Część ogólna posiedzenia Sejmu poświęcona była czworokątowi: Ukraina, Rosja, Stany Zjednoczone, Unia Europejska oraz wyborom do Europarlamentu. Kocioł zagadnień przynieśli i mieszali w nim na zmianę Minister Spraw Zagranicznych i Poseł Kowal. Strawa nikomu nie smakowała, bo gotuje się nieprzerwanie już od kilku miesięcy. Nie pomogło nawet odczarowywanie ani dosypywanie kolejnych przypraw. Ostatecznie zdecydowano się podtrzymywać ogień pod kotłem, aby zawartość zbytnio nie ostygła. Wokół paleniska nastała spokojna atmosfera wielkanocna.
Nagle zawrzało. Okazało się, że ktoś zjadł wszystkie poświęcone jajka i białą kiełbasę, wypił żurek, a nawet ponadgryzał pisanki malowane nocą przez kierownictwo PiS. Zaczęto rzucać podejrzenia. Na pierwszy ogień poszedł poseł Kalisz, którego oskarżono o ukrywanie jedzenia w kieszeniach spodni i w szerokich szelkach. Ten tłumaczył się świąteczną oceną prawną sytuacji oraz dzieckiem, które musi przecież wykarmić. Nie zgodził sie na kontrole osobistą. Tłumaczył, że ma łaskotki. Jego argumentacja nie znalazła uznania nawet w PiS-ie i Twoim Ruchu, czołowych partiach wybaczania i pojednania.
Nagła przepychanka polityczna zamąciła posłom w głowie. Jak króliki na karuzeli tracili orientację, kto jest kto, i z kim łączą go więzi solidarności partyjnej i etycznej. Poseł Gowin odważnie przekomarzał się z byłym Szefem-Premierem, Janusz Palikot zarzucał SLD brak lewicowości, a z ławy gości były Prezydent Kwaśniewski nawoływał SLD do wsparcia Twojego Ruchu, twierdząc że jest to “Nasz Ruch”. Zrobił się taki burdel, że kilku bystrzejszych posłów i posłanek kopnęło się do sklepów, aby kupić czerwone lampki i narkotyki. – Trzeba oznaczyć to miejsce niezrównanych przyjemności. Zasługujemy na Mały Amsterdam. – Wołano z entuzjazmem. Krzykom nie było końca.
Marszałkini siedziała przy pulpicie sterowniczym z rękami przyciśniętymi do uszu i płakała rzewnymi łzami. Przerwała zawodzenie, kiedy nastąpił spontaniczny zapłon tożsamości partyjnej. Był tak gwałtowny, że dyżurny strażak popędził po wiaderka z wodą. Taki zapłon następuje w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy temperatura materiału osiągnie taki poziom, że zapala się on sam, ni stąd ni z owąd, bez zewnętrznej przyczyny. Partie zaczęły gwałtownie określać sie.
Zaczęło się od przepychanki słowno-muzycznej. „My ze spalonych wsi, my z głodujących miast” – Zaczął Leszek Miller wznosząc głos pod powałę sali sejmowej. W odpowiedzi poseł Palikot zaintonował „Wyklęty powstał ludu ziemi, powstańcie, których dręczy głód”. Wtórował mu były prezydent Kwaśniewski z ławy gości oraz jakiś szczeciniasty poseł w okularach importowanych z Brukseli. Zza pleców Palikota przebijał nieśmiało hymn gejów i lesbijek oraz mniejszości wysuwających śmieszne postulaty dotyczące usuwania ciąży, hodowli dzieci w szkle, wolnych pieszczot partnerskich, miłości na opak, nauczania i zwalczania religii w szkołach oraz innych ciekawych pomyslów i praktyk ideologicznych.
Wylewu zdziczenia cywilizacyjnego nie zdzierżył Jarosław Kaczyński. Stanął na skrzynce od piwa i zaintonował barytonem: „Nie rzucim ziemi, skąd nasz bród”. Śpiewał sam. Koledzy partyjni nawet nie próbowali korygować innowacyjnego traktowania pieśni, szeptali tylko między sobą: „Śpiewa z takim zaangażowaniem, że traci pamięć i język mu się plącze”. Wszyscy znali słabość weterana-przywódcy.
Przez głosy starszych mężczyzn usiłowały przebić się głosy młodszych posłanek: „O la Boga, nie wytsymom, inne mają a ja ni mom. Inne mają po chłopoku, a ja ni mom tego roku!” Ich śpiewne wołanie wyrażało tyle żalu, że aż serce się krajało. Nie miały bidule szczęścia; ich głosy utonęły w powodzi męskich chórów partyjnych. Wołania kobiet cierpiących nikogo dziś w Sejmie nie wzruszają!
Rząd obudził się z opóźnieniem, ale jeszcze nie z ręką w nocniku. Napór świadomości, co się dzieje, odświeżył Premiera Tuska. Dyrygując rękami jak pałeczkami wydobył z PO i koalicjantów mobilizujący ryk: „Hej, strzelcy wraz, nad nami orzeł biały, a przeciw nam śmiertelny stoi wróg!” Do kogo skierowane były te słowa nie wiadomo. Dyrygent patrzył z żalem na przywódcę PiS, do którego ma od dziecka słuszny żal za ciągłą krytykę. Jedynym pozytywnym faktem jest to, że ci dwaj zawsze lubili się szczypać, choć jeden robil to w salonie a drugi na podwórku. Ludzie mają różne nawyki i nie mnie jest je oceniać. De gustibus non est disputandum!
Przekaż dalej
Nie ma co! Udał się im ten “Zajączek”. Aż strach pomyśleć co będzie kiedy nadejdzie czas wyborów…..