– Znowu śnił mi się „Folwark zwierzęcy im George’a Orwella” – poskarżył się Iwan Iwanowicz na zebraniu przy krawężniku, gdzie w ramach lokalnej demokracji wzorowanej na starym zegarku szwajcarskim dyskutowano sprawy od Sasa do Lasa.
– Był to sen krótki i bolesny jak świst bata. Ale nie w powietrze, tylko na gołą skórę, w dodatku na moją własną. Nie mogłem zasnąć, liczyłem spokojnie barany, które rozbrykały się szalenie i zaczęły krzyczeć: nie damy się, nie będzie wróg ani przyjaciel pluć nam w twarz oskarżeniami i pomówieniami o niecne intencje. Mamy twarde łby i jesteśmy uparte, i to jest naszą cnotą.
Wtedy odezwały się głosy innych zwierząt:
– Wyświadczyliście niedźwiedzią przysługę całemu folwarkowi zwierzęcemu, bo teraz wszyscy będą doszukiwać się i liczyć, jaka w dawnych trudnych czasach była proporcja szlachetnych zwierząt do podłych, i nie daj Boże okaże się, że nie była ona 3 do 1, ale znacznie gorzej. Dotychczas byliśmy wyróżniani jako nacja dobrej woli, to teraz może wyjść na jaw, że podłych istot było znacznie więcej niż sądziliśmy, są na to dowody w postaci donosów, listów, relacji, zeznań i zapisów, i wszystkiemu można zaprzeczyć ale nie czarnym literom na białym papierze.
– Osiągnęliśmy skutek odwrotny do zamierzonego, my cnotliwe i szlachetne w intencjach istoty – odezwał się w gronie baranów głos równie samotny jak cnota w gronie przemiłych cichodajek.
Inne barany zaczęły ciskać w niego kamieniami z napisami ”idziemy w zaparte”, „hej, kto rodak na bagnety” oraz „nie będą obcy pluć nam w twarz”. Krzyczały także, że prawdziwa cnota krytyk się nie boi, na co odezwały się inne zwierzęta folwarczne, że cnota jest prawdziwa dopiero wtedy, kiedy jest się cnotliwym od A do Z, a nie od A do L albo od L do Z, albo jeszcze inaczej. – Tak ostatecznie opowiedział resztkę krótkiego i bolesnego snu Iwan Iwanowicz, potomek dwóch narodów i trzech narodowości, co jest dzisiaj niepopularne zwłaszcza na folwarkach, gdzie preferuje się rasy czyste i jednoznaczne.
Barany pozostały dumnie uparte i szły za przewodnikiem stada do koryta niezaspokojonych pragnień, w którym woda robiła się coraz bardziej mętna, może dlatego, że zbliżała się wiosna i trawa uderzała baranom do głowy – ktoś skomentował, ale kto go tam chciał słuchać w ogólnej atmosferze niedźwiedziej przysługi.
Przekaż dalej