Niesforny starzec. Groteska. Cz 1.

Z okazji wydania mojej powieści „Cztery portrety cudze i jeden własny”, zamiast się upić z radości, napisałem opowiadanie. Nie wiem, kiedy dopiszę drugą część, ale postaram się to zrobić jak najszybciej. Taki jestem dzisiaj uczuciowy. 

Opowiadanie

Chodzi o mężczyznę mocno zaawansowanego w latach, przez przyjaciół zwanego radosnym emerytem, choć taki radosny, jak im się wydawało, to on nie był. Takiej opinii była jego rodzina. Jeden z jej członków, proszący o nieujawnianie imienia ani nazwiska, a nawet pseudonimu, przedstawił sprawę krótko i jasno:

– To facet, który źle sypia, chodzi po nocy, dziecinnieje, sprawia najbliższym kłopoty, pije do upadłego, twierdzi potem, że były to zioła, choć śmierdziało od niego alkoholem. Jednym słowem jest to zaraza, inaczej mówiąc, zakała rodziny. W dodatku na imię ma Radzisław, a jest to imię znienawidzone w naszym rodzie, bo w jego przeszłości, która sięga Łokietka, podobno nie był on królem, ale udawał ważniaka, ludzie o imieniu Radzisław okazywali się pedofilami albo, nie będąc prawdziwymi księżmi, chodzili w sutannach, co na jedno wychodzi.

Rodzina zmordowana wybrykami starca wywiozła go dwa razy do lasu, aby przewietrzył się, otrzeźwiał i doszedł do siebie, jak mówili, albo pozostał tam w celu upokorzenia i śmierci głodowej, jak mówił on. Niby w sumie nic się nie stało, bo w lesie Radosław ożywał, nabierał wigoru, przypominał sobie, że kiedyś był komandosem i to gdzie, w Legii Cudzoziemskiej w Maroku, o którym z pasją opowiadał. Kiedy przypominał sobie wojenną przeszłość, przypomniał sobie też wszystkie triki i zwody napastniczo-obronne, dzięki czemu wychodził z lasu obronną ręką.

Jego cudowne ocalenia nie kończyły się dobrze dla rodziny, ponieważ organizacje seniorów za każdym razem z całą bezwzględnością oskarżały ją o zaniedbania i próbę jego zabójstwa, mimo jej wyjaśnień i tłumaczeń, a nawet dowodów zdjęciowych, że starszy pan sam uciekał z domu do lasu z powodu utraty pamięci i tęsknoty za naturą.

– Przypominała mu się wtedy partyzantka, w której nigdy nie był. Niszczy go fatalna niepamięć, że nie powiem demencja, bo to straszny wyraz. On patrzy w lutro i pozdrawia lub wygania z domu człowieka, którego tam widzi. – Tłumaczyła synowa, mająca na pieńku z Radosławem od czasu, kiedy powiedział, że widział ją nocą na moście z naćpanym facetem.

– Po co przyszedłeś, pytał tego w lustrze, a potem krzyczał głośno: – Nikt cię tu nie zapraszał. – Było to w nocy, wyjaśniała synowa. – Zbiegli się sąsiedzi, zrobiła się awantura, że najpierw ktoś kogoś zaprasza, a potem jest taki niegościnny, że wypędza.

Jak ustaliło dochodzenie policyjne, były to słowa mężczyzny z lustra. Jak się okazało, był to starszy brat Radosława. W ogóle było niemiło, jak to przy każdym zbiegowisku, kiedy ludzie są spragnieni, a nie ma wódki tylko okazje do kłótni.

W niedziele Radosław chodził do najbliższego parku i wygłaszał przemówienia polityczne, w których oskarżał premiera o rozdwojony język i krzywoprzysięstwo, co można było różnie tłumaczyć, albo malował obrazy.

– Hyde Parku mu się zachciało – Mówił wtedy jego starszy brat z najwyższym oburzeniem.

Inni ludzie byli pozytywnie nastawieni do Radosława.

– To dusza artystyczna – wyjaśniali – kiedy wypisywał graffiti na ścianie przystanku kolejowego, jednego z tych nowoczesnych, gdzie jest miejsca do diabła i trochę.

– To trzeba zagospodarować – mówił Radosław – i spokojnie malował graffiti. Raz o mało co nie wywołał wypadku; ludzie tak się gapili na jego malunki, uważając, że były doskonałe, że kiedy pociąg wjeżdżał na peron, w ogóle tego nie zauważyli. Maszynista gwizdał i gwizdał, lecz niewiele to pomogło. Tak byli zaślepieni sztuką muralną, że o mało co nie powpadali pod pociąg. Jeden z mężczyzn stojących na peronie spadł na szyny i złamał sobie nogę. Był to słynny wypadek, opisywała go prasa. Nazwano go wypadkiem z psem Baskerwilów, bo na torach znalazł się także wielki dog duński, ogromnie zwierzę, który skoczył za swoim panem na szyny, prawdopodobnie dlatego, że był na smyczy. Świadkowe mówili, że z pyska ziało mu fosforem. Właściciel przyznał, że faktycznie poprzedniego dnia pies wypił mu połowę farby do malowania ścian, tej kolorowej, we wzory, fosforyzującej w nocy.

Cztery portrety cudze i jeden własny w księgarni: https://www.wyczerpane.pl/cztery-portrety-cudze-i-jeden-wlasny.html

Przekaż dalej
0Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *