Wirgil Taranta, autor Kroniki Cezarei i Okolic, nie mógł być bardziej zadowolony. Udało mu się zorganizować spotkanie z udziałem najważniejszych osób w państwie. Byli to Namiestnik, Premier i Plenipotent, przebrani poprzedniego dnia za Trzech Królów.
– To ludzie wybitni, znani z telewizji, szczególnie TV-To-My. Muszę wydębić z nich jakieś korzyści dla społeczeństwa. – Postanowił, przypominając sobie liczne, niezaspokojone ludzkie potrzeby.
Trzej mężowie, pamiętając, że przewodniczący dyskusji Taranta pragnie w Kronice Cezarei i Okolic przedstawić najwybitniejszych obywateli, synów tej ziemi, zaczęli prześcigać się w zapewnieniach, że uczynią wszystko, co jest w ich mocy – a jest tego niemało, dodawali – aby sprowadzić bezmiar błogosławieństw i szczęścia na mieszkańców.
– Nasza ojczyzna to cudowna kraina. Ma ona już w sobie zalążki wielkości, tylko trzeba je dopracować. – Podkreślił Namiestnik Krzepki-Kukuła. Jego masywna sylwetka dominowała nad pozostałymi uczestnikami dyskusji i tłumem przysłuchujących się obywateli.
Wirgil miał wrażenie, że premier Chudy przewrócił dwa razy oczami. Nie zdziwiło go to, bo o premierze mówiono różne rzeczy, że ma niezwyciężone w boju przyrodzenie, że jest kobieciarzem i że potrafi w mgnieniu oka modyfikować zdania i przeinaczać treści, aby tylko zdobyć zaufanie wybranki lub wyborców, w zależności od sytuacji.
Kronikarz nie miał czasu zastanawiać się, czy wstępne deklaracje trzech mężów są szczere, czy też mają oni coś do ukrycia. Czuł, że trzeba się śpieszyć, gdyż atmosfera przesączona była konkurencją.
– Wolny rynek, demokracja, wola jednostki. – Myślał Taranta. Był przekonany, że uczestnikom dyskusji te idee też są bliskie.
Przystąpiono do pierwszego punktu dyskusji publicznej. Kronikarz poprosił, aby Namiestnik, jego Plenipotent Teodor Dua oraz Premier Jeremi Chudy po kolei składali deklaracje, co zamierzają uczynić.
– Chodzi o obietnice, jakie składa każdy rozsądny człowiek pragnący osiągnąć coś godziwego w życiu. – Podsumował, otwierając licytację. Zanim to nastąpiło wysocy funkcjonariusze złożyli przysięgę, że będą mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę oraz że dotrzymają swoich obietnic. Taranta nie był jednak pewien, czy go dobrze usłyszeli, ponieważ schylili się w tym samym czasie, aby zawiązać sobie sznurówki i poprawić mankiety spodni.
Licytacja zaczęła się od trzystu złotych. Było to minimum odpowiadające wartości dwóch wózków z zakupami w Supermarkecie Duch Cezarei, outlecie ulubionym przez zwykłych obywateli i arystokrację szukającą zrozumienia, jak żyje się w stanie ubóstwa. Wartość stawki można było podnosić jednorazowo o dziesięć złotych. Zanim Kronikarz zorientował się, było już pięćset złotych. Do akcji natychmiast wkroczył Namiestnik. Użył słów ostrych jak bicz z miniaturowymi brzytewkami umocowanymi na pięćdziesięciu rzemykach.
– Stop. To wystarczy. Nie możemy zrujnować budżetu. Musimy być odpowiedzialni fiskalnie. Każdy wie, co to jest fiskus. Zresztą połowę zobowiązań będę wypłacać z prywatnej kiesy, gdyż moja miłość do obywateli nie zna granic. Taki już jestem.
Tłum zaczął wiwatować jak szalony.
Namiestnik pomyślał, że nigdy jeszcze nie widział obywateli tak szczęśliwych. Poczuł ciepło w sercu.
Przekaż dalej