– Michael, chciałem z tobą porozmawiać o pisarstwie. Musisz wiedzieć, że od niedawna ja również piszę. Głupio się z tym czuję, bo teraz wszyscy się produkują, nawet półanalfabeci. Ilość błędów gramatycznych i ortograficznych dzięki Internetowi przyrasta szybciej niż woda w czasie wielkiej powodzi.
– Każdy ma prawo do popełniania błędów.
– Dobrze, ale to nie znaczy, że musi się z nimi afiszować jak ze sztandarem. „Do your homework”! – Jak mawiają na antypodach. Co znaczy, przygotuj się (do tego, co masz zrobić).
– Nie przesadzaj, Wiktorze. – Wpadłem w słowo przyjaciela. – Zgadzam się wprawdzie, że twórczość pisarska i poetycka w Polsce kwitnie obficie jak chabry w zbożu na wiosnę, ale są to bardziej próby i eksperymenty niż poważne pisanie. Twoje zamiary są chyba poważniejsze.
– Piszę blogi i opowiadania. Nie myśl, że wzoruję się na tobie. To moja niezależna inicjatywa.
– Wiedziałem, że piszesz, ale nie sądziłem, że to coś poważnego. Pozwól, że zadam ci pytanie. Co cię motywuje do pisania? Skąd wzięła się w tobie ta decyzja i determinacja?
Przyjaciel zastanawiał się nad odpowiedzią. Podobnie jak ja nie lubi ludzi, którzy odpowiadają natychmiast, jakby była to czynność wyrzucenia ogryzka do kosza do śmieci.
– Wiele było źródeł i przyczyn. Przejścia życiowe, przemyślenia, fragmenty biblii, wiara, rozmowy z ludźmi i z samym sobą.
– Zdumiewasz mnie. Jesteś bogaczem sytuacji motywacyjnych. Mów dalej. Czy od razu duch pisarski zstąpił na ciebie, czy też budziłeś się latami z letargu ospałości życiowo-literackiej?
– Raczej to drugie. Przez lata trwałem w stanie rachitycznej samoświadomości podobnie jak większość ludzi, którzy nie łamią sobie głowy tym, dlaczego lub po co żyją.
– Co masz na myśli? Ludzie przecież zastanawiają się nad sobą, swoim życiem i przyszłością. Na przykład, co studiować, jaka karierę wybrać, żenić się czy się nie żenić.
– Nie żartuj! Chodzi mi o głębsze rozważania. Na przykład, po co Opatrzność dała nam w ogóle życie? Czy mamy jakąś misję do spełnienia? Pamiętam pokaz slajdów „Wywiad z Bogiem”, który zawierał w sobie sentencję: Żyją tak, jakby nie mieli umierać, a potem umierają tak, jakby naprawdę nie żyli.
– Oryginalna myśl. Podoba mi się. Mógłbym dodać, że są również takie osoby, które podejmując poważne decyzje zachowują się tak, jakby żartowali. Słyszałem o mężczyźnie, który nie mógł zdecydować się, czy się nie ożenić. Ta historia zafascynowała mnie, bo jest prawdziwa. Nagabywany o zamysły matrymonialne przez kolegów podjął decyzję. Splunął na otwartą dłoń i oświadczył: Jeśli ślina poleci w prawo, to się żenię, jeśli w lewo to nie. Po czym drugą dłonią ustawioną na sztorc uderzył w ślinę traktując ją chyba jako mistyczną materię decyzyjną. Los rozstrzygnął, że powinien ożenić się. Tak też uczynił.
– Być może znał charakter Aleksandra Wielkiego, który w czasie swoich podbojów dowiedział się o pewnej przepowiedni. Mówiła ona, że człowiek, który rozplącze węzeł gordyjski, zostanie panem Frygii, a może nawet całej Azji. Kiedy Aleksander zobaczyl węzeł, doszedł do wniosku, że nie ma sposobu rozplątania go. Wyciagnał więc miecz i po prostu go przeciął. Ale to był geniusz.
– To prawda. Ale co z twoją szekspirowską decyzją: pisać czy nie pisać? Jak to się zaczęło?
– Przełomowym momentem była msza w kościele Świętego Michała w Sopocie. Pamiętam ten dzień, miejsce, nawet pogodę. Kazanie było o gospodarzu, który rozdzielił talenty między swoich służących. Poczułem się jednym z nich. Cytuję fragment Ewangelii według Świętego Mateusza zamieszczonej na stronie www.fbiblos.org/Ewangeliarz:
“To jest jak z pewnym człowiekiem, który mając wyjechać, przywołał sługi i powierzył im swoje dobra. Temu dał pięć talentów, temu dwa, temu jeden: każdemu według jego możliwości. Potem wyjechał. Zaraz poszedł ten, który otrzymał pięć talentów, i zaczął nimi obracać tak, że zyskał drugie pięć. Tak samo ten z dwoma zyskał drugie dwa. A ten, co jeden otrzymał, poszedł, wykopał dół w ziemi i schował srebro swojego pana”.
– Słuchałem uważnie, jak rzadko kiedy, mimo że znałem tę przypowieść z innych, wcześniejszych kazań. Talent rozumiałem dwojako: jako pieniądz i jako uzdolnienie. Rzecz ma się zresztą identycznie w obydwu interpretacjach. Tak, jak pomnaża się lub marnotrawi pieniądze, tak samo postępują ludzie ze swoimi uzdolnieniami. Można je rozwinąć stając się artystą muzyki, rzeźby, rzemiosła, szpiegostwa, pisarstwa czy matematyki i tworzyć rzeczy wspaniałe, albo je zaniedbać i zmarnotrawić. To była moja pierwsza głęboka refleksja nad samym sobą i tym, jak powinienem postępować w życiu. Tkwiła ona we mnie i dojrzewała. Wszystko widocznie ma swój czas.
– Nie należy jednak przesadzać z czekaniem. – Wtrąciłem dla podsumowania spowiedzi przyjaciela.
– Amen. – Dodał Wiktor. Było to dobre, pobożne zakończenie.
Przekaż dalej
Przez całe życie odrabiamy ” swoja pracę domowa”. Jednym z największych grzechów jest marnowanie talentów jakie otrzymujemy od Najwyższego z chwilą pojawienia się na Świecie.Problem w tym, że to My mamy wybrać ten do którego zostaliśmy szczególnie predysponowani.
Słyszałam nie raz to kazanie ,każdy może to interpretować inaczej ale zgadzam się z Twoim Blogiem.Pozdrawiam
Pani Kasiu!!! Uważam, że bez względu na czasy interpretacja tej przypowieści powinna być jednoznaczna. Co do reszty to jestem tego samego zdania. Pozdr. H.