Powieść. Laboratorium szyfrowanych koni. Cz 145: Przemiana Anabaptysty


Pomnik na Placu Świętej Anny w Madrycie poświęcony Calderon’owi de la Barca. Anioł po lewej reprezentuje Poezję, po prawej – Wojnę.

Anabaptysta, którego wrażliwość porównywano z kamieniem, wieczorem doznał olśnienia. W promieniach słońca sączącego się do pokoju przez liście wielkiego dębu, objawił mu się konioczłowiek jako najdoskonalsza kombinacja przyrody i cywilizacji. Anabaptysta dostrzegł w nim niezwykłe piękno i symbolikę: połyskliwie aksamitną sierść, delikatniejącą w miarę przesuwania się od dołu go góry, kształtne nogi i kopyta, najbardziej imponujące elementy stworzenia żyjącego na wolności i lekko łysiejącą głowę, symbol człowieczeństwa.


Biblia Świętego Pawła, Księga Objawienia.

Objawienie wywołało przełom w jego życiu. Twardy i nieustępliwy ekoanarchista został w jednej chwili adoratorem nowego gatunku. To go tak zauroczyło, że kilka dni chodził otumaniony, potykał się o próg i kamienie na ścieżce, korzenie w lesie, a nawet własne nogi. W końcu przestał nawet dostrzegać kolegów i koleżanki, z którymi do niedawna pił i śpiewał pieśni pełne żeglarskiej tęsknoty, ucieleśniającej najgłębsze pragnienia człowieka o szeroko otwartych oczach. Pod wpływem przeżycia Anabaptysta zmienił ksywę. Przyszło to mu równie łatwo jak kiwnięcie palcem w bucie lub rzut garścią piasku na słonecznej plaży. Jego nowa ksywa, Poeta, ulotna i finezyjna, w pełni odpowiadała nowej osobowości.

Następnego dnia, pozorując lekkie zamroczenie alkoholowe dla dodania sobie pewności, wygłosił przemówienie w klubie literackim.

– Członkowie rządu są cyniczni, prostaccy albo głupi, dostrzegając tylko zwierzęta domowe, krowy, owce, kozy, kury, indyki, gęsi i kaczki, i to jedynie dlatego, że znają smak ich mięsa, mleka, delikatność puchu lub miękkość pierza. Umieją ocenić tylko ich użyteczność, ale nie piękno. Co do konia, to ministrowie prawdopodobnie znają z widzenia, oprócz masywnego tułowia, wielkiego łba i solidnych kończyn, tylko uprząż i akcesoria służące podporządkowaniu zwierzęcia człowiekowi. Oni w koniach widzą elementy gospodarcze, służące ludziom w podobny sposób jak chochla do zupy lub pasta do butów. Rząd, ta zbieranina przypadkowych osobników, którzy doszli do władzy na skrzydłach złożonych obietnic, nie ma pojęcia o koniach, ich szlachetności, wrażliwości i ambicjach, potrzebie dobrego traktowania oraz imperatywie przeżycia. Dlatego to my musimy zająć się losem koni, wziąć go we własne ręce.

W podsumowaniu Poeta zaapelował o zdecydowane poparcie decyzji stworzenia konioczłowieka, odzyskując się w pięknie myśli i słów, a w zamierzeniu również czynów.

Społeczność laboratorium doceniła buntowniczość Poety, jej proroczy wymiar i siłę ekspresji. Tylko nielicznym laborantom przemiana Anabaptysty w Poetę oraz jego uduchowiony wywód wydał się mało zrozumiały; nie mieli jednak wątpliwości co do szczerości jego intencji. Nina Aleman, przewodnicząca zarządu, uznała jego wystąpienie za głos zdecydowanego poparcia dla genetycznej integracji konia i człowieka.

*****

Sprawa bezpieczeństwa Josefa pojawiła się w rozmowach jeszcze przed pojawieniem się jego samego na świecie. Zaczęło się od spekulacji, pytania rzuconego od niechcenia, zgadywanki, jak może wyglądać pierwszy dzień konioczłowieka na wolności. Od słowa do słowa rozkręciła się dyskusja, budząc coraz więcej wątpliwości i kontrowersji. Scenariusz wydarzeń malował się laborantom w coraz ciemniejszych barwach. Nagle zdali sobie sprawę, że konioczłowiek będzie najbardziej samotnym stworzeniem na świecie. Chodziło o diaboliczny dylemat: podwójną osobowość i niepospolity wygląd Josefa.

W nocy atakowały ich widziadła rzucające obelgi i zadające im dziwne pytania. Nawet Nina nie ustrzegła się przed nimi. Stała na otwartej przestrzeni obok Josefa spokojnie skubiącego trawę, kiedy pojawiła się przed nimi grupka osób, dwie kobiety i trzej mężczyźni, niezgrabny wyrostek oraz dziewczynki-bliźniaczki ubrane w pomięte mundurki szkolne. Patrzyli w jej kierunku, wyrażając zdziwienie i oburzenie. W grupie wyróżniał się mężczyzna w kufajce węglarza, jaką pamiętała jeszcze z okresu dzieciństwa. Krzyczał do niej oskarżycielsko:

– To cyrkowy dziwoląg. Skąd takiego wytrzasnęłaś? Przyprowadzając go tutaj popełniasz przestępstwo.

Stojąca obok krzykacza kobieta przez dłuższą chwilę patrzyła na Ninę zadziornie, po czym szyderczo wycedziła: – Jestem nauczycielką biologii od wielu lat. Widziałam już różne okazy przyrodnicze, ale czegoś takiego to nie zobaczyłam nawet w kinie. Ni to pies, ni wydra, jakaś zoologiczna osobliwość, odmieniec.

– I kandydat do księgi rekordów Guinnessa – dorzucił młody oberwaniec, po czym oświadczył, że chciałby się na nim przejechać. – Czy on może wziąć mnie na barana? Z wyglądu jest bardzo silny. – Kiedy to mówił, oczy mu zabłysły. Wydały się Ninie wyjątkowo inteligentne. Była przekonana, że stojącemu przed nią obwiesiowi nie przeszkadza niezwykła ludzko-końska sylwetka Josefa i rzeczywiście chętnie wsiadłby na niego. To dodało jej otuchy. Wcześniej nigdy nie przyszło jej do głowy, że Josef rzeczywiście mógłby sprawiać dzieciom wiele frajdy, nosząc je na barkach tak jak ojciec nosi swoje dzieci. Był bardzo silny. Wykazały to testy siłowe.

W sennym zagubieniu nie zauważyła, jak grupa nieznajomych rozmywała się w powietrzu. Kiedy znikali, usłyszała tętent i zobaczyła stado koni galopujących w jej kierunku. Zatrzymały się niedaleko, po czym od stada oderwały się dwie klacze i rozszerzając chrapy podeszły do Josefa. Przyjrzały mu się z bliska, zachowując ostrożność. Chwilę później powróciły do swojego stada, obróciły się pyskami do wewnątrz i pozostały tak kilkanaście sekund. Nina miała wrażenie, że zdają relację ze spotkania. Była przekonana, że był to przekaz w rodzaju: „To mało ciekawy osobnik. Nic tu po nas”. Stado odeszło w stronę, skąd przybyło.

Przekaż dalej
13Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *