Była niedziela, dzień wolności. Joanna obudziła się z nieoczekiwanym poczuciem szczęścia. Zazwyczaj była zbyt zaspana, aby zdawać sobie sprawę z czegokolwiek. Sięgnęła ręką w bok, wzięła do ręki telefon komórkowy, Moja komóreczka – szepnęła. Zaczęła ją całować bez opamiętania, spontanicznie, namiętnie. Była dla niej wszystkim, co tylko może dać życie. Nie potrzebowała niczego ani nikogo więcej.
„Komóreczka” w czarnym etui z delikatnej cielęcej skóry była najpiękniejszą częścią jej życia. W istocie rzeczy była jej życiem. Nie mogła obejść się bez niej. Zabierała ja zawsze ze sobą, do pracy, autobusu, samochodu, kuchni, nawet ubikacji. Trzymała ją w kieszonce dużej torby damskiej, nie rozstawała się z nią ani na chwilę. Tylko wtedy, kiedy spała sama na dużym tapczanie, komórka leżała obok na stołeczku, który Joanna kupiła specjalnie w tym celu. Był dostatecznie niski, aby mogła łatwo sięgnąć po komórkę, aby ją popieścić. Czasem myślała, jak głupio żyją inni ludzie, inne kobiety. Jej niepotrzebny był mąż ani przyjaciel. Oczywiście nie miała nic przeciwko mężczyznom, ale jej wystarczał telefon komórkowy.
Brr! Żachnęła się. Co to za określenie! Telefon komórkowy! Może inni mają telefony komórkowe, ona miała swoją „komóreczkę”. Wprawdzie stanowiła ona coś małego, zamkniętego, ograniczonego, ale jej otwierała cały świat.
Zadzwoniła do przyjaciółki. Wiesz, Zosiu, jestem szczęśliwa – szczebiotała wtulając się w ciepło skóry komóreczki. Wiem wszystko, co mi potrzeba, dzięki mojemu Samsundżkowi. Mam dostęp do wszystkiego. Czy to nie cudowne?
Mów po ludzku! – upominała ją przyjaciółka. To nie żaden Samsundżek, tylko Samsung, najzwyklejsza, choć dobra firma, która produkuje także telewizory i garnki teflonowe. Przestań się wygłupiać, masz już przecież swoje lata, jesteś dojrzałą, w dodatku szczupłą i zgrabną kobietą. Mogłabyś znaleźć sobie kogoś, kto by cię popieścił, wprowadził trochę rozrywki w twoje jednostajne życie i któremu ty sama mogłabyś dać radość, zamiast wtulać się i szczebiotać do tego zakichanego Samsundżka. Mężczyźni tego potrzebują tak, jak wody czy jedzenia. Nie możesz żyć jak zakonnica. To wbrew Pismu Świętemu. Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, aby żyli ze sobą. Ale co ty wiesz o Piśmie Świętym!
Nie masz racji, Zofio. Joanna użyła oficjalnej formy „Zofio” wiedząc, że przyjaciółka tego nie lubi. Chciała ją ukarać za pouczenia i treści, od których podświadomie uciekała. Zofia żyła w szczęśliwej relacji z partnerem, z którym spotykała się u siebie w mieszkaniu i uważała taki model życia za najlepszy dla samotnej kobiety.
Ja z komórki mam dostęp do wszystkiego. Oglądam prognozy pogody, słucham wiadomości, czytam plotki z wielkiego świata, rozmawiam z rodziną i przyjaciółmi, słucham pięknej muzyki. Nie mam czasu na czytanie książek i gazet, ale wiem więcej niż ty, mądralo! Przyjaciółka denerwowała ją czasami swoimi napominaniami, choć czyniła to w dobrej wierze i zapewne miała dużo racji. Joanna poprawiła muślinową apaszkę w kolorach marzycielskiego błękitu, powabnego brązu i przezroczystej szarości, uroczo zawiązaną z boku szyi w malutki węzełek i zakończoną figlarnym ogonkiem. Mężczyźnie podobałaby się i apaszka i ona sama z tym dodatkiem, ale ona o tym nie myślała. Miała sensowne biodra i była szczupła dzięki częstym spacerom i dobremu odżywianiu. Wiedziała o tym, ale chętnie zapominała. Jej myśli skoncentrowały się wokół „komóreczki” i niezliczonych możliwości kontaktu z całym światem.
W jednym momencie zapadła się w otchłań zapomnienia, wyłączyła komórkę jakby z nikim nie rozmawiała, a może trochę za złość przyjaciółce, która uznawała takie działania za akty agresji. Zaczęła znowu pieścić skórę etui telefonu. Odczuwała przyjemność w palcach i w głowie, gdzie mózg przetwarzał sygnały płynące z dotyku w rodzaj łagodnej ekstazy. Na moment pomyślała o mężczyźnie, który ostrożnie zalecał się do niej, lecz odłożyła tę myśl na później. Nie wiedziała dlaczego nie akceptuje jego zabiegów przygarnięcia jej i zawarcia bliższej, intymnej znajomości. Był trochę starszy, ale całkiem do rzeczy. Może nawet bardzo do rzeczy. Na razie wystarczała jej komórka, w której jak w klatce zamknęła cały swój świat, otwierając co raz to inne okienko, kiedy słyszała dzwonek lub kiedy sama wybierała numer adresata do konwersacji.
Pół godziny później, kiedy już umyła się i ubrała, spojrzała w duże lustro i zrzuciła z siebie ostatni strzępek porannej ospałości, poczuła się prawie spełniona. Była głodna. Zaraz zjem śniadanie – pomyślała do lustra. Zapachniała jej świeżo zaparzona, gorąca, czarna kawa z odrobiną koniaku dla smaku. W tym momencie nie przeszkadzało jej to, że niektórzy za plecami nazywali ją „niespełnioną kobietą”, która żyje tylko rodziną, pracą i zarabianiem pieniędzy, „dziwaczką” czy nawet „stukniętą”.
Jej wystarczała „komóreczka”, symbol uniwersalizmu kobiety, która ma wybory, ale ich nie dokonuje. Nie wiedząc nawet dlaczego.
Przekaż dalej
Bardzo mi się podobało to mini opowiadanie. Tyle w nim poezji i wirtuozerii…….czyli moim zdaniem pogłębionej interpretacji kobiecej intuicji.
W związku z tym mam pytanie. Jaki to model Samsung`a był opisany i czy zamiast dzwonka można w nim włączyć wibrację bo bardzo nie lubię jak mi coś za uszami
dzwoni.
Pozdrawiam D.