Miałem straszny sen. Byłem otoczony przez ludzi trzepiących językami jak przysłowiowa krowa ogonem, bez chwili przerwy i zastanowienia. Trwał makabryczny jazgot. Zapytani o coś, wylewali z siebie potok słów. Skoncentrowani na sobie, zapominali o rozmówcy, o co pytał, co chciałby wiedzieć i mówili, mówili, mówili. Poczułem się zagubiony i nieszczęśliwy. Nie lubię przerywać brutalnie potoku mowy tylko dlatego, że nie stać mnie na jałowe słuchanie. Nawet jeśli mam czas, nie lubię marnować go na daremną, bezpłodną i nieprzydatną mowę. Przerażenie i pot wypełzły na me bezbronne śpiące ciało i rozlewały się maciupcimi strumyczkami. Obudziłem się pełen zgrozy i zagłębiłem w Internecie w poszukiwaniu odpowiedzi. Były, ale niezadowalające. Są tam rady na wszystko, ale nie na pot, strach i puste przemówienia.
Zadzwoniłem do nieba z prośbą o ratunek. – Poproszę z Panem Bogiem. – Wyksztusiłem niepewny, kiedy uzyskałem połączenie.
Witam. Pan Bóg jest w tej chwili zajęty, ale porozmawia z panem, jeśli zechce pan poczekać. – Odpowiedział mi uprzejmy głos.
A jak długo będę czekać? Tak w przybliżeniu. – Zaproponowałem nie chcąc urazić sekretarki tak znakomitego dostawcy usług pocieszenia i pomocy.
Mogę panu podać dokładnie. Nieprzerwanie monitorujemy ruch osób dzwoniących. Jest pan dwa tysiące trzynasty w kolejce. Ale to nie potrwa długo. – Pocieszyła mnie sekretarka tonem, który wskazywał, że nosi krótkie włosy i sukienkę w niebieskie kwiaty.
– Jeśli nie chce pan czekać na rozmowę telefoniczna, to może pan przybyć tutaj, by porozmawiać osobiście.
To mogę obiecać, nie wiem tylko kiedy. – Mruknąłem pod nosem.
Kiedy nadeszła moja kolejka, powtórzono mi, że rozmowa będzie nagrywana dla potrzeb kontroli jakości. Okazało się, że był to konsultant na dyżurze, nie sam Naczelnik. Wyjaśniłem moją prośbę i uzyskałem odpowiedź, że jeszcze tego samego dnia zostanie załatwiona.
W ciągu godziny przyjechał Święty Jerzy, dowódca ichniego Gromu. Wyglądał lepiej niż na obrazach, nawet tych, które pokazują go w pełnej krasie. Wypasiony i opancerzony koń maści czarnej jak smoła, elegancki, krótki pistolet maszynowy przy pasie, nowy i błyszczący podobnie ja zbroja, ultra komórka Samsung Galaxy od Play’a w górnej kieszonce. Za jeźdźcem na koniu biegło dwóch aniołów śmierci. Byli szybcy jak posłowie pędzący do Brukseli. Cholera, zaraz krew się poleje! – Pomyślałem z satysfakcją. Anioły rozstawiły dwa karabiny maszynowe i spokojnie czekały.
Przyprowadzono osoby osądzone na podstawie tysięcy doniesień i skazane. Mignęła mi wśród nich sylwetka pani Beaty, wspaniałej aktorki parlamentarnej i nie tylko, nazwiska nie pamiętam, która często, dużo i szybko mówi o grzechu w telewizji, oraz niższego od niej, tęgiego jak słup, siwego faceta, który nieprzerwanie odmienia przez przypadki słowa „zło”, „ucieleśnienie zła”, „naprawdę podły”, „nieszczęście”, „oszustwo” i podobne. Trzecim oskarżonym był obcokrajowiec, gładkolicy, wiek około 55 lat po odmłodzeniu, łysawy, niesamowicie ambitny, mówiący różnymi językami. Miał ich kilka do wykorzystania w zależności od sytuacji.
Obecność powszechnie znanych, choć niekoniecznie lubianych postaci, zasmuciła mnie. Wyroków nie czytano. Oskarżeni je znali. Wielokrotnie ich ostrzegano, lecz oni wybrali to, co wybrali. Wyroki miały proste uzasadnienie: mówienie bez namysłu, bez chwili zwątpienia, bez zastanowienia, bez poczucia prawdy, inaczej mówiąc, trzepanie językiem, aż piana leci nie licząc się z niepokojem, czasem i sumieniem klienta, słuchacza, widza.
Anioły były doskonale przygotowane wojskowo i duszpastersko: wysłuchiwały spowiedzi, sprawnie udzielały rozgrzeszenia i rozstrzeliwały, ale tylko te osoby, które nie wykazały żalu z za grzechy, skruchy i wyrzeczenia się podłych praktyk. Z oczu wspomnianych trzech osób biła hardość. Przepadli z kretesem.
Rozejrzałem się i zauważyłem starszego, nobliwie wyglądającego mężczyznę. Przyglądał mi się z uwagą. Domyśliłem się, kto to jest. Skinąłem głową z powagą i szacunkiem. Pogroził mi lekko palcem, jakby ostrzegawczo. – Uważaj, co, jak i o kim donosisz, bo w przyszłości mógłby to być premier lub prezydent twojego kraju!
Dałem sobie pięć sekund na namysł. – Pamiętam, Panie! – Obiecałem mnąc czapkę w ręku. – Muszę rzeczywiście uważać. – Postanowiłem i dla pewności uszczypnąłem się boleśnie w udo, aby głęboko zakodować sobie przyrzeczenie.
Przekaż dalej
A ja po przeczytaniu do końca zrezygnowałem z zamiaru telefonowania.
…….nie doczytałem jeszcze do końca ale pilnie proszę o TEN NUMER TELEFONU!