Miłość to niezwykle aktualny temat w salonach wyższych sfer politycznych. W tym roku kwitnie obficie pomimo późnej jesiennej pory. W Pałacu Prezydenckim zakwitła nie tylko miłość, ale i uwielbienie.
W dniu premierowskiej nominacji Pani Beaty Szydło Pan Prezydent ucałował Wyróżnioną w rękę i w ucho, i to kilka razy. Uśmiechał się przy tym serdecznie, szeroko, promiennie.
Pan Prezes całował Wyróżnioną inaczej, zgodnie z nowym rytuałem dyplomatycznym, eksponującym kolejność i szarmancję: w rękę, w policzek, w drugi policzek, znowu w rękę. Razem cztery razy. Uśmiechał się przy tym nieco mniej serdecznie niż Pan Prezydent, ponieważ uśmiech przykleił mu się do twarzy (zdaje się, że był to standardowy uśmiech numer 1, ten ukośny). Ale i tak było ładnie i uroczyście. Zazdroszczę Wyróżnionej; mnie nikt tak nie całuje, a przecież każdy ma marzenia.
Potem Pan Prezydent przemówił serdecznie i z uwielbieniem, kierując słowa, wzrok i serce do Pana Prezesa. Kiedy to czynił, leciutko lewitował w powietrzu, zdało mi się, że na klęczkach, choć nie będę się przy tym upierał, ponieważ oczy mi zwilgotniały. Pan Prezydent mówił jak syn uwielbiający dobrego ojca. Powiedział Panu Prezesowi, że jest „wielkim człowiekiem” i złożył mu „wyrazy szacunku”.
– Przekonywano mnie, oświadczył Iwan Iwanowicz Iwanczyn, że Pan Prezydent jest przybranym synem Pana Prezesa, którego darzy wielką miłością i szacunkiem, ale trudno mi w to uwierzyć. Po naszej perswazji, że to możliwe, uwierzył.
Nowa władza, nowe rytuały, nowa tradycja. Miłość i uczucia się ważnym aspektem naszego życia politycznego. Nastały czasy deklaracji miłosnych, całowania, pocałunków i całuśników, czyli artystów sztuki calowania, jak również intensywnego żegnania się w miejscach publicznych i przemawiania z ambon. Polityka jest piękna. Osobiście podoba mi się ten nowy styl, „chic d’amour”, oferujący wzruszenie i poczucie głębszego patriotyzmu. Zwyczajny już dzisiaj społeczeństwu nie wystarcza.
Serdeczność sfer najwyższych wziąłem sobie i ja do serca. – Padnij mi w ramiona. – Eksperymentalnie zaproponowałem kilku osobom na ulicy. Chyba mnie nie zrozumiały.
– Pan z PiS-u? – Pytały. – Ulica to nie Pałac ani nie Sejm, a pan nie jest ani Prezydentem, ani Prezesem. – Dodawali z sarkazmem.
To było niemiłe. Wytłumaczyłem to sobie psychologicznie, że nie każdy w naszym kraju potrafi być tak wylewnie uczuciowy jak pan Prezydent i Pan Prezes.
O tym, że pan Prezes jest "Wielkim Człowiekiem" można przeczytać także tutaj;
http://wpolityce.pl/polityka/271063-czarzasty-o-kaczynskim-nie-ma-w-polsce-innego-polityka-ktory-by-dwukrotnie-namascil-prezydenta-to-ogromny-wyczyn-trudniejszy-nawet-niz-sprawowanie-urzedu-premiera-przez-dwie-kadencje
Słuszna uwaga tym bardziej, że wypowiedziana z tej bardzo przeciwnej strony sceny politycznej.