Wczoraj o godzinie 22.22 wyszedłem na spacer. Było ślisko. Upadłem i uderzyłem głową o chodnik. To mnie ożywiło i rozjaśniło w głowie. Widocznie była tam jakaś blokada zaciemniająca. Wróciłem do domu i napisałem sztukę teatralną. Przedstawiam scenariusz.
„Na dużym placu mały, krępy facet, za którym stoją wielkie draby z pałami, bije dwóch ludzi. Ci krwawią, a on ich dalej leje. Obok stoi grupka osób i trzęsie się ze strachu. Sytuacja jest znana ludziom w okolicy, bo trwa już od dłuższego czasu.
Na miejsce przyjeżdża delegacja społeczna: kobieta, niezbyt ładna, ale rosła, oraz mężczyzna, trochę lowelas, ale przystojny i zaczynają tłumaczyć małemu facetowi:
– Proszę pana, nie może pan ich tak bić, to nie jest zgodne z zasadami. Ustalmy jakieś zasady.
– Co proponujecie? – Pyta mały zakapior. Trochę się zmęczył i jest chętny otworzyć gębę dla rozrywki.
– Po pierwsze, że nie będzie pan bić wszystkich ludzi, tylko tych dwóch. Po drugie, że będzie pan to robić nie na całym placu, tylko w tamtym rogu. Wspólnie ustalimy granice i oznaczymy je palikami. Po trzecie, musimy ustalić wspólnie obserwatorów, aby patrzyli, jak pan się sprawuje.
Mały facet nachylił się do nich, oni do niego, coś im powiedział i delegacja odjechała. Na odchodnym powiedział bardzo wyraźnie:
– Zapamiętajcie sobie, ja nikogo nie biję.
– Ależ bije pan.
– Zapewniam was, że nie biję. Mogę powtórzyć to w telewizji”.
Nie podobał mi się ten scenariusz. Był za mało wyrazisty, napisałem więc drugi.
„ Na dużym placu mały, krępy facet, za którym stoją wielkie draby z pałami, bije dwóch ludzi. Ci krwawią, a on ich dalej leje. Obok stoi grupka innych osób i trzęsie się ze strachu. Sytuacja jest znana ludziom w okolicy, bo trwa już od dłuższego czasu.
W pokoju siedzi kobieta, niezbyt ładna, ale rosła i mężczyzna, trochę lowelas, ale przystojny i naradzają się.
– Rozmawialiśmy już z nim kilka razy, nie ma co strzępić języka. To ugrzeczniony bandzior o uśmiechniętej twarzy. Słowami nie trafimy do niego. Przywołują do siebie jeszcze jednego faceta, wysokiego, szczupłego, o ciemnej karnacji. Nachylają się razem i coś szepczą.
Na drugi dzień do dwóch wciąż jeszcze pokrwawionych mężczyzn na placu przychodzi zakapior i zaczyna zakasywać rękawy. Patrzy i oczom nie wierzy. Dwaj okrwawieni mają kastety w ręku, a za nimi stoją draby, jest ich mniej niż jego kompanów, ale mają jeszcze większe pały i w dodatku paralizatory, których sam na oczy nie widział. Jego to nie zraża i zaczyna ich bić. Wynik jest jednak trochę inny. Sam wychodzi poturbowany. W dodatku okazuje się, że jego zespół stracił trzy pały, a wiadomo ile one kosztują.
Sytuacja powtarza się kilka razy. Jest trudna, impas jest widoczny po obydwu stronach.
Ciąg dalszy jutro.
Przekaż dalej