„Savoir Vivre” znaczy dosłownie „wiedzieć, jak żyć” i jest o dobrych manierach i rzeczach praktycznych, jak na przykład, kiedy wyjąć słomę z butów, a kiedy ją tam włożyć. O sianie Savoir Vivre nie traktuje, a jest ono ważne. W armii carskiej rekrutom-analfabetom, którzy nie wiedzieli, co to znaczy „prawa” i „lewa”, przyczepiano wiązkę siana do jednego buta i wiązkę słomy do drugiego. Kapral, który w wojsku ma od zawsze opinię sukinsyna, wydawał wtedy komendy: słoma, siano, słoma, siano, zamiast prawa, lewa, prawa, lewa.
Kolejność mogłem pomylić, ponieważ od dawna nie widziałem wojska. Widziałem tylko na ulicach całego kraju, jak długi i szeroki, zwarte oddziały PiS z okrzykami na ustach: Precz z wyborami! Precz! Precz! Precz! Ich usta były namiętnie czerwone, co mi przypomniało pieśń z dawnych lat: „Niech żyje nam towarzysz Stalin, co usta słodsze ma od malin”.
Towarzysz Stalin ułatwił mi przejście do innego tematu i innych towarzyszy. Ostatnio panowie Jerzy Urban i Leszek Miller wymienili się uprzejmościami na temat pogrzebów. Miller życzył Urbanowi skromnego i spokojnego pogrzebu, zgodnie z miarą skromności, którą bohater kilku pokoleń wykazywał przez całe życie. Urban przypominał z kolei zasługi pana Leszka: był sekretarzem KC PZPR i poprowadził SLD do klęski w ostatnich wyborach samorządowych. Potem nazwał go sztywnym umrzykiem czy czymś w tym rodzaju i zaprosił na swój pogrzeb wyrażając ubolewanie, że nie będzie tam księdza, bo księża nie przychodzą na takie małe pogrzeby. Są podobno nieopłacalne.
Atmosfera smutku towarzysząca wymianie poglądów była zrozumiała.
– Wymarli już wszyscy, których darzyliśmy miłością: Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, Komunistyczna Parta Związku Radzieckiego i wszystkie inne bratnie partie, które sobie wzajemnie pomagały. Leonid Breżniew to nawet całował Honeckera w usta. Teraz już nie ma takiej przyjaźni. – Wzdychali obydwaj panowie.
– SLD też nie czuje się najlepiej. – Dodał pan Leszek. Mówię to szczerze. – Podniósł głos, kiedy zauważył błysk wątpliwości w oczach rozmówcy. Do końca zachowali jednak dobre maniery tytułując się uprzejmie: Kochany Leszku, Drogi Jurku. Wymiana uprzejmości była zgodna z protokołem Savoir Vivre, wersja partyjna, publikowanym od lat na łamach postępowego czasopisma „Nie”.
Post scriptum:
Od dnia 3 do 17 grudnia br. odbywam wyprawę do Indii. Jestem szczęściarzem: będę jeździć na słoniu i walczyć z amebą. Słonia jestem pewien, ameba jednak pozostawia wątpliwości. Nie tęsknię za nią, choć to podobno bardzo gościnne stworzenie.
Piszę o tym na wypadek, gdyby miały wystąpić jakieś anomalie na blogu, któremu życzę dużo szczęścia i radości podobnie jak i jego Czytelnikom.
Vive Savoir Vivre!
Przekaż dalej