Potworna siła żywiołu doprowadzała ludzi do szaleństwa, kiedy tracili rozum i opowiadali potem niestworzone historie. Mówili między innymi, że widząc własne domy rozpadające się w jedną sekundę pod uderzeniem tornada ludzie tak mocno załamywali ręce, że odpadały od ciała. Nie były to przypadki częste, ostatecznie jednak prawdziwe, skoro potem pokazywano w muzeum fragmenty rąk w charakterze eksponatów. Przerażające dowody tej tragedii budziły sprzeciw lekarzy argumentujących, że ludzie załamują ręce nie ze względów klimatycznych, ale z innych przyczyn, głównie osobistych. Ostatecznie budzące kontrowersję eksponaty wycofano z muzeum i zrobiono im chrześcijański pochówek we wspólnym grobie, na co nalegał kościół dostrzegający w nich dowody kary boskiej za ludzkie grzechy. Nocą w mieście panowały takie ciemności, że ludzie rozjaśniali mieszkania świeczkami, wyciągniętymi z lamusa lampami naftowymi, latarkami elektrycznymi, czym kto mógł. Niektórzy instalowali prowizoryczne oświetlenie podłączając się do akumulatorów samochodowych.
Szalony żywioł pozostawił kraj w rozsypce, przedmioty porozrzucane po kątach, poukrywane przed ludzkim okiem. Odejście tornado mieszkańcy uznali za znak przesilenia, koniec nieszczęść i zaczęli gromadzić się w ocalałych kaplicach, kościołach i świątyniach, aby wspólnie dziękować Bogu za ocalenie.
Stan Sefardiego nie pogorszył się, ale i nie polepszył. Był przytomny, nie był jednak w stanie ruszyć nawet ręką, prawie zapadając w letarg. Czuwała przy nim rodzina i przyjaciele, pocieszając go i zachęcając do wytrwania.
Trzeciego dnia, o świcie rozjaśnionym pierwszymi promieniami słońca, nadeszło tsunami, jakiego nikt nie był w stanie sobie wyobrazić. W ciągu kilku godzin spustoszyło ono całe wybrzeże i przyległe tereny.
Śladem tsunami poszła przyroda, dokonując aktów szaleństwa na własną modłę. Ptaki pozbawione gniazd i piskląt, oszalałe z przerażenia, zwijały się w powietrzu w samobójczych lotach, cudem tylko unikając zderzenia i niechybnej śmierci. Dzikie kaczki, gęsi i łabędzie łączyły się razem w niezliczone stada, aby odlecieć do ciepłych krajów, choć pora była całkowicie przedwczesna, marzenia nowożeńców o szczęściu umierały na progu ich nowych wyśnionych domów, stopy zdrowych ludzi wyginały się na zewnątrz jakby porażone jakąś okropną chorobą, piasek rozgrzany w południe przez słońce nie parzył, ale chłodził, dziwaczne przywidzenia okazywały się rzeczywistością już kilka godzin później. Lekarze-psychiatrzy i seksuologowie notowali przypadki wysokich kobiet ubierających się na czarno, aby oddawać się miłośnie niskim mężczyznom oraz młodych mężczyzn tracących wigor wobec żon i kochanek patrzących im prosto w oczy. Wieczorem tego samego dnia psy wyły do księżyca skrytego po drugiej stronie kuli ziemskiej, a spokojne dotychczas koty napadały na groźne buldogi, omijając z daleka łagodne labradory. Nawet jeśli nie wszystkie z opisywanych zjawisk były prawdą, to zatrważające było to, że ludzie je wymyślali i powtarzali z takim przekonaniem, jakby sami tego doświadczyli.
Pod wpływem fali oceanicznej drzewa łamały się łatwiej niż zapałki lub gięły się do ziemi bijąc pokłony srożącemu się żywiołowi. Domy rozpadały się i znikały pod powierzchnią wody, ich szczątki ocean rozrzucał wokół jak prochy pozostałe po kremacji zmarłego. Około południa fala odeszła z sykiem piany, podobna do węża cofającego się do kryjówki po uśmierceniu ofiary. Dzień ten przeszedł do historii jako „Czarna Sobota” lub „Dzień Tsunami”.
Tsunami nie wyczerpało listy niespodzianek. Wkrótce po tym, jak ostatni fragment zmechaconej piany wtopił się w piasek plaży, a słońce oderwało się od południa i rozpoczęło drogę ku zachodowi, powietrze zaczęło odkupywać swoje grzechy. Złagodniało ono tak balsamicznie, że młodzi ludzie, mężczyźni i kobiety, zaniedbując swoje obowiązki porzucali stanowiska pracy, aby przechadzać się po parkach, nad strumieniami i stawami, zapominając o bożym świecie i otaczających ich zniszczeniach. Doprowadzało to do rozpaczy ludzi, widzących ogrom zadań do wykonania, nieczułych na cudowną pogodę oraz dezorientowało rodziców, którym bliższy był smutek i żal za grzechy niż uściski i miłosne objęcia.
Przekaż dalej