Wycieczka do Egiptu. Cz. 5: Moja grupa wycieczkowa

Grupa wycieczkowa, ponad 30 osób, okazała się sympatyczna i rzeczowa.

 Wycieczka łodzią po Nilu.

W gorącym klimacie ludzie otworzyli się jak kwiaty; każdy opowiadał o sobie, o swojej rodzinie, przeszłości i radościach, jakie będziemy wspólnie przeżywać w Egipcie. Ponieważ powietrze było bardzo suche, na twarzach nie było widać łez wzruszenia. Uczestnicy nawzajem pokazywali sobie paszporty, aby pochwalić się, ile kto ma lat, że jest starszy niż na to wygląda i nie taki mądry, jak to wynikałoby z fizjonomii i słów, jakimi serdecznie dzielili się z innymi. Każdy chciał pokazać swoją skromność.

Pragnienie, aby wypaść w jak najlepszym świetle i mnie się udzieliło, kiedy zauważyłem, że nie jestem już taki urodziwy, jak niegdyś. Patrząc na zdjęcie paszportowe sam się dziwiłem, jak bardzo się zmieniłem upodabniając się do dojrzałego, przystojnego sfinksa.

Myślałem tak jednak tylko do momentu, kiedy mi wytłumaczono, że była to fatamorgana.

O polityce nie dyskutowaliśmy. Wszyscy byli zgodni, że mamy cudowny rząd, jest wspaniale, będzie jeszcze lepiej, pod warunkiem, że rząd wprowadzi jeszcze więcej ograniczeń, aby ludzie się nie zbisurmanili, a minister sprawiedliwości zbuduje więcej więzień dla osób chodzących lewą stroną ulicy w czasie poważnych demonstracji śpiewanych. Przy temacie demonstracji ktoś zasugerował zwiedzenie choćby jednego więzienia egipskiego, na co przewodnik zaproponował zwiedzanie grobów faraonów, przekonując, że tam też jest ciasno, nie ma okien ani możliwości ucieczki.

– Spoko. Poczujecie się jak w więzieniu – zapewniał.

Tak bardzo to nas rozpaliło, że natychmiast chcieliśmy zwiedzać piramidy, świątynie i groby.

Po przybyciu na miejsce i zakwaterowaniu w hotelu, zjedliśmy wspólnie pierwszą kolację. Zwyczajem mieszkańców pustyni uczestnicy wycieczki wkładali sobie nawzajem do ust najsmaczniejsze kąski, gratulując udanych dzieci oraz życząc szczęśliwego przebiegu rozstroju żołądka, które hotel i cały kraj oferowali bezpłatnie każdemu turyście, i w ogóle wszystkiego najlepszego, w tym minimum dwudziestu centymetrów papieru toaletowego w najbliższej toalecie bez wody.

Przy ciasteczkach i słodyczach rozmawialiśmy o tym, czy nie warto byłoby przebrać się za Beduinów i wsiąść na wielbłądy. Mogło być też odwrotnie, ale nie pamiętam, bo piłem wtedy trzeci kieliszek spienionego białego wina, aby zabić nienawiść do samotności. Oprócz mnie były w grupie jeszcze tylko dwie samotne dziewczyny; też na pewno cierpiały tak, jak ja. Najgorsza była noc, kiedy zapadały egipskie ciemności:

 Ciemności egipskie.

mnie śniły się gołe egipskie niewiasty z zasłoniętymi twarzami, a dziewczynom nadzy Egipcjanie z czarnymi brodami, w tradycyjnych strojach egipskich galabiji, wznoszący do góry rękę i pytający:

Z jakiego kraju jesteś, dziewczynko? oraz: Czy chciałabyś za jednego dolara kupić wisiorek ode mnie?

 Beduini egipscy.

Miasta, jakie odwiedzaliśmy, okazały się niesamowicie czyste. Na ulicach nie było widać żadnych puszek po napojach, starych opakowań czy kolorowych zdjęć największego lokalnego amanta filmowego (którego widok wywoływał niezmiennie cierpnięcie ust dziewcząt dojrzałych i niedojrzałych), a w powietrzu nie latały żadne papiery, luźne odpadki ani nie unosił się kurz.

 Typowa ulica w Hurghada.

To, że brodziło się w pyle, okazało się nieprawdą. Nie wiem, kto szerzył takie wiadomości, ale nie był to miłośnik Egiptu i jego odwiecznych tajemnic.

Sprzedawcy uliczni okazali się niezwykle mili. Podchodzili do nas bardzo powściągliwie, z szacunkiem, bynajmniej nie zachwalając swojego towaru.

 Sprzedawca prażonych ziemniaków.

Oferowali od razu niezwykle atrakcyjną cenę, tylko jednego dolara i to za towar wart piętnaście dolarów wyjaśniając, że jest to zwykle barachło nie warte złamanego szeląga i oni chętnie jeszcze bardziej opuszczą cenę, a w ostateczności oddadzą łach za darmo, aby tylko zadowolić klienta. My, uczestnicy wycieczki, oczywiście nie negocjowaliśmy zbyt mocno, aby nie puścić sprzedawcy z torbami, pamiętając, że trzy dolary za ładną koszulkę z dobrej bawełny to cena tak szalenie wysoka, że biedny Egipcjanin mógłby się rozpić lub co najmniej rozpuścić jak dziadowski bicz. Ekonomiczna argumentacja stron owocowała radością rozstań oraz cichymi, lecz serdecznymi życzeniami: Niech cię Bóg błogosławi za twoją dobroć! Byłem pod wrażeniem, że pod tym względem Polacy i Egipcjanie to dwa bratanki, co mnie bardzo ucieszyło.

Przekaż dalej
6Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *