Noc była czarna i gęsta. Iwanowi Iwanowiczowi przyśnił się diabeł. Obudził go w środku nocy. Był straszny: kudłaty, długi ogon, rogi, oczy jak węgle.
– Wstawaj. – Krzyknął. – Dziś jest święto Trzech Króli. Ludziom należą się upominki. Masz robotę do wykonania. Będziesz złoczyńcą. Wybatożysz trzech osobników, moich konkurentów do sławy.
Wcisnął mu w rękę ośmiorzemienny harap i popędził do wyjścia. Przeszli ulicą kawałek drogi i weszli do dużego okrągłego budynku. Pilnowali go strażnicy, ale akurat posnęli; minęli ich niezauważeni. Na korytarzach przechadzali się ludzie. Odbywały się akurat jakieś obrady.
– Lej tego! – Diabeł wskazał brudnym paluchem inteligencika z cieniutkimi okularami.
– Za co? – Zapytał przytomnie Iwan Iwanowicz.
– Za kłamstwa. Łże jak najęty.
Wykonując diabelskie wskazanie Iwan Iwanowicz serdecznie przyłożył wskazanemu. Ten nawet nie drgnął. Odezwał się tylko szyderczo.
– Mnie kłamstwa ani baty nie ruszają. Jestem odporny. Mam skórę grubą na palec. Tacy jesteśmy, my, cała formacja.
Potem weszli go jakiegoś gabinetu. Siedział tam starszy mężczyzna, tęgawy, zastały w sobie, siwy. Patrzył spode łba.
– Przyłóż mu. To nic, że jest już prawie na emeryturze. To nie zwalnia go z obowiązku przyzwoitości. – Warknął diabeł i nie czekając na pytanie Iwana Iwanowicza wyjaśnił.
– To za piekielne pomysły. Nie wiem dokąd on zmierza, jaką nienormalność lub podłość chce jeszcze popełnić. To facet niezrównoważony.
Kiedy już Iwan Iwanowicz skończył swoją katowską robotę, przewodnik po piekle i okolicach powiedział:
– Idziemy dalej. Szukam gogusia, co lubi głośno i koślawie przemawiać. To krzywoprzysięzca.
Poznali go z daleka. Miał różowe policzki, a głowa mu latała z lewa w prawo w oczekiwaniu na aplauz. Przemawiając krzyczał; był to jego ulubiony styl prezentacji słownej.
– Temu przyłóż najmocniej. On jeden mógł zatrzymać falę niegodziwości, ale nie zatrzymał. – Powiedział diabeł, po czym dodał łagodniejszym głosem:
– Na tym zakończymy twój sen, Iwanie Iwanowiczu. – Powiedział to i wycofał się. Przedtem zaśmiał się piekielnie. Adresatowi diabelskiego śmiechu zrobiło się nijako na duszy.
*****
Po diabelskiej nocy nadszedł dzień tak ponury, że ludzie masowo popełniali samobójstwa. Wszędzie widoczne były gałęzie z grubymi sznurami. Mroźna cisza wwiercała się w uszy, samochody przymarzały do podłoża, kierowcy przymarzali do karoserii. Widoki były nie z tej ziemi.
– Co mi z takiego życia, kiedy nawet potrójna kawa, półnaga kobieta ani krzyk żony nie stawiają mnie na nogi. – Rozlegały się okrzyki.
Krzyczeli mężczyźni, kobietom było to nie na rękę; opiekowały się dziećmi i albo gotowały obiad, albo sprzątały zagrodę, albo snuły wizje przyszłości z dużymi pieniędzmi i miłością wypełniającą całe ich życie.
– Były jeszcze inne zajścia, przede wszystkim wypadki drogowe, kolejowe, lotnicze i pożarnicze. – Wyjaśnił Iwan Iwanowicz. – Ale to nie ja będę je relacjonować. – Od tego jest telewizja.
Taka to była noc z piątego na szóstego stycznia 2019 oraz dzień szóstego stycznia tegoż roku, zwany Dniem Trzech Króli.
Przekaż dalej