Objawił mi się zespół polityczno-propagandowy pod nazwą „Duch i Ciało”. Żołądek, samozwańczy zarządca zespołu, okazał się despotą, satrapą, carem i imperatorem. To on dyktował, kiedy, gdzie i w jakiej postaci zespół przyjmował i przetwarzał pokarmy. A było to możliwe w każdym miejscu i o każdej porze doby, która liczy sobie 24 godziny, czyli 1440 minut i tyleż okazji do nadużyć gastronomicznych.
Z Żołądkiem współpracował niejaki Pęcherz, osobnik antypatyczny nie tylko z nazwiska, rzucający najzupełniej niespodziewanie Zespół do łazienki w celach odwadniających. Metody działania Żołądka były również perfidne i obejmowały narzędzia wymyślone wieki temu: nacisk moralny, ssanie, napływanie śliny do ust, kuszenie widokiem, drażnienie powonienia.
Życie Zespołu w opresji nie jest łatwe. Zrozumie to każdy, kto pomieszkał w Polsce, gdzie ubikacje w miastach skrywane są w zaciszu, bez reklamy, często zastrzeżone wyłącznie dla personelu tak, jakby klient urzędu, sklepu lub banku mógł bez problemu związać kłopotliwe organy mocnym sznurkiem. To zapewnia ci sporo rozrywki. Idziesz do sklepu lub innego ośrodka z personelem i pytasz uprzejmie. Gdzie to jest ubikacja? Twój rozmówca, kobieta bądź mężczyzna, odpowiadają ci chętnie i bez zająknienia: Nie mam pojęcia. Kłamstwo nie jest wypisane, lecz wręcz wymazane grubym flamastrem na twarzy. Bardziej życzliwi odsyłają cię na dworzec kolejowy, odległy o pięć kilometrów, wychodząc z założenia, że masz czas i ochotę na spokojny spacer w tamtym kierunku.
Ubikacje nie są u nas reklamowane, za to żarcie i napoje w nadmiarze i pod bardzo przyzwoitymi hasłami: dużo i tanio. Szczególnie zdrowe są leki, które zastąpią ci dzisiaj wszystko, nawet kochankę, ale nie kota i psa, gdyż tylko zwierzęta są niezastąpione. Poza tym wszystko jest wymienne. Pardon, z wyjątkiem żołądka i pęcherza.
Przekaż dalej