Bulgot. Opowiadanie surrealistyczne.

Wśród tysięcy radosnych oczekiwań, jakich mógł się spodziewać od życia, najbardziej zachwycał go świeży i obiecujący ranek. Taki właśnie nastąpił: jasny, ożywiony promieniami słońca łamiącego dachy budynków, natchniony głosami ptaków w ogrodzie za oknem, mówiąc krótko, spełniający wszystkie kryteria szczęścia.

Josif Aleksander Szefernaker, najwyższy urzędnik państwa, jego duma i ozdoba, właściciel niezliczonych stad koni, psów, ogrodów oraz pałaców za wysokim murem, usiadł na krawędzi łóżka. W brzuchu mu zabulgotało. Szukał w sobie oznak życia, budzących się w nim później niż oczy, rozum i pamięć, i to bulgotanie go ożywiło. Ustaliwszy ten fakt ponad wszelką wątpliwość, spokojnie i z poczuciem radości wsłuchiwał się w przelewanie się płynów. Nie trwało to długo. Jak tylko jego blade ciało ustabilizowało się na krawędzi łóżka, w brzuchu zapadła cisza.

Zaskoczony zmianą, wysoki urzędnik poruszył się. Bulgot znowu się pojawił, tym razem głośniejszy, rozleglejszy i jeszcze bardziej radosny. Josif pomyślał o płynach, jakie wchłonął w siebie poprzedniego dnia i w nocy. Liczenie nie szło mu najskładniej, ale odtworzywszy w pamięci w miarę pełną listę, dotarł do celu. Były to: zupa ogórkowa, trzy kawy, jedna herbata zielona, bez cukru, parzona w temperaturze osiemdziesięciu pięciu stopni, jeden kefir naturalny, mały kubeczek z prawdziwej japońskiej porcelany, którego specjalnie nie lubił, cztery kieliszki szampana, w końcu jajko w szklance służące przywróceniu witalności i odświeżeniu oddechu. Wysoki urzędnik miał poczucie, że nie jest to kompletna lista. Męczyło go to do czasu, aż sobie przypomniał: była jeszcze jedna porcja lodów, dwie szklanki naturalnej wody mineralnej Evian, słabo mineralizowanej, oraz jedna szklanka świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy przyprawionego trzema kroplami cytryny.

Uświadomiwszy sobie źródła przelewania się płynów, Josif Aleksander Szefernaker zapragnął usłyszeć ponownie pokrzepiające bulgotanie. Chcąc, aby było mocniejsze i jeszcze bardziej optymistyczne, tłumaczył sobie:

– Przecież jutro mamy wielkie święto narodowe: czterdziestą piątą rocznicę objęcia przeze mnie władzy. To także dzień moich urodzin oraz termin ogłaszania amnestii dla wrogów silnego państwa i pokoju.

Miał coś jeszcze w pamięci, ale myśl mu się urwała. Będąc pewny, że sama do niego wróci, podniósł się, wszedł na łóżko, stanął na krawędzi i skoczył na podłogę. Gruby, wełniany dywan perski skutecznie zamortyzował jego skok. Podziękowaniem był wielki bulgot, jaki odezwał się w brzuchu w uznaniu dokonanego czynu.

Godzinę później, wysoki urzędnik siedział już w opancerzonym służbowym samochodzie. Był wyprostowany, opasany szarfą okolicznościową, w czarnym garniturze ze schludnym krawatem pod szyją, w nienagannie białej koszuli pachnącej wspomnieniem krochmalu, na nogach miał wypucowane pantofle. Był gotów do wyjazdu w celu wystąpienia przed narodem na Placu Defilad.

Plac był jego dumą. Sam go ufundował przed laty kierując się potrzebą organizacji uroczystych wystąpień głowy państwa w święta narodowe. Miał głębokie poczucie, że to on, Josif Aleksander Szefernaker, jest ich najpiękniejszą ozdobą, będąc carem i Bogiem, w którego wierzył naród. Nie bez przyczyny nazywano go Boskim Josifem.

– Życie jest warte zachodu – uznał, zanim zastukał ręką w szybę dzielącą go od kierowcy, dając znak, aby ruszał.

W drodze na Plac Defilad pomyślał, że warto byłoby jeszcze ogłosić okolicznościową amnestię dla osób, które tego dnia wstając z więziennej pryczy wykazały się podobnie radosnym bulgotem jak jego własny. Decyzję w tej sprawie podjął w ciągu kilku sekund. Był z niej szczerze zadowolony, ponieważ amnestia natchnęła go kolejną myślą, że powinien ustanowić międzynarodowy standard bulgotania w brzuchu.

– Dotychczas nikt nigdy nie przeciwstawił się moim podbojom, wojnom i innym pomysłom, dlaczego więc świat nie miałby przyjąć wzorca mojego bulgotania w brzuchu jako uniwersalnego standardu? Ta myśl go uspokoiła.

Jadąc powoli główną aleją stolicy, Boski Josif przyglądał się entuzjastycznie wiwatującym tłumom.

Michał Tequila Wrzesiński
Gdańsk, 1 maja 2022

Przekaż dalej
1Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *