Nie poznaję sam siebie. Zrodziła się we mnie pasja, a właściwe dwie. Nie będę trzymać ich w tajemnicy, gdyż ukrywałbym w ten sposób zdrowy ekshibicjonizm pisarski. Chodzi o Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej oraz Wielką Politykę. Tym, którzy zaśmieli się odruchowo w tym momencie przypomnę tylko: „Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni”. Nie lubię być na końcu, ale mogę być ostatni. Last, but not least. Ostatni, ale nie najgorszy.
Mundial każdy może sobie oglądać, politykę trzeba zrozumieć. Po obejrzeniu filmu z cywilnym detektywem Hecules Poirot oraz poczytaniu o roli sierżanta-detektywa w policji Australii Zachodniej, łatwej jest mi pisać o polskiej scenie politycznej. Dzieją się tam rzeczy nadzwyczajne.
Hasłem przewodnim jest „Ubój rytualny”. Objawiło się ono jak „Deus ex machina” razem z nagraniami rozmów polityczno-bankowych. Najbardziej martwi się tym Premier Tusk, ponieważ podobno wie, o co chodzi i domyśla się, kto najłatwiej może paść ofiarą. Nie lubię zabijania, ale jest to fakt przyrodniczy i nie da się go uniknąć. Mój pacyfizm mnie by na to nie pozwolił. Nigdy nie poprowadziłbym rzeźni. Co do roli kata, to nie jestem pewien, kiedy przypomnę sobie Markiza de Sade. Donatien Alphonse Francois de Sade, szerzej znany jako Markiz de Sade, posiadał wyjątkowo barwny życiorys. Blisko trzydzieści lat swojego życia spędził w trzynastu różnych więzieniach na terenie Francji. Dwukrotnie uniknął kary śmierci. Jego rękopisy były rekwirowane i palone przez policję, a w wieku XIX (dwukrotnie) i XX (jeden raz) jego dzieła były zakazywane” (www.historia.org.pl)
Wracam do polityki. Scena w Sejmie podzieliła się na dwie części: prawą i lewą, przy czym nie oznacza to podziału na prawicę i lewicę, tylko coś bardziej skomplikowanego, czego jeszcze do końca nie rozgryzłem.
Poprzez przegrupowania i koalicje tworzą się dwa wielki bloki. W pierwszym ruch jest jak w kotle, gdzie ludożercy warzą strawę. Możliwe, że mają oni tam tasiemca, który ich tak bawi, że cały czas ruszają się jak na szpilkach. Leszek Miller i Janusz Palikot zbratali się w nowym bruderszafcie, w czym pobłogosławił in John Godson, jedyny duchowny dostatecznie elastyczny, aby bronić przeciwników. To też są bliźni. – Twierdził. Zbigniew Ziobro przytulił twarz do włochatej piersi Jarosława Kaczyńskiego i ucałował go w pierścień. Nie słyszałem zbyt wyraźnie, co szeptał mu do ucha, ale wydawało mi się, że była to modlitwa “Ojcze Chrzestny”. Nie dałbym jednak za to głowy, gdyż już raz o mało jej nie straciłem. Na ten pojednawczy gest Jarosław Gowin wykrzyknął „Polska Razem z wami!” i od ręki – znak dobrego pokerzysty – zadeklarował jeśli nie miłość, to szczerą pojednawczą życzliwość dla dobra sprawy.
Po drugiej stronie sceny zblokowała się wygodnie na poduszkach Platforma Obywatelska tworząc kształt klina, którego ostrze stanowi opancerzony Donald Tusk. Siedzi tam w kucki na wzór bóstwa z Indii, ma po kilka ramion z prawej i lewej strony, dzięki którym może kształtować rzeczywistość w sposób spokojny i elastyczny.
Obok PO przycupnęła nieco mniejsza, trochę wystraszona grupka z transparencikiem “PSL”. Mają oni nowego, świetnego rzecznika w osobie posła o pseudonimie „Kłopotek”. Ciekawa postać! Widać, że umie mówić, bo mówi dużo, choć nie zawsze trzeźwo. Musi być chyba w bliskich relacjach z panem Bogiem. Nie chodzi do spowiedzi, bo u niego, co w sercu, to i na języku. Porządny chłop, szczery jak pijany wiejski weterynarz, który właśnie odebrał z porodu ślicznego, dwugłowego cielaczka. Koledzy namawiają go, aby zmienił nazwisko na Kłopot, gdyż brzmi to poważniej. Mówi o tym podobno połowa posłów z Platformy Obywatelskiej. Zauważyłem, że Kłopotka dokarmiają posłowie z drugiej strony barykady. Tak jest lubiany!
Najciekawsza jest symbolika. Po prostu fascynująca. Posłowie zgrupowani w bloku „Wokół PiS” widząc posłów PO, wyciągają w górę prawą rękę z palcami ułożonymi w literę „V”, na co pozdrawiani odpowiadają samotnym środkowym palcem wzniesionym do góry. Ci pierwsi przyjmują to niechętnie, z wyjątkiem jednego a może nawet i nawet kilku posłów z Twojego Ruchu, którzy uśmiechali się dyskretnie wyginając usta w przekazie niewerbalnym „Obiecanki cacanki”.
Takie sobie tam radosne gierki rozbawionych posłów. Nie zazdroszczę im. Też im się należy coś od życia. Kiedyś, za czasów Gierka i Kruczka, mówiono, że Gierek ma swoje kruczki, a Kruczek ma swoje gierki, ale wraz z upadkiem ustroju zniknęły łagodne obyczaje. Dzisiaj jest inaczej. W Sejmie każdy w coś gra, nawet, jeśli nie wszyscy to rozumieją, bo w grę wchodzi coraz bardziej symbolika i proste słowa już nie wystarczają. Podobno teraz posłowie uczą się na potęgę języka migowego, aby móc jeszcze skuteczniej działać na niwie publicznej dla naszego dobra.
Ciekaw jestem, co na ten temat ma do powiedzenia Korwin Mikke? To polityk wielkiego pokroju i ducha. Znajdziecie go w Internecie pod hasłem www.korwin-mikke.pl.
Przekaż dalej