Jan Stanisławski prowadził niegdyś wykłady o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkanocnymi. Ja w dzisiejszym „wykładzie” udowodnię pozytywny związek między porządkiem w szopie a twórczością pisarską.
Szopa to poważna kwestia i aspekt życia w Australii. Służy za magazynek narzędzi, warsztat pracy jak i podręczny skład rzeczy niemieszczących się w domu lub wymagających czasowego przechowywania. Bałagan, jaki panował w mojej szopie ogrodowej, wpływał negatywnie na moje życie. Przeżywałem frustrację. Nie mogłem odnaleźć rzeczy, o których wiedziałem, że gdzieś są w szopie, trudno mi było poruszać się wśród nagromadzonego „bogactwa”, męczyłem się widokiem bałaganu, wysłuchiwałem uwag na temat mego bałaganiarstwa (co mi się należało), spędzałem marnotrawnie czas na przestawaniu rzeczy, aby coś odnaleźć. Jednym słowem tragedia na miarę człowieka nieuporządkowanego.
Stałe poczucie, że coś jest nie w porządku i wisząca nad moją głową jak miecz Damoklesa presja dokonania zmian, które wciąż odkładałem, konsumowały moją energię. Był to konflikt między poczuciem konieczności zmiany postępowania a niezdolnością rozwiązania tego dylematu, między rzeczywistością a świadomością.
Kluczem do problemu była niechęć oddania lub wyrzucenia niepotrzebnych nabytków, które zagracały szopę. Nie potrafiłem przełamać się, tak silny był instynkt gromadzenia. Po kilku latach frustracji zdobyłem się na drastyczny krok i wyrzuciłem bądź oddałem do Salvation Army (instytucji dobroczynnej) wiele poniekąd użytecznych rzeczy. Porządek w szopie wyzwolił moją energię i czas, oswobodził moją świadomość. Bałagan jest jak bagaż, który niepotrzebnego wlecze się z sobą. Teraz czuję się człowiekiem wolnym, pełnym entuzjazmu i dumy z osiągnięć. Wkrótce organizuję Dzień Wzorcowej Szopy.
„Wykład” o dobrodziejstwach porządkowania szopy to nie żart. Bałagan w fizycznym obszarze życia, pozornie niezależnym od osoby, jest bałaganem w głowie i sercu. Oznacza nierozwiązany problem, konflikt, który tkwi we wnętrzu człowieka i który absorbuje energię w sposób znacznie poważniejszy niż się wydaje. Traktuje o tym psychologia. Konflikt tej natury może być ukryty w świadomości, być źródłem frustracji, niezadowolenia, dezorientacji.
Najlepszym znanym mi przykładem porządkowania jako formy efektywnego działania jest japońska metoda zarządzania 5S (Pięć S). Metodę definiuje 5 wyrazów: Seiri (selekcja), Seiton (Systematyka), Seiso (Sprzątanie), Seiketsu (Schludność) oraz Shitsuke (Samodyscyplina). Podkreślę, ze Seiri oznacza w swej intencji pozbywanie się rzeczy niepotrzebnych w miejscu pracy. Zainteresowanych odsyłam do Wikipedii pod adres http://pl.wikipedia.org/wiki/5S .
Porządkując szopę uporządkowałem część mego życia w sposób pozwalający na bardziej wydajną i lepiej zorganizowaną pracę w innych dziedzinach. Jest to jedno z prawdziwych wyzwań dla osób parających się pisarstwem: zapewnienie sobie czasu oraz utrzymanie motywacji i dyscypliny. Teraz mogę ze spokojnym sumieniem wyjść na ulicę z transparentem: Porządek w szopie to podstawa sukcesów myślącego pisarza.
Przekaż dalej
Wykład “O dobrodziejstwach porządkowania” to bardzo ciekawy i potrzebny temat. Bezsprzecznie sprzątanie jest pewną formą “relaksu, okazją do uporządkowania samego siebie. Ja osobiście spojrzałbym na to jednak z nieco innej strony bo sam jestem wielkim bałaganiarzem.
Przy takim porządkowaniu człowieka nachodzą różne refleksje, wspomnienia , powinny się pojawić retrospekcje, ( te rzeczy kiedyś były bardzo potrzebne i do czegoś służyły. Każda ma jakąś historię). Ale czy to powinno być w Blogu? Czy to nie temat na opowiadanie?
Chcąc mieć porządek w głowie i w sercu, to trzeba gdzieś ten ”bałagan”
(powstający przy porządkowaniu) umiejscowić. Do tego między innymi służą takie “szopy”. Z tego bałaganu powinien powstać nowy byt. Nasz obecny piękny świat wyłonił się jak mówią uczeni z “wielkiego chaosu”, ale co ja piszę… jaki znowu bałagan? To nie żaden bałagan a “przypadkowy porządek”, który w oczach wrażliwego człowieka jawi się często jako “ artystyczny nieład”. Pamiętam z dzieciństwa jak biegaliśmy po różnych podwórkach zaglądając przez szpary to takich “szop”, piwnic i strychów. Ileż tam było ciekawych rzeczy, ile tajemniczych urządzeń o których przeznaczeniu nie mieliśmy zielonego pojęcia. Teraz tego nie ma. Wśród blokowisk w ogrodzonych zadaszonymi murami i pozamykanych na cztery spusty śmietnikach… czasem ktoś przed kratą położy jakąś rzecz mogącą wzbudzić czyjeś zainteresowanie.
Każda taka rzecz miała swoje przeznaczenie i swoje miejsce. Zostały porzucone tam gdzie są i czekają… czas dla nich nie istnieje…. a z nami związane są tylko przeszłością. Prawie za każdym razem kiedy pozbywam się przedmiotów pozostających w wieloletnim zapomnieniu, uznanych za definitywnie zbędne, po krótkim czasie stają się one bardzo potrzebne. “Złośliwość przedmiotów martwych”???
Pociągnę ten temat jak tylko uporządkuję piwnicę.