Przerywnik literacki: Republika Kokosza. Część 2 (ostatnia)

Przed rozpoczęciem posiłku zamiast modlitwy zagaił gospodarz przyjęcia.

Znamy się jak łyse konie… Czy wiecie, dlaczego konie są łyse? – zapytał zagadkowo zapewne po to, aby popisać się znajomością zoologii i sprawić przyjemność ministrowi rolnictwa. Koń jest bliższy duszy ministra-rolnika niż traktor, mimo iż obydwaj pełnią podobne funkcje w społecznościach zwierzęco-mechanicznych. Premier Turkawka dobrze to wiedział i bezwstydnie wykorzystał dla celów propagandowych.

Na pytanie o łysych koniach posłowie struchleli, skurczyli się w sobie. Niektórzy zbledli. Tylko poseł Kwiczoł nie mógł tego uczynić, ponieważ osiągnął już granice bladości. Nie mógł być bardziej blady. Mąka przy nim wydawała się być rumiana jak słońce zachodzące w drobinkach zmielonej pszenicy.

Zaraz będą nas odpytywać z lektur szkolnych! – z przerażeniem wybąkał spod krzesła poseł o twarzy przypominającej dawniejsze, lepsze czasy. Marzył, aby stać się w tym momencie malutkim Guliwerem na Brobdingnag nawet kosztem porwania przez małpę.

No to co?

Nie znam ich, bo chodziłem na Uniwersytet Marksizmu i Leninizmu. Tam były inne lektury. Prawdziwe!

Przy jednym z stołów toczyła się ożywiona dyskusja. To jak? Tworzymy razem tę „Nową Rzeczywistość” czy nie? Jesteś z nami czy przeciw nam, Brutusie? Ex-Prezydent Kawka usiłował przekonać do swego pomysłu posła Myszołowa, którego energicznie odciągali od stołu koledzy z partii „Czerwony Sztandar”, czciciele historii i przeciwnicy bliskich porozumień.

Po krótkiej szarpaninie przy stole pozostały trzy osoby: Puszczyk, przywódca partii „Głosujcie na mnie”, o wychudłej twarzy głodnego artysty, dobrze odżywiony Ex-Prezydent Kawka oraz młodszy od nich osobnik o poważnym wejrzeniu, w okularach, obdarzony rudawym szczeciniastym zarostem, poseł Sokół-Wędrowniczek.

Co wy wniesiecie do nowej partii? Bardzo mało! Za mną stoją liczby, ja mam ludzi. A wy? – zadał pytanie poseł o obliczu poznaczonym bruzdami głodu. Jego pokaźny rzymski nos skrycie węszył, czy sytuacja jest bezpieczna.

Prezydent Kawka i poseł ze szczeciną na twarzy ożywili się. Ważniejszy z nich odpowiedział:

Potraktujmy sprawę po męsku, szczerze. Ty wnosisz mięso armatnie, a my wnosimy armaty. Prezydent zawiesił głos, aby spotęgować wrażenie wywołane kalibrem propozycji. Wnosimy armaty – powtórzył. To znaczy: pozytywny wizerunek publiczny, szerokie kontakty i znajomości. Jestem znany i popularny – wypiął pierś do przodu. Liczby z ostatnich sondaży opinii publicznej same pchały mu się na usta.

A kto będzie przewodniczyć nowej partii? – indagował Puszczyk o zgłodniałej twarzy. Kiedy zmarszczki na jego obliczu ułożyły się w kształt królewskiego berła, stało się jasne, że był to głód władzy.

Wprowadzimy system rotacyjny. Każdy z nas po kolei będzie przewodniczącym przez sześć miesięcy albo nawet i rok.

A jak z kolejnością?

Będziemy losować.

To wygląda sensownie.

Trójka popatrzyła po sobie z satysfakcją i uznaniem.

A co zrobimy z „Czerwonym Sztandarem” i jego przewodniczącym? Powinni do nas dołączyć, dopiero wtedy staniemy się siłą. Na razie stanowią dla nas konkurencję.

Zaproponujmy ich stowarzyszenie się z nami, nie stracą wtedy własnej identyfikacji. Musimy oswoić ich z naszym „Wielkim planem” i dać możliwość dostrzeżenia korzyści stania się częścią dużej, silnej partii.

Idę przyciągnąć tu Myszołowa, aby przedstawić mu nasz plan. Proponent podniósł z krzesła krzepki tułów i pomaszerował w kierunku stołu, nad którym powiewała czerwona flaga.

