Zderzenie konia i jeźdźca z murem było jak potężne tsunami uderzające w mikroskopijną powierzchnię materii, która przeszła do historii pod nazwą pomnika. Tysiące osób z napięciem śledziło rozgrywający się dramat. W pierwszym momencie zapadła martwa cisza, aby za chwilę wybuchnąć wrzawą zawodzeń, wołań i okrzyków. Ci, którzy znajdowali się dalej pytali, co się stało, inni dawali upust pogardzie i nienawiści wobec Ewolucjonistów, którzy spreparowali podstęp, jeszcze inni głośno wyrażali radość mniemając, że Kaczan stracił życie.
Słabosilny postanowił wykorzystać zamieszanie i harmider, aby z bliska ocenić skutki wydarzenia. Zawodnicy jego drużyny ostrzegali go przed podjęciem tego kroku, niektórzy byli gotowi nawet odciągnąć go od miejsca tragicznego zdarzenia. On jednak uparł się.
Muszę obejrzeć dzieło opatrzności, które wydało wyrok na najbardziej zawziętego wroga ładu i szczęścia społeczeństwa – warknął zniecierpliwiony ostrzeżeniami przed konsekwencjami zbliżenia się do miejsca wypadku.
W asyście dwóch młodych mężczyzn umięśnionych jak były gubernator Kalifornii za czasów kulturystycznej młodości, Słabosilny zmierzał w kierunku pomnika, gdzie zgromadziło się już wielu ciekawskich. Niektórzy robili zdjęcia, inni usiłowali z bliska przyjrzeć się tłoczonej kompozycji muralnej. Słońce świeciło w oczy tak intensywnie, że mężczyźni musieli je nieprzerwanie osłaniać lub mrużyć. Szkoda, że nie zabrałem okularów przeciwsłonecznych – mruknął Premier. Ale nie można w nich grać.
Przysłaniając oczy żaden z nich nie zauważył, że w tłumie przy pomniku kryje się przeciwnik polityczny Premiera. Kaczan zajęty wypisywaniem autografu na koszulce jednego z fanów, pierwszy dostrzegł zmianę sytuacji i jak jastrząb rzucił się w kierunku oślepionej słońcem ofiary. Nie wiadomo kiedy znalazł się przy Słabosilnym i wymierzył mu siarczysty policzek. Głowa Premiera aż odskoczyła na bok.
Ty nędzna kreaturo! – wycedził napastnik przez zęby. Chciałeś podstępnie mnie zabić, ale Bóg nade mną czuwał. Powołanie się na istotę najwyższą miało – w jego przekonaniu – przekonać śmiertelnego wroga o bezsensowności jego zamiarów.
Bóg jest po naszej stronie, ty kanalio! – wykrzyknął Premier otrząsając się z ciosu i publicznego upokorzenia. Nie zamierzał pozostać dłużny. Zagrały w nim osobiste, polityczne i sportowe uczucia wywołując efekt mieszkanki piorunującej w zapalniku. Premier wyprostował się i wymierzył sprawiedliwość kierując pięść w twarz Kaczana. Ten zatoczył się oszołomiony klasycznym prostym i zuchwałością przeciwnika, którego uważał za niedołęgę polityczną bez charakteru. Zaskoczony podniósł rękę i dotknął nosa, gdzie odczuwał największy ból. Poczuł wilgoć i spojrzał na dłoń; była czerwona od krwi. Eksplodował wściekłością. Był w stanie szoku, czuł szum i jeden wielki zamęt w głowie.
Unicestwię cię! – zawył przerażającym głosem w kierunku Premiera. Błyskawicznie sięgnął do pasa i spod skórzanej osłony wyrwał czarno połyskujący przedmiot. Był to rewolwer, w rękach polityka broń ekstremalnej rozpaczy i desperacji. Szaleństwo wyzierało mu z oczu, kiedy celował w obiekt swojej nienawiści. Tylko cud mógł uratować Premiera. Rozległ się strzał i mężczyzna na oczach tysięcy zawodników, sędziów, gości na honorowych trybunach, ekip sił porządkowych oraz licznych dziennikarzy, reporterów i kamer telewizyjnych padł na ziemię jak rażony piorunem.
Przekaż dalej