Ballada o striptizie i tańcu przy rurze

W okolicznościach nienadzwyczajnych, bo w kolejce do lekarza, który udzielał błogosławieństw zamiast wypisywania recept, spotkałem osobliwego mężczyznę. Z postury wyglądał całkiem zwyczajnie, ani przystojny, ani brzydki, ni to gruby, ni to chudy. Po kilkusekundowej refleksji uznałem, że jednak nie był on zwyczajny, ponieważ ludzi grubych i brzydkich jest teraz więcej niż drzewiej, czyli za czasów naszych przodków. Ludzie chodzili wtedy dziesięć razy więcej i jedli trzy razy mniej cukru niż obecnie. O konserwantach i środkach poprawiających smak nie wiedziano nic, i ów stan ignorancji dobrze służył społeczeństwu. W spotkaniu nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby nie historia, którą opowiedział mi ów człowiek przeciętnie nieprzeciętny.

Zaproponowano mi uprawianie „striptizu dla ubogich”. – Zaczął nowy znajomy z otwartością, której mu zazdrościłem. Dlaczego dla ubogich, to nie wiem. Striptiz to nie jest chleb, którym obdziela się bezdomnych. Ciało mam całkiem całkiem, zastanawiam się więc nadal nad tą propozycją – podsumował mój rozmówca.

Poczułem do niego sympatię. Podobnie jak ja czekał na korytarzu poszkodowany przez Ministra Zdrowia, Bartosza Arłukowicza, który jeszcze nie skrócił kolejek do lekarzy. Striptiz poszedł w odstawkę, rozmowa przeszła na temat kolejek. Rozpętała się mała dyskusja.

Jak Minister to zrobi, nie wiem, ale bez siekiery, kulomiotu albo trutki to nie może sie udać. Mieszkałem wiele lat w Australii i wiem dokonale, że kolejki są odpowiedzią na współczesne możliwości medycyny i potrzeby lecznicze społeczeństwa. Żyjemy dłużej i potrzebujemy więcej porad, prześwietleń i lekarstw. Na wizytę u neurologa czeka się w Adelajdzie sześć miesięcy, na operację wstawienia sztucznego kolana czeka się do 60 roku życia – podniecał się mój rozmówca.

Solidaryzowałem się z nim, bo też mieszkałem na antypodach i znam fakty. Kolejki są niemiłym, ale normalnym stanem służby zdrowia. Wie pan, dlaczego nie ma kolejek po chleb? Bo za ten towar płaci się najprawdziwszymi pieniędzmi. – Sam zadałem to pytanie, i sam na nie odpowiedziałem. Zalecam takie postępowanie jako formę samoobsługi konwersacyjnej.

Mój rozmówca zgodził się tak gorliwie, że aż przestraszył ludzi swoim krzykiem: „W służbie zdrowia kolejki są i będą!”. Po czym dodał pytanie: „Czy zna ktoś kraj, gdzie nie ma kolejek do lekarza, lub są one krótsze? Podniosło się kilka rąk, lecz mówca „uspokoił” chętnych do odpowiedzi wyjaśnieniem: Chodzi o to, gdzie je skrócono, ale nie przez upowszechnienie prywatych ubezpieczeń zdrowotnych. Takie sztuczki to każdy głupi potrafi. My ich tutaj nie lubimy i nie chcemy.

– Mnie, proszę pana, sugerowano taniec przy rurze. – podsunąłem nowy temat uprzejmie, aby podtrzymać wymianę opinii na to, co cenne i mądre w życiu, a nie na przykrości w poczekalniach. – Taniec przy rurze to zdrowa forma gimnastyki, elegancki sposób pokazania uroków ciała, wzmocnienia elastyczności mięśni. Jest to również zajęcie dobrze płatne. Trzeba tylko mieć elastyczne i pojemne majtki, aby pieniądze nie wypadały na podłogę i nie wywoływały swym brzęczeniem podniety innej niż seksualna.

Sama podnieta seksualna jest bardzo zdrowa! – Wpadł mi w słowo pan Arek, który minutę wcześniej bezpretensjonalnie zaproponował mi przejście na ty. – Daje ona radość, której nie dadzą panu w żadnej przychodni lekarskiej ani nawet w telewizji. Chociaż, chociaż… – Rozmówca zreflektował się i zbliżając usta do mego ucha poinformował szeptem, że w telewizji jest kanał promujący usługi erotyczne. – Erotyka nie jest dokładnie tym samym, co seks, ale jest również fantastycznym wynalazkiem!

Poważnie skinąłem głową na znak zgody. Uznaliśmy, że jest to bezsprzeczny fakt zważywszy, że seks, pieniądze i władza to żelazne tematy wszystkich społeczeństw i wszystkich czasów. Przyłączyły się do nas inni pacjenci stojący przed gabinetami lekarskimi. Kolejka zaczęła się ożywiać. Padało mniej przekleństw, rumieńce wykwitały na przybladłych obliczach, sylwetki prostowały się, matki cieplej myślały o synach i córkach wracających do domu późnym wieczorem, ojcowie obiecywali solennie większe zaangażowanie w sprawy domowe, mniej alkoholu i papierosów. Ktoś nawet podjął postanowienie, że znajdzie pracę nie oglądając się na Urząd Pracy ani nie obarczając tym Premiera Tuska.

Zrozumiałem wtedy, czego naprawdę potrzeba społeczeństwu, które w większości pieniądze ma, ale tym się nie chwali, mówi natomiast i narzeka na to, na co narzekają ludzie we wszystkich krajach rozsądnego dostatku.

Z panem Arkiem poszliśmy na kieliszek wina. Obydwaj czytaliśmy książkę „Dziewięć żywotów. Na tropie świętości we współczesnych Indiach” i zrozumieliśmy aż do bólu, jak wiele my, Polacy, mamy nie zdając sobie z tego sprawy, i jak wiele żądamy zapominając, że świat nie jest, nie był i nie będzie idealny.

Przekaż dalej
0Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *