nie uregulujesz kwoty wymaganej do spłaty, to bank ma prawo dochodzić od ciebie należności w wysokości do 20.000 zł. Ciekawe i fenomenalne! Winien jesteś 10.000 (plus zapewne odsetki), a oni mogą dochodzić od ciebie 20 000 zł!
– O co tu chodzi? – Zapytałem.
– To jest rodzaj kary. –Wyjaśniła mi z uśmiechem przemiła poniekąd urzędniczka po króciutkim wahaniu. W klauzuli, która odnosi się do tej sytuacji, nie ma jednak słowa „kara”.
Są w tym kraju zjawiska, które śmierdzą, nawet jeśli tego nie czuć.
Dbajmy o powonienie! Czuj duch!
Przekaż dalej