Myślę o miłości matki do dziecka i jej skutkach dla obojga. Przypadek, który rozpatruję, nie jest zapewne zbyt częsty, ale zasługujący na refleksję. Niektóre matki kochają swe dzieci bezgranicznie. Matka, która poświęca się dziecku bez granic, zajmuje się nim na codzień, pielęgnuje, chroni, zaspokaja wszystkie jego potrzeby, a także wybacza i pobłaża jego słabościom, nie jest ewenementem ani wybrykiem natury.
Są to na ogół sytuacje, kiedy matka daje wszystko z siebie, nic w zamian nie oczekując. Może dokładniej, podświadomie oczekuje zapewne wzajemnej miłości, lecz nie precyzuje, co to ma oznaczać. Oczekuje przede wszystkim, że jej dziecko będzie zdrowym i „dobrym” dzieckiem: dobrze się uczącym, posłusznym, dobrze się zachowującym, pomocnym.
Kiedy te warunki są spełnione, sytuacja wydaje się być wymarzona. Matka nie wymaga niczego specjalnego, ponieważ dziecko już spełnia jej oczekiwania. Nie musi go ganić ani krytykować, bo nie ma za co. Dziecko robi wszystko, o co matka go prosi. Zachowuje się poprawnie w domu i w szkole. Może mieś jakieś pomniejsze słabości lub wady, lecz matka chętnie mu je wybacza.
Idealna sytuacja kochającej matki oraz posłusznego, dobrego dziecka, niekoniecznie prowadzi do szczęścia w dłuższym okresie czasu. Ma to miejsce wtedy, kiedy matka poświęca się dziecku tak bardzo, że zapomina o sobie. Jej miłość przybiera formę „zaślepienia”. Wyzbywa się ona wszystkiego lub prawie wszystkiego, co mogłoby być źródłem radości lub przyjemności dla niej samej. Oddaje to dziecku. Może to być czas, pieniądze, rozrywka, ubiory, spotkania towarzyskie, czytanie książek, sport. Jest to sytuacja krańcowa: matka kocha dziecko, lecz nie znajduje w sobie miłości do siebie samej. Może za tym stać poczucie winy, nieudane własne dzieciństwo, niespełniona miłość (np. do ojca dziecka), problemy zdrowotne dziecka. Matka zachowuje się nieetycznie wobec siebie samej: traktuje dziecko tak, jakby jemu należało się wszystko, a jej nic, jakby ono powinno być kochane a ona nie.
Przejdę do podsumowania. W pierwszych latach radość jest obopólna: matka daje wszystko z radością, dziecko przyjmuje to bez zastrzeżeń. Przed wszystkim akceptację, nie tylko dla niego samego, co jest zrozumiałe, ale także jego zachowań. W tym takich, których prawdopodobnie nie zaakceptowałaby u innych dzieci, na przykład stale rosnących wymagań a nawet pewnej apodyktyczności dziecka. Może to być normalne, jeśli nie trwa zbyt długo, jeśli dziecko z tego wyrasta. Poświęcenie ma swoje granice, a jeśli matka nie zna tych granic, to poniesie negatywne skutki. Będą one dotyczyć zarówno jej jak i dziecka.
Pierwszy scenariusz odnosi się do matki. Kiedy dziecko dojrzeje, wydorośleje i pójdzie własną drogą, najczęściej odchodzi z domu. Kobieta może wyjść za mąż, mężczyzna ożenić się. W dzisiejszych czasach nie musi to być małżeństwo, wystarczy partnerstwo, kiedy dwoje ludzi prowadzą życie jakby byli małżonkami. To nie ma znaczenia. Znaczenie ma narastająca samotność matki. Jej oddanie dla dziecka przez lata oduczyły ją czytania książek, oglądania filmów, utrzymywania przyjaźni, rozwijania własnych zainteresowań i hobby. Prawdopodobnie nie ma już przyjaciół, ponieważ przyjaźń wymaga podtrzymywania, aby trwać i rozwijać się. Im człowiek jest starszy, tym też jest trudniej o „nową” przyjaźń, ponieważ jest mniej skłonny do spontaniczności, radości i tolerancji wobec słabości innych osób. Matka czuje się coraz bardziej osamotniona i rozgoryczona. Ukochane dziecko ją opuściło i choćby często ją odwiedzało, jej ciągle brakuje jego obecności. Nic nie jest w stanie wypełnić luki. Matka jest nieszczęśliwa.
Popatrzmy na scenariusz dziecka. Łagodne, wybaczające, akceptujące zachowanie matki prowadzi do powstania u dziecka charakteru, który pod pozorem łagodności i spokoju ukrywa jego słabości: nieumiejętność akceptacji krytyki, oczekiwania „bycia obsługiwanym” raczej niż pomocnym i samodzielnym, oczekiwanie pełnej akceptacji, nieumiejętność komunikacji z innymi osobami, niesamodzielność, być może także egotyzm i egoizm. To wszystko może niezmiernie skomplikować życie dziecka, teraz juz dorastającej albo nawet dorosłej osoby.
Formę dzielenia najlepszych uczuć: wszystko dla dziecka, nic lub bardzo niewiele dla siebie, uważam za nieetyczną i zgubną w sensie długofalowych konsekwencji. Nie można kochać innej osoby, nie mając dla siebie szacunku i miłości. Miłość powinna być radością i wartością dla tego, kto ją otrzymuje i dla tego, kto ją daje. Jej długofalowe skutki stają się wtedy błogosławieństwem a nie źródłem smutku i samotności.
Przekaż dalej