Na zawody hippiczne Josef wybrał się z ciekawości. Intrygowała go bliskość fizyczna ludzi i koni, ich sportowa integracja. Zadawał sobie pytanie, czy w czasie morderczego pościgu za czasem jeźdźca i konia łączy coś bliższego. Josef był już wtedy znany jako pierwszy człowiekoń i ludzie oraz konie przyglądali mu się z ciekawością. Jak zwykle zwracał na siebie uwagę, nie przeszkadzało mu to jednak w niczym, był już przyzwyczajony do otwartych i skrytych spojrzeń.
Przechodząc koło stajni, skąd wyprowadzano konie wyścigowe, zauważył śliczną klacz, na której siedział młody mężczyzna. Josef i klacz, miała na imię Flora Sur, wzajemnie zwrócili na siebie uwagę. Było to mimowolne uczucie, bardzo nietypowe, choć znowu nie jakieś wzięte z księżyca. Poczuli do siebie natychmiastową sympatię; było to coś głębszego i niezrozumiałego.
Josef czuł przypływ podniecenia, powiększające się gorąco między udami. Przybrał paradną, wyniosłą pozycję. Jego głowa uniosła się do góry, słuch się wyostrzył, podobnie jak wzrok i węch, oczy nabrały blasku. Zachowywał się tak, jakby chciał się popisać przed rywalem lub przypodobać klaczy. Był gotów ruszyć do akcji. Na szczęście niczego nie można było po nim poznać, co mogłoby go narazić na śmieszność, miał bowiem na biodrach obszerne spodenki z grubego płótna. Stali obok siebie, on i Flora Sur, przez kilka minut, kiedy jeździec siedzący na niej z zainteresowaniem wypatrywał kogoś w tłumie.
Josef uświadomił sobie, że od początku swojego życia, a już bardzo wyraźnie od czasu, kiedy okrzepł i poczuł się w pełni człowiekoniem, odczuwał głęboką potrzebę intymności. Miał bogate sny, w których przeżywał niezliczone i śmiałe sytuacje intymne, lecz dopiero w chwili poznania Flory Sur zdał sobie w pełni sprawę z więzi erotycznych łączących go z tym gatunkiem. Słyszał o tym, że mężczyźni utrzymywali stosunki z klaczami, ale było to uznawane za zboczenie. Swój przypadek widział inaczej, naturalnie i pozytywnie, choć nie czuł się wolny od poczucia dziwności.
Wkrótce podjechał do nich na wierzchowcu szczupły siwiejący mężczyzna; był to prawdopodobnie mentor lub trener młodego jeźdźca. Przyjrzał się uważnie bez pośpiechu swojemu podopiecznemu i półżartem, półserio, przedstawił mu swoje uwagi.
– Flora Sur nie zrzuciła cię z siodła. To dobrze. Stopy masz nieźle ustawione w strzemionach, przesuń się tylko w siodle do przodu, a łydki cofnij trochę do tyłu. Wyprostuj też kręgosłup, bo wyglądasz jak garbaty dzwonnik z Notre Dame, ramiona i łokcie trzymaj luźniej, bo jesteś spięty jak kot egipski wystraszony przez krokodyla.
Po wymianie kilku uwag, jeźdźcy udali się w nieznanym kierunku. Josef pozostał sam. Zauważył, że ludzie przyglądają mu się uważnie, znacznie intensywniej niż zawsze. Zastanawiał się dlaczego, lecz nic nie przyszło mu do głowy. Odbyło się pięć gonitw, w których Flora Sur nie brała udziału, choć miał nadzieję, że zobaczy ją w pełnym biegu, jak napręża swoje ciało, jak pod jej skórą grają mięśnie a ona cała intensywnie drży z ogromnego wysiłku fizycznego.
*****
Po nawiązaniu szerszych kontaktów w świecie zewnętrznym, Josef odnalazł się bardzo szybko. Był szczęśliwy. Ujmował to prosto:
– Uważam siebie za bardzo udaną wersję człowiekonia, przedstawiciela nowego gatunku mającego uzdrowić stosunki między człowiekiem, koniem a przyrodą. Robię, co mogę, aby przyczynić się do tego zbożnego dzieła. Moje motto to: „Myślę jak człowiek, działam jak koń”. To mnie stabilizuje między dwoma gatunkami.
Josef dojrzewał bardzo szybko fizycznie, psychicznie i intelektualnie. Po kilku miesiącach samodzielnego życia stał się częstym gościem w Laboratorium. Zapraszano go w charakterze honorowego konsultanta na spotkania robocze i dyskusje naukowe. Chętnie odpowiadał na pytania i dzielił się doświadczeniami, przedstawiał też sugestie rozwoju człowiekonia. Słuchano go z wielką uwagą i referencją. Był pierwszą udaną hybrydą człowieka i konia, autorytetem w dziedzinie międzygatunkowości. To on umocnił w laborantach przekonanie, że określenie „hybryda” brzmi bardziej pozytywnie niż sądzili i dobrze się kojarzy. Ludzie chętnie nastawiali ucha, kiedy ktoś szepnął to słowo w pobliżu. W interpretacji Josefa „hybryda” oznaczała uniwersalność, niezawodność i elastyczność.
Laboratorium pracowało już wtedy nad nową, ulepszoną wersją człowiekonia, stąd pomoc Josefa była niezwykle cenna. Dyskutowano z nim każdy szczegół, począwszy od spraw fizjologii przez anatomię do filozofii i psychologii, wnikając szczególnie w kwestię, jak udoskonalić człowiekonia, czy pozostawić go w aktualnej postaci czy uszlachetnić, a jeśli tak, to w jaki sposób. Przeważało drugie stanowisko.
Przekaż dalej