Dzień wstawał słoneczny. Białe podświetlone promieniami chmury przesuwały się za otwartym oknem z prawej strony w lewo na tle brzozy, wielkich okien balkonowych budynków z naprzeciwka, kwiatów na balkonach oraz kominów porośniętych pionowymi rurami wywietrzników. Nie mogłem spać i wstałem dużo wcześniej niż zawsze, o godzinie 5.30. Zaparzyłem sobie kawy i zabrałem się za czytanie. Ukończyłem „Proces” Franza Kafki, powieść, którą zawsze chciałem poznać. Zachwyciłem się jej ostatnim rozdziałem, najbardziej absurdalnym, z wyjątkiem samego zakończenia, które mnie zaskoczyło i przygnębiło, gdyż spodziewałem się czegoś innego, nie tak barbarzyńskiego. Duszenie bohatera i wbijanie mu ostrego noża rzeźnickiego w serce nie stanowi najbardziej uroczej formy uśmiercania człowieka, wobec którego toczy się niejasny proces sądowy. Niektórzy pisarze to urodzeni mordercy.
Mam przyczyny cieszyć się. Dwa dni temu, 23 sierpnia, liczba subskrybentów mojego blogu osiągnęła równy 1000. Pragnę za to złożyć szczere podziękowania Szanownym Czytelnikom. Program Google Analytics zainstalowany na mojej stronie internetowej ujawnił mi, komu mam dziękować.
Grono czytelników blogu jest międzynarodowe. Z 250 wizyt, 208 pochodziło z Polski, 9 z USA, 8 z Wielkiej Brytanii, 7 z Australii, 4 z nieznanych miejsc, 3 z Niemiec i po jednym ze Szwajcarii, Chin, Irlandii i Indii. Wynika z tego, że piszę dla bogatych, do grona których zaliczam oczywiście Polaków. Skromność rodaków nieobnoszących się z opinią, ze im się dobrze powodzi, budzi moją dumę. W 70 procentach czytelnikami mojego blogu są mieszkańcy dużych miast, co skłania mnie do zachęcenia mieszkańców wsi i mniejszych miasteczek do życzliwszego potraktowania mojej twórczości.
Rolnicy, dzieci rolników i inni piśmienni mieszkańcy wsi i małych miasteczek! Zaglądajcie łaskawie na blog, którego autor ma ambicje głoszenia wyłącznie prawdy, jak każdy zdrowy obywatel tego kraju, z wyjątkiem polityków i uwodzicieli. Niech będzie dla Was zachętą, że w skromnych Kartuzach mam dzisiaj więcej czytelników ( siedem osób) niż w ponad milionowej Adelajdzie (pięć osób). Jest to prawdziwa statystyka, z której można wyciągnąć fałszywe wnioski, gdyż w Adelajdzie jest mało Polaków, dużo natomiast innych nacji. Co do Kartuz to nie słyszałem, żeby żył tam Australijczyk (z wyjątkiem pana Banasia, byłego poszukiwacza opali z Coober Pedy a obecnie hodowcy wyścigowych strusi emu, które mają szansę stać się polskim artykułem eksportowym na miarę mebli). Coober Pedy znane jest nie tylko z najpiękniejszych opali, ale i z tego, że wielu obywateli mieszka tam pod ziemią w pomieszczeniach wykutych w skałach dla uniknięcia wysokich temperatur. Jest to pomysł pierwszej klasy na rozwiązanie problemów mieszkaniowych w Polsce w gorące letnie dni. Rzecz godna polecenia szczególnie tym, których niezadowolenie, gniew lub namiętność wymaga szybkiego schłodzenia. Praca z kilofem może mieć swój urok.
Przekaż dalej