Po dwóch godzinach chłodzenia się oranżadą atmosfera na sali biesiadnej wybitnie ożywiła się.

Kto idzie ze mną wykąpać się? – zaproponował gromko ktoś z głębi sali. Śmigus-dyngus dopiero pojutrze. Nie będziemy czekać. Kto ze mną?

Okrzyki „ja” zabrzmiały z kilku stron. Potem podniosły się ręce. Wiele rąk.

Nie wygłupiajcie się – histerycznie zawyła posłanka, która panicznie bała się kąpieli zdrowotnych. To dopiero koniec marca. Jest strasznie zimno – uparcie usiłowała unicestwić parlamentarną inicjatywę rozrywkową.

Komu zimno, temu zimno, mnie nie dzwoni żaden dzwon – zaintonował męski bas z końca sali. Z krzesła podniósł się mąż o twarzy sformowanej w trójkąt równoboczny zwrócony wierzchołkiem do góry i tułowiu zdefiniowanym przykusą marynarką i obfitymi spodniami. Był to poseł Bargieł-Kowalik z rodziny Kowalikowatych. My z narodem, naród z nami, a woda nas wszystkich połączy! – rzucił z wrodzoną mu werwą i łagodnym uśmiechem na trójkątnej twarzy.

A dokąd pójdziemy wykąpać się?

Jak to dokąd? Do Wilgi, naszej ojczystej rzeki. Nie rzucim ziemi skąd nasz ród! – zaintonował poseł Bargieł-Kowalik tanecznym krokiem wydobywając się spomiędzy stolików i kierując ku wyjściu. Za nim podążył tłum posłów i posłanek. Pozostali poczuli, że byłoby niepolitycznie nie dotrzymać towarzystwa grupie inicjatywnej. Nie chcieli być gorsi.

Noblesse oblige – zdecydował po chwili wahania Premier Turkawka i wzrokiem odszukał swego największego rywala, który z uprzejmie podsuniętej mu aktówki wyciągał wcześniej przygotowane spodenki kąpielowe. Potem spojrzał na dwóch rywali z własnej partii, którzy prywatnie usiłowali z nim konkurować. Ci też byli gotowi do wyjścia.

Nic mi nie zostaje, jak przyłączyć się. A niech to szlag trafi! – mruknął pod nosem. Wszyscy mają spodenki kąpielowe, tylko ja jestem nieprzygotowany. W dodatku jeszcze ten cholerny katar!

Bractwo spragnione wielkanocnej kąpieli przewaliło się przez hall w kierunku autobusu, który podjeżdżał już usłużnie pod drzwi wyjściowe.

Pogrubione ramki ogłoszenia w „Naszej Tubie” tworzyły wrażenie klepsydry. Mikroskopijne czarne kurczaczki łączyły się w linie symbolizujące święta oraz smutek ciemnej rzeki. Tekst był szokujący: „Marszałek Parlamentu Republiki Kokoszej z żalem zawiadamia o odejściu dwóch wybitnych polityków, którzy oddali życie naszemu społeczeństwu w trakcie uroczystej inauguracji sezonu kąpielowego. Związek Ratowników Wodnych wyklucza możliwość przeżycia kolegów parlamentarzystów w obecnych warunkach pogodowych. Z uwagi na nieodnalezienie ciał nie możemy jeszcze podać nazwisk zaginionych posłów. Cześć ich pamięci!

Poczta pantoflowa działa sprawniej niż media. Kto zaginął było tajemnicą poliszynela. Trzej pochyleni nad gazetą posłowie wymieniali się informacjami jak grupa spiskowców.

Jestem pewien, że oni nie potonęli ot tak sobie. Oni potopili się nawzajem. Do czego to prowadzi rywalizacja o władzę! – wyszeptał poseł Sokół-Wędrownik spoza szczeciniastego zarostu zdobnego zaparowanymi ze wzruszenia okularami.

Co się stało, nie odstanie. Los tak chciał. Każde nieszczęście ma swoje dobre strony. Odejście tych dwóch stwarza szansę nam, politykom bardziej energicznym i mądrzejszym! – z przekonaniem wyrecytował poseł Puszczyk, przewodniczący partii „Głosujcie na mnie!”

Trzeci ze spiskowców, Prezydent Kania o okrągłej twarzy i wielkim doświadczeniu w rozstrzyganiu spraw trudnych, zobaczył przed oczyma duszy – jak w tragedii Szekspira – wzlatującą w niebo promienną gwiazdę Partii „Nowa Rzeczywistość”

Przekaż dalej
0Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *