Człowiek zagubiony. Miniopowiadanie.

Stałem na dworze i patrzyłem w niebo, nabierając stopniowo przekonania, że oto zaraz, za chwilę, przestanę istnieć. Tak też się stało.

– Widocznie siła mojej wewnętrznej perswazji pokonała mój instynkt życia – przemknęło mi przez głowę w sposób tak misterny, że nie naruszyło to racji mojego nieistnienia.

Kiedy już byłem pewien, że przestałem istnieć, poczułem się jak bezpański pies. Byłem bezpańskim psem. Nikt mnie nie kochał ani ja nie kochałem nikogo. Zobojętniałem, nic nie czułem, ani zimna ani ciepła, nawet bólu, kiedy okrutnie szczypałem się w udo, policzek lub ramię. Stan ten nazwałem osobliwym. Podjąłem obserwację.

Na dworze świeciło słońce, ludzie poruszali się po ulicach, w liściach drzew szumiał wiatr, mój głos jednak do nikogo nie docierał. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, nawet przysłowiowy pies z kulawą nogą. Nie otaczał mnie żaden szacunek ani miłość. Nikt mi nie podał kawy ani nie zagadał do mnie. Wewnątrz mnie i na zewnątrz trwała pustka. Szukałem w sobie winy za ten stan, niczego jednak nie znalazłem.

– Bóg mnie opuścił – byłem tego pewien.

Postanowiłem udać się na ruchliwy dworzec kolejowy Magna, przez który każdego dnia przewijały się tysiące ludzi, aby spróbować się odnaleźć. Było gwarno, ciepło i przytulnie. Ludzie poruszali się, ocierali się o siebie, pozdrawiali, pytali o perony, pociągi, odjazdy i przyjazdy. Każdy znajdował tam jakieś miejsce dla siebie, odnajdywał się nawet w czasie najgorszej pogody i najpodlejszego samopoczucia. Nie było ludzi niepotrzebnych, może z wyjątkiem sprzątacza Józefa Rudego, byłego maszynisty, który zamierzał popełnić samobójstwo w toalecie dworcowej. Nie mógł pogodzić się z tym, że w niecałą godzinę po sprzątnięciu peronu, po usunięciu każdego papierka i każdego niedopałka papierosa, na peronie znów było pełno śmieci. Liczyłem na to, że odnajdę się na dworcu, o ile tylko zapomnę o szalonym samobójcy.

Udało mi się, ale na krótko. Odnalazłem się tylko na pół godziny. Zdążyłem w tym czasie przyjrzeć się dwóm wystawom sklepowym, jednej z hulajnogami, drugiej z obuwiem, napić się kawy, zjeść tłusty pączek i kupić gazetę z programem telewizyjnym. Kiedy mój czas upłynął, wróciłem do stanu zagubienia. Znowu nikt mnie nie kochał ani ja nie kochałem nikogo. Zobojętniałem, nic nie czułem, ani zimna ani ciepła, nawet bólu. Był to stan zawieszenia, podobny do lewitacji. Nikomu go nie życzę, można się jednak do niego przyzwyczaić.

To dlatego, że człowiek jest jak szczur. Na początku trutka zabija go bezlitośnie, na drugim etapie stosowania już mniej, na trzecim w ogóle mu nie przeszkadza, a na czwartym wprost nie może bez niej żyć. Liczy się wytrwałość, zrozumienie i umiłowanie prawdy. Kiedy to osiągniesz, możesz żyć wiecznie.

Michael Tequila
Gdańsk, 20 marca 2022

Przekaż dalej
1Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *