Niotse przedstawiła pracownikom sytuację i plany firmy, aby nikt nie miał najmniejszego złudzenia, w co jest zamieszany.
– Im świat mniej o nas wie, tym lepiej. Ideałem byłoby, aby nic o nas nie wiedziano. To, co zamierzamy zrobić, to coś więcej niż nawet bomba jądrowa. Chodzi o stworzenie hybrydy, żywej istoty łączącej w sobie dwa gatunki, konia i człowieka, która zapobiegnie zniknięciu konia jako gatunku i dalszej dewastacji przyrody. Człowiek jest najbardziej inteligentnym zwierzęciem na świecie, ale i najbardziej niebezpiecznym. Koń jest nie tylko niezwykle użytecznym zwierzęciem, ale i najmniej agresywnym wobec przyrody, ponieważ w minimalnym stopniu zużywa zasoby naturalne. Konioczłowiek to nasz ratunek. Praca nad nim jest nie tylko nielegalna, ale i niebezpieczna. Czasem myślę, że to prawie samobójstwo. Dlatego musimy otoczyć ją kompletną tajemnicą. Od tej chwili otaczamy wszystko całkowitą konspiracją. Możemy ufać tylko sobie, nikomu innemu. Gdyby ktoś z nas, ktokolwiek, zdradził naszą tajemnicę, może być pewny, że tego nie przeżyje. To nie jest groźba, to wspólna deklaracja bezpieczeństwa i przysięga. Jeśli ktoś się nie zgadza, niech to od razu oświadczy. – Niotse wypowiedziała te słowa z pełną powagą. Długo patrzyła na salę, jakby chciała upewnić się, że wszyscy ją dobrze zrozumieli i swoim milczeniem potwierdzają deklarację. Nikomu nigdy jej nie przypominano; ponieważ natychmiast znalazła się w krwioobiegu działań firmy.
*****
Pierwszym zadaniem Aarona było sprawdzenie wiarygodności wszystkich pracowników. Decyzję podjęto na posiedzeniu zarządu. Nie czyniono żadnych wyjątków.
– Twój życiorys, Niotse, też sprawdzę. Nie myśl, że twoje stanowisko zwalnia cię od tego obowiązku. Możecie też sprawdzić mnie, jeśli sobie życzycie – poważnie zaproponował mężczyzna.
Dwóch członków klubu nie przeszło weryfikacji. Aaron bez zwłoki poinformował ich o tym. Wytłumaczył im także, dlaczego zostali odrzuceni. Nie mieli wątpliwości. Co więcej, zobowiązali się do zachowania całkowitej tajemnicy w sprawach Laboratorium. Wiedzieli, jakie mogą być konsekwencje wygadania się z czymkolwiek – firma będzie bezlitosna, ponieważ były to sprawy życia i śmierci. Kiedy Laboratorium zmieniło siedzibę, po prostu znikło z ich pola widzenia. Pozostałych członków organizacji zobowiązano do zerwania z nimi wszelkich kontaktów.
*****
Tego wieczoru młodsi pracownicy Laboratorium tańczyli do rana wokół ogniska. Zabawa była spontaniczna, a tańce wymyślone. Była to pląsawica końska i salamandra hybrydzka.
Były także inne niezwykłe nazwy, przeważnie biologiczne i genetyczne, wyrażające sprawy, uczucia i wyobrażenia niewysłowione i nieprawdopodobne. Bawili się jak dzieci, trzymając się za ręce. Kucharz przyniósł w wielkim termosie gorący narkotyzowany napój i częstował szklaneczkami małymi jak naparstek. Nie czuli wyrzutów sumienia, że piją; przebaczenie spływało na nich falami cierpkiego smaku narkotyku oraz żywicznego dymu z tlącej się na ognisku gałęzi o dziwnym kształcie. Wymyśloną zabawą unicestwiali urazy złego traktowania koni przez człowieka oraz wyrażali tęsknotę za światem idealnym, w którym konie i ludzie żyją ze sobą w harmonii. Do namiotów rozchodzili się dopiero nad ranem. Pomagało im zmęczenie i biała mgła, zniechęcając do dalszej aktywności. Namioty pokryte były przezroczystymi kroplami rosy zawierającymi w sobie rozdrobnione promienie słońca wschodzącego gdzieś daleko za lasem. Ktoś powiedział na głos:
– Mamy cholerne szczęście, że znaleźliśmy rozwiązanie niewymagające okrucieństwa w walce o słuszną sprawę. Nie znoszę przemocy.
Przekaż dalej