Bolesnego franka ciąg dalszy

Na Facebooku jeden z czytelników mojego wpisu zamieścił komentarz dotyczacy pożyczek we frankach szwajcarskich:

“Ale nikt nikogo nie zmuszal, przystawiajac mu broń do skroni, żeby taki kredyt wziąć. Połasili sie na niższe koszty, jednocześnie ponosząc ryzyko kursowe. Taka kolej rzeczy”.

Oto moja pełna odpowiedź.

Ma pan rację, nikt mu nie przystawił rewolweru do głowy. Sprawa jest jednak głębsza. Klient przychodzi do banku, aby pożyczyć pieniądze. Może wziąć pożyczkę w złotówkach lub we frankach lub być może jeszcze w innej walucie, i jego decyzja w dużej mierze zależy od tego, co mu mówi, wyjaśnia, doradza lub do czego go przekonuje pracownik banku.

Nie jest to kwestia wyłącznie wiedzy, lecz także etyki. Jeśli pracownik uzna on, że łatwej przekona klienta do wzięcia pożyczki we frankach (ponieważ akurat jest dobry kurs wymiany złotówki na franka) niż w złotówkach, to może pójść tą droga ukrywając przed klientem prawdziwy zakres ryzyka. To nie jest prosta sprawa, poniewaz już sama ocena i wytłumaczenie ryzyka walutowego mogą być trudne. Można to zrobić np. w ten sposób, że pokaże się klientowi jak silnie zmieniał się kurs franka (i podobnych walut np. marki niemieckich czy funta) na przestrzeni ostatnich 20 czy 25 lat, ale to też będzie obraz niekompletny, ponieważ odnosi się tylko do przeszłości.

Proszę tez pamiętać, że udzielenie pożyczki klientowi jest priorytetem dla pracownika, on jest z tego rozliczany. Prawdopodobnie nie ma dla niego większego znaczenia, czy pożyczka jest we frankach czy w złotówkach, ważna jest ilość udzielonych pożyczek i kwoty. Za to jest rozliczany i wynagradzany. Dlatego też może być skłonny manipulować klientem dla realizacji celów własnych, a właściwie to celów banku, bo to bank wyznacza cele pracownikom.

Przekaż dalej
1Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *