Polska plaga narodowa

Afryka ma Ebolę i AIDS, Polska ma Adama Hofmana, Mariusza A. Kamińskiego i Adama Rogackiego (w dodatku z małżonkami, jeśli rzecz dzieje się w samolocie). Niby to samo, a jednak różnice są. Można je dostrzec pod mikroskopem, ponieważ gołym okiem (Dlaczego oko miałoby być gołe? – Pytam i od razu odpowiadam: Nie wiem!) niczego nie da się wyśledzić w polityce i moralności, które nawet w alfabecie są od siebie odległe.

Ostatnio Sejm nabył nowy mikroskop elektronowy i sam pan marszałek, osobnik anglojęzyczny, postawny i inteligentny, lecz skażony nieco zanikami pamięci, będzie badać wirusy osobiście. Badanie to nazwał audytem. Jest to określenie niewątpliwie zgrabne, lecz nie za bardzo pasujące do kontekstu. Jest przesadne. Wolałbym, aby ludzie mówili i pisali prostym językiem. Tak jak ja. Ja, jak nawet przeklinam, to używam prostych słów, związanych najczęściej z częściami i funkcjami ciała. Poczytuję to sobie za plus.

Cytuję Wikipedię, źródło zbiorowej mądrości świata. Audyt to “systematyczna i niezależna ocena danej organizacji, systemu, procesu, projektu lub produktu. Przedmiot audytu jest badany na zgodność z określonym punktem odniesienia listą kontrolną, przepisami prawa, normami, standardami lub przepisami wewnętrznymi danej organizacji (polityki, procedury)”.

W Wikipedii znalazłem 17 rodzajów audytu plus audyt wewnętrzny i zewnętrzny. Do trzech oskarżonych z PiS, prawie już martwych, należałoby zastosować audyt wielowymiarowy: etyczny, finansowy, operacyjny, personalny, wiedzy. Proponuję też audyt badania klinicznego, a mianowicie, czy oskarżeni przeszli kiedykolwiek kliniczne badania głowy.

Między Polską a Afryką jest więcej różnic folklorystycznych: AIDS i ebola rozprzestrzeniają się przez kontakt osobisty, polskie choroby samochodem i samolotem. Polska okazała się być bardziej nowoczesna. I to mnie cieszy. Pewnemu młodzieńcowi, znam go osobiście, wydawało mu się, że pojęcie chorób parlamentarnych jest prostsze i daje się katalogować jak książki w Bibliotece Filii nr 222 pod wezwaniem „Rzeźni Numer Pięć” Kurta Vonneguta. Adresu biblioteki nie pamiętam.

Oskarżenia wobec braci w wierze PiS i grożenie audytem boleśnie uderzyły w Prezesa PiS. Całą noc leżał krzyżem w gabinecie, publicznie przyznał się, że jest katolikiem niewybaczającym i obiecał lincz, a potem rzeź. Myślał okrutnie, mówił łagodnie (Przeważnie jest na odwrót). Jego słowa brzmiały łagodnie. To wyraz głębokiego katolicyzmu, który opiera się na prawdzie. Powtarzał nieprzerwanie: będę wnioskować, będę proponować, zobaczymy, co można zrobić, komitet polityczny ustali. I tak dalej.

Kiedy uświadomiłem sobie, jak bolesne jest dla człowieka, który wyhodował trójkę dobrze zbudowanych mężczyzn na własnej piersi, karmił ich własną piersią, tulił do własnej piersi i teraz musi ich unicestwić wyrzucając na zimny i wilgotny bruk, poczułem bezmiar miłości bliźniego. I tak już pozostanę w uduchowionym stanie, podobnie jak wszyscy członkowie w PiS z wyjątkiem nowego rzecznika, Marcina Mastalerka, który w postępowaniu trzech skazańców dostrzegł rękę i szalik Donalda Tuska oraz głowę Platformy Obywatelskiej. Dziś od rana nowy rzecznik PiS ćwiczył nogę, aby pomóc staremu rzecznikowi PiS sprawnie odejść na emeryturę partyjną. Ma chłop w sobie dobroć.

Marcin Mastalerek z żoną na sesji ślubnej

PS. Podobno ten krótki osobnik u dołu na zdjęciu uczył pana Marcina nowych chwytów oratorskich.

Przekaż dalej
0Shares

  1. Nie martwy się o Kota. Jest kotem Prezesa, poradzi sobie. Czasu też mu nie trzeba umilać, bo on nieprzerwanie myśli, co by tu jeszcze podpowiedzieć panu Prezesowi, aby wreszcie wygrał wybory.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *