Mrowisko. Opowiadanie surrealistyczne.

Odc.1/2 Awans

Żyłem samotnie, poświęcając się bezgranicznie pracy zawodowej w Archiwum Akt Dawnych oraz działalności charytatywnej pomagając odnaleźć się psychicznie i duchowo osobom zagubionym w nowej cywilizacji. Nawet nie zauważyłem, jak bardzo wchłonęły mnie te dwie pasje. Po dwudziestu latach doprowadziły mnie one do egzystencjalnego absurdu – zostałem ludzką mrówką. Zadecydowała o tym przede wszystkim moja pracowitość. Kiedy wiadomość się rozniosła, otrzymałem wiele gratulacji i wyrazów podziwu. Nierzadko częstowano mnie kostkami cukru, wyraźnie kojarząc mnie z koniem. W niespokojnym czasie, w jakich żyliśmy, nie widziałem w tym nic niezwykłego, tym bardziej, że byłem przyzwyczajony do ekstrawagancji a nawet pewnej dziwaczności. Niektórzy z moich przyjaciół i znajomych nie podzielali mojego spokoju.

– Nie takie cuda zdarzają się na pograniczu zachowań ludzkich i zwierzęcych – konsekwentnie im powtarzałem, aby złagodzić ich niepokój.  

Żyjąc w nowej rzeczywistości, zapisałem się do Klubu Pracowitych Mrówek. Umocniło to moją pozycję społeczną. Wkrótce zaproszono mnie do Mrowiska, oferując pracę odpowiadającą moim doświadczeniom i aspiracjom oraz mieszkanie. Mrowisko było dla mnie czymś całkowicie nowym. Było niezwykłe. Rządził w nim niejaki Bonza, pierwowzór i ucieleśnienie wszystkich Bonzów, jacy kiedykolwiek istnieli i będą jeszcze istnieć. Ten osobnik był czymś w rodzaju wzorcowego genomu; tak o nim mówiono.

Społeczność Mrowiska imponowała mi dyscypliną oraz odpowiedzialnością, panowała w niej karność oparta na zasadzie „Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Te mrówczo-ludzkie istoty wspierały się wzajemnie w tak intensywny sposób, że nawet nie zauważyły, kiedy zapanował tam powszechny nepotyzm. Bonza i jego ekipa nazywali to patriotyzmem i twierdzili, że jest to część tradycji Mrowiska niezbędna dla przetrwania mrówek na ziemi. 

Wkrótce zdałem sobie sprawę, że Mrowisko nie było wyłącznie miejscem zamieszkania i pracy mrówek. Szkoliła się tam armia nowych istot, obywateli przyszłości. Na czele tego przedsięwzięcia stał Bonza, widzący w nich wzór idealnego, wymarzonego społeczeństwa. Jego pogląd znalazł szerokie uznanie w Mrowisku, tym łatwiej, że był postacią pierwszoplanową; bez jego udziału nic ważnego nie miało szans zdarzyć się w Mrowisku.  

Wkrótce dowiedziałem się o nim więcej, ponieważ często pokazywano go w telewizji. Nie zachwycił mnie. Był to osobnik niewysoki, brzuchaty, o dużej, okrągłej twarzy, mało ruchliwy. W trakcie swoich publicznych wystąpień opowiadał klozetowe kawały i rechotał. Uśmiechał się przy tym drwiąco, okraszając twarz sardonicznym skrzywieniem ust. Przypomniał wtedy istotę psychicznie niezrównoważoną, karykaturę mrówki. Tylko ja tak to odczuwałem. Ci, co go oglądali i słuchali, odpowiadali mu radosnym, pełnym entuzjazmu chóralnym rechotem. W prostocie mojej ludzkiej istoty awansowanej dzięki pracowitości do rangi mrówki nie rozumiałem tego.

– Przecież to cynik i głupek. Dlaczego oni się śmieją?

Wyjaśniono mi to.

– To są jego klony. Są tacy sami jak on, tak samo patrzą na świat, tak samo reagują, a nawet tak samo drapią się po plecach i oblizują na widok świeżo uwędzonej kiełbasy. Co więcej, oni adorują się wzajemnie. Bonza rzuca im ochłapy przeżutego intelektualnego pokarmu i żywi pochwałami, jacy są mądrzy, samodzielni i niezależni, a oni wspierają go oklaskami na wystąpieniach publicznych i głosują na niego w wyborach powszechnych.

Odc. 2/2 Przeznaczenie

Od pewnego czasu Mrowisko produkowało kwas mrówkowy, stanowiący silny środek korodujący. Produkcję nadzorował sam Bonza. Kwas produkowano na eksport oraz potrzeby własne, pakując go w pojemniki pięciolitrowe i wysyłając w miejsca, gdzie policyjna armia mrówek inspirowanych przez Bonzę prowadziła działania skierowane przeciwko inaczej myślącym osobom. Kwas trawił wszystko, co stało policyjnym mrówkom na przeszkodzie w zwalczaniu przeciwników wewnętrznych: domy, rowery, bramy, sprzęt rolniczy, instalacje grzewcze, boiska, laptopy i smartfony, gazety i dokumenty, nie wspominając roślin na polach i w ogrodach.

Szkolenie policjantów-patriotów cieszyło się uznaniem wielu mieszkańców Mrowiska. Pod ich adresem sypały się pochwały i gratulacje. Podkreślano ich zaangażowanie, pracowitość, patriotyzm oraz oddanie sprawie. Większość tej chwały przypadła w udziale Bonzie i jego współpracownikom.

Dzięki mojej niezwykłej pracowitości mnie też nie ominęły zaszczyty. Nieoczekiwanie stałem się postacią publiczną, omalże celebrytą. Wkrótce otrzymałem zaproszenie na audiencję do gubernatora Lambrekina, cichego adoratora i sojusznika Bonzy. Gubernator przyjął mnie w swoim gabinecie, w otoczeniu świty. Wydał mi się dwulicowy, ponieważ jedna połowa jego twarzy reagowała inaczej niż druga. Po zakończeniu audiencji ktoś doniósł gubernatorowi, że nie znoszę rechotliwego śmiechu Bonzy. Gubernator wściekł się i wydał polecenie, aby mnie unicestwić w oczach społeczeństwa. Na szczęście ostrzeżono mnie, dzięki czemu uniknąłem natychmiastowego aresztowania i oskarżeń.

Dwa dni później dowiedziałem się, że gubernator wprawdzie wygląda jak prawdziwa mrówka, ale połowę twarzy ma wykonaną z tworzywa sztucznego. To mi wyjaśniało jego zachowanie. Powiedziano mi też, że ma przysłowiowy kurzy móżdżek, mały i prymitywny. Nie przeszkadzało mu to jednak, aby sprawnie funkcjonować, ponieważ zainstalowano mu w głowie chip ze sztuczną inteligencją.

– Ta kreatura jest zakałą naszego społeczeństwa podobnie jak Bonza. Pozorując niezależność, porozumiewają się potajemnie i spiskują – ostrzegł mnie przyjaciel.

Niektórzy dostrzegali w kierowanej przez Bonzę i Lambrekina mrówczej społeczności ważne zalety. Usłyszałem to w trakcie publicznego zgromadzenia obywateli na rynku głównym.

– Mrówki kierowane przez Bonzę są szlachetniejsze od innych istot żywych.

– Jak to? Dlaczego? – pytano.

W sprawie wypowiedziała się aktywistka ruchu spokojnej obrony klimatu i przyrody.

– Bo nie zaśmiecają środowiska naturalnego. Wszystko sprzątają po sobie. Ponadto produkują kwas mrówkowy, znajdujący zastosowanie również w medycynie. To środek wzmacniający wolę podporządkowywania sobie innych istot żywych. Regularnie przyjmują go Bonza oraz gubernator Lambrekin.

Wysłuchawszy jej pomyślałem, że społeczeństwo, w którym żyję, nie jest dobrze skonstruowane.

– Nie ma róży bez kolców. W naszym społeczeństwie jest za dużo łajna – to było podsumowanie moich przemyśleń.

Wkrótce wojna wewnętrzna się skończyła. Wiatr historii zmiótł z powierzchni ziemi Bonzę oraz Gubernatora Lambrekina. Nowe władze przeniosły ich do lamusa historii. Większość społeczeństwa odetchnęła z ulgą, z wyjątkiem popleczników Bonzy i Lambrekina oraz podobnych im ignorantów. Mrówki indoktrynowane przez Bonzę i Lambrekina powróciły z frontu walki ideologicznej do swoich domów, aby zamknąć się w melancholii rozpamiętywania przegranej oraz genetycznego zapóźnienia, nie pozwalającego im dostrzec korzyści życia w pokoju.

Nigdy nie podobała mi się wizja społeczeństwa kierowanego przez Bonzów i Lambrekinów, zdegenerowanych moralnie przywódców. Nie potrafiłem jednak nic zrobić, jak tylko godzić się ze sprzecznościami tkwiącymi w organizmie społecznym, w jakim przyszło mi żyć. Świat Bonzów i Gubernatorów musiał przelać się jak brudna fala tsunami i zawalić pod własnym ciężarem. Takie było jego przeznaczenie.

Przekaż dalej
2Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *