Wielość w jednym

– Wielość w jednym. – Taka była zwięzła ocena Nikanora dotycząca tworu przyrody, jakim jest człowiek. Istota ludzka była ulubionym tematem rozmyślań Nikanora. Widział ją fizycznie umocowaną w ciągu ewolucji człowieka od przodka, którego niechętnie, ba, z wielkim oporem kojarzy się z małpą człekokształtną.

– Bliźni duchowo najchętniej widzieliby człowieka wyprodukowanego przez samego Boga, tak jakby miał on obowiązek czy jakąś specjalną powinność zebrać stos gliny, dolać wody, rozmieszać, a następnie ukształtować figurę. A potem wetchnąć w nią ducha. – Nikanor przypomniał sobie rysunek przedstawiający mocno starszego pana w długiej koszuli nocnej, w dużą obfitą brodą, nieco rozczochranymi włosami i oczami uśmiechniętymi jak w trakcie robienie psikusa, wdmuchującego duszę do otwartych ust postaci ulepionej z gliny.

Myśl o stworzeniu człowieka kojarzył Nikanor z niejasnością, na jaką sam cierpiał. Nie mógł sobie wytłumaczyć, dlaczego jedni ludzie kierują się bardziej rozumem a inni bardziej instynktem, tą siłą wewnętrzną, która decydowała: „Teraz zrobię to, choć rozum i uczucia dyktują mi inaczej”, i osiągania zupełnie dobrych rezultatów. Instynkt jest zwierzęcy, myślenie i duchowość są raczej natury boskiej. Tak przynajmniej naucza Kościół.

Jaki kościół? – Odzywał się ten drugi Nikanor, wewnętrzny, który często miał na bakier z tym pierwszym Nikanorem, bardziej ogólnym, jakiego regularnie widywał w lustrze.

Rozwiązanie dylematu nie było ważne w tym momencie. Nikanor najchętniej spychał kłopotliwe pytania w kąt świadomość, kiedy ranek był piękny i rześki. Crispy – jak powiedzieliby ludzie z Wielkiej Brytanii, wyspy, którą odwiedził tylko raz, bardzo dawno i przez bardzo krótko. Zapamiętał tam najbardziej owsiankę serwowaną z zimnym mlekiem, przez co płatki pozostawały „crispy”, czyli chrupiące. Zawiłości języka są łatwiejsze do zrozumienia osobom urodzonym z angielskim przyklejonym do podniebienia jak guma do żucia.

Słońce świeciło ukośnie, godzinna była poranna. Czyste niebo było wzorem niewinności błękitu przyniesionego znad Morza śródziemnego, choć nie było to możliwe. Morze Śródziemne jest za daleko. – Pomyślał Nikanor.

Z balkonu widział wszystko jak na dłoni, na której nie wyrosły jeszcze kaktusy. A powinny. – Odczuwał to przez moment w trakcie koncentrowania się na drobnych zielonych listkach brzozy. Był szczęśliwy, że patrzył na to drzewo. Pojawiło się już wcześniej tego ranka, ale zniknęło w natłoku myśli i samochodów stojących rzędem wzdłuż chodnika. Z góry wyglądały jak zabawki: kolorowe, dziwnie czyste, grzejące się w słońcu jak zimnokrwiste gady.

Sceneria malowana i ożywiana słońcem oraz swobodne skojarzenia przywiodły Nikanora do poetyckiej konkluzji: „Życie składa się z fragmencików świadomości tego, co dzieje się z mną w danej chwili, tu i teraz”. Było to jedno z największych odkryć filozoficznych.

– Nie my wymyśliliśmy tych mądrości w ostatnich kilkudziesięciu latach, ale buddyści kilkadziesiąt wieków wcześniej. Przypisujemy sobie zbyt wiele z osiągniąć współczesnej psychologii, jak postępować, aby być szczęśliwym. Pojawiły się one gdzie indziej. To jedno oparte na zasadzie „tu i teraz” akurat w Indiach. – Nikanor zanurzył się w poważne rozważania.

– Cywilizacje są złodziejami myśli i dorobku innych cywilizacji. Wszyscy kradną, a najchętniej czynią to ptaki i zwierzęta. – Pokrzepiony myślą, że inni nie są lepsi, Nikanor zabrał się do czynności, których wymagało od niego życie domowe, choć wolałby jeszcze chwilę pobawić się w buddystę.

Przekaż dalej
0Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *