Przyjęcie imieninowe nie spełniło oczekiwań; trzeba było je poprawić. Poprawianie jest zdrową polska tradycją. – Oświadczył mężczyzna zwany Jadowitym dopisując poprawiany obiekt do listy autostrad rozpoczętych, niezakończonych, zbyt kosztownych i zbyt tanich. Taniość nie gwarantuje jakości. A kto jest temu winien?. – Zapytał z odwagą, która wstrząsnęła nawet jego własnym ciałem. Działo się to wobec licznego audytorium osób ukrywających się za parawanem przeciętności.
Czy pan, człowieku, nie jesteś przypadkiem z Twojego Ruchu? – Odezwał się mało gramatyczny głos zza parawanu, w który mało kto wierzy podobnie jak w kwadratowy stół.
-Twój ruch, mój ruch, nasz ruch!. Co za różnica? Dobrze, że coś się w ogóle rusza. Bezruch jest śmiercią. – Tym razem głos pochodził z jamy gębowej (jest to autentyczny termin biologiczny) śmiertelnie znużonego grabarza, który wpadł na spóźnione piwo imieninowe po zakończeniu codziennej sesji kopalnej.
– Ziemia była ciężka, glina przemieszana z kamieniami. – Wyjaśnił między łykami piwa Perła Zwierzyniecka. – Nie to jednak mnie zmęczyło, ale brak stymulacji intelektualnej w pracy. Tylko żałoba, wypadki, pochówki, groby, pomniki. Chyba wypiszę się z mojej firmy. Jest zbyt konserwatywna na mój gust. Szkoda mi tylko prezesa, osoby znanej i szanowanej za pamięć o tragicznej przeszłości.
Żołnierz je obrońcą ojczyzny. – Dobił się wreszcie do głosu mężczyzna zwany Jadowitym z odpowiedzią na pytanie: Czym je żołnierz? Łuska mieniła się na jego ciele różnokolorowo jak u kameleona z firmy medialnej „Zoo i Polityka”, która ostatnio zmontowała nową trójfilarową koalicję.
– Jadowity, ale dobry polityk. – Zawyrokował zwolennik wolnościowego Ruchu Wszyscy ze Wszystkimi, odłamu Twojego Ruchu.
– To nie jest tak. Nie chodzi o żołnierza-obrońcę, lecz o sposób spożywania posiłku. – Interweniowała kobieta, której tożsamości nie wypada mi zdradzać.
– Pani ma na myśli „Czym ji żołnierz?”. Ji łyżką, widelcem i nożem.
– Kogo? Kogo? – Na hasło „nożem” żywo zareagował stareńki Pierwszy Sekretarz Partii Komunistycznej narodu niegdyś stowarzyszonego. Przypomniały mu się pamiętne wydarzenia w restauracji „Ambasador Wschodu” w Waszyngtonie. Jadł wtedy rękami, a powinien użyć noża, narzędzia bardziej eleganckiego i częściej stosowanego w dyplomacji restauracyjnej niż grube paluchy. Były to czasy rakiet szmuglowanych na Kubę płacącą ciężką walutą w postaci cygar i cukru trzcinowego. Była to dobra kombinacja, pozwalająca na słodzenie raka cukrem. Wszyscy ucieszyli się tchnieniem zmurszałej już nieco historii mając na uwadze nową żelazną kurtynę szytą naprędce przy pomoc wyrzutni typu ziemia- powietrze.
– Na tablicy ogłoszeniowej figuruje tam napis. Budowniczy: Wielkie Mocarstwo. Inwestor: Też Wielkie Mocarstwo. Ta informacja nie jest potrzebna. Wszyscy wiedzą. Szkoda drewna. – Oświadczył ze znawstwem profesor Korwin Mikke wyróżniający się nadprzyrodzonym talentem objaśniania złożonych zjawisk prostymi słowami.
– Korwin Mikke powala naród na kolana. To największy prorok młodego pokolenia. Popiera go już osiem procent społeczeństwa. Porywa mnie krzykiem, hasłami, rześką analizą polityczną. Trudniej przychodzi mu wprawdzie wzdychanie na temat kobiet, ale po co mi to potrzebne? – Szepnęła mi do ucha młoda, urocza kobieta uczęszczająca na kurs przyspieszonej emancypacji w firmie „U Proroka”. Ucieszyło mnie jej podwóje zaufanie: do Korwina i do mnie..
Przekaż dalej