Byłem na spotkaniu z panią Arletą Szpurą i postanowiłem zostać celebrytą. Nie jest to łatwy chleb, ale jadłem już chleb z niejednego pieca, a kilka razy nawet bułeczkę z masłem z dodatkiem kubka kakao. Było to w barze mlecznym w Zamościu za czasów mojego dzieciństwa w okresie PRL, którego prawie żałuję od dnia, kiedy pewien Amerykanin nazwał go głupim ustrojem. Do tamtej pory myślałem o PRL tylko jako ustroju niesprawiedliwym, niedemokratycznym, niewydajnym, odręcznie sterowanym przez kacyków, ale nie głupim, aż tu nagle Amerykanin, postać poznana przeze mnie w zwykłym pociągu osobowym, przez co nieco podejrzana, mówi mi w oczy, że był to głupi ustrój. Zgodziłem się z nim ponieważ Amerykanie byli już wtedy potęgą militarną a nic mną tak nie wstrząsa jak wycelowany we mnie szybkostrzelny karabin maszynowy, nie mówiąc o armacie lub torpedzie. Zgodziłem się z nim także dlatego, że nie był mi jeszcze znany prezydent Donald Trump, człowiek, który każe innym ważnym osobom stać przy biurku, kiedy on siedzi. Dziś nie byłbym tak bardzo skłonny wierzyć Amerykanom, którzy oprócz Faulknera, Hemingwaya, Steinbecka i kilku innych przyzwoitych facetów (i facetek) nie mieli światu wiele do zaoferowania oprócz bomby atomowej, coca-coli, Facebooka, Amazona, Twittera i Instagrama i nowoczesnych technologii ogłupiania człowieka przez telefon.
Tak czy inaczej byłem na spotkaniu z panią Aretą Szpurą, autorką książki „Jak uratować świat? Czyli co dobrego możesz zrobić dla planety”, blogerką i aktywistką ekologiczną, osobą przemiłą i zaangażowaną, zaliczoną do najbardziej wpływowych kobiet w wieku poniżej 30 lat w Polsce. Byłem i nawet zrobiłem sobie wspólne zdjęcie.
Przekaż dalej
Super!!!