Nienawiść organiczna. Opowiadanie.

 

Mój kolega szkolny, Józek Microsoft, mieszkaniec miasteczka Windows Dziesięć, wielki miłośnik dzikich zwierząt, napisał do mnie list. Był on tak krótki i pełen znaczących szczegółów, że zacytuję go w całości.

„Musisz wiedzieć, że żyrafy to najwyższe ze zwierząt lądowych. Są roślinożerne i żyją na wolności do dwudziestu pięciu lat. Obecnie jest ich najwięcej w Czerwonej Księdze Gatunków Narażonych na Wyginięcie. Dzięki półmetrowemu językowi z łatwością skubią liście z najwyższych drzew. Te smukłe zwierzęta mają bardzo długie języki”

Koniec cytatu.

Z listu zapamiętałem najbardziej przekaz o języku, jego znaczeniu dla ssaka, który musi się przecież odżywiać. To wspomnienie rozbudziło mnie nad ranem niczym kubeł zimnej wody, jaki zwykł fundować pewien kochający ojciec swemu synowi zmożonemu snem narkotycznym. Wstałem. Za oknem darły się koty. Była godzina czwarta czterdzieści pięć. Pokazał mi ją budzik dźwięcznie uderzając wskazówkami o metalową obudowę.

Nie mając nic lepszego do roboty udałem się do łazienki. W cichości kabiny prysznicowej, blatu z głębokim zlewem, spłuczki bielszej niż śnieg oraz nieco ciemniejszej deski klozetowej przyjrzałem się mojemu językowi. Wyglądał niespecjalnie; czerwony i ubożuchny jak koszula ściągnięta z nieboszczyka po dwóch miesiącach zmagania się z wiecznością.

Poczułem do siebie odrazę. Zacząłem nienawidzić własne ciało; nie całe, ale jednak. To było dziwne. Ja, istota intelektualna i wrażliwa, reprezentowana przez lotny umysł i wezbrane uczuciami serce, znienawidziłem moją fizyczność, przede wszystkim bebechy i warstwę tłuszczu na brzuchu, i to wszystko, co sobą reprezentują.

Aby lepiej zrozumieć nowe uczucie, rozebrałem się do naga i przyjrzałem się sobie dokładnie przed lustrem. Zobaczyłem obraz nędzy i rozpaczy.

To wzmocniło moją determinację doprowadzenia nienawiści do końca. Przyniosłem z biurka i rozłożyłem na blacie umywalki zdjęcia najbardziej wrednych przywódców politycznych, angielskich, polskich, rosyjskich, amerykańskich i północnokoreańskich, tych wszystkich zboczeńców i wyuzdańców, rozchełstanych Borysów, krzykliwych Nigelów Faragów, wychudłych Mateuszów, przedwcześnie postarzałych Jarosławów, tłustych Donaldów i zdziwaczałych Ding Dongów. Patrzyłem na ich pryszczate twarze w kontekście własnego znienawidzonego organizmu.

W miarę przyglądania się, czułem się coraz lepiej. Uczucie nienawiści, w odróżnieniu od tego co piszą naukowcy i inni niedorobieni członkowie społeczeństwa, dobrze mi zrobiło. Poszwendałem się jeszcze trochę po łazience, aby docenić szlachetny charakter tej klatki więziennej z prysznicem i toaletą bez okien, i uspokojony wróciłem do łóżka.

Jeśli miałem jeszcze sny, to z pewnością były one kolorowe, ponieważ rano obudziłem się śpiewny niby opity chmielem skowronek; moja głowa spoczywała na poduszce wysłanej tęczą promieni. Myślałem, że to tęcza LGBT, ale nie, to była tęcza promieni słonecznych filtrowanych przez firanki w oknach sypialni.

Była to moja najbardziej udana noc. Nie powiem, że całego życia, bo wszystko jest jeszcze przede mną.

Pozdrawiam serdecznie życząc wszystkiego. Więcej życzyć nie jestem w stanie.

Przekaż dalej
0Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *