Powieść. Laboratorium szyfrowanych koni. Cz. 57: Maski i spór Barras-Sefardi.

Na Placu Centralnym Afary pojawiły się nowe lustra deformujące sylwetkę Sefardiego. W ciągu kilku dni jego nieobecności rządowa prasa nie pozostawiła na nim suchej nitki. Przypisano mu zgubny wpływ na młodych, niedoświadczonych ludzi, odwracanie swoimi wynalazkami uwagi od spraw dzieci i rodziny, a w dodatku zachęcanie ich do konsumpcji dóbr luksusowych.

Wynalazca postanowił nie pozostać dłużny gubernatorowi. Czekał na okazję. Kiedy otrzymał zaproszenie do zwiedzenia zakładu wyrobów gumowych i środków pirotechnicznych, nie miał jeszcze żadnego planu. Zaproszenie dostarczył goniec firmy, mężczyzna o skromnej posturze i twarzy tak nabrzmiałej czerwienią, jakby zaraz miała wybuchnąć. Zapraszającym był członek Fan Clubu Sefardiego, miłośnik jego twórczości, niejaki Asturias. Zachęcał Sefardiego do odwiedzenia swojego zakładu w dowolnym czasie obiecując niespodziankę. – Będzie dla mnie zaszczytem osobiście oprowadzić Pana po zakładzie i pokazać nasze osiągnięcia. Jestem pewien, że będzie Pan zadowolony – wykaligrafował odręcznie kończąc wyraźnym podpisem. Zaproszenie miało kształt i wygląd maski ludzkiej twarzy.

*****

Zakład mieścił się w budynkach dawnej manufaktury dywanów. Zaraz za bramą wjazdową, na której figurował wielki napis „Bania Spółka Rodzinna”, z niskiego fundamentu po lewej stronie drogi wewnętrznej wyrastał wielki komin; wyglądał, jakby zaraz miał zacząć dymić. Za nim rozciągał się długi budynek z przybrudzonej czerwonej cegły z frontową ścianą wypełnioną drobnymi oknami. Była to hala produkcyjna. Wewnątrz siedzieli w długim rzędzie pracownicy ubrani w białe fartuchy i sprawdzali gumowe maski przesuwające się przed nimi na taśmie. Dalsze pomieszczenie służyło za suszarnię. Rozwieszone na dolnym fragmencie ściany maski imitowały twarz Barrasa. Był to ten sam wizerunek, ale w wersjach demonstrujących różne uczucia: gniewu, zdziwienia, strachu, smutku i radości. Sefardi nie krył zaskoczenia.

Właściciel zakładu wyjaśnił, że maski cieszą się szczególną popularnością wśród młodzieży, ale nie tylko. Męski i żeński wizerunek twarzy gubernatora sprzedawał się równie dobrze. Ludzie używali masek na publicznych demonstracjach i wiecach, spotkaniach prywatnych, albo dla zabawy, albo dla demonstracji swych uczuć wobec gubernatora. Co dziwne – wyjaśnił Asturias – nabywały je dwie różne grupy obywateli: zwolennicy szefa rządu w celu okazania mu poparcia, przeciwnicy – w celu ośmieszania go. – Nie sposób to zrozumieć, ale tak jest. Sprawdziliśmy. Ta sama maska może być oceniana w różny sposób. Przez moment Sefardiemu wydawało się, że jego nazwisko brzmi Onegiras. Zwodniczość masek udzieliła się na moment jego własnej pamięci.

– Czy produkuje pan może podobizny głów zwierząt przypominające głowę człowieka? – Pytanie Sefardiego podobało się Asturiasowi. Zbliżała się pora obiadowa i właściciel firmy zaprosił gościa do pobliskiej restauracji dla przedyskutowania pomysłu.

Kilka dni później na ulicach pojawiły się „zwierzęce twarze gubernatora”. Były to egzemplarze próbne: dwa zwierzątka, żaba i lis, które po nadmuchaniu powiększały się do rozmiarów ludzkiej głowy. Doskonale przypominały twarz gubernatora w obszarze oczu, nosa i ust.

Zabawa z gumowymi zwierzątkami szalenie się podobała. Po kilku dniach we wszystkich zakątkach stolicy setki dzieci dmuchały ustnie, pompkami rowerowymi lub elektrycznymi, nowe, wciąż ulepszane wersje zwierząt z podobizną gubernatora, do której dodano wizerunki czołowych postaci jego gabinetu. Zwierzątka były poruszane małym urządzeniem na bateryjkę, skakały do przodu, niektóre wydawały ostre piski, rechot lub naśladowały śmiech Barrasa. Asturias wprowadził wkrótce innowacje; niektóre zwierzątka po zderzeniu ze ścianą przyklejały się do niej, inne wybuchały jak przekłute balony, jeszcze inne rozpadały się w powietrzu zostawiając niemiły zapach.

Produkty zostały zakwestionowane jako obrażające godność osobistą gubernatora. Rząd nie czekając na wyrok sądu uznał zabawki za pozbawione gustu, obrażające uczucia publiczne, a zabawę nimi za perwersyjną rozrywkę propagandową inspirowaną przez opozycję i wydał zakaz ich produkcji. Wkrótce produkcję i publiczne demonstrowanie także masek z podobizna gubernatora uznano za działalność antypaństwową.

Zakaz i nałożone kary wywołały sabotaż. Nieznani sprawcy wypuszczali w miejscach publicznych nowe, udoskonalone zwierzaki i eksplodowali je na odległość, kiedy zbliżał się policjant, strażnik miejski lub inny przedstawiciel władzy. Śledztwo okazało się trudne. Policji nie udało się udowodnić, kto zlecał, sponsorował lub opłacał produkcję lub dystrybucję. Wszyscy oskarżeni tłumaczyli się, że kupowali zabawki na bazarze, rynku lub lokalnym targu. Sprzedający natychmiast znikali ze sceny lub wymieniali się niepostrzeżenie po sprzedaży małej ilości egzemplarzy. 

Napięcie między Gubernatorem a Mistrzem stało się sprawą publiczną, kłopotliwą dla obydwu. Pojawili się mediatorzy, usiłujący załagodzić spór i zaproponowali, aby zainteresowani spotkali się i spróbowali dość do porozumienia. Nie była to inicjatywa ani Gubernatora, ani Mistrza, ale anonimowej wysokiej osobistości Kościoła Hierarchicznego, niemogącej pogodzić się z tym, że dwaj znani obywatele walczą ze sobą.

Wedle informacji prasowych, Mistrz oskarżał Barrasa o niszczenie sztuki i tradycji zegarmistrzostwa, zegara tradycyjnego oraz o wyrażanie krytycznych opinii o branży i o nim samym. Nie był to pogląd kompletny, gdyż spór był znacznie głębszy. Rzecznik rządu twierdził, że oskarżenia Sefardiego są całkowicie niesłuszne, ponieważ gubernator Barras nie jest przeciwnikiem sztuki zegarmistrzowskiej, rozumie i docenia osiągnięcia Mistrza Baroki, tylko inaczej widzi przyszłość zegarmistrzostwa w Nomadii; nie jako supernowoczesną technologię, lecz jako specjalizację zawodową opartą na tradycji. – Nasza tradycja zegarmistrzowska ma i będzie miała wielkie znaczenie także w przyszłości, ponieważ jest fundamentem tożsamości narodowej – kilkakrotnie powtarzał rzecznik gubernatora.

Do spotkania długi czas nie dochodziło, ponieważ gubernator był niezwykle zajęty. W odpowiedzi na nieustępliwość Barrasa, Sefardi skonstruował zegarek prześmiewczy. Na jednej połowie cyferblatu pokazywał on czas uniwersalny, a na drugiej czas Barrasa. Przesunięcie daty o jeden dzień do przodu na skali zegarka uniwersalnego, powodowało cofnięcie daty o jeden dzień na drugiej skali. Jedna część cyferblatu wskazywała czas posuwający się do przodu, druga cofający się.

Spotkanie nie doprowadziło do porozumienia, ani nawet zbliżenia stanowisk. Mężczyźni rozstali się chłodno.

– Mamy dwa różne charaktery. – Wyjaśniał Sefardi w gronie przyjaciół. – Jego zegarek wskazuje przeszłość, mój teraźniejszość. Ja patrzę w przód, on ogląda się za siebie, do tyłu. Ja chciałbym, aby społeczeństwo było nowoczesne i postępowe, on, aby trwało w historii i tradycji. Nic na to nie poradzimy, mamy oczy z przeciwnej strony głowy i w związku z tym zupełnie inne wizje świata. Rzecznik rządu, do którego dotarła ta informacja, odpowiedział, że sytuacja jest dokładnie odwrotna.

Przekaż dalej
2Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *