Kwefi czyli nowa rzeczywistość

Odc. 1

Kwefi. Tak go nazywano. Była to nazwa ciepła, serdeczna, może nawet pieszczotliwa, ale nie było to jego prawdziwe imię ani nazwisko. Był osobą publiczną, kimś w rodzaju wszechstronnego celebryty o zaskakującym zachowaniu. Nie był urodziwy. Jakkolwiek by go nie upiększać, był to osobnik raczej niski i dosyć pękaty, o niemal okrągłej twarzy, stwarzający swoim ostrożnym i powolnym chodem wrażenie, że za chwilę przekształci się w słup soli, podobny do tego, w jaki zmieniła się żona biblijnego Lota.

Gwoli przypomnienia, Wikipedia mówi o niej jako „nieznanej z imienia postaci starotestamentowej, małżonce bratanka patriarchy Abrahama – Lota. Wraz z mężem i dwiema córkami uciekała z zagrożonej zagładą Sodomy. Przed ucieczką Bóg Jahwe ostrzegł Lota, by nikt nie oglądał się za siebie, gdyż podzieli wówczas los przeklętego miasta. Jednak żona Lota podczas ucieczki obejrzała się ku Sodomie, prawdopodobnie zaciekawiona tym, co się tam działo. Stało się, jak mówił Bóg, i spotkała ją zagłada, gdyż zamieniła się w słup soli”.

Nawiązanie w tym momencie do Biblii Świętej jest jak najbardziej na miejscu, jako że Kwefi był człowiekiem pobożnym, chętnie powołującym się na Pana Boga, jego opinie i poglądy, co myśli i czego oczekuje od ludzi, i to w taki sposób, jakby on i Pan Bóg byli ze sobą za pan brat. Niektórzy kojarzyli to z gorącym uczuciem Kwefiego do Kościoła, o którym mówił często i chętnie „Matka nasza”. Oczywiście nie rodzicielkę miał na myśli, ale instytucję wiary bliską i serdeczną jak matka, od wielu lat ujawniająca mu się w snach, a później, kiedy się postarzał i nabył zamiłowania do podsypiania, także w upojnych popołudniowych sjestach.

Odc. 2

Talenty Kwefiego budziły w bliźnich podziw jak i lęk. Społeczeństwo podzieliło się w jego ocenie, rzecz poniekąd naturalna, skoro niejeden z obywateli był rozdwojony. Stojąc na czele Ruchu Patriotyczno-Narodowego, Kwefi potrafił nadawać rzeczywistości wymiary surrealizmu i abstrakcji, pojęć trudnych do zrozumienia nawet dla osób o wybujałej wyobraźni. Przede wszystkim wspaniale żonglował uczuciami, wzniecając w bliźnich miłość, niepokój lub nienawiść, i to w krańcowych formach.

– Ja jego zwolenników, tych sukinsynów, uważam za prawdziwą zmorę, zdolną doprowadzić nas do ruiny. Oni żyją w innym wymiarze, jakiegoś chorobliwego zakłamania, niezdolności rozróżniania dobra i zła – pisał w swoim tajnym notatniku Salomon Ircha, zdeklarowany wróg Kwefiego.

Kwefi w zależności od potrzeby wydobywał z ludzi to, co było w nich najlepsze, oraz to, co najgorsze. W ostatnich latach ta druga opcja zaczęła dominować, uległa przyśpieszeniu. Dziennikarze, których nieznani sprawcy szantażowali oszczerczymi wpisami na portalach społecznościowych, podpalali samochody oraz wybijali szyby wrzucając do mieszkań granaty dymne donosili, że cichym marzeniem Kwefiego jest wielki obóz koncentracyjny, gdzie ludzie nieprawomyślni będą poddawani przymusowej reedukacji. Duża Suzi, bliska współpracownica Kwefiego, w stanie wieczornego zamroczenia alkoholowego wyznała swojej przyjaciółce:

– Nikt go nie zna tak dobrze jak ja. W młodości Kwefi pracował w cyrku, gdzie nauczył się wyrzucać z ust ogień o kształcie pióropusza, pioruna a nawet krowiego ogona. Podobało się to widzom, tłumnie przybywającym na jego występy. Ta chęć wywierania wpływu na ludzi i doprowadzania ich do zachwytu pozostała w nim na zawsze. Gospodynie wiejskie, strażacy, sprzątaczki, pracownicy poczty, piekarze i ludzie podobnych zawodów, od początku są jego najwierniejszymi słuchaczami i widzami. Spotkasz tam także lekarzy, profesorów oraz właścicieli wielkich przedsiębiorstw. Ci ludzie przyjmują rzeczywistość tak jak on im objawia, bez krytykanckiego myślenia i zastawiania się, czy nie kryje się za tym jakaś sztuczka.

– Dla nich ogień to ogień, bez względu na to, czy pochodzi z ust cyrkowca czy z pożaru wznieconego przez piorun, czy dobroczynnie ogrzewa pomieszczenie czy też wypala las razem z jego mieszkańcami – pisał dziennikarz śledzący podróże Kwefiego po kraju.

Miejscowości, gdzie Kwefi się pojawiał, były starannie wybierane przez niego na wielkiej jak ściana mapie kraju. Były to miejsca, gdzie go uwielbiano. Wskazywały na to badania poprzedzające jego podróże. Wrogowie Kwefiego złośliwie łączyli je z autobusami dowożącymi ludzi zwabionych obietnicą kiełbasy z zimnym piwem lub gorącą herbatą, w zależności od pogody. Kobietom udającym się na spotkanie z Kwefim oferowano kwiaty, girlandy, kolorowe suknie, tytuły zasłużonych gospodyń oraz dyplomy uznania za patriotyczną postawę wielodzietności. Kiedy na scenie pojawiał się kolorowo ubrany Kwefi, z wieńcem niezwykłych czarnych róż na szyi, tłum wiwatował na jego cześć, wchłaniając każde jego spojrzenie i każde słowo. Ludzie krzyczeli, wyrażając prośby, jakie zazwyczaj kierowali do Najwyższego. Pojawiały się słowa pełne poezji i nadziei.

– Kwefi, panie nasz i władco, ubóstwiany dobroczyńco! Błogosław nas, nasze domy i nasze dzieci, nasz dobytek i zwierzęta, które także są tworami boskimi zasługującymi na wyróżnienie. Tylko ty jeden gwarantujesz nam świetlaną przyszłość. Bez ciebie wyglądałaby ona jak czarna dziura w kosmosie.

– Niewiele wiem o czarnych dziurach w kosmosie – odpowiadał po namyśle Kwefi, ozdabiając miłosiernym uśmiechem wąskie usta, po czym przekazywał budujące optymizm treści, najbardziej ukochane przez audytorium. Były to pochwały za dumę, pracowitość i zaangażowanie oraz obietnice życia w głębokiej wierze w Boga i dobrobycie.

– Nikt wam nie stworzy tak wspaniałych warunków życia, jak ja i ludzie mnie otaczający, mądrzy, zapobiegliwi i uczciwi do szpiku kości – zapewniał Kwefi z oczami wypełniającymi się łzami radości.

W przekonaniu zwolenników Kwefiego kształt jego ust świadczył o mocnym, pozytywnym charakterze, według specjalistów od wizerunku i mowy ciała o skąpstwie i okrucieństwie. Szokujące rozdwojenie jaźni społecznej cieszyło Kwefiego, stając się podwaliną jego planu ostatecznego doprowadzenia społeczeństwa do pełni rozkwitu i dobrobytu.

Odc. 3

Wspominając czarną dziurę Kwefi nie mówił całej prawdy, ponieważ kiedyś miał z nią intymne spotkanie, co zostało zapisane gdzieś w zakamarkach jego duszy. Niejasno pamiętał, że była czarna i owłosiona, ale nie był tego pewien. Prawdę o zdarzeniu wyznał spowiednikowi w konfesjonale, twierdząc, że nastąpiło ono w czasie, kiedy niebezpiecznie zatruł się lekami i był w gorączce. Wyznanie zainicjowało dłuższą, cichą rozmowę między dwoma mężczyznami opartą na tajemnicy spowiedzi oraz wspólnym zainteresowaniu sprawami tajemnymi.

Seksualność Kwefiego była tematem nurtującym jego otoczenie. Żył sam i to wydawało się podejrzane w czasach, kiedy większość dorosłych miała kogoś bliskiego w sposób jawny lub nieoficjalny, skryty. Wiele osób mówiło o jego seksualności, najczęściej po cichu, spekulując, jak i w czym ona się objawia. Temat intrygował wielu, także przeciwników Kwefiego.

– Jaki naprawdę jest Kwefi w swojej intymności? Jaki jest jego stosunek do kobiet a jaki do mężczyzn? – to pytanie nurtowało w szczególności dziennikarzy chciwych sensacji oraz niektórych jego zwolenników, zwłaszcza kobiet. Wśród zainteresowanych tajemnicą były także osoby, chętne nadwerężyć a nawet zniszczyć jego reputację, gdyż nic tak nie cieszy człowieka jak destrukcja osoby znienawidzonej. 

W końcu udało się ustalić, że do trzynastego roku życia Kwefi był wychowywany przez nianię. Był do niej bardzo przywiązany.

– Jak się potem okazało, zakochał się w niej szaloną młodzieńczą miłością. Uległ jej urokowi i to go zgubiło – tajemniczo wyznała kiedyś Duża Suzi, natychmiast uderzając się dłonią po twarzy, jakby chciała ukarać się za coś, co miało pozostać tajemnicą.

Odc. 4

Stosunek Kwefiego do finansów, dochodów i wydatków, był poważny. Przemawiając, Mistrz prezentował edukacyjne podejście do pieniędzy, źródła zasobności narodu. Na pierwszym majowym spotkaniu, otoczony tłumem wielbicieli, wyszedł na scenę, aby dobrze go widziano. Było to spotkanie poświęcone tematowi „Jak żyć bogato, wydając mniej pieniędzy”.

Trudny temat Kwefi zaatakował frontalnie, z otwartą przyłbicą. Od razu zaczął tłumaczyć, dlaczego pieniądz jest ważny, skąd się bierze, i dlaczego on, człowiek ukochany przez tak wielu obywateli, nie zawsze jest w stanie dostarczyć takich ilości pieniędzy, aby czuli się szczęśliwi.

– Zdobycie pieniędzy nie jest łatwe. Nie rosną one na drzewach. Każdy tworzy je swoją pracą. Dotyczy to także mnie, człowieka znającego sporo sztuczek, wśród których wyciąganie białego królika z pustego kapelusza należy do najciekawszych i najbardziej edukacyjnych. Powtórzę, zdobycie pieniędzy wymaga ogromnej pracy, na jednym dwu a nawet trzech etatach. W związku z tym, aby się nie unicestwić przepracowaniem, powinniśmy wydawać ich jak najmniej. Ja sam staram się ograniczać moje wydatki do minimum. Ostatnio to nawet moją ukochaną papugę karmię najtańszym ziarnem i przekonuję ją, że przejadanie się jest prostą drogą do otyłości.

Przy okazji Kwefi opowiedział zebranym o ludziach chciwych.

– To ludzie żądający dla siebie nadzwyczajnych przywilejów, czerwonych dywanów, zaszczytów, zimowego wypoczynku w ogrzewanej saunie oraz kobierców kwiatów za oknami. Są wśród nich nauczyciele o mentalności woźnych, nieuki niezdolne do niczego innego jak uczenia w szkole, także niedouczone konowały aspirujące do roli lekarzy, sprzątaczki szpitalne udające pielęgniarki i położne oraz drobni wyrobnicy wiejscy podający się za rolników i hodowców.

Krzyki aprobaty dla odwagi głoszenia prawdy przerwały wywody Kwefiego. Wypiwszy wody i odpocząwszy chwilę, mówca podniósł głos o jeden ton wyżej.

– Ci ludzie śpią na pieniądzach, nie przejmują się niczym, nie przepracowują, są bezczelni w swoich żądaniach, nie mają pojęcia o tym, jak wygląda ciężka praca, fiu-bździu im w głowie.

Kwefi kochał ludzi, szczególnie starszych, miał wobec nich gest i lekką rękę. Na spotkania z seniorami, często słabo już widzącymi i słyszącymi, przynosił wory pieniędzy, wyjmował je z namaszczeniem, odliczał, po czym wkładał po kolei każdemu z nich do ręki, obiecując więcej. Wierzyli mu, życzyli mu zdrowia, całowali jego dłonie, mówiąc:

– Jest pan niezwykłą istotą, Kwefi, dobroczyńcą i filantropem, darczyńcą, prawdziwym altruistą, ponieważ dzieli się pan z nami pieniędzmi z własnej kieszeni, których przecież sam nie ma pan za dużo.

W razie potrzeby, zwłaszcza po dobrze przespanej nocy, Kwefi wyjaśniał złożone problemy rzeczywistości cudami. Sięgał w tym celu do Pisma Świętego Nowego i Starego Testamentu.

– Mamy swoje sposoby, jak cudownie rozmnażać pieniądze, podobnie jak Pan Jezus ryby i chleb, oraz poprawić los ludzi zsyłając im mannę z nieba. Te nieuki, typy, które mnie krytykują, nie mają zielonego pojęcia o tym, jak czynić cuda, aby społeczeństwo było szczęśliwe. Oni potrafią tylko manipulować opinią publiczną i kraść towary z supermarketów.

Ludzie uwielbiali Kwefiego za trzeźwą ocenę rzeczywistości, dar mówienia prawdy, dobroczynność i cuda dokonywane na ich oczach.

– To fantastyczny człowiek. Żyje skromnie, odejmuje sobie od ust, rankiem spożywa najczęściej tylko kromkę chleba cienko posmarowanego margaryną oraz kubek nie za gorącej herbaty, ponieważ prąd kosztuje. Czy ktoś widział go z butelką alkoholu w ręce, ubranego w luksusowy garnitur z muszką, z pięknymi kobietami pod rękę, jak to czynią te potwory, jego wrogowie?

Odc. 5

W okresie zimowo-wiosennym ceny towarów w sklepach i na rynkach oszalały. Media twierdziły, że w kraju pojawiła się inflacja rozmiarów wielkiej góry, grożącej lawiną ubóstwa, rozpaczy i zimna. Nieliczni specjaliści wiedzieli, co znaczy inflacja, i wyjaśniali to zjawisko jak tylko umieli najlepiej. Niewielu obywateli ich rozumiało.

– Ci pseudonaukowcy sami siebie nie rozumieją! – skarżyli się ludzie na ulicy, proszeni przez dziennikarzy o dzielenie się swoimi uwagami i emocjami w radio, telewizji i prasie.

– Mojej rodzinie inflacja kojarzy z marchewką, pomidorami i cebulą. Te warzywa zaczęły masowo gnić w słabo chłodzonych magazynach, w związku z czym ich ceny musiały skoczyć w górę.

Inne wyjaśnienia były jeszcze bardziej absurdalne.

– Pojawiła się plaga królików, niezwykle agresywnych, podkopujących się pod składy i hurtownie, aby masowo wyjadać warzywa i owoce. Dlatego tak wysoka inflacja to absurd współczesności, obok wojny, zmian klimatu i sztucznej inteligencji.

Na rosnący niepokój społeczny pierwszy zareagował Kwefi. Zatrudnił do mówienia o pieniądzach swego serdecznego przyjaciela, Zaborczego, dyrektora największej w kraju mennicy Big Money. Był to mężczyzna imponujący postawą, tęgi, o obfitych ustach, ubrany w nowy, obcisły garnitur koloru sejfu bankowego. Jego wizerunek nieco pogarszały niezdrowe rumieńce i obwisłe policzki.

Dyrektor przemawiał na schodach mennicy, największego budynku w stolicy, oferującego z restauracji na dachu widok poza granice horyzontu. To imponowało. Wkrótce Zaborczy stał się wyrocznią w sprawach pieniądza, jego drukowania, pakowania, cyrkulacji oraz wahań, które nazywał fluktuacjami. Na koniec każdego wystąpienia dyrektor Zaborczy udzielał rad obywatelom zgubionym na bezdrożach inflacji i drożyzny. Była w tym chęć pogłębienia w ludziach rozumienia fluktuacji pieniądza pokazywanych na wykresach.

– Bądź pozytywny, obywatelu – zachęcał dyrektor. – Nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej. Kup sobie psa, kota lub świnkę morską, aby umilały ci życie. Albo wychodź na świeże powietrze, do parku lub do lasu, i obserwuj tam ptaki lub wiewiórki. To cię odblokuje.

Odc. 6

Od stycznia dyrektor Big Money, na prośbę Kwefiego,  raz w miesiącu występował w programie informacyjno-edukacyjnym. Przedstawiał w nim perspektywy rozwoju kraju i wartości pieniądza, omawiał sprawy inflacji i drożyzny, komentował zdarzenia bieżące, zachęcał i pocieszał.

– To cudowny człowiek. Już sam jego wygląd uspokaja. Jest taki solidny, masywny jak monolit. To powoduje, że kiedy przedstawia wykres, każdy go rozumie. Inflację to ma w małym palcu. Co najważniejsze, rozprasza nastrój paranoi wiszącej nad krajem i nad światem. Czysta radość – zachwycali się widzowie i słuchacze dyrektora.

W dni dobrego samopoczucia dyrektor zachowywał się jak lekarz neurolog, rozbierał mózg społeczeństwa na neurony, wyjaśniał, że mózg dorosłego człowieka składa się z stu miliardów komórek nerwowych, zwanych neuronami, które tworzą między sobą sto bilionów połączeń. Tę rozbudowaną sieć nazywał “gąszczem neuronów”, po czym omawiał niezwykłą rolę endorfin, nazywając je cząsteczkami niebiańskiego szczęścia.

– Niech wam Bóg błogosławi – kończył i czyniąc znak krzyża błogosławił zgromadzonych.

Innym razem dyrektor wylewał z siebie wiedzę na inne tematy, zdrowe odżywianie, samochody hybrydowe i elektryczne, mówił nawet o lotach kosmicznych.

Kwefi dziękował dyrektorowi Big Money twierdząc, że pod wpływem jego wyjaśnień i wiary w przyszłość inflacja szybko spadała.

– Dyrektor tak ją obłaskawił, że łasi się do niego jak głodny kot egipski, a czasem nawet czołga u nóg. Takich ludzi nam potrzeba!

Wrogowie Dyrektora twierdzili, że puszczał wodze fantazji i łgał jak najęty, czyniąc to bezkarnie w przekonaniu, że nikt nie jest w stanie odwodnić mu kłamstwa. W sądzie, gdzie trafiły oskarżenia przeciwko niemu, sprawy były oddalane i archiwizowane ze względu na ich bezzasadność lub niską szkodliwość społeczną.

Wiedzę, mądrość i oddanie społeczeństwu naród sowicie wynagradzał dyrektorowi. Jego ogromną pensję przywożono opancerzoną ciężarówką w ostatni dzień miesiąca prosto do jego domu. Kiedy kwitował jej odbiór zwykł powtarzać:

– Lubię gotówkę przywiezioną prosto z linii produkcyjnej, pachnącą maszyną drukarską i bogactwem. Człowiek wtedy czuje, że żyje. Nie wiem dlaczego ludzie upierają się, aby być biedakami, kiedy wokół jest tyle możliwości dorobienia się majątku.

Odc. 7

Trwała walka o tron. Kwefi przeżywał kolejną upiorną noc. Jego największy rywal, zimny i bezwzględny, zwany Tasakiem, zaskakiwał go podstępnymi atakami zza węgla, fortelami i pułapkami. Celną krytyką obnażał słabości Kwefiego i choć ten był odporny na polityczny jad, boleśnie dawał mu się we znaki.

Nocą Tasak w czarnym stroju i wielkim kasku pojawił się przed domem Kwefiego, rozpalił ognisko, rozgrzał do czerwoności kilka kamieni, aby wrzucić je do wnętrza w celu wywołania pożaru. Kwefi poczuł duszący dym, nie mógł złapać oddechu. Czuł, że umiera. Na szczęście z pomocą przybyli mu Blaszka oraz Zaborczy, dyrektor Mennicy Big Money, aby zasłonić go własnymi ciałami przed ognistymi sztychami szaleńca.

Tasak nie ustępował. Pół godziny później ponowił ataku, tym razem z grzbietu dwugarbnego wielbłąda, rzucając obrzydliwe oskarżenia w stronę Kwefiego, brzmiące gorzej niż przekleństwa.

– Kwefi! Złodzieju państwowego mienia! Palancie bez umiaru! Fałszywy ideologu! Oszuście i tchórzu! – wyjdź przed dom na ubitą ziemię i zmierz się ze mną. Udowodnię ci, jakim jesteś marnym robakiem!

Kwefi nie podjął brutalnie rzuconej rękawicy. Wściekły Tasak wyzwał go od garbusów, pomyleńców i zwolenników Ciemnogrodu. Na słowo Ciemnogród na pomoc Kwefiemu pośpieszył minister edukacji, zwaliste, brutalne i głośne chłopisko. Razem z nim na miejsce przybyli dziennikarze. Minister, zapytany przez młodą dziennikarkę o kierunek rozwoju systemu edukacji, dyszał ciężko. Nie podobało mu się pytanie, uznał je za prowokację wobec zdarzeń mających miejsce przed domem Kwefiego.

– Wy, zdeprawowani ludzie tak zwanych mediów, służycie diabłu, nie chodzicie do kościoła, nie macie szacunku dla Boga. Jeśli piszecie o edukacji, to tylko po to, aby siać zamęt seksualny wśród dzieci. Wskutek waszego działania nawet spokojne dziecko ulegnie deprawacji i zamiast pójść do szkoły, pójdzie do domu publicznego, aby uczyć się tam wyuzdania.

Przyjazd Blaszki i dyrektora Big Money oraz awantura ministerialna przed domem przywróciła Kwefiego do przytomności; zdał sobie sprawę, że przeżył ciężki sen. Był zły na siebie, że dopuścił, aby Tasak dawał mu się we znaki nawet w nocnych przeżyciach.

Odc. 8

Kilka dniu później na frontowej ścianie budynku Mennicy Fresh Money pojawiły się wielkie napisy: „Wydaj wszystkie pieniądze, inflacja straci dla ciebie znaczenie” oraz „Tylko Ruch Patriotyczno-Narodowy Kwefiego zapewni ci długie i szczęśliwe życie”. Pod napisami stał dyrektor Mennicy Fresh Money i rozdawał ulotki na tematy związane z rolą mennicy. Mówił o sobie jako człowieku uniwersalnym, przedstawicielu nurtu Nowego Renesansu intersującego się nie tylko zagadnieniami pieniądza ale także sprawami globalnymi, cywilizacyjnymi.

– Czuję się spełniony, stoję na czele mennicy państwowej i czuwam nad drukowaniem pieniędzy na miarę potrzeb i czasów, wyjaśniając sens zdarzeń oraz naszych działań.

Wieczorem, w czasie dyskusji telewizyjnej, dyrektor przeprowadził krótką analizę wojen na świecie oraz ich wpływu na wartość pieniądza w kraju, a na prośbę lekarzy objaśnił przebieg i skutki minionej epidemii, przedstawiając wykresy pokazujące wzrost liczby zakładów i karawanów pogrzebowych, ilości urn i trumien użytych do pochówku oraz wpływu tych zjawisk na inflację.

– Na szczęście zdążyliśmy dodrukować odpowiednią ilość pieniędzy, aby społeczeństwo mogło zaspokoić potrzeby związane z pochówkami osób najbliższych.

Widząc znanego z telewizji dyrektora mennicy, ludzie podchodzili do niego i dziękowali za wykłady na temat pieniądza i inflacji oraz pomoc w ratowaniu społeczeństwa w najtrudniejszym dla kraju momencie, gratulowali mu dobrego wyglądu oraz kondycji i życzyli dużo zdrowia. Niektóre osoby prosiły go także o ofertę na zakup papierów wartościowych produkowanych przez Mennicę Fresh Money. Poproszony przez dziennikarza o wywiad, dyrektor odmówił, zasłaniając się nie ciepiącymi zwłoki obowiązkami. 

Sława dyrektora Zaborczego i Mennicy Fresh Money szybko rosła. Dyrektor stał się popularną postacią publiczną. W uznaniu jego zasług dla społeczeństwa, Kwefi nagrodził go orderem zasługi i nazwał go swoim przyjacielem, za co dyrektor podziękował mu publicznie:

– Ogromnie cenię pańską przyjaźń, szanowny panie Kwefi. Ona trzyma mnie przy życiu. Bez niej byłbym niczym, można by powiedzieć prawie zerem.

Kiedy któryś z dziennikarzy wyraził opinię, że dyrektor poniża się takimi porównaniami, ten wyjaśnił:

– Moje słowa dotyczące przyjaźni z panem Kwefim wyrwano z kontekstu i potraktowano jak chwasty rosnące między bajecznymi kwiatami. To nieuczciwe. Ludzka podłość nie zna granic.

Odc. 9

W obliczu nawet słabego sprzeciwu ze strony współpracowników, Kwefi odczuwał wręcz bolesne pragnienie wyjaśniania istoty władzy i dominacji oraz podległości i służebności. Jego objaśnienia dotyczyły: kto komu służy, kto jest panem i władcą a kto sługą i niewolnikiem. Osób z własnego otoczenia krytycznych wobec jego poglądów nie karcił i nie karał, ale cierpliwie wyjaśniał, dlaczego nie mają racji. Najbardziej upartych i opornych uznawał za podejrzanych, ich twarze zapadały mu w pamięć jak ciężki kluczy rzucony w kopny śnieg. Pamięć krzywd miał podobną do słonia, trwałą i wieloletnią. Osoby, do których kierował swoje przesłania o władzy i podporządkowaniu, obejmowały także urzędników i gońców, których uważał za chłopców na posyłki różniących się od siebie tylko ważnością powierzanych spraw.

Potrzeba mówienia o władzy i posłuszeństwie była w Kwefim tak przemożna, że w końcu stała się rodzajem obsesji. Kiedyś myślał o niej tak intensywnie, że zemdlał i upadł, tracąc władzę w nogach. Natychmiast zawieziono go do szpitala. Było to dla niego dotkliwe przeżycie, ponieważ wszędzie widział szpiegów i donosicieli. W tym przypadku nie była to jednak obsesja; miał prawo obawiać się zamachu na własne życie. Miał przekonanie, że nie może być inaczej skoro jest zwolennikiem silnej władzy, które alternatywą jest bezhołowie i anarchia.

Odc. 10

Na placu w centrum stolicy pojawił się Plenipotent, rodzaj hybrydy, pełniącej rolę notariusza, pełnomocnika, rzecznika i przedstawiciela każdego zleceniodawcy, który potrzebował wsparcia w dowolnej sprawie i dobrze płacił. Mężczyzna rozejrzał się uważnie, otaksował tłum zebrany na placu i wygłosił oświadczenie.

– Złożyłem podpis pod dokumentem zwanym Kuriozum, opracowanym przez Kwefiego i jego Think-Tank. Przestudiowałem uważnie ten dokument. Jest w nim subtelna gra, podobna do śpiewu ptaków z opery Jezioro Łabędzie, zgrabnie powiązana z fabułą sztuki kryminalnej „Egzekucja Włochatego Mordercy”. Kuriozum to scenariusz teatralny, wedle którego w tajemnicy przed szerszym audytorium grupa spec-ludzi zarzuca sieć na niebezpiecznego Potwora z tajemniczej wyspy Cyklopa. Ostrze Kuriozum wymierzone jest w ujawnienie tajemnych związków Potwora z Wrażym Imperium, potajemnie wymieniającym z nami złoto, diamenty i inne cenne towary w zamian za nasze najskrytsze tajemnice. Nie będę ukrywać, że Kuriozum jest zbyt skomplikowane, aby wszyscy je zrozumieli. Ważne jest, że rozumie je sam Kwefi, jego twórca, człowiek którego uwielbiam, który jest dla mnie latarnią przewodnią, czerwonym światełkiem w ciemnościach, jakie widziałem kilka razy w Amsterdamie.

– Sam jesteś Kuriozum! – krzyczeli do Plenipotenta ludzie stojący na chodnikach i ulicach, obserwatorzy życia codziennego, ornitolodzy o wyostrzonym wzroku, adwokaci, zgarbieni hodowcy szparagów i wyprostowani emeryci, profesorowie historii, prawa i socjologii, i długie szeregi innych osób umiejących pisać, czytać, myśleć i dyskutować.

– Nie damy się zastraszyć. To wasze Kuriozum jest z piekła rodem. Jest w nim dużo podstępnych słów a mało uczciwej treści, ponieważ daje możliwość używania szafotu bez procesu, uzasadnienia i wyroku. Sam jesteś, człowieku, mieszanką poglądów lewicowych, prawicowych, liberalnych i konserwatywnych, anorektykiem dręczącym obywateli opowiadaniem głodnych kawałów! Kurzy móżdżek! – krzyczeli jego wrogowie.

Plenipotent nie zraził się okrzykami i rzeczowo wyjaśnił:

– Kiedyś żona też mi powiedziała, że mam kurzy móżdżek, ale się nie obraziłem. Udowodniłem jej, że to nieprawda. Zrobiłem sobie prześwietlenia głowy, było ich kilka, jedno nazywało się chyba UMCS, i okazało się, że mózg mam pełnowymiarowy tylko mniej pofałdowany – Mężczyzna poruszył powoli głową w lewo i w prawo, i wydął wargi czekając na oklaski. Wobec milczenia zebranych dodał:

– Taki jestem od dziecka: usłużny i uprzejmy wobec zwierzchności, i nic na to nie poradzę.

W sprawie Kuriozum przemówił Kwefi, tłumacząc swoim zwolennikom jego znaczenie.

– Chcemy wiedzieć, kto i dlaczego rozlewał przysłowiowe mleko, i kto nielegalnie handlował złotem, brylantami i narkotykami. Przeprowadzimy śledztwo i odsuniemy od wpływu na społeczeństwo tych, którym nie ufamy, bo tylko my je reprezentujemy. Już dziś wiemy dobrze, kto zawinił. Dowiedziemy mu win, nawet jeśli jest niewinny, bo naszą rolą jest ujawnianie każdej prawdy, jakakolwiek by ona nie była, biała, czarna, zielona czy czerwona. 

Odc. 11

Po opublikowaniu Kuriozum i pochwałach Plenipotenta popularność Kwefiego mocno wzrosła. Dziwił się temu. Patrząc w lustro usiłował dociec, co jest w nim takiego, co przyciąga tłumy. Widział siebie po buddyjsku, takim jakim był, bez woalek czy przysłon: niewysoki, zgarbiony starzec, wspomagający się laską.

Niedostatki Kwefiego Ruch Patriotyczno-Narodowy wyjaśniał w sposób przemyślany i jednolity.

– Kwefi nie imponuje wzrostem, ale z pewnością imponuje postawą. Jest po prostu wielki, nawet gdy mówią o nim, że jest mały. Jego krytycy to ludzie tępi; oni nie wiedzą nawet, co to znaczy mały.

Dla poprawy wizerunku Kwefi zapuścił wąsy. Był to eksperyment wzorowany na pewnym wielkim człowieku, którego wyróżniały sumiaste wąsy. Kwefi nie mógł sobie przypomnieć jego nazwiska. Po kilku dniach zgolił swoje wąsy, kiedy własna papuga go nie poznała, złośliwie pomstując:

– Wyjdź nieudana parodio władzy, bo rozerwę cię pazurami albo oddam ludowi na pożarcie!

Dla poprawy samopoczucia Kwefi oddawał się marzeniom. Jego wyobraźnia nieprzerwanie pracowała. Widział siebie w różnych rolach i sytuacjach.

Najpierw wystąpił w programie rozrywkowym Ruchu Patriotyczno-Narodowego „Nasza przyszłość”, gdzie budował baraki dla więźniów –długie drewniane konstrukcje z pryczami ustawianymi jedna nad drugą.

– Pod moimi rządami więziennictwo stanie się podstawą gospodarki, jej motorem napędowym –z przekonaniem wyjaśniał publiczności, pokazując liczne zdjęcia ludzi wrogich mu ideologicznie. – W gospodarce chodzi o pieniądze, a pieniądz nie rośnie w lesie; trzeba go wypracować korzystając z taniej siły roboczej więziennictwa.

Przeciwnicy Kwefiego uznawali to za wizję kraju, o jakim marzył i, któremu poświęcał swoje myśli i działania.

W końcu czerwca Kwefi zradykalizował się. Po północy ścinał „wrogom kraju”, jak ich nazywał, głowy na szafocie. Do dyspozycji miał zgrabne, niezbyt duże, ręcznie uruchamiane urządzenie, które nazywał szafocikiem. Czyniąc ponurą powinność wyobrażał sobie, że pozbawia głów swoich przeciwników aspirujących do królewskich stanowisk, jakimi dysponował.

– Dlaczego jesteś tak okrutny, Kwefi? Dlaczego wzorujesz się na krwawej rewolucji francuskiej? – pytali dworacy z najbliższego otoczenia, bojąc się, że nadmierna fascynacja unicestwianiem przeciwników doprowadzi go do szaleństwa.

– Jestem radykałem, lubię proste i czyste rozwiązania – odpowiadał.

Odc. 12

– Plenipotent popełnił zbrodnię! – w mediach, Internecie, na forach międzynarodowych, spotkaniach, gdzie debatowano o przyszłości kraju i obywateli, wrzało od okrzyków oburzenia.

– Co się stało? – pytali się bezrozumnie tylko ci, co błądzili w mgłach zwichrowanego myślenia o świecie realnym.

Sytuacja okazała się prosta a zarazem skomplikowana, jak wiele rzeczy w świecie, gdzie zgrzebna rzeczywistość miesza się z odurzeniem intelektualnym, patriotycznym i uczuciowym. Nad krajem przetaczały się burze, niosące groźby spełnienia się zatrważających zmian, nie tylko klimatycznych. Panował ogólny bałagan, grożący rozlaniem się. Węgiel, ropa naftowa i gaz taniały, podczas gdy ceny artykułów codziennej potrzeby leciały w górę. Ludzie głośno protestowali, manifestując swoje niezadowolenie.  

Plenipotent i Kwefi spotkali się w czasie takiej burzy przy chodniku, nie wiadomo czy przypadkowo czy nie. Wymienili się uprzejmościami.

– Dokąd pan zmierza w taką pogodę, szanowny panie Kwefi? – zapytał dwornie Plenipotent.

– Do siedziby Ruchu Patriotyczno-Narodowego. Mam tam podjąć decyzję stworzenia specjalnej Machiny Destrukcji, mającej na celu zniszczenie Potwora, znanego ci Tasaka, rzucającego kłody pod nogi Ruchu Patriotyczno-Narodowego. Machina jest konstrukcją niesamowitą, wyposażoną w żelazną szczękę, zdolną przerobić w proch każdą przeszkodę stojącą na drodze Ruchu Narodowo-Patriotycznego.

Po chwili wahania, Kwefi dodał.

– Przeraża mnie ta wielka kałuża przede mną. Boję się, że się spóźnię na posiedzenie, co odwlecze powstanie machiny.

W tym momencie Plenipotent, kierowany odruchem szacunku dla ludzi starszych,  podłożył się Kwefiemu pod nogi, rozciągnął jak materac, aby ułatwić mu przejście suchą nogą i podjęcie jak najszybciej decyzji stworzenia Machiny Destrukcji. Życzliwa pomoc Plenipotenta wyjątkowo pozytywnie usposobiła Kwefiego, ponieważ będąc zaawansowanym wiekowo starcem odczuwał coraz większe problemy pokonywania przeszkód.

Tego samego wieczoru, po powołaniu do życia Machiny Destrukcyjnej, Kwefi zadzwonił do Plenipotenta.

– Drogi Plenipo! – był to życzliwy skrót, jakiego Kwefi używał w stosunku do Plenipotenta, aby wyrazić wdzięczność i wzruszenie. – Gdyby nie ty, nie doszłoby do powstania i uruchomienia Machiny Destrukcji. Będę się za ciebie modlić do Pana Boga. Mam wrażenie, a nawet przekonanie, że jest On po naszej stronie, ludzi pobożnie elastycznych, wierzących w boską moc nieskończonej władzy oraz pieniądza. Dzięki Machinie Destrukcyjnej dysponujemy szansą przyśpieszonej edukacji narodu w kwestiach, co jest dla niego dobre a co złe, bo niestety jest to naród niedouczony, wymagający prowadzenia za rękę. W dowód uznania za twoją życzliwą pomoc gwarantuję ci masę przepięknych foteli w ważnych miejscach, urzędach, instytucjach i władzach, dla ciebie i dla twoich pracowników, oraz życzliwość przy przyznawaniu nagród, medali, odznaczeń i awansów. Jesteś dla mnie jak syn, Plenipo!

Odc. 13

Kiedy sprawa Machiny Destrukcji nabrała rozgłosu, większość obywateli kraju wściekła się na Plenipotenta i zacięła w szalonym oporze, krzycząc:

– To potworne i oburzające. Człowiek na takiej pozycji, podkładający się temu pseudomocarzowi pod nogi, aby doprowadzić do powstania i uruchomienia Machiny Destrukcji! Tak nas poniżył. Plenipotent nienawidzi Tasaka podobnie jak Kwefi. Dlaczego oni się go boją i mają go za potwora?

– Podobno Tasak powiedział Plenipotentowi, że przyjdzie taki dzień, kiedy przyjrzy mu się, czy zawsze miał czyste ręce podpisując dokumenty ważne dla kraju i obywateli – rozpowiadali między sobą ludzie.

– Prowadzę higieniczny tryb życia i nie mam sobie nic do zarzucenia. Regularnie myję ręce. Przede wszystkim przed śniadaniem, obiadem i kolacją. Tak mnie nauczono w domu rodzinnym i tego się trzymam – upierał się Plenipotent, kiedy usłyszał tę opinię.

