Uczestniczyłem w ceremonii chrztu, która odświeżyła moją wiarę, gdyż własnego nie pamiętam. Był to chrzest hurtowy; chrzczono wiele dzieci. Mój własny chrzest był detaliczny; byłem wówczas jedynym aktorem, postacią oczywiście pozytywną podobnie jak wszystkie niewinne dzieci. Czasy zmieniły się, co zauważam jako pisarz wnikający w treść przemian społecznych podobnie jak Maria Konopnicka, Bolesław Prus i Eliza Orzeszkowa. Pasja jest we mnie podobna; brak mi tylko ich sławy. To przychodzi pośmiertnie niekiedy wraz z pieniędzmi, co ucieszy pokolenia zstępne.
Na początku była ciemność korytarza wejściowego, a potem był chaos, niewielki ale zauważalny. Przy samym ołtarzu panował tłok, nie można było dostrzec aktu chrztu ani jego główny aktorów: dzieci, księdza, rodziców biologicznych i chrzestnych.
Wielki kościół, historyczny zabytek, surowy z zewnątrz jak samo średniowiecze, z niezwykłe długą nawą główną, wielką ilością rzeźb, obrazów i złoceń po obydwu stronach nawy oraz światłami kandelabrów, imponował nastrojem i rzeszami wiernych. Wypełnili oni wszystkie ławki, sporo też paradowało z wózkami dziecięcymi w tylnej części kościoła.
Czytanie „Z dziejów apostolskich” nie wydało mi się tematycznie dobrane do przewodniego wątku uroczystości. zapamiętałem słowa: „Herod zaczął prześladowania, … ściął głowę Jakubowi, … pojmał Piotra”.
Słowa księdza celebrującego uroczystość zapadły mi w pamięć. Może dlatego, że niezbyt często chodzę do kościoła, czego sobie bynajmniej nie chwalę. Uroczystość chrztu wydała mi się wspaniałym teatrem. Nie piszę tego krytycznie, gdyż teatr jest znakiem naszych czasów: występy publiczne, uliczne i restauracyjne (połączone z nagrywaniem gości), happeningi, demonstracje i “manify”, Jarosław Kaczyński z jego inkwizycyjną walką ze złem, parady gejów i lesbijek, których to odszczepieńców od miłości tradycyjnej papież Franciszek obejmuje postulatem miłości bliźniego. Z wszystkich objawów teatralności współczesnego świata, jedynie papież Franciszek jest dla mnie autentyczny i prawdziwy.
Treści głoszone przez księdza zaskoczyły mnie nieco. Zachowałem je wiernie w pamięci, aby podzielić się z Wami, drodzy Czytelnicy. Oto niektóre z nich: „Mówić o Bogu prawdziwym, a nie fałszywym”, chrzest ma na celu pomóc dziecku, aby nie wyrósł z niego „człowiek bylejaki, letni”.
Postać księdza-celebranta przywołała w mej pamięci liczne wspomnienia z czasów studenckiej służby wojskowej, która była nużącym jednodniowym lecz cotygodniowym zajęciem w Studium Wojskowym Politechniki Gdańskiej, lecz zarazem sceną spontanicznej rozrywki oferowanej przez studentów-plastyków. Zachowałem ich we wdzięcznej pamięci jako utalentowanych aktorów, reżyserów i statystów dziejów lokalnej wojskowości PRL.
Ksiądz mi przypomniał owych studentów-artystów pewną teatralnością, zaś głosem i sformułowaniami oficerów prowadzących zajęcia. Były to osoby wybrane, wojskowi od kapitana do pułkownika, rzadko kiedy trafił się jakiś zagubiony poruczniczyna. Studenci stanowili oczytane i wymagające audytorium, dlatego też na scenie przeciwstawiano im aktorów doświadczonych i zahartowanych w działaniach teatru wojny za żelazną kurtyną.
C.d. nastąpi dzisiaj, być może jutro.-J
Przekaż dalej