Na dwie godziny przed dyskusją w Telewizji Contigo Tomasz siedział z żoną przy stole i pił herbatę. Filiżanka z napojem była tak gorąca, że odstawił ją w pośpiechu. Co ja robię? – zdał sobie sprawę, że myślami jest daleko od domu.
Wiesz, Aniu, męczy mnie, kim naprawdę jest Jakub Kowalski. Mogę udawać, że jest to tylko ciekawa postać i unikać wyjaśnień za kogo go uważam, ale to byłoby kłamstwo, a co najmniej fałszywa dwuznaczność. Nie mogę powiedzieć, że to jedynie niezwykły człowiek, ponieważ w głębi serca czuję, że jest on czymś więcej. On jest wysłańcem bożym, podobnie jak był nim Chrystus – Tomasz zdobył się na odwagę przyznając się do najbardziej skrytych myśli. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale tak myślę – zaniepokoił się, że żona go wyśmieje. Ku jego wielkiej uldze, Anna przyjęła wyznanie spokojnie, nie okazując ani dezaprobaty, ani nawet szczególnego zdziwienia. Tomasz szczerze ucieszył się. Umocnił się w przekonaniu, że boska natura starszego pana jest czymś naprawdę naturalnym i oczywistym. Ale to nie rozwiązywało jego problemu.
Cały czas myślę o spotkaniu w telewizji. Spojrzał na zegarek. To już za dwie godziny – zaniepokoił się. A ja wciąż nie wiem, jak zachować się w czasie dyskusji? Mam dwa wybory, obydwa równie niefortunne: udawać i kłamać wbrew sobie lub być sobą i narazić się na ośmieszenie.
Twarz Anny zarumieniła się. Nie wiadomo, czy od gorącej herbaty czy pod wpływem wyznań męża. Wypiła ostrożnie długi łyk herbaty, aby odwlec choć na chwilę odpowiedź, która jej samej się nie podobała. Musiała jednak coś powiedzieć.
Nie umiem ci doradzić, Tomku, jak postępić w trakcie dyskusji. Zachować opanowanie, rzeczowość i powstrzymać się od wyrażenia szczerej opinii czy też powiedzieć od serca to, co czujesz i myślisz na temat Jakuba Kowalskiego. Wiesz, jaka byłaby reakcja ludzi w tym drugim przypadku. Większość z nich, łącznie z przedstawicielami kościoła uznałaby ciebie za amatora mocnych wrażeń lub pomyleńca, kogoś, kto nie wie, co mówi.
Tomasz rozumiał aż nadto dobrze. Bał się szczerości i prawdy sumienia, występował przecież w roli przedstawiciela stacji telewizyjnej, redaktora programu, który powinien być obiektywny i racjonalny. Równocześnie wiedział, jak podle będzie się czuł wewnętrznie wygłaszając nieprawdziwe, wyświechtane poglądy, których jedynym celem jest zaspokoić oczekiwania ludzi bez wiary i wyobraźni.
Niepokój nie opuścił go nawet wtedy, kiedy już pożegnał się z żoną. Prowadząc samochód w kierunku centrum miasta nieustannie zastanawiał się, co zrobić. Nic przekonywującego nie przychodziło mu do głowy. Tego nie da się tego załatwić na zasadzie: I Bogu świeczkę, i diabłu ogarek – doszedł do zdecydowanego wniosku. Nie mogę zadowolić konserwatywnej dyrekcji „Baron TV”, która oczekuje od swoich pracowników zachowania w dyskusjach publicznych neutralności w sprawach wiary i wyznania – rozumował z niechęcią. Marzyło mu się życie autentyczne, prawdziwe, kiedy jest się sobą i mówi się szczerze to, co leży na sercu. Zazdrościł ludziom prostym. “Ubogim w duchu” – przypomniał sobie cytat z pisma świętego. W windzie, w drodze na szóste piętro, Tomasz na siłę próbował zrelaksować się. Patrzył bezmyślnie na współpasażerów, oceniał ich wygląd, gust i stan zamożności. W końcu postanowił powierzyć sprawy losowi. Zobaczę, jak rozwinie się dyskusja – podjął decyzję, która chwilowo go uspokoiła.
Przekaż dalej