– Czystość rąk to poważny temat medyczny i społeczny. Przecież dokumenty, jakich Plenipotent dotyka, mogą przenosić chorobotwórcze drobnoustroje, mikroby, wirusy i bakterie. Nikt naprawdę nie wie, co Plenipotent – oprócz podpisywania dokumentów- robi jeszcze swoimi rękami, komu je podaje, do czego przykłada, w co je wyciera – lekarz komentujący wypowiedź Plenipotenta przedstawił bogactwo wyzwań zdrowotnych. – Znajomy mówił mi, że na własne oczy widział Plenipotenta w ogródku Kwefiego, jak kopał grządki a potem wrzucał naturalny nawóz do dołków, w których sadził ulubione warzywa Kwefiego. Pracował bez rękawiczek ochronnych. Plenipotent to bardzo uczynny człowiek, ale moim zdaniem nie zawsze przestrzega zasad higieny. To może być niebezpieczne dla jego umysłu, ponieważ istnieją bakterie silnie związane z działaniem mózgu. Najsilniejszy związek z kondycją intelektualną mają bakterie typu Barnesiella, Lachnospiraceae oarz Akkermansia. Z kolei bakterie Sutterella ograniczają możliwości poznawcze. Organizm ludzki to bardzo złożona struktura. Martwię się o Plenipotenta i jego prace na rzecz Kwefiego.

Do dyskusji na temat wyjątkowej usłużności Plenipotenta wobec Kwefiego włączyli się komentatorzy zagraniczni, uznając, że Machina Destrukcji pcha społeczeństwo Omerni w kierunku wielkiego więzienia, otoczonego murem, drutami kolczastymi i uzbrojonymi strażnikami na wieżyczkach obserwacyjnych.

– Myśleliśmy, że uda na się poprawić relacje z Omernią, a tu masz babo placek z toksycznym zakalcem – powiedział rzecznik Koalicji Kontynentalnej.

– Sprawa jest rozwojowa. To się tak łatwo nie skończy. Od samego myślenia o Machinie Destrukcji można się rozchorować. Przewiduję wzrost stresu, napięcia i niepokoju społecznego – powiedział Erazmowi Salomon Ircha, lubiący bawić się w przepowiednie i zgadywanie przyszłości.

Odc. 14 

W pierwszy czerwcowy piątek, dzień upojnej pogody i wakacyjnego entuzjazmu, Plenipotent nieoczekiwanie źle się poczuł. Poprzedniego dnia otrzymał kilka telefonów w sprawie Machiny Destrukcji, a w nocy śniło mu się, że uciekał przed nią. Machina wyciągała wielkie żelazne łapy w jego kierunku, uciekał przed nią przez świeżo zaorane, wilgotne pole, nogi mu grzęzły w lepiej ziemi. Co gorsze, słyszał za sobą głos Kwefiego, rzucającego za nim niezrozumiałe oskarżenia, a nawet przekleństwa. Zapamiętał jeden fragment:

– Co ty narobiłeś, synu mamuta?

Określenie „synu mamuta” zabolało go najbardziej, było w nim coś monstrualnie zwierzęcego i ciężkiego.

W salonie, gdzie jadał śniadanie, czekała na niego żona. Przyglądała mu się uważnie. Nie lubił takich spojrzeń, pod ich ciężarem czuł się jak złoczyńca, wykradający rodzicom ze skarbonki ciężko zarobione pieniądze.

– Wyglądasz jak nieświeże, niedogotowane jajko. Mówię to z bólem w sercu. Zjedz coś, to może ci się humor poprawi – dodała podsuwając mu talerz z wędliną i serami. – A kiedy skończysz, idź do sali gimnastycznej i wykonaj tam kilka swoich ulubionych ćwiczeń, najlepiej tych podobnych do salta do tyłu. Tych, z których byłeś kiedyś taki dumny. Jedno z nich nawet nazwałeś „saltem Kwefiego” na cześć swego hojnego zleceniodawcy. Czy on o tym chociaż wie?

Sala gimnastyczna była przestronna i pusta, Był to duże pomieszczenie, gdzie Plenipotent oddawał się nie tylko ćwiczeniom ale i rozmyślaniu. Po wykonaniu trzeciego ćwiczenia mężczyzna poczuł nagły ucisk w głowie, jakby coś się w niej przestawiło. Opowiedział zdarzenie żonie.

– Chyba coś mi przeskoczyło w mózgu, bo zobaczyłem świat zupełnie inny niż kilka dni wcześniej. Chodzi mi przede wszystkim o Machinę Destrukcji. Dostrzegłem jej wady, bardzo wyraźnie. Przedtem ich tam nie było. Muszę je naprawić.

– Jak to zamierzasz zrobić?

– Przede wszystkim zmienię instrukcję obsługi. Od razu mi się nie podobała. Co wpadło mi do głowy, aby podpisać taki dokument? Będę tego żałować do końca życia, jeśli nic nie zmienię.

Przemyślawszy sprawę, Plenipotent wyszedł na Plac Dziękczynny przed pałacem, aby przetestować świeżo zaimprowizowane przemówienie.

– Machina jest dobra, wręcz doskonała, ale należy wprowadzić do niej poprawki. Po pierwsze, ludzie przewidziani do obsługi muszą być zastąpieni przez prawdziwych mechaników-specjalistów. Po drugie, należy ograniczyć skutki działania machiny. Nie można dopuścić, aby jej szczęki zagrażały ludzkiemu życiu. Szczęki muszą być z twardej gumy, nie z żelaza. Po trzecie, ludzie poturbowani przez machinę muszą mieć dostęp do lekarza i szansę wyleczenia. Liczę na to, że pan Kwefi, człowiek najszlachetniejszy pod słońcem, którego uważam za mego duchowego zwierzchnika a nawet przewodnika życiowego, zechce zgodzić się ze mną.

Moje książki: https://www.empik.com/szukaj/produkt?q=michael%20tequila&qtype=basicForm&ac=true

Przekaż dalej
26Